wtorek, 30 lipca 2013

Ogień z nieba

Poważna rzecz. Naprawdę nie warto z niej żartować.
Wszystko jedno, czy boimy się boskiej kary za grzechy czy po prostu coraz gwałtowniejszych burz, w ludzką psychikę wpisany jest głęboki respekt przed ognistą śmiercią z niebios. Część badaczy [niekoniecznie z głównego nurtu ;) ] twierdzi, iż jest to pozostałość strachu zakodowanego w umysłach, kiedy nasi przodkowie mieli okazję obserwować kolizje Ziemi z trochę większymi asteroidami, jednak bardziej prawdopodobnymi wydają się oczywiste wnioski, płynące z obserwacji skutków uderzenia pioruna. Tak czy inaczej jest to jeden z najstarszych, najgłębiej zakorzenionych oraz najpowszechniejszych ludzkich lęków, znajdujący odzwierciedlenie w niezliczonych opowieściach religijnych, mitach oraz podaniach.
Z ogniem z nieba się nie zadziera.

Czy Christopher Brosius pamiętał o tym, komponując perfumy o nazwie ni mniej ni więcej, jak Fire from Heaven?


Trudno powiedzieć.
Z pewnością tworząc pachnidło myślał o skutkach działania ognia, o dymie i popiele oraz o stopionych żywicach drzew. O goryczce płynącej z nagromadzenia suchych żywic w stylu mirry, olibanum, elemi czy styraksu, delikatnie dosłodzonych migdałowym opoponaksem, o przesuszonych, naturalistycznych drzazgach cedru, sandałowca czy dębu, uziemiających kompozycję.
O delikatnych, rozrzedzonych oparach smoły brzozowej, z powrotem kierujących mieszaninę w mrok; lecz nie na tyle mocno, by możliwym stało się 'dociążenie' mikstury, zaprzeczajace jej transcendentalnym ambicjom. Ujawniającym się w cichym, delikatnym zapachu czystego ludzkiego ciała, starannie przygotowanego do spotkania ze Stwórcą. Co wyczuwam dzięki wiotkiemu zapachowi labdanum, wyzierającego czasami zza oparów drzewno-kadzidlanych, przypominającego mocno rozwodnione Labdanum od Donny Karan. Człowiek w tej kompozycji jest niewielki, o taki maluśki! ;)

Co nie znaczy wcale, że Bóg jest potężny. Niestety, nie tym razem. Ponieważ Fire from Heaven, choć niewatpliwie przejmujący, zacnie skonstruowany, jest za bardzo delikatny; przesadnie rozjaśniony, zbyt pokorny wobec upływu czasu oraz erozji skał. Może to wina wersji wodnej, którą przyszło mi testować, nie wiem. Nie mam jednak problemu z zauważeniem, iż omawiana kompozycja to raczej Płomyczek zza Chmurki aniżeli niezmierzony, przejmujący grozą Ogień z Niebios. [Już silniejszym zapachem są Burning Leaves tej samej marki, do których nawiasem mówiąc FFH bardzo jest podobny :] ].
Przykro mi, Panie Brosius.
Zmarnował Pan fenomenalną nazwę.

Choć Jarkowi za próbkę dziękuję! :)


Rok produkcji i nos: ??, Christopher Brosius

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, na wszystkie okazje nieformalne. Początkowo tworzący wokoł nas przyjemną, kilkucentymetrową aurę, z czasem jednak coraz przyleglejszy do skóry.

Trwałość: jak na perfumy wodne całkiem niezła, bo w granicach pięciu czy sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

opoponaks, mirra, drewno cedrowe, drewno sandałowe, olibanum, labdanum, styraks
___
Dziś noszę to, o czym powyżej... jeszcze. ;)

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.mediasinfo.ro/un-turist-german-a-fost-omorat-de-trasnet-in-muntii-cindrel-sub-ochii-copiilor-ai-rudelor-si-prietenilor/2013/06/11/

4 komentarze:

  1. Na mnie wszystkie zapachy CB są okropnie nietrwałe i takie jakieś mizerne, no może poza Burning Leaves ale i on mocą nie grzeszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dlatego, że do nas docierają głównie wersje wodne pachnideł Brosiusa. Trudno od perfum pozbawionych alkoholowego czy olejowego nośnika oczekiwać, by siedziały na skórze po kilkanaście godzin. Toż to nawet nie jest woda kolońska. ;)
      Choć przecież Twoja skóra może jeszcze dodatkowo nie lubić się wzajemnie z zapachami IHP, co na trwałość ogólną raczej pozytywnie nie wpływa. :)

      Usuń
  2. Miałam kiedyś maleńką odlewkę FFH, zużyłam, ale zapach - że się tak dosadnie wyrażę - dupy nie urywał :/ Chciałam szybko "wypsikać" i równie szybko zapomnieć. Przy najbliższej okazji wypróbuje ponownie i zobaczę, czy moje odczucia są te same.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie urywa, mojej też.
      Sprawdzać nieprzyjemne doznania zawsze warto, jednak czy nie lepiej czasu (i skóry) przeznaczyć na coś innego?

      Hmm... a może jednak warto? Ech, te zapachy! ;)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )