Seria Un Air de Paris wspomnianej marki miała powstać na podstawie oryginalnych receptur z drugiej połowy XIX wieku. Cóż... kto chce, niech wierzy. ;) Co jednak nie znaczy, że pachnidła nie przypadły mi do gustu.
Wprost przeciwnie: mamy tu do czynienia ze świetnym odwzorowaniem ducha vintage we współczesnych perfumach. Miłośnicy staroci, dziś będzie coś specjalnie dla Was! :)
Classic
"Rzeczywiście klasyczny", powiedziała Pola, wwąchując się w zawartość sampla. I miała rację! :) Classic to gęsta, kwiatowa zawiesina na gładkim choć masywnym waniliowo-drzewnym łożu. Jednak zanim zagęści się i zesłodzi, zanim upudruje oraz rozłoży na wypolerowanym aż do efektu lustrzanego kawałku drewna sandałowego [być może intarsjowanego tekiem], zaskakuje nas woń bogatego, wielkokwiatowego bukietu przemieszana z lekkimi cytrusami oraz... ciemną, staroświecką skórzaną rękawiczką. Ów skórzany element pojawia się po około minucie, atakuje nozdrza oraz znika niezauważony, wszelkie nasze podejrzenia kierując na bergamotkę, tak często udającą lekką skórę albo zamsz. jednak to nie ona, jestem niemal pewna. Może galbanum, jakże dalekie od wszystkiego, co dotąd zwykłam z ową gumożywicą kojarzyć...? Trudno powiedzieć.
W każdym razie ciemna galanteria rozpływa się szybko wśród kwiatów, z których najważniejszym jest słodkie ylang-ylang, otoczone zacnym staroświeckim akordem irysowym, rozpropagowanym dzięki Shalimarowi. Stopniowo przejmują całą dostępną przestrzeń, zlewając się w całość a następnie rozjaśniając, dosładzając, pudrując... Nadejście bazy rozpoznaję dzięki piżmu, jasnemu i trochę mydlanemu acz pełnemu ciepła. To ono wnosi co nieco życia do bukietu z Classic, redukując jednocześnie jego moc. Jak również wprowadzając wspominaną już kilkakrotnie wysoce cywilizowaną taflę z egzotycznego drewna.
W zasadzie jestem skłonna zgodzić się, iż właśnie ten element serii korzeniami sięga roku 1886. To zapach jeszcze sprzed epoki szyprów, sprzed aldehydów, że o owocach i ozonie ledwie wspomnę. :) Więc może rzeczywiście bergamotka...? Albo bergamotka z galbanum [którego jako samodzielnego składnika nie potrafiłam zlokalizować]?
Skład:
bergamotka, mandarynka, galbanum, biała brzoskwinia, irys, róża, konwalia, ylang-ylang, heliotrop, drewno sandałowe, piżmo
Floral
Czyli kompozycja zapatrzona w przeszłość trochę nam już bliższą. Ponieważ wyczuwam weń ducha Quelques Fleurs l'Original marki Houbigant w dawnym wcieleniu, które poznałam dzięki Trzem Rybom albo 20 Carats Dany. To kwiaty mocne, jednolite chociaż pozbawione ułatwiającej odbiór, trochę upupiającej słodyczy rodem z opisanego wyżej Classic; tu od razu pojawia się moc oraz głębia, od samego początku wyrazista i kanciasta dzięki pojedynczym aldehydom, w miarę upływu czasu sprytnie przechodzącym w opary eugenolowych przypraw, wystylizowanych zgodnie z modą lat 30. lub 40. XX wieku.
Im dalej w Kwiaty, tym więcej ich rozpoznaję: pojawia się tu i róża, esencjonalne suszki z potpourri, i piękny narcyz, i sucho-słodki, nieomal promieniujący heliotrop, chłodny lecz gładki irys, gdzieś w tle przemykają pojedyncze molekuły jaśminu z Grasse. ;) Wszystko to zespala się z ludzką skórą, okrywa ją niczym rozgrzany, wonny wosk (którego zapach również gdzieś tam wyczuwam), głównie dzięki piżmu ciemniejszemu aniżeli w Classic za to równie przyjemnemu, gdzyż ograniczającemu się wyłącznie do roli stabilizatora mieszaniny.
Pachnidło gęste, dosyć mocne, umiarkowanie głośne, aż po brzegi wypełnione pozytywnymi emocjami, gorączkowe i radosne. Lata temu mogłoby być idealnym na okazje intymne, dziś po prostu harmonijne, zaraźliwie urocze. Nessun Dorma wśród pachnideł. :)
Skład:
jaśmin, róża, ylang-ylang, narcyz, drewno sandałowe, goździki (przyprawa), cynamon, irys, heliotrop, piżmo
Fruity
Gdyby kilkadziesiąt lat temu produkowano perfumy owocowe, właśnie tak mogłyby pachnieć. ;) Prawdziwie jędzowate owocki; pozornie słodkie, soczyste i jędrne, są w istocie nie tylko zamieszkane przez wredne robaki ale też zatrute wywarem z cykuty połączonej z Borgiową kantarellą, czymkolwiek była [bo nie wierzę, że truli wrogów kurkami ;] ]. Fruity rozpoczyna się akordem gładkim i jasnym, do cna wypełnionym fruktozową słodyczą, pochodzącą z soków słodkich cytrusów, brzoskwini na skraju przejrzałości i takiejż figi, soczystej gruszki oraz kawałeczka chrupkiego jabłka; gdzieś w tle majaczą lekkie, kwiatowe nuty wodne - i to wszystko. Fruity wydaje się esencją dziecięcej, milutkiej słodyczy. Gdyby tylko nie prześwitująca zzań cierpkość rozgryzanych płatków róży czy jaśminu, w stanie surowym smakujących odwrotnie proporcjonalnie do tego, jak pachną. ;) Wrażenie "czegoś niepokojącego", skrytego pod płaszczykiem sałatki owocowej, podkreślają szczypty kardamonu, kolendry czy białego pieprzu, dodające kompozycji ciężaru oraz ciepła. Aż do bazy jasnej i drzewnej, gdzie słodycz owoców zmienia się w pyłkową słodycz bukietu upojnych kwiatów [już nie gryzionych ;) ].
I to już konec opowieści. Nikt nikogo nie otruł, najwyżej troskliwie otulił aksamitnym płaszczem pachnidła.
Mogłabym chcieć flakon.
Skład:
brzoskwinia, figa, tangerynka, bergamotka, lilia wodna, gruszka, jaśmin, róża, kłącze irysa, kardamon, kolendra, drewno sandałowe, wetyweria, piżmo
Spicy
Te perfumy obudziły we mnie wspomnienia. Podczas testów Spicy miałam wrażenie, że cały czas towarzyszył mi duch mojego Dziadka. Nagle cofnęłam się w czasie i znów jako kilkuletnia dziewczynka stoję w drzwiach łazienki patrząc, jak Dziadek kończy się golić. Zaraz umyje maszynkę i pędzel, potem swoją twarz, osuszy ją miękkim ręcznikiem a następnie schowa na chwilę w dłoniach zroszonych... no właśnie nie wiem, czym. ;) Jakiej wody po goleniu używał Dziadek? Prawdopodobnie do czasów mojej perfumowej pasji nie dotrwał żaden flakon, zaś dziecko nie zwracało uwagi na takie szczegóły. Zwłaszcza, jeśli dotyczyły męskich produktów kosmetycznych [ekhem..]. Czy był to jakiś postpeerelowski produkt typu Brutal czy może specyfik, który swego czasu zalegał na półce zachodniej drogerii, jak np. Old Spice lub też coś pochodzącego z uzupełniającej linii jednego z renomowanych pachnideł - naprawdę nie mam pojęcia. Grunt, że pachniało dokładnie tak, jak Spicy od Maison Dorin. :D
Kompozycja głęboka, paprociowo-przyprawowa; w początkach orzeźwiająca, ziołowo-cyrusowo-geraniowa, pozbawiona słodyczy, z czasem rozgrzewa się i osusza, wpadając w mocarne tony przypraw, egzotycznych drzazg ale nade wszystko - bogatych woni teoretycznie odzwierzęcych, piżma, kastoreum czy perspiracyjnego kuminu. Silne i wyraziste choć niemęczące, gęste lecz przewiewne. Zdecydowanie vintage.
Pachnidło okazuje się tak sugestywne, że rozważam jego zakup. :) Niekoniecznie natychmiastowy.
Skład:
pomarańcza, bergamotka, bazylia, tymianek, geranium, wetyweria, drewno cedrowe, drewno sandałowe, kastoreum, gałka muszkatołowa, kumin, wawrzyn
Roku premiery serii Un Air de Paris nie udało się ustalić, lecz jej twórczynią jest Nejla Barbir.
Wszystkie pachnidła charakteryzują się znaczną mocą oraz śladem, z czasem redukującym się do luźnej aury oraz ok. dziesięciogodzinną trwałością [+/- dwie lub trzy godziny].
Dziś noszę opisane wyżej Floral. :)
Wiedźmo, pięknie dziękuję za te recenzje. Byłam bardzo ciekawa zapachów Dorin, szczególnie Classic i Floral, a opinii w sieci jak na lekarstwo ;)
OdpowiedzUsuńWszystko co tu prezentujesz i opsujesz wygląda tak wspaniale...Nie potrafiłbym wybrać tego jednego:))
OdpowiedzUsuńPróbki oczywiście niedostępne a jakże:(
Jedynie można załapać się na podróżne atomizery w kosmicznej cenie:((
Nie skorzystałem z tej oferty.
Jarku, są próbki - na Wuchsie - ale tajniej wyjdzie na www.parfumaria.com. Po 3 euro - jak masz Paypal
OdpowiedzUsuńlady Vader dziękuję za tak cenne info! :))
OdpowiedzUsuńpozdr,
Lady Vader - cała przyjemnośc po mojej stronie. Bo testowanie tych perfum to naprawdę przyjemnośc. ;) Szkoda, że marka jest niedostępna w Polsce...
OdpowiedzUsuńZ dwóch wymienionych przez Ciebie zapachów bardziej lubię Floral ale z pewnością warto poznać oba. :)
Jarku - dziękuję za miłe słowa ale czym Ty się martwisz? ;) I to w tej chwili, kiedy wiesz, że i tak niedługo je poznasz? :P
To byłoby coś dla mnie! poza Spicy zapewne, bo zapach każdego, nawet eleganckiego i ukochanego dziadka niestety mnie odrzuca. Robota sąsiada z dołu, świeć Panie nad jego duszą.
OdpowiedzUsuńTak, myślę, że mogłyby Ci się spodobać (tzn, że istnieje takie prawdopodobieństwo ;) ).
OdpowiedzUsuńWtedy za tym zapachem również nie przepadałam ale kiedy powąchała Spicy wspomnienia ruszyły lawiną.. wiesz, jak to jest..