niedziela, 1 grudnia 2013

Nie lubię dorosłych ludzi!

Dzień dobry, czy mogę zaofftopować?
Oczywiście że mogę; w końcu to mój blog i mogę w nim pisać, o czym tylko zechcę! ;) No to zaofftopuję.


Osób wspomnianych w tytule nie lubię, nie znoszę, nie rozumiem i nie mam zamiaru zrozumieć. Przy czym nie chodzi wcale o samą dorosłość, która w porównaniu do okresu nastoletniości ma tyle samo zalet co wad, lecz o osoby zwane dorosłymi. A już na pewno nie o "dojrzałość" ani "odpowiedzialność", lecz co najwyżej jakieś ich wykoślawione, zmutowane wyobrażenia. Wkurzają mnie dorośli - albo raczej "dorośli".

Oni bowiem jawią mnie się jako specyficzny, wyjątkowo mało przyjazny oraz sztywny gatunek. "Dorosły" to osoba, której rzeczywistość kompletnie pozbawiona jest magii, dla której najistotniejsze znaczenie ma tylko to, co wymierne i namacalne; której rozumienie zabawy zaczyna się tam, gdzie kumple/kumpele i napoje wyskokowe, której nawet przez myśl nie przejdzie, że tak naprawdę zabawa zaczyna się i kończy w naszych głowach; dla której dorosłość to ogromny ciężar oraz powód do wywyższania się, nie zaś konsekwencja naturalnego ale też wolnego wyboru (jak być powinno); której umysł wydaje się być niezdolny do jednoczesnego obmyślania domowego budżetu oraz nowego przejawu fanowskiej działalności.

"Dorosły" to ktoś mówiący: "zajmij się lepiej czymś pożytecznym!!", "przestań bujać w obłokach!", "masz zbyt bogatą wyobraźnię", "pomnażaj zyski". Taki "dorosły" nie umie cieszyć się drobiazgami, jakie przynosi mu lub jej życie i wiecznie znajdzie powód do narzekania: źle, kiedy świeci słońce, bo będzie susza i wytrzymaćsięnieda oraz źle, kiedy pada deszcz, bo zaraz zacznie się powódź a w ogóle to wytrzymaćsięnieda; bardzo źle, kiedy drogi w mieście nie są remontowane, bo dziury w nich stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa i w ogóle to skandal, aby miasto cywilizowanego świata miało takie ulice! Kiedy jednak są remontowane, wówczas jest jeszcze gorzej, bo dziwne objazdy i korki i w ogóle skandal, żeby w cywilizowanym mieście... ;>

Taki "dorosły" pytając młodego znajomego o to, co studiuje a usłyszawszy w odpowiedzi nazwę jakiegoś niszowego kierunku, potrafi zdobyć się jedynie na dwa pytania: co to takiego i "gdzie ty po tym znajdziesz pracę"? [Jakbyśmy teraz mieli mało psychologów w sklepach z konfekcją czy logistyków w call center. Dlaczego by więc nie studiować zagadnienia, które naprawdę kogoś pasjonuje?]

Taki "dorosły" śmieje się z pytań dziecka poznającego świat i jednocześnie robi wszystko, aby opóźnić własną progeniturę w rozwoju [chodzi o teksty w stylu: "skarbie, masz dopiero cztery lata i jeszcze nie możesz nauczyć się czytać. Lepiej pooglądaj obrazki". Sama nie wiedziałam, że przecież jeszcze nie mogę czytać i się nauczyłam. :D Ja, moja Mała Siostrzyczka (hehe, z tą to były w rodzinie problemy i strach, bo dziecko ma już pięć lat i jeszcze nie czyta samodzielnie. Nasi najbliżsi krewni bali się wręcz, że "coś jest z nią nie tak", oględnie mówiąc ;) ), kilkoro moich przyjaciół z dzieciństwa i obecnych...]. "Dorosły" słysząc od dziecka: "mamo, na firance siedzi smok!" lub coś w tym stylu odpowiada "nie teraz, kochanie" albo ucisza dzieciaka, bo przecież "zaraz Marek oświadczy się Hance" czy coś koło tego.


Taki "dorosły" wstydzi się swoich pozazawodowych i pozarodzinnych zainteresowań. Tym silniej, im bardziej wykraczają one poza społecznie akceptowalne dziedziny. "Dorosły" o którym wiadomo, że hobbystycznie projektuje oraz szyje ubrania a którego zaproszą na wystawę artystów gminy Chrząszczyrzewoszyce [powiat Łękołody ;) ], kryguje się opowiadać o swoich pracach: "ee... bo to żadna sztuka ale eee... no lubię to robić, właściwie...".  Boi się, że jego lub jej zaangażowanie w hobby zostanie przez resztę społeczności uznane za niewystarczająco dorosłe, przy czym jest to lęk całkowicie niezależny od wieku ocenianej osoby; i dziwi się kiedy usłyszy, że Janusz Gajos po pracy hobbystycznie zajmuje się fotografią: "no bo jak to? Aktor? Znany? To oni też mają jakieś inne zainteresowania?". :]

Taki "dorosły" na propozycję weekendowego wyjazdu do Chrząszczyrzewoszyc zawsze ale to zawsze zareaguje z niebywałą ignorancją: "Łee, Chrząszczyrzewoszyce..? A co tam może być ciekawego!?"

Taki "dorosły" z pogardą odnosi się do dorosłych, którzy w miarę uzyskiwania życiowego doświadczenia oraz dojrzałości nie wyrzekli się dziecięcego pierwiastka własnej duszy. Kpi z miłośników fantastyki oraz szczerych fanów każdej innej dziedziny. A nawet, kiedy już z jakiegoś powodu (np. chęci rozerwania się) otrze się o świat pasjonatów, podchodzi doń z mieszaniną wyższości oraz niesmaku, tworząc choćby blogowe recenzje mieszające z błotem kinowe wersje Hobbita lub Star Trek tudzież cykl Rivers of London czy ostatnią część Pana Lodowego Ogrodu [i obśmiewające ich fanów] a świadczące o całkowitym niezrozumieniu konwencji oraz wewnętrznych zasad świata przedstawionego dzieła, z którym dopiero miał do czynienia. "Dorosły" nie widzi mitycznych archetypów w Gwiezdnych wojnach ni złożoności antyutopii z literackiej serii o Igrzyskach śmierci, lecz "jakieś tam głupotki dla dzieciaków".


Podobne przykłady można mnożyć, wpadając przy tym w coraz silniejsze przygnębienie ale logicznym wydaje się w nich jeden wniosek: "dorośli" to ludzie, którzy zabili w sobie dziecko. Brutalnie oraz nieodwołalnie. Zamurowali je w głodowej celi, zarżnęli jak świnię, wyłupili oczy, wyrwali język i odcięli prawą rękę. Złożyli je na ołtarzu swoiście rozumianej dorosłości; a raczej "dorosłości".
Wyrzekli się frajdy, znacznie zredukowali ilość chwil, mogących im dać choć trochę czystej radości. Dziecko wewnątrz siebie skazali na śmierć przez zapomnienie.


Nie chcę taka być. Jeden z moich najgłębszych lęków dotyczy tego, że pewnego dnia obudzę się rano, odkryję, że stałam się "dorosła" i - nie zrobię nic, żeby to zmienić. Boję się, iż kiedyś mogłabym stracić uczucie frajdy, jakie towarzyszy mi w obserwowaniu naszego świata, znajdowaniu powiązań między poszczególnymi jego elementami; że mogłabym nie zechcieć już nigdy testować nowych perfum, podglądać przez teleskop przestrzeni kosmicznej, z motylami w brzuchu oczekiwać nowej podróży lub doświadczenia kulturalnego [to uczucie, kiedy rozcinam folię i taśmy klejące na paczce z księgarni internetowej... ;) Bezcenne! :D].
Nigdy, przenigdy nie chcę odczuwać wstydu z powodu niecierpliwego i radosnego oczekiwania na trzeci sezon Sherlocka BBC czy kolejną część Hobbita [mam gdzieś malkontentów narzekających, że Jackson i spółka rozciągnęli krótką powieść na trzy filmy. Najpierw trzeba było przeczytać Dodatki do Władcy Pierścieni, Niedokończone opowieści oraz Silmarillion i dopiero potem się wymądrzać, że P.J. "dopisuje zmyśloną akcję do oryginalnego Hobbita"] tak, jak czekałam na jubileuszowy odcinek Doktora Who [och i ach! :) ] a teraz nie mogę doczekać się jego kolejnej regeneracji.

Może nie jestem nerdem - a i geekiem tylko w połowie [bo np. nigdy nie przepadałam za grami komputerowymi zaś w okresie dziecięcym wmówiono mi, iż "komiksy są dla idiotów, którym nie chce się czytać" a teraz już nie potrafię uchwycić ich magii] - jednak czuję częścią ich społeczności. Ze swoim marzycielstwem, bogatą wyobraźnią, dosyć giętkim umysłem oraz nieprzystawalnością do społeczeństwa "dorosłych" ludzi. Dobrze mi ze sobą i moją rzeczywistością.
Znacznie bardziej wolę być dziwaczką aniżeli snobką.
Kocham dziecko wewnątrz mnie. Uważam, że to właśnie dzięki niemu moja dojrzałość staje się głębsza i pełniejsza, niż gdybym je zabiła. Cóż, myślę, że cały mój wywód można sprowadzić do słów Willa Wheatona, aktora, nerda i ojca w jednym. :) "Nie chodzi o to, co kochasz - ale o to, w jaki sposób" i o to, aby "znaleźć innych ludzi, którzy kochają w ten sam sposób, co ty".
Cóż więcej mogłabym dodać?

Może tylko drobny akcent dżenderowy, gdyż w ilustracjach niniejszej notki pałęta się trochę zbyt dużo mężczyzn. ;) Kaaatniss, cho no tuu!


I jeszcze raz, tym razem w wersji dziecięco-edukacyjnej:



A teraz idę na spacer. Chociaż zimno i wieje.
___
Dziś noszę Reindeer Games marki Smell Bent. No co, w końcu już grudzień! ;)

P.S.
Źródła ilustracji:
1. http://alicexz.deviantart.com/art/The-Lonely-God-414202760
2. http://www.bbc.co.uk/mediacentre/mediapacks/xmas13/bbc-one.html
3. http://sciencefiction.com/2012/07/03/new-images-for-the-hobbit-emerge/

5 komentarzy:

  1. W temacie komiksów - gorąco polecam Thorgala - czytanego chronologicznie. Kiedy miałam z 15 lat (czyli ponad 20 lat temu), mama wyrzuciła moją kolekcję Thorgali i innych komiksów (dziś byłyby pewnie sporo warte). Wypominam jej to do tej pory...a kiedyś sobie kupię wszystkie części:)

    VI4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, to musiało boleć! Współczuję.
      Thorgala cenię, bo kiedyś miałam okazję przeczytać dwa tomy (tych parę lat temu miały co najmniej dziesięć lat, więc możliwe, że i Ty mogłaś mieć je w swojej kolekcji :) ) i ogół treści wydawał się nawet, nawet. Jednak to nie jest "to", nie czuję autentyzmu w komiksowej opowieści. Ale kiedyś na pewno jeszcze spróbuję! :)
      I życzę Ci, żebyś przynajmniej kilka egzemplarzy swojego dawnego zbioru dostała kiedyś przy okazji świąt, urodzin itp. :)

      Usuń
  2. Wiedźmo, to o czym piszesz świetnie ilustruje film pt. "Moon man",( reż. Stephan Schesch ). Jeżeli znajdziesz chwilę, to gorąco polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Agaphio!
      Chodzi Ci o ten film: http://www.filmweb.pl/film/Ksi%C4%99%C5%BCycowy+cz%C5%82owiek-2012-665726 ?
      Oglądałam na IMDB jego trailer i faktycznie wydaje się bajkowo-sympatyczny (ależ urocz kreska! :) ) ale czy naprawdę tak bardzo różni się od Małego Księcia? Zresztą i tak obejrzę, kiedy tylko na niego trafię. Dziękuję za cynk! :)

      Usuń
    2. Ja właściwie najbardziej nie znoszę w tych strasznych i szkodliwych ludziach skłonności do oceniania i udzielania rad - bo przecież wiedzą lepiej, co dla nas dobre. Sztywniactwo podszyte lękiem - ot, co. Najsmutniejsze, że przez lata miałam kompleks, ze nie jestem dorosła - no bo jak to, tu dziecko, a tu wolny zawód? Pamiętam rozmowę ze znajomą, która zawsze sprawia wrażenie przejmująco smutnej - i współczułam jej, dopóki nie zaczęła mnie pouczać - zaczęło się od 'No JA bym nie mogła pracować w domu. Siedzieć w domu - bez kontaktu z innymi? Bez harmonogramu? Bez ustalonego porządku dnia? I jeszcze mieć dziecko, które na to patrzy! Nie będzie mu łatwo w życiu" A tfu! Zgiń, przepadnij, maro jedna. No dobra, tylko przepadnij.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )