środa, 6 listopada 2013

Nadąsani (byli) zakochani

Nadąsani, ponieważ przebywający w buduarze; bo mniej więcej tyle, po przełożeniu na polski, znaczy jego nazwa. :) Jedyne miejsce w domu dobrze sytuowanej  XVII- czy XIX-wiecznej rodziny, przeznaczone tylko dla kobiety (konkretnie pani domu). Co mnie konkretnie przywodzi na myśl stary żart o Dniu Kobiet, istniejącym w opozycji do pozostałych 364 Dni Mężczyzn. :] No ale. Nie o nich chciałam dziś pisać. A nawet nie do końca o samym buduarze.
Wszystko dlatego, że dzisiejszej recenzji nie mogłam zatytułować tak, jak chciałam od samego początku bez uprzedzania faktów. ;) Cóż... Nouez Moi, Zwiąż Mnie, marki House of Sillage samo się prosi o uniki. Bo z taką nazwą miałoby u mnie grubą krechę; i to bez żadnych okoliczności łagodzących. Na szczęście, odkąd tylko stanęłam przed możliwością testów mieszaniny, pojawiło się jedno, nadzwyczaj wyraźne skojarzenie. [Muszę wyznać, że odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, iż pachnidło pasuje do mojej "zaocznej" wizji :) ].

Proponuję Wam zatem podróż w świat jednej w moich ulubionych sztuk, napisanej przez jednego z moich ulubionych twórców a w tym konkretnym przypadku - przeniesionej na ekran w całkiem przyjemny sposób. Interesująca mnie scena rozpoczyna się w trzydziestej sekundzie, jednak prezentowany urywek dzieła obejrzeć warto od początku do końca (to tu pojawia się krokodyl):


Zemsta Aleksandra Fredry dziełem wielkim jest i basta! Zawsze i wszędzie, także w wersji wyreżyserowanej przez Andrzeja Wajdę, z Januszem Gajosem, Andrzejem Sewerynem, Romanem Polańskim, Katarzyną Figurą w rolach głównych. :D W mojej opinii właśnie ta wersja jest prawie najlepszą ze wszystkich dotychczas sfilmowanych, od psychologii postaci po szczegóły scenografii, od zimy w tle aż po lekkie przesunięcie akcji na skali czasu. Jako szczęśliwa posiadaczka płyty z tym filmem (spektaklem?) z chęcią doń wracam przynajmniej raz na kilka miesięcy. Pieniacz, bigot i mitoman plus cały zestaw otaczających ich postaci [w tym Klara którą, wbrew popularnym interpretacjom, zawsze miałam za trzeźwo myślącą, pełną radości życia ale też ironii cwaniarę]: a to Polska właśnie! :>

Wracając zaś do tematu właściwego: Nouez Moi to według mojego powonienia Podstolina, we własnym buduarze przeżywająca nieoczekiwane spotkanie z dawnym kochankiem, Wacławem. Bach! Nazwa została odczarowana. :)

 "Ja cię zwiążę, Ja cię zamknę, drogi książę".

No i związała i zamknęła, oplotła Wacława miękką, gęstą paczuloróżą, której do jakiejkolwiek oryginalności daleko, jak ode mnie na Ukrainę. Całość jednak okazuje się przyjemna w użytkowaniu, głęboka, otulająca ludzką sylwetkę niczym ogromny kaszmirowy szal. Pewnie dlatego, że w miarę upływu czasu coraz wyraźniejszy staje się dodatek kardamonowego proszku, od delikatnej szczypty w otwarciu, po kopiatą łyżkę później, kiedy róża do reszty się konfituruje zaś paczuli czekoladzieje; dzięki kardamonowi, coraz bardziej gorzkiemu i wręcz zatykającemu, aromat wciąż pozostaje żywy, nie spadając w otchłań wywołującej nudności, bezcharakternej w sumie słodyczy. Cudowny z niego strażnik! :) Kiedy zaś się zmęczy, pomaga mu różowy pieprz, lekki oraz bardzo kobiecy, ożywiający kompozycję po jednym ziarenku, rozgniecionym na płatkach róży (i jaśminu wielkolistnego). Zresztą ujawnienie się kolejnego kwiatka, który również planuje wejść w alians z paczuli nieuchronnie sugeruje nadejście bazy: efemerycznej (we własnym mniemaniu), białopiżmowej, pyłkowej. Róża stopniowo zanika na rzecz jaśminu, który w połączeniu z paczulowymi listkami daje wrażenie bliżej nieokreślonych ciasteczek, obficie posypanych cukrem pudrem. To dzięki niemu ujawnia się wspomniane piżmo, zaś przyprawy powoli rozwiewają na wietrze. Kiedy Zwiąż Mnie stygnie, na ludzkiej skórze zostaje już jedynie powidok herbaty [?] i cukrowy pył, pozostały po konsumpcji ciastek. Po pełnym, trochę przysadzistym łagodnym orientalu nadchodzi czas wątłego gourmand. I to wszystko; ot, cała historia.

Choć słuchałam jej chwilami nawet z przyjemnością, to jednak nie planuję ani jednego doń powrotu. Wolę Zemstę; więcej w niej życia oraz różnorodności. :) Poza tym od kilku tygodni Nouez Moi może pochwalić się młodszym i trochę tańszym odpowiednikiem, łatwym do znalezienia w większości perfumerii mainstreamowych; to Si od Armaniego.


Rok produkcji i nos: 2012, Francis Camail

Przeznaczenie: pachnidło kobiece; suche, zwarte, dosyć głębokie, w sam raz jako przytulny umilacz czasu na nadchodzące chłodne miesiące.
Na okazje, jakie sobie wymarzycie; wystarczy tylko sprytnie dobrać dawkę.

Trwałość: w granicach sześciu-ośmiu godzin (z czego wyraźny jest przez ok. dwie trzecie zadeklarowanego czasu)

Grupa olfaktoryczna: gourmand-szyprowa
[zaczynam rozumieć ludzi, których wkurzają tzw. "nowoczesne szypry"; coraz częściej myślę, że z tymi perfumami jest jak ze świnką morską: ani świnka, ani morska ;) ].

Skład:

bergamotka, różowy pieprz, kardamon, róża bułgarska, jaśmin wielkolistny, paczuli, mech, białe piżmo
___
Dziś noszę B Black z cyklu Blood Concept.

5 komentarzy:

  1. Wpadam w kompleksy, mam tyle zaległości, ojojoj !

    Co do Zemsty, to dla mnie najbardziej inspirującą postacią jest Papkin, Lew Północy :D Od pierwszego zetknięcia z tą lekturą (w podstawówce...) kocham mandolinę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojtam ojtam, zaległości! Pomyśl zamiast tego, ile potencjalnie cudownych zapachów jeszcze przed Tobą! :)
      Choć biorąc pod uwagę, że Si nie przypadło Ci do gustu, NM raczej nie wygląda na Twojego faworyta. Jednak tu nigdy niczego nie można być pewną; zwłaszcza przed powąchaniem perfum. ;)

      Rotmistrz sławny i kawaler? ;) Oj kot.. ups! to jest: oj tak, świetna postać. :D Znakomicie napisana.
      Dobra mandolina nie jest zła. Przynajmniej dopóki akompaniująca nią sobie postać nie zaczyna zawodzić jak kot na dachu. :)

      Usuń
  2. Jaśminowo-paczulowe ciasteczko, mniam mniam. Perfum nie znam, jednak skoro pozrównujesz je do Si (które znam bardzo dobrze), to mi mogłyby się podobać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że mogłyby. To w ogóle są przyjemne, bardzo noszalne i w ogóle ładne perfumy. Tylko diablo nieoryginalne! Jednak to szczegół, skoro soczek naprawdę nam się podoba. :) Zarówno Nouez Moi, jak i Si. ;)

      Usuń
  3. A to mnie by się nie spodobał. Drażni mnie nadawanie perfumom nieadekwatnych, prowokujących nazw. A potem się okazuje, że tyle w nich demona, co trucizny w zapałce.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )