piątek, 12 lipca 2013

Niby nie ma, a jednak jest!


Oud. Składnik perfum ostatnimi laty szalenie modny. Obecny w kompozycji nawet wówczas, kiedy milczy o tym jej nazwa. Nawet wtedy, kiedy jego obecności zaprzeczają spisy nut.
Paranoja? A może jednak coś jest na rzeczy?

Postanowiłam zająć się dziś dwoma takimi przypadkami, pozornie z drewnem agarowym nie mającymi wiele wspólnego, w istocie dzielącymi zeń sporo wspólnych genów. Trochę zbyt dużo jak na przypadkowe podobieństwa.
Roses Greedy marki Mancera oraz Black Musk od Montale.

Zacznę jednak od dygresji. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o marce Mancera od razu pomyślałam: "rety, ale zżynka z Montale!". Krótkie poszukiwania w Sieci potwierdziły moje obawy: bo oto obie marki łączy nie tylko podobny dizajn flakonów [te od Mancery nie są co prawda aluminiowymi flaszencjami z zawleczką ale porównajcie, proszę, wygląd etykiety/nadruku na flakonie: zbliżona szata graficzna oraz czcionka, identyczne rozmieszczenie napisów], logo z "pociętą" literą M w roli głównej lecz nawet stylistyka kryjących się we flakonach soczków! Zupełnie, jakby tworzyła je ta sama osoba; bądź dwie, za to powiązane ze sobą prywatnie i zawodowo. Gdyż nie sposób uciec od myśli, że ktoś się kimś zbyt mocno inspirował. Dodatkowo za powstaniem marki Mancera stoi nie kto inny, jak Ammar Atmeh, fundator Montale Paris. Coś za wiele tych zbiegów okoliczności.
Wróćmy jednak do sedna notki.


Moim pierwszym nie-oudem będzie Black Musk, pachnidło teoretycznie piżmowo-przyprawow-drzewne, w rzeczywistości wzbogacone o krystaliczny i lizolowy acz nieco maślany oud w otwarciu. Owijający resztę składników luźnym ale śliskim i nieprześwitującym szalem z gęstego dymu. Nieomal jednonutowiec.

Po kilku chwilach akord otwarcia staje się bardziej przejrzysty, umożliwiający jednoczesne ujawnienie się przypraw pikantnych oraz suchych (zatykająca gałka muszkatołowa, co nieco ziaren czarnego pieprzu) oraz jednolitej mieszanki ciemnej skóry, prawie skaju, z bliżej nieokreśloną lecz egzotyczną drzewną miazgą. Wkrótce pojawia się składnik tytułowy, ciemny i skupiający na sobie uwagę ale też zaskakująco roślinny [albo raczej kopalny, jeżeli pamiętacie moją recenzję Al Ward Al Musk Rasasi]. Powoli wchłania przyprawy i oud, zezwalający na rozwój skórzano-drzewnej bazy o wielkim potencjale lecz z premedytacją utrzymanej w zgaszonych, szaroburych barwach. Wszystko po to, by nie przyćmiły sobą piżma, które w miarę upływu czasu zaczyna zdradzać ostre, sierściowe konotacje. Przeczuwam w tym działanie suchego, ziemistego paczuli, dyskretnie wnikającego w drzewny i skórzany postument i tym mocniej przytwierdzającego go do podłoża, aby piżmo mogło swobodnie hasać wokół ludzkiej sylwetki. Do czasu jednak.

W ostatniej z odsłon Black Musk na chwilę jeszcze bardziej ożywia piżmo, uwypuklając tony ciepłych i sypkich, wirujących na wietrze przypraw. Pieprz wdziera się do nosa, torując drogę głównemu składnikowi, już na poły mineralnemu oraz animalnemu. Drzewno-paczulowa podstawa została gdzieś hen, na ziemi, widoczna już jako drobny ciemny punkcik daleko ponad chmurą wonności, skóra zniknęła z pola widzenia całkowicie. Piżmo razem z przyprawami wzlatuje do nieba.

Czy faktycznie kompozycja kryje w sobie oud?
Oczywiście, w końcu to Montale. ;)


Roses Greedy od Mancery to zupełnie inna historia. Nie zauważam weń ostrych, kanciastych, stereotypowo męskich akcentów pozbawionego słodyczy Czarnego Piżma. O nie! Tu słodkości mamy w bród. :)
Zgodnie z nazwą.

Zapach jest krągły (by nie rzec, że pulchny), pełen ciepła i łagodności, choć niekoniecznie delikatności. W otwarciu zachwycający miękką dosadnością apetycznej, soczystej, rozgrzanej w słońcu brzoskwini, hojnie nadzianej konfiturą z płatków róży oraz oblaną mleczkiem kokosowym. Po krótkiej chwili do apetycznego otwarcia dołącza stylowy, nieco muglerowki jaśmin [lecz nie Alienowy, prędzej w stylu rozgrzanego żelazka i słodkiego pieczywa z Miroir des Envies, oczywiście nawet w jednej trzeciej nie aż tak dosadnego]. Wówczas jasnym staje się dla mnie, iż od samego początku towarzyszył mi i oud. Ów nieodłączny już chyba przyjaciel róży skrył się gdzieś wśród oparów apetycznego deseru i dopiero jaśmin zdołała ujawnić jego obecność.
Ponieważ w Roses Greedy spotykamy się z agarem skrzącym się niczym w najsłodszych propozycjach niszowych perfumerii, Signature Perfume Gold marki Bond No.9, Aoud Gourmet od M. Micallef czy w dwóch trzecich oudowej serii Philly &Phill. Gęstym i rozświetlonym niczym amerykański dom na przedmieściach w przeddzień Bożego Narodzenia. ;) Unurzanym w słodkościach, wysokokalorycznym oraz całkowicie bezwstydnym. Co ma pewien rozkoszny, szczenięcy urok. :) Niewiele zmienia tu mącąca słodycz, lekko urynalna czarna porzeczka (a może raczej indolowy jaśmin? Któż to wie?) ni lekkie i przejrzyste, ozoniczne kwiaty w rodzaju magnolii. Baza przynosi uspokojenie mieszanki pulsującej suchą słodyczą, okrycie jej cukrowo-paczulową słodyczą oraz wzmocnienie roślinno-syntetycznymi ekwiwalentami ambry oraz piżma (jednego z białych). Gdzieś w tle pobrzmiewa lekka skórzana żywiczność benzoesu, rodząca bardzo dalekie skojarzenia z Candy Prady ale... może to już tylko moja wyobraźnia?
W bazie wszystko zbija się w jednolitą masę a następnie krystalizuję, na zawsze wiążąc ostatnie, usiłujące wydrzeć się słodyczy molekuły drewna agarowego.

Czy ono naprawdę znalazło się w składzie Roses Greedy?
Naturalnie, przecież to zapach Montale. ;>


Montale, Black Musk

Rok produkcji i nos: 2010, rzecz jasna Pierre Montale ;)

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o dosyć sporej sile rażenia, później spokojniejszy. Co ciekawe, w przypadku Czarnego Piżma najpierw pojawia się luźna, zimna aura, która dopiero podczas ostatniej fazy rozwoju zmienia się w piżmowo-pieprzowy sillage; ot, inwersja olfaktoryczna. :)
Na okazje raczej nieformalne ale to tylko sugestia.

Trwałość: od ośmiu godzin wzwyż

Grupa olfaktoryczna: piżmowo-przyprawowa (oraz drzewna)

Skład:

gałka muszkatołowa, czarny pieprz, skóra, paczuli, drewno sandałowe, drewno tekowe, ambra, piżmo, (oud?)


Mancera, Roses Greedy

Rok produkcji i nos: 2012, niejaki Pierre Mancera
[czy patron obu marek naprawdę nie zna innych francuskich imion męskich???]

Przeznaczenie: zapach uniseksualny, o iście montalowskiej projekcji oraz sile.
Wyraźnie wyczuwalny od samego początku istnienia aż po bazę, choć poza pierwszymi minutami nie tworzący nawet krótkiego śladu zapachowego; zamiast tego promieniujący na obszarze dobrych kilkunastu centymetrów od uperfumowanej osoby.
Na wszystkie okazje.

Trwałość: od sześciu do blisko dziesięciu godzin (a może i dłużej)

Grupa olfaktoryczna: gourmand-kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: brzoskwinia, mandarynka, czarna porzeczka, kokos
Nuta serca: jaśmin, róża, akordy kwiatowo-wodne, (oud?)
Nuta bazy: cukier waniliowy, benzoes, białe piżmo, ambra
___
Dziś była Roses Greedy ale już dawno się zbyła. :)

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.flickr.com/photos/frankincenz/5797885299/sizes/z/in/photostream/
2. http://www.sheblogsitall.com/2012/08/perfume-review-06-incense-rose-by-tauer.html
3. http://mojaquchnia.blox.pl/2009/02/Sernik-wiedenski-w-wersji-dla-ukochanego.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )