wtorek, 23 lipca 2013

Muzyka sprzed wieków i wakacje w raju, czyli perfumy na lato

Rok temu upalna pogodna zachęciła mnie do opisania cytrusowych orzeźwiaczy z "cologne" w nazwie, z których jednak przekonał mnie do siebie tylko jeden: ten mniej koloński.:] Dziś znów postanowiłam skupić się na dwóch letnich pachnidłach, choć tym razem wybrałam je zgodnie z własnym gustem. Podobnie, jak towarzyszącą recenzji muzykę. ;)


La Folia to rodzaj jednoczęściowego utworu muzycznego, którego każda kolejna wariacja była bardziej skomplikowana od poprzedniej. Jak każdy rodzaj sztuki barokowej, Folię cechowało bogactwo formy, choć przecież sama jej natura każe myśleć o czymś pełnym wdzięku oraz lekkim. Szczególnie, kiedy mamy na myśli zaprezentowany powyżej zbiór Folii Hiszpańskich. :) Energetycznych, słonecznych, pełnych życia.

Zauważyłam, że aby odświeżające perfumy przypadły mi do gustu, muszą wykazywać się cechami podobnymi do skomplikowanej muzyki baroku. Oszałamiać bogactwem tonów albo siłą czystego przekazu (bo tylko w ten sposób jestem w stanie przełknąć świeżuchowatą prostotę). Jedynie wówczas potrafię wytrzymać z nimi dłużej, niż kilka minut i jeszcze pod koniec nawet móc powiedzieć o nich coś konstruktywnego. Tylko takie mnie ruszają.


Na początek niech będzie pachnidło równie prostolinijne co czyste. Uczciwie orzeźwiające nawet najbardziej opornych, nawet w największe upały. ;) Neroli Portofino z ekskluzywnej kolekcji Toma Forda.
Zapach, który od czasu swoje premiery dwa lata temu zdążył już zyskać status może nie kultowego ale na pewno popularnego a dla perfumowych hobbystów stał się bezdyskusyjnym "musz-niuchem". Cóż, nie da się ukryć, iż NP promowane jest naprawdę intensywnie. ;)

Na obronę kompozycji trzeba jednak powiedzieć, że faktycznie jest bardzo dobra. Jej piękno, podobnie jak w przypadku Neroli od Yves Rocher, tkwi w absolutnej prostocie receptury, gdzie skrzypce pierwsze, drugie i ostatnie grają różne aspekty pomarańczowego drzewka. Rozpoczyna się akordem soków ze skórki owocu, lekko dosłodzonych mandarynką i niemal od razu otoczonych przez rześkie, słonecznie pachnące kwiaty.
Pachnidło świeże, odrobinę musujące, ożywcze, mogące śmiało zastępować nerolowy olejek do aromaterapii dopiero po ok. godzinie przylega do ciała, oblekając się w woal roślinno-żywicznej ambrowej głębi z ledwie wyczuwalną chmurką pudru w tle. Daje się również zauważyć jeszcze delikatniejszą słodycz. Zawsze jednak na pierwszym miejscu jest aromat kwiatów gorzkiej pomarańczy.
Trudno mi ukrywać, że najbardziej lubię Neroli Portofino podczas pierwszych faz rozwoju, kiedy jest piękne i proste w sposób całkowicie naturalny, jakby pozbawione makijażu, to przecież i ciąg dalszy mogę nosić bez żadnych przeszkód. Miękko rozciągnięte wzdłuż całej mojej sylwetki, otaczającej mnie lekkim lecz szczelnym woalem zapachu. Kiedy temperatura na zewnątrz domów przekracza 25 stopni Celsjusza, otoczyć się czymś takim to sama przyjemność. ;) Raz na jakiś czas.

Adnotacja:
Już po napisaniu powyższych słów (co miało miejsce wczoraj), natknęłam się na recenzję. W oczywisty sposób zdumiona bogactwem nut rzuciłam się do próbki, by ponownie przetestować jej zawartość. Może faktycznie wyczuwam lekkie ziołowo-lawendowe tło i coś z piżmianowego mydlano-musującego ciepła w bazie, lecz jestem pewna, że to wynik sugerowania się opisem Claytona.
Poza nim i bez niego w dalszym ciągu dostrzegałabym wyłącznie neroli w hesperydowej otoczce. Schować takie bogactwo pod szczelnym płaszczem składnika tytułowego to nie lada osiągnięcie! Rodrigo Flores-Roux dokonał czegoś naprawdę wielkiego.


