czwartek, 4 lipca 2013
O dwóch tuberozach
Tuberoza. Drobne, małe kwiatuszki o zapachu, który podniósłby z grobu umarłego. Gęsty, miodowy, narkotyczny, o nieco futurystycznych cielesnych akcentach jest dla wielu osób wonią trudną.
Czemu zresztą nie sposób się dziwić, kiedy weźmie się pod uwagę niechęć tuberozy do dzielenia się przestrzenią publiczną z kimkolwiek. :) Miesiąc temu ładnie pisała o niej Sabbath, dziś także i ja pragnę wziąć na tapetę dwa pachnidła, w których ów kwiat okrojono na tyle, by ułatwić rozwój się także innym nutom.
Obydwa nawet przypadły mi do gustu, choć nosić częściej mogłabym tylko jedno z nich.
Od niego zacznę.
Daphne to efekt współpracy marki Comme des Garçons z brytyjską milionerką, osobowością medialną oraz ikoną (dosyć kontrowersyjnego) stylu, Daphne Guinness. Postać o dosyć podejrzanych rodzinnych koneksjach [nie mam ochoty dziś się w to zagłębiać, wybaczcie; komu zależy na wiedzy, ten bez trudu ją wygugla ;) ] oraz charakterystycznej, czarno-białej fryzurze po prostu nie mogła firmować swoim nazwiskiem zapachu miałkiego oraz pozbawionego wyrazu!
Na szczęście. :)
Jestem bowiem przekonana, że Daphne perfumowa oddaje albo część charakteru swojej patronki, albo to, w jaki sposób Brytyjka chciałaby, aby ją postrzegano. Dzięki czemu w mojej głowie pojawia się od razu wizerunek bogatej, skomplikowanej osobowości; lubiącej swój tradycjonalizm ubierać w szaty ekscentryczności oraz zabawy konwencją. Z jednej strony ceniącą blichtr, nieco arogancką snobkę, z drugiej jednak kogoś obdarzonego dużą wrażliwością oraz szczerą pasją życia, potrafiącego zarażać swoim entuzjazmem (o ile jej na tym zależy).
Tak właśnie odbieram omawiane pachnidło; szykowne w starym stylu, z powodzeniem flirtujące z nurtem vintage a jednocześnie awangardowe, prawdziwie indywidualistyczne.
Z początku Daphne uderza w nozdrza gęstą ale zadziwiająco chłodną mieszanką gorzkich pomarańczy z pojedynczymi frakcjami tuberozy, tymi najbardziej suchymi, z pewnym oporem ujawniającymi swoje cytrusowe powiązania [swoją drogą: kto by przypuszczał?? ;) Że piękna i szykowna Pani Tuberoza...? No, no! ;) ]. Dopiero po chwili, niejako po plecach cytrusów, na scenę wślizgują się po kolei duszne, upojne kwiaty w swoich bardzo naturalnych wcieleniach, szybko przywołujące tuberozę do porządku. To pod wpływem staroświeckiego bukietu ów kwiat zaczyna na powrót wsączać chlorofilową kroplówkę, by nabrać sił i znów owijać się wokół ludzkiego pasożyta w tak charakterystyczny dla niej sposób. :) To dlatego w miarę upływu czasu jest jej coraz więcej.
Żeby jednak nie było zbyt nudno, część pola zabrały tuberozie akordy drzewne: suche, trochę maślane lecz i tak pokryte kurzem drewno sandałowe, mocny akcent paczuli we wcieleniu znanym z klasyków [ani popularnego słodkiego musowania, ani niszowej zatęchłej piwnicy tu nie odnajdziemy], z czasem coraz wyraźniejsze ambrowe ciepło. Najważniejsze są jednak akcenty palonych żywic, jako żywo kojarzących się z klasą Shalimara, intensywnością Rêve Indien marki Fragonard czy w ogóle mieszaniną kadzidełek z India shopów. Skojarzenie z Shalimarem podkreśla drobny lecz pikantny irys oraz podobnie potraktowana wanilia, ów cenny, rodowy klejnot połyskujący na szyi orientalizującej piękności.
Shalimar w postaci ekstraktu złączony z tuberozą i szczyptą kwiatowego potpourri, charakteryzujący się identyczną siłą oddziaływania choć znacznie poprawioną projekcją [ten kwiatuszek potrafi podkręcać moc pachnidła jak mało co!]. Szacowna klasyka ze wschodnim rysem (dziś już także ikonicznym), rodzaj wystudiowanej frywolności, zmysłowość przyczajona tuż za progiem.
Jak można nie polubić Daphne? ;)
Druga z omawianych dziś kompozycji przestawia tytułowy kwiatek w zdecydowanie jaśniejszych barwach, choć i jej nie brak uroku. :)
Musze też zauważyć, iż na pewno przypadnie do gustu tym z Was, którzy lubią ów składnik, jednak w zdecydowanie mniejszych ilościach. Ponieważ wbrew swojej nazwie, Tubéreuse od Kat Burki, przez całe swoje trwanie musi pojedynkować się z zieloną lekkością i gardenią. A może zielonymi sokami gardenii? Białej, nieco pudrowej ale przecież wciąż zdecydowanie żywej? Oj, nie wiem. :)
W każdym razie samo otwarcie kompozycji sugeruje, że składnika tytułowego to my za wiele tu nie doświadczymy. Ponieważ w tej fazie króluje gardenia, otoczona nutami zielonymi, lekkimi, soczystymi. Dopiero później stopniowo, w miarę zestalania się kompozycji w lekką, ażurową bryłę, ujawnia się ów drapieżny, gęsty kwiatuszek. Nigdy jednak nie uzyskuje pozycji na tyle silnej, by móc zepchnąć w cień pozostałe nuty. Choć czasami próbuje. :) Na przykład w późnym sercu, powoli przechodzącym w bazę, tuberoza nakłania do współpracy pastelową brzoskwinię o suchej, aksamitnej skórce. Szykują się do lotu, odbijając od filigranowego palisandrowego podestu, pachnącego trochę, jak rozwodniony Palisander CdG.
Ich plan nie udaje się, gdyż gardenia zaprasza do współpracy lekki acz rozwodniony jaśmin (wielkolistny?) oraz pudrowo-żywiczno-waniliowe ciepełko białego piżma oraz substytutów ambry. Może dlatego w bazie tuberoza stopniowo rozpływa się w akordach drzewno-ambrowych, zaś roślinne soki gardenii i jaśminu stopniowo znikają oprószone lekkim pudrem? A brzoskwinia znika zupełnie, anihilowana w zderzeniu z lekką waniliową słodyczą podczas bezkrwawego i zupełnie abstrakcyjnego zderzenia sił większych od siebie?
Jeśli tak, to może żałować tylko jednego: że wbrew prawom fizyki nie wytworzyły w ten sposób żadnej energii. :) Choć może nie mogły; wszak baza to etap rozwoju o wiele za późny, by wprowadzać w niej nową jakość. A może wcale nie..? Może to jednak jest wada Tubéreuse?
Czy odczuwany przeze mnie niedosyt, brak przytupu, żywszej barwy w tym olfaktorycznym pejzażu w ogóle może być wadą?
Czy ktokolwiek ma prawo w podobny sposób postrzegać jasność, pastelową lekkość i niewinność?
Pytania zostawiam otwarte.
Comme des Garçons, Daphne
Rok produkcji i nos: 2009, Antoine Lie
Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet - takim właśnie czyni go tuberoza - lecz nie sądzę, by testy zaszkodziły co odważniejszym mężczyznom. :) O całkiem sporej mocy oraz sillage, z czasem zmniejszającym się do krótkiego, ledwie zauważalnego śladziku.
Na wszelkie okazje, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich Bardzo Ważnych.
Trwałość: od ok. dziesięciu do przeszło szesnastu godzin
Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna
Skład:
gorzka pomarańcza, tuberoza, irys, róża stulistna, jaśmin, szafran, kadzidło, oud, paczuli, wanilia, ambra
Kat Burki, Tubéreuse
Rok produkcji i nos: 2013, ??
Przeznaczenie: zapach typowo kobiecy, za wyjątkiem kilu pierwszych minut życia bardzo bliski skórze.
Na wszystkie okazje, nawet te wymagające od nas olfaktorycznej dyskrecji.
Trwałość: ok. pięciu-sześciu godzin
Grupa olfaktoryczna: kwiatowa
Skład:
Nuta głowy: pomarańcza, nektar brzoskwiniowy, zmiażdżone liście
Nuta serca: tuberoza, gardenia, jaśmin
Nuta bazy: drewno różane, ambra, białe piżmo
___
Dziś noszę Peoneve marki Penhaligon's.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://pinterest.com/pin/264586546828324538/
2. http://www.flickr.com/photos/eoskins/6305943829/
3. http://pinterest.com/pin/99712579222496763/
Etykiety:
Comme des Garçons,
Kat Burki,
kwiatowe,
orientalne,
perfumy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Daphne znam, ale nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Może powinnam wrócić do testów? Tylko jak tu wracać do wszystkiego, skoro tyle nowych cudów czeka?
OdpowiedzUsuńTubéreuse Kat Burki po tym opisie nie będę szukała, a jak wpadnie w ręce to... upuszczę. ;)
Daphne.. cóż, to są po prostu bardzo ładne perfumy. Konwencjonalnie ładne, dodam. ;)
OdpowiedzUsuńNatomiast z wracaniem do kompozycji niegdyś zrecenzowanym mam niemały kłopot. Bo od kilku miesięcy chcę cofnąć się np. do Addict czy Dolce Vita Diora, które po ostatnich reformulacjach znacznie się zmieniły (przy Addict zmienił się też mój stosunek do zapachu, więc tym bardziej by wypadało). Tylko jak to zrobić, kiedy cały czas czeka góra nieopisanych próbek z zawartością, która aż woła cienkim głosikiem : zrecenzuj mnie! ;))
Tuberoza Burki to zapach faktycznie.. do upuszczenia. ;) Choć ładny [gdybym cierpiała na nadmiar kasy i galopującą nudę, sprezentowałabym ją samej sobie jako snobistyczne perfumy do pomieszczeń ;> ].