Pieśń o miłości i przemijaniu, która jest jednocześnie zapowiedzią mojej następnej recenzji. :) Zapewne jutrzejszej. Albo niedzielnej. ;) Zobaczymy.
Tymczasem jednak znikam; czeka na mnie ciepło rodzinnego stołu, pyszny obiad oraz perspektywa wieczornego spaceru po cmentarzach. Jesienna magia śmierci oraz ponownego odradzania.
Oby i Wasz wieczór zapowiadał się niezwykle!
___
Od wczoraj chodzę po świecie w oparach Ambre Noir od SSS. Zapach, który pasuje do dzisiejszego święta.
Ambre Noir pasuje do każdego święta i dnia powszedniego... :)
OdpowiedzUsuńCo do świętowania i miłego wieczoru - nie mam sentymentu do świąt, podczas których wszyscy robią to samo. Dziś pójdę spać.
Sabb, na tym chyba z grubsza polegają święta :D.
OdpowiedzUsuńPolu, a mnie się wydaje, że Sabb doskonale zdaje sobie z tego sprawę. ;)
OdpowiedzUsuńZresztą podzielam tę postawę. Nie w kwestii świąt (takich czy innych) lecz, jakby to nazwać?, bardziej indywidualnych ale i tak sformalizowanych form świętowania. Robienia imprez z okazji urodzino-imienino-rocznic, konieczności składania życzeń, konieczności przyjmowania życzeń (wtedy jest jeszcze gorzej) itd. We wszystkich przypadkach najczęściej prześladuje mnie jedna myśl: "Proszę, niech TO wreszcie się skończy!". :] Nie-zno-szę podobnych szopek.
Dlatego jestem w stanie zrozumieć niechęć Sabbath. :)
A ja lubię taki pęd, nawet pozorny, nie odbieram go jako przymus. Wyjątkiem są durnowate i obce Walentynki z tandetną różowością. W szczególności TO święto jest dla mnie szczególne. Szkoda wielka, że znicze już nie pachną, tylko śmierdzą. Jakby mniej poezji się zrobiło.
OdpowiedzUsuń