Wiecie co? Postanowiłam, że nie będę już Was męczyć opisami pachnideł rodem z cieplejszych pór roku. Na razie. ;]
Zaś aby przypomnieć nam wszystkim, że przecież mamy już niemal zimę, skupię się dziś na perfumach kadzidlanych w stylu najlepszym z możliwych. Mocnym, wyrazistym, gęstym, wzniosłym; na zapachu cudownie transcendentnym, niosącym ze sobą przekaz oczywisty ale jednocześnie stworzony z wielu elementów, które choć z pozoru obce sobie (a chwilami nawet sprzeczne), składają się na całość niebezpiecznie bliską Absolutowi.
Calling all Angels marki April Aromatics.
Ciekawa to nazwa dla perfum: wyrazista, zapadająca w pamięć, nieco pretensjonalna ale jednocześnie od razu kierujące nasze skojarzenia na właściwe tory; co zresztą w moim przypadku nie jest wcale niezbędne. :) A to dlatego, iż omawiane pachnidło od razu przenosi mnie do czasów mody na perfumy kadzidlane, kiedy to w naszym "branżowym" niszomaniactwie stawiałam dopiero pierwsze nieśmiałe kroki. Takie kadzidło - naznaczone jednocześnie goryczą ziół oraz słodyczą miodu czy wanilii, wyniosłe niczym Avignon oraz intymne jak Jaisalmer, łączące w sobie jednocześnie ducha Cardinala od Heeleya ze strzelistą bezpośredniością [ach, te oksymorony! :D ] l'Eau Trois marki Diptyque a przy tym równie krystaliczne co Olibanum Pro Fumum Roma - od razu wpada w nos, szybko budzi cały ciąg skojarzeń.
Z perspektywy późniejszych chwil rozwoju, kiedy pojawia się złocista aura cielesnego labdanum pomieszanego z syntetyczną aurą, zauważam pokrewieństwo Anielskiego Wezwania z innymi znakomitymi czystko-kadzidlakami, jak Ceremony Normy Kamali, La Liturgie des Heures od Jovoy Paris ale nade wszystko - przypomina mi recenzowana dziś kompozycja Incense Pure marki Sonoma Scent Studio, owo doskonałe, sucho-dymne, ciemno-świetliste oraz bogato-mistyczne odzwierciedlenie tęsknoty ludzkiej duszy do wszechobecnej Doskonałości i Harmonii.
[Czy one istnieją w rzeczywistości, to inna rzecz. Mnie w tej chwili najbardziej obchodzi stojąca za wiarą w nie idea oraz tęsknota].
Jak więc widzicie, niespecjalnie jest co opisywać; można nawet powiedzieć, że Calling all Angels opisałam już wcześniej, w recenzjach wszystkich wymienionych pachnideł, ze szczególnym uwzględnieniem trzech ostatnich. ;) Jednak nie będzie to cała prawda.
Bo może to nie są porażająco oryginalne perfumy, może i kompletnie nie czuję deklarowanej w spisach nut róży ani tonki, jednak cała reszta się zgadza. Jest cudowne, gęste olibanum z mirrą oraz dodającym tłustego cienia elemi, od czasu do czasu ujawnia się delikatnie migdałowy akord opoponaksu; jest ambra lub raczej akord ambrowy, miękki oraz żywiczno-słodki [szczerze mówiąc to chyba bardziej bursztynowy niż ambrowy], szczególnie piękny, kiedy tylko dołącza doń miodowe, lejące się, krystaliczne labdanum (niezbyt słodkie; słodki aspekt miodu wynika spoza niego) w stylu Labdanum od Donny Karan. Jest nasycona żywiczna mieszanka, nad którą dym staje się coraz bardziej rozrzedzony, coraz mniej wyraźny, dzięki czemu mam okazję podziwiać spokojną, jasną i suchą drzewną bazę pachnidła.
Anielskie Wezwanie z pozoru oszałamia mocą, potrafi zrobić wrażenie gorącym wichrem tudzież ognistym mieczem, postronnych potrafi przestraszyć potężnym otwarciem oraz śladem, który potrafi wówczas ciągnąć się długo za nami. Jednak kiedy tylko doń przywykniemy, gdy pozwolimy mieszaninie okrzepnąć porządnie na naszym ciele, rychło pokazuje mniej jaskrawe oblicze: łagodnieje, zmienia się w wąską aurę, już nie krzyczy lecz co najwyżej cicho śpiewa kilkanaście centymetrów ponad ludzką skórą. Okazuje się duchem spokojnym, dodającym otuchy a przecież nadal podniosłym. Najprawdziwszym biblijnym posłańcem. :)
I wiecie, co jeszcze? Ze wszystkich znanych mi perfum o podobnym tytule, właśnie ten chór anielski jest chyba najbardziej bliski oryginalnemu konceptowi owych istot. ;)
Rok produkcji i nos: 2012, Tanja Bochnig
Przeznaczenie: rasowy, uświęcony niszową tradycją uniseks o mocy początkowo potężnej i takim sillage, po kilkudziesięciu minutach zmieniający się w gęstą ale dosyć ścisłą aurę; uroczy nawet, kiedy rzednie i blaknie. :) Jednak nie wierzcie kadzidłomaniaczce, sprawdźcie sami! ;)
Przy takiej okazji, jaką sobie tylko zamarzycie, od szusowania po stokach po kolację wigilijną w gronie rodziny.
Trwałość: w granicach około dziesięciu godzin żywej, wyraźnej projekcji
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna
Skład:
kadzidło, róża, miód, opoponaks, elemi, wanilia, akord ambrowy, labdanum, cenne drewna, bób tonka, benzoes, olibanum
___
Dziś nosiłam Ambre & Santal od L'Occitane.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. Jedna z cyklu ilustracji do Boskiej Komedii Dantego, którego autorem jest francuski artysta epoki romantyzmu, Gustave Doré. Zaczerpnęłam ją STĄD.
2. To fragment Adoracji anielskiej, której twórcą jest florencki malarz renesansowy nazwiskiem Benozzo Gozzoli. Podpatrzyć ją możecie również TUTAJ.
Mein Gott! Zobaczysz, kiedyś nie wytrzymam i przyjadę obwąchać Ciebie i twoje zbiory!
OdpowiedzUsuń