O ile Neroli Portofino było podstawą mojej perfumowej Folii, nadszedł czas na jej bardziej skomplikowaną wersję: Colonia Intensa marki Acqua di Parma.
Tu trudno mówić o jakiejkolwiek przejrzystości czy prostocie, chociaż klasy weń niemało. To perfumy na lato dla miłośników olfaktorycznych cięższych brzmień. :) Przyprawowo-drzewne, oczyszczające drogi oddechowe, szeroką ławą wdzierające się do ludzkich nozdrzy. Co pozornie mogłoby sugerować nieprawdopodobną moc mieszaniny, co nie do końca odpowiada prawdzie. Colonia Intensa to zupełnie inna waga aniżeli Baume du Doge czy Opus IV.

Bowiem kiedy tylko z naszej skóry wyparuje alkohol [na co muszę poczekać ponad dwa razy dłużej, niż zazwyczaj - a testowałam zawartość świeżej, firmowej próbki] wyczuwam uroczą mieszankę cytrusów (z esencjonalną cytryną na czele) ze świeżym imbirowym sokiem. Jest orzeźwiająco, lekko pikantnie oraz bardzo mało banalnie. Także później, gdy dołącza akord eugenolowych przypraw. Zrazu zatarty, nierozpoznany (goździki? świeża kora cynamonowca?), dopiero po kilku minutach zmieniający się w cudowne, zielone strączki kardamonu z ożywczymi, antyseptycznymi ziarenkami w środku. :) Tuż obok nich zauważam jednocześnie ciemną, drzewną pulpę oraz pojedynczy, jasny nerolowy promień.
Kiedy mija czas, do imbiru, już w postaci mniej soczystych, zakonserwowanych w bliżej nieokreślonym czymś krążków, oraz kardamonu dołącza ciemny akcent skórzany, zaś drewniana masa schnie na słońcu, stając się coraz bardziej jasną. Wkrótce już bez większego kłopotu odnajduję gładkie cedrowe deski, na których spokojnie topią się egzotyczne żywice. W to wszystko miesza się woń korzeni oraz ciemna skóra, czyniąc Colonia Intensa dziełem o kształcie rozległej choć przewiewnej, geometrycznej bryły.
Kiedy mieszanka zlewa się w trudną do podziału całość, bez mała szarografitową pastę, jednocześnie kardamonową, skórzaną oraz drzewno-żywiczną, zauważam jeszcze jeden, niespodziewany niuans: oto pachnidło pokryte zostało kryształkami soli morskiej... a może po prostu wymacerowane w solance? Woń chłodnej lecz oczywistej soli, o wyraźnych ziołowo-drzewnych konotacjach, nadaje całości niezwykły wymiar, po raz ostatni obdarzając esencjonalną pastę rozpoznawalnym kształtem. Nieoczekiwanie przejrzystym. Kiedy zanika, czyni to z całą resztą nut, zwyczajnie odfruwając w nieznane. Cudownie niepomna faktu, iż jej plecy zdobi wielki napis "THE END". ;)



Neroli Portofino to luksusowe, wolne od najmniejszych nawet trosk wakacje, od rana do nocy wypełnione swobodną rozrywką. To wylegiwanie się na plaży z drinkiem z palemką w dłoni, to długie spacery po molo i zakupy w luksusowych butikach kurortu, to odrobina zwiedzania w towarzystwie pilota naszej wycieczki lub miejscowego przewodnika posługującego się Twoim ojczystym językiem, to w końcu posiłki w hotelowej restauracji, serwującej egzotykę lokalnej kuchni zgodnie z zachodnimi standardami kulinarnymi. Stuprocentowe all-incusive.
Neroli Portofino nie jest złe; od czasu do czasu każdy z nas potrzebuje na te dwa tygodnie stać się pępkiem świata. :] Jednak to Colonia Intensa jest przygodą, kilkoma tygodniami włóczęgi pośród hałasu, pyłu, smrodu.

Klątwą faraona nabytą podczas spożywania lokalnego specjału, serwowanego dosłownie z poziomu ulicy i brakiem snu w całonocnym oczekiwaniu na pięćdziesięcioletni autobus, który z dworca miał odjechać o 19.30 poprzedniego dnia ale jeszcze się nie zjawił. Pijawkami długości trzydziestu centymetrów, które tylko czekają, żeby uczepić się odkrytego kawałka naszej skóry oraz codziennymi, spędzającymi sen z oczu dylematami moralnymi: zaklepać tani nocleg u gościa o chciwych, okrutnych i lubieżnych oczach?, dać tym dzieciom jałmużnę?, udawać, że nie widzi się wściekle bitego psa czy jakoś zareagować? Doświadczaniem szoku kulturowego ale i piękna tak niezwykłego, że wręcz bolą odeń oczy i milkną nawet najbardziej rozgadane usta. Ułudą wolności tak realną, że nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby rzeczywiście w nią uwierzyć. Backpacking.

Choć drugi rodzaj podróżowania wydaje się tym mniej łajdackim, nie tak bezczelnie skażonym kolonialnymi sentymentami oraz rasizmem, to przecież i on nie jest wolny od uwikłań, swoistego włóczykijskiego snobizmu. Ostatecznie wszystkie wersje transkontynentalnych wojaży są niemoralne oraz degradujące środowisko, nastawione tylko i wyłącznie na pobór wrażeń, od siebie zostawiające tylko napędzającą błędne koło forsę.
Dlaczego więc, zapytuję wpół serio, nie zastąpić wędrówek realnych olfaktorycznymi, dostępnymi dzięki magii perfum? ;)


Tom Ford, Private Blend: Neroli Portofino

Rok produkcji i nos: 2011, Rodrigo Flores-Roux

Przeznaczenie: zapach typu uniseks z samego środka skali; formujący się w kształt aury gęstej lecz lekkiej w noszeniu, z czasem oczywiście coraz bliższy skórze.
Na wszystkie okazje, szczególnie w lato. :)

Trwałość: ok. sześciu-siedmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cytryna, rozmaryn, tymianek, neroli, grejpfrut
Nuta serca: kwiat pomarańczy, jaśmin wielkolistny, lawenda, inne akordy kwiatowe, Eau de Brout [pozostałość po destylacji olejku petigranowego]
Nuta bazy: nasiona piżmianu, białe piżmo, akord ambrowy, dzięgiel



Acqua di Parma, Colonia Intensa

Rok produkcji i nos(y): 2007 Alberto Morillas oraz François Demachy

Przeznaczenie: pachnidło sklasyfikowane jako męskie, jednak sama uważam je za świetny, typowo niszowy [w starym znaczeniu... ;) ] uniseks. W upały mogący uchodzić za pachnidło odważne, więc na wszelki wypadek warto dawkować je oszczędnie.
Mimo to uważam Colonia Intensa za zapach świetny na każdą porę dnia, szczególnie piękny podczas ciepłych i długich, letnich wieczorów (sprawdzone w ostatnią sobotę :) ).
Początkowo zostawiający za uperfumowaną osobą krótki lecz zwarty ślad, po kilkudziesięciu minutach dosłownie zlewający się ze skórą, choć tuż przy niej wyraźny.

Trwałość: od pięciu do przeszło ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: przyprawowo-drzewna (oraz aromatyczna)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cytryna, inne akordy cytrusowe, imbir, kardamon
Nuta serca: neroli, bylica, mirra, drewno cedrowe, drewno gwajakowe
Nuta bazy: paczuli, benzoes, skóra, piżmo
___
A dziś Skórzany Anioł od Muglera. I drżyjcie, bliźni! ;]

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.conciergemorocco.com/2012/02/spring-in-morocco/
2. http://www.dstaplesphotography.com/NORTHERNAFRICA/Spice%20Market,%20Cairo,%20Egypt.html
3. http://justinwashere.com/backpacking-vs-all-inclusive-whats-your-travel-style/
4. http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Backpackers_Dolly_Sods.JPG

9 komentarzy:

  1. Tu mnie masz. I nie chodzi o zapachy, nie znam ani jednego ani drugiego. Ale folie, szaleństwa wszelakie uwielbiam. Z taką samą pasją uwielbiam mistrza Savalla, Hesperiona, twórczość Antonio Martin y Colla i cała prawie muzykę baroku.
    Cóż, chyba trzeba będzie poznać te zapachy. Póki lato w pełni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, skłamałabym twierdząc, że na Ciebie nie polowałam. :) W pewnej chwili rzeczywiście pomyślałam, że muzyka na pewno spodoba się Trzem Rybom.
      Osobiście nie jestem ukierunkowana aż tak na barok a wspomniane przez Ciebie nazwy własne i u mnie budzą żywsze bicie serca.
      Na pewno warto, w lecie najbardziej choć i później też. W ogóle: kiedykolwiek, byle poznać. ;)

      Usuń
  2. Za każdym razem, jak biorę NP do reki, żeby w końcu przetestować... niuchniecie korka już mi wystarcza. Nie przepadam za neroli, najczęściej ze mną w ogóle nie współgra i nieraz wydaje mi się zbyt chemiczne. Przeraża mnie myśl, że rozpylę to to na ręce i nie będę miała gdzie tego wyszorować w tempie wystarczająco szybkim. Raju, muszę się w końcu przełamać (i na wszelki wypadek wziąć ze sobą nasączane alkoholem chusteczki, co by się w razie potrzeby błyskawicznie podratować takim szorowaniem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Neroli trzeba lubieć, żeby je docenić, to prawda. Dlatego.. nic na siłę. :)
      Jednak skoro się upierasz,żeby kiedyś jednak NP przetestować, może warto poprosić o próbkę? Jakby co, w domu o wiele łatwiej wyszorować skórę. ;)

      Usuń
    2. No własnie nawet nie jestem przekonana, czy ja te próbkę chcę mieć ;) Na szczęście owa perfumeria jest całkiem blisko, lotem kosząco-ślizgowym w kilka minut dopadnę kranu. Niemniej, nadal nie wiem, czy w ogóle chcę to mieć na skórze :P

      Usuń
  3. Di Parmy nie znam, natomiast test Neroli Portofino nie wypadł najlepiej. Dlaczego? Bo ja mam swój ulubiony koloński cytrusowiec - Portofino Diora. Co prawda oddałam je mężowi. Z miłości - i do zapachu, i do Niego, bo na męskiej skórze układa się o niebo lepiej, niż na mnie. Kompozycja Forda, w moim przekonaniu, jest w stosunku do Diora, wtórna.
    A dla mnie - choć nie noszę go - najulubieńsza jest Pamplelune Guerlaina i dawno, dawno nie noszony Angelique Lilas.
    Zdecydowanie od świeżości naturalnej wolę jednak zapachy typu Odeur 53 CdG czy Laurel lub CdG 3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Dla mnie to dwa zapachy może niezupełnie różne ale jakby.. bo ja wiem? Daleko spokrewnione? Trochę na zasadzie: wiem, że X to mój kuzyn któregoś tam stopnia, kilka razy gadaliśmy podczas ślubów, pogrzebów czy innych rodzinnych uroczystości ale przebywając w jego mieście bardziej komfortowo czułabym się mieszkając w hotelu niż u X w domu. O. Coś w ten deseń, tylko o perfumach. :)
      Ale za to ucieszyłaś mnie wieścią, że Portofino Diora lepiej układa się na męskiej skórze. Coś takiego przeczuwałam. :) I wtedy rzeczywiście bardziej mogłaby uwypuklić się sucha nerolowa świetlistośc, rodem z NP Fordda.
      AA Pampelune znowuż kompletnie mnie nie rusza; ani w tę, ani w tamtą.
      I jasne, że lepsze są odświeżacze niebanalne! :D Nawet te bardziej "techniczne" [sklep narzędziowy, deska kreślarska, pracownia malarska ;) o to mi chodziło], wspomniane przez Ciebie.

      Usuń
    2. No bo mnie chyba neroli zeżera resztę wrażeń. Dlatego jestem niewrażliwa na niuanse.
      Na męskiej, gorącej skórze, dodam.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )