środa, 27 listopada 2013
Zimowe zaklęcie
Choć czasu dziś trochę mało, pędzę z obiecaną recenzją. Choćby dlatego, że [jak trafnie przepowiedziała onegdaj Patrycja-Perfumoholiczka ;) ] ze wczorajszego śniegu ostały się zaledwie symboliczne resztki a tej nocy ma spaść co najwyżej marznący deszcz. Tylko, że on do Musk od Etro ma się nijak...
Piżmo to biel, czystość, pewna delikatna tkliwość; jasna cielesność podszyta mydlaną świeżością, osnuta na ramie z wszechobecnego akordu drzewnego, równie białego i klarownego, co reszta składników. I jest to drewno przede wszystkim syntetyczne, zdecydowanie Iso E lub coś podobnego, ułożone wszelako na miękkich słodkościach sandałowca oraz gwajaku.
Klimatem Musk bardzo przypomina mi powyższą ilustrację, to znaczy doskonale zbilansowane: czysty chłód śniegu, swojską nienachalną chropowatość drewna, ciepłą przytulność piżma oraz wyraźny acz nienarzucający się słodki dymek. Idealna sceneria dla idealnego zapachu, chwili uchwyconej w pachnidle identycznie, jak przy pomocy aparatu fotograficznego. [I nie przeszkadza mi, że anonimowy perfumiarz lub perfumiarka oraz ich zleceniodawcy mogą nie mieć o tym pojęcia. ;) ] Coś niezwykle ulotnego i właśnie dzięki swojej kruchości - pięknego.
Kompozycja otwiera się nietypowo jak na dzisiejsze czasy, bo niepozornie, jakby cichym szeptem. Miękką jasnością wschodzącego zimowego słońca. To lekkie oraz nadzwyczaj dyskretne akordy cytrusowe, trochę jakby zawstydzone i od pierwszej chwili pokorne wobec piżma, jednocześnie mydlano-zwierzęcego, lekko pieniącego się ale też i pierzastego, odrobinę tylko silniejszego aniżeli cytrusy. Które znikają z naszej skóry tak dyskretnie, że nawet tego nie zauważamy. Po prostu w pewnym momencie stwierdzamy, że składnikowi tytułowemu towarzyszy już fascynująco precyzyjny choć miękki, dosyć futurystyczny akord iso e super. Za nim zaś jak cień podążają pozostałe drewna, już bardziej naturalne. Zauważam jasność starych cedrowych desek czy odrobinę nasyconego, wypolerowanego na gładko indyjskiego sandałowca; jednak najważniejszy wydaje się akord gwajaku, słodkiego, lekko oleistego oraz zdecydowanie ciemnego, w miarę upływu czasu od niejadalnego deseru zmierzającego ku słodkiemu, dosyć ciężkiemu dymowi. Towarzyszące im piżmo schodzi w tym miejscu na drugi plan i chociaż wciąż jest wyraźne, i choć nadal promieniuje ciepłem odbitym od ludzkiego ciała, to już nieodwracalnie wtopiło się w drewna.
Gdzieś na przełomie serca i bazy pojawia się efemeryczny akcent zielonego roślinnego soku, ni to białokwiatowego, ni pochodzącego z żywych drzew południowych. Jednak znika zbyt szybko, bym miała okazje przyjrzeć mu się bliżej; jak to efemeryda. ;) Wiem za to, że im dłużej pachnidło przebywa ze mną, tym silnie piżmo oraz jasne, ciepłe drewna scalają się w jedność, łagodną mieszankę roślinno-zwierzęcą, całkowicie pozbawioną agresji, statyczną oraz trochę nostalgiczną. Nawet składnik tytułowy ujawnia swoje białe strony, powoli zmieniając się w pyłek (lub może raczej puder na ludzkim ciele). :) Zaś do dymno-drzewnej słodyczy oraz sandałowcowej głębi dołącza znów nuta drzew syntetycznych, przynosząca tym razem więcej akordów papierowych. Całość jeszcze bardziej blaknie, rozpływając się w otaczającej nas przestrzeni. Im cieplejszą wydaje się baza, tym bardzie Piżmo słabnie, unieważniając samo siebie.
Abstrakcyjna, miękka śnieżna jasność, złamana biel kompozycji powoli przejmuje kontrolę nad całym światem mimo, iż wie, że jej czas już minął. Zimowa, pełna spokoju baśń.
Błogość ostatniej pory roku. Nawet teraz robię się senna. :)
A przecież nie mogę jeszcze iść spać. Skoleboller same się nie polukrują . ;) Zimą nawet moja kuchnia spogląda w stronę Skandynawii.
Chyba właśnie zrozumiałam, dlaczego oprócz słodkości w nadchodzących miesiącach będę łaskawszym okiem spoglądać także na pachnidła piżmowe. Gdyby śnieg mógł być ciepły, i gdyby nadać mu rys zmysłowości... Ach! :)
Kocham zimę.
Rok produkcji i nos: 2004, ??
Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o ograniczonej mocy; tworzy aurę dosyć gęstą choć niezbyt nachalną; z czasem coraz bardziej transparentny.
Naprawdę świetny umilacz codzienności, nie tylko dla miłośników zimy ale także (tak podejrzewam) ich zupełnych przeciwieństw. ;) Na każdą możliwa okazję, wystarczy tylko - jak zawsze - odpowiednio dobrać dawkę. :)
Trwałość: niezła, bo w granicach dziesięciu-trzynastu godzin
Grupa olfaktoryczna: piżmowo-drzewna
Skład:
Nuta głowy: werbena, bergamotka, grejpfrut
Nuta serca: drewno cedrowe, drewno gwajakowe, (iso e super?)
Nuta bazy: drewno sandałowe, piżmo
___
Dziś La Yuqawam Orchid Prairie od Rasasi.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.pinterest.com/pin/423056958717689910/
2. http://www.pinterest.com/pin/423056958717689907/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )