wtorek, 25 czerwca 2013

Nisza zmierza do Indii

...a właściwie nie tyle "do", co "w stronę" i nie "Indii" a "indie". ;D Czyli dziś będzie wpis z kategorii wałkowania rzeczy oczywistych.
Do tego bardzo ale to bardzo subiektywny.


Pamiętacie, jak niedawno pisałam o tym, że w kwestii perfum niszowych ostatnimi laty dzieje się w Polsce coraz lepiej? Nie da się ukryć, że jest dobrze a mam sporo nadziei na coraz lepszy obrót sytuacji. Fakt jest faktem; w naszym pięknym kraju pojawia się coraz więcej głośnych marek niszowych.

Właśnie... jakie są Wasze pierwsze skojarzenia na hasło: "głośne marki niszowe"? Bo moje to: Comme des Garçons, Amouage, Nasomatto, Durbano, Tauer, Lutens, Frédéric Malle, Bond No.9, L'Artisan Parfumeur, Montale, Diptyque, Etro, The Different Company, Histoires de Parfums, Parfumerie Générale, Robert Piguet, M. Micallef, Kilian.. Ostatnimi czasy jeszcze np. Blood Concept, Jul et Mad, Nu_be, Viktoria Minya, Neela Vermeire Créations albo Perris Monte Carlo.
Ech! Długo by wymieniać.

Wszyscy ci producenci mają w swojej ofercie zapach lepsze i gorsze; często porządne, czasami fascynujące, niekiedy zachwycające ale zawsze - warte uwagi. Tak jest i kropka. :] Jestem maniaczką i ciekawi mnie wszystko... zazwyczaj.  :>
Zauważam jednak pewien problem: o ile większość wymienionych marek startowała z pozycji upartych, niezależnych wytwórców, którzy - nieraz przez długie lata - siedzieli cicho w dosłownie rozumianej "niszy" i bez pośpiechu uprawiali swoje ogródki, od kilku lat stopniowo się to zmienia. Wraz z rozszerzaniem się zasięgu sieci internetowej, wraz z plotkami oraz recenzjami pasjonatów, od około dekady systematycznie rośnie rozpoznawalność marek niszowych. Za nią oczywiście zmierza zainteresowanie coraz szerszej klienteli, coraz rozleglejsza dystrybucja, coraz większe zyski - ale także cięcie kosztów produkcji samych pachnideł (lub przesunięcie środków w stronę coraz wymyślniejszych opakowań zewnętrznych albo reklamy) czy dostosowywanie produktów do wymagań rynku.


Właśnie z tego powodu przestałam etykietować kolejne recenzje hasłami "nisza" lub "mainstream"; bo od dawna coraz trudniej jednoznacznie ocenić, co jest co.

Czy niszowymi są kompozycje od Lutensa, TDC albo Etro, dostępne w przynajmniej części Daglasów? Czy w ogóle jakikolwiek sens ma "nagradzanie" etykietką niszowości [a więc wysokiej jakości, indywidualizmu, swobody twórczej prowadzącej do artyzmu] najnowszych produkcji L'Artisana, CdG, Malle'a tudzież Diptyque? [Tanie owocki czy ozonowe świeżaczki, tak popularne wśród stałych klientów Sefor i Daglasów, w dalszym ciągu miałyby świadczyć o Waszej niezależności oraz odwadze twórczej?? Srsly? ;> A jedzie mi czołg po dolnej powiece? ;P ] Czy można "niszowymi" określić decyzje marki Montale, wyznającej chyba zasadę: 'wszystko jedno, czym toto naćkamy, byle tylko dodać oud - zwłaszcza w nazwie - i wtedy soczek na pewno się sprzeda'? [Przy czym kompletnie nie ma znaczenia, co o owym modnym  składniku myślę ja].
No nie wiem...

W każdym razie Sztuki, tej prawdziwej i przez duże S, jest w tym coraz mniej.

Takie są prawa rynku; tej zachłannej i zawziętej, wiecznie głodnej bestii.
Z im większą popularnością spotykają się Twoje dzieła, tym więcej kasy i energii wkładasz w działania okołotwórcze i tym mocniej liczysz się ze zdaniem swoich klientów; których jest coraz więcej, zatem ich gust podlega unifikacji, stając się coraz bliższym upodobaniom statystycznych pochłaniaczy Escady, Lacoste oraz perfum celebryckich.
Tego typu działania patronom marek wydają się tym bardziej nieodzowne, w im większej ilości miejsc sprzedają swoje produkty. Zatem: tak, wciąż cieszę się, że możemy coraz swobodniej testować wszystkie niegdyś egzotyczne oraz trudno dostępne marki, obecnie mniejszy albo większy "niszowy banał". Jednak warto zdawać sobie sprawę, że im większa liczba znanych i cenionych producentów zapuka do polskich drzwi, tym gorszymi będą stawać się ich produkty. [Całe ostatnie zdanie to oczywiście rozbudowana przenośnia].


Chyba już nie do odtworzenia jest sytuacja sprzed kilku lat, kiedy zawzięci miłośnicy perfumowej niszy albo zżymali się na schlebiające bardziej popularnym gustom marki w rodzaju Parfums de Rosine lub Rancé, albo łaskawwie godzili na ich istnienie, w ramach prawa niszy do zachowania różnorodności. Współcześnie coraz częściej spotykamy się ze zmianą ogółu polityki niegdysiejszych guru perfumomaniackiej wyobraźni [Lutens i Sheldrake rezygnują nie tylko ze słynnej ta-bazy ale w ogóle z gęstości oraz mocy, tak charakterystycznej dla ich produktów; L'Artisan bawi się w produkcję soczków ananasowych czy innych niezapadających w pamięć dżemików] lub z polityką "Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek", gdzie obok kompozycji trudnych oraz dziwacznych znajdujemy wody, które śmiało mogłyby stanąć na półce z nowościami perfumerii selektywnej [Przykłady: Diptyque, Kilian, Grossmith...] - co z mojej strony raczej nie jest komplementem. ;]
Cóż, miał rację pewien stary, dawno nieżyjący Grek: panta rei. ;) Wszystko się zmienia.

Dlatego też na miejsce dawnych wieloletnich tuzów niszy, pewnych punktów kategorii, wpływa powoli nowy nurt perfumeryjny.
Zapachy indie, niezależne.


Tworzone w domowych laboratoriach [np. we własnej kuchni, jak podobno zaczynał Andy Tauer :) ], przez lata wyłącznie do użytku prywatnego albo w wąskim kręgu rodzinno-przyjacielskim twórcy lub twórczyni.
Dziś kryzys ekonomiczny wygania podobne marki coraz dalej ze strefy bezpieczeństwa ich kreatorów, zachęcając do sprzedaży dzieł przez internet. I chyba mogą liczyć na sukces przynajmniej umiarkowany, skoro liczba podobnych producentów stale rośnie, wspierana marketingiem szeptanym, uprawianym bezinteresownie przez blogerów takich, jak ja.
Ostatecznie do dziś pamiętam, jaką radość wywołało we mnie pojawienie się w Sieci Indiescents (sklepu-córki Luckyscent), nieporównywalną jednak z oszołomieniem, jakie stało się moim udziałem, kiedy tylko odkryłam TO. Pomyślcie tylko!
Ile nowych światów, ile dróg do przejścia, krajobrazów do zobaczenia, ludzi do poznania! :)

Czy w którejkolwiek z coraz większych niszowych perfumerii miałabym szansę powąchać, jak mogliby pachnieć bohaterowie Nędzników lub najsłynniejszy z detektywów zachodniej kultury? Czym czuć Woodstock a czym Śródziemie? Czym otaczał się Cygański Aptekarz oraz jak najprościej wniknąć w świat Dekadencji i Rozwiązłości?
Tysiące bajecznych, fascynujących możliwości, z których pewnie nie zdołam poznać nawet jednej trzeciej ale to nic! Grunt, że istnieją.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że i ten kierunek z czasem skomercjalizuje się ponad miarę. Wierzę jednak, że zanim to nastąpi, czeka nas jeszcze trochę czasu.
A nawet jeśli, to przecież nie musi oznaczać całkowitego zejścia na drogę oddawania czci mamonie lub rezygnacji z własnego stylu. Ostatecznie z tego właśnie nurtu wywodzą się Andy Tauer [który mimo upływu lat nie rezygnuje z wibrującej ciężkości kolejnych dzieł; wiem, bo planuję recenzję Noontide Petals, cudeńka z kwietnia tego roku ;) ] oraz Laurie Erickson, patronka i nos Sonoma Scent Studio. Ava Luxe, Smell Bent, Olympic Orchids, Slumberhouse, Dawn Spencer Hurwitz oraz wiele innych projektów również zarabia pieniądze w skali międzynarodowej, nie tracąc przy tym własnej, niepowtarzalnej tożsamości.
Czyli da się. :) Trzeba tylko chcieć.

W czym pewnie tkwi największy problem. :]


Wpis dedykuję Akiyo, ponieważ wpadł mi do głowy krótko po wczorajszej wymianie myśli. :*
___
Dziś Vitriol d'Œillet Lutensa, jedna z ostatnich propozycji w starym stylu marki.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.etsy.com/listing/64377390/deluxe-perfume-oil-sampler-for-strange?ref=sr_gallery_20&ga_search_query=perfume&ga_view_type=gallery&ga_ship_to=ZZ&ga_search_type=handmade
2. http://thdpplgngr.blogspot.com/2012/09/haus-of-gloi-autumn-2012.html
3. http://www.xojane.com/beauty/sweet-anthem-custom-perfume-etsy
4. http://www.etsy.com/listing/115821314/les-miserables-perfume-oil-collection-by?ref=sr_gallery_24&ga_search_query=perfume&ga_view_type=gallery&ga_ship_to=ZZ&ga_search_type=handmade

6 komentarzy:

  1. Czy Ty Wiedzmo możesz mi przesłać swojego maila.Chciałbym podzielić sie z Tobą kilkoma próbkami swojej twórczości.Może coś Ci się z tego spodoba.Już sama świadomość że to mogło by dotrzeć do Twojego Nosa mnie ciekawi i ekscytuje bardzo.Pozdrawiam Piotr. a to mój mail czarnecki.peter@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Piotrze!
      Mój adres mejlowy widoczny jest na samym dole strony, w ramce "O mnie". Za Twoją propozycję bardzo dziękuję. Brzmi ekscytująco (jak każda możliwość poznania nowych perfum ;) ).

      Usuń
  2. Powiedz mi, czy coś z tych zdjęć jest Twoich? Bo niektóre te zestawy, szczególnie zdjęcie ostatnie i trzecie od końca wyglądają zachęcająco?

    Nawiązując do postu letniego - jakby dało radę to zachowaj dla mnie kapkę Cologne du Maghreb Tauere proszę :D

    PS. Wyślij do mnie maila. Jak konfigurowałem pocztę na nowym telefonie to coś spsułem i straciłem wszystkie zapamiętane przez konto kontakty... Wrr...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zauważyła Akiyo, żadne zdjęcie nie jest moje, skoro podaję ich źródła. ;) Ale że zestawy buzą chęć natychmiastowego poznania, to inna sprawa. ;) [Aczkolwiek mój portfel ostro protestuje ;) ].

      Co do "Maghrebu Po Kolońsku", to niestety miałam tylko sampla. Może dalej mam, nie wiem. A jeśli mam, to czy zawartość wciąż nadaje się do użytku. Obiecuję jednak sprawdzić i dać Ci znać, już bardziej prywatnie. :) Dziś albo jutro, dobrze?

      Usuń
  3. Zdjęcia zapewne nie są Wiedźmy, skoro podaje do nich źródła... ;)

    O rany, czuję się jakbym zstąpiła z Parnasu na moment ;) Heh, od razu mi lepiej, wiedząc że moja osoba wyjątkowo posłużyła za bodziec do czegoś pozytywnego, a nie jako źródło irytacji ;P :)

    A ten Cygański Aptekarz rozłożył mnie na łopatki, przepadłam na amen... I po co komu taki post? Teraz będę cierpieć kolejne męki pożądania... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było dokładnie tak, jak napisałaś. :)

      Do dla mnie zaszczyt, gościć jedną z muz - i w ogóle: czym chata bogata! :))
      A w ogóle: dlaczego miałabyś kojarzyć się z plagami egipskimi, zarazą morową i innymi dopustami? Bo nie rozumiem... Że o irytacji nie wspomnę, bo na kogo tu się wkurzać? ;P

      Witaj w klubie leżących sobie na deskach i liczących gwiazdy po ciosie prosto w.. serce. ;) Rzeczywiście, ilość ciekawych dzieł w skarbczyku zwanym Etsy potrafi przyprawić o bezdech tudzież galopującą żądzę. Cóż, męczmy się w niespełnieniu. ;))

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )