Na początek wkleję urywek pewnego wywiadu:
"Lula.pl: Kamilu, Michale - jak pachnie kobieta Bohoboco?
Michał Gilbert Lach: Intrygująco, zmysłowo, kontrastowo.
Kamil Owczarek: Na pewno nie jest to zapach, który budzi skojarzenia z czymś, co było wcześniej. Z takim zapachem kobiety nie miałem okazji się jeszcze zetknąć.
M.G.L.: Bo każdy, kto miał okazję powąchać, chciał od razu porównać to do jakiegoś innego zapachu, typu: daj mi powąchać jeszcze raz, zobaczę z czym mi się kojarzy. To jest taka polska mania.
Lula.pl: A wiecie, z czym mi się kojarzy? (śmiech) Z kościołem.
M.G.L.: No i dobrze, ważne, że nie z żadnym zapachem, bo każdy chciał to porównać do perfum, które już istnieją".
ŹRÓDŁO
Sorry, Panowie.
Może nie wiecie (w czym nie ma niczego dziwnego, bo - jak się okazuje - wie o tym wciąż zbyt mało osób) ale perfumy mają to do siebie, że przytłaczająca ich większość jest podobna do innych, już istniejących.
Tak po prostu jest. I kropka.
Deal with it. :]
Szczególnie, że Wasze perfumy naprawdę bardzo, ale to bardzo kojarzą się z pewnym organicznym, już nieprodukowanym (?) zapachem. A mianowicie z Cèdre Bleu marki Yves Rocher. Składnik podstawowy, to znaczy drewno cedrowe, ukazano w nich identycznie; z różnicą, że tam, gdzie w Cèdre Bleu był zamsz, No. 1 od Bohoboco prezentuje proszek z pieprzu, niekoniecznie tylko czarnego. :)
A reklama to już w ogóle cudeńko. :)
[Tu w ramach rozbudowanej dygresji słówko o reakcjach polskich konsumentów na spot reklamowy No. 1: otóż śmieszą mnie one straszliwie. Komentujący nie dość, że wykazują się złośliwością, kiepsko skrywaną pod pozorem uwagi odnośnie rzekomego nieprzystawania opowieści do odtwarzającej ją postaci (czyżby nigdy nie słyszeli o czymś takim, jak aktorstwo? ;> Marta Żmuda Trzebiatowska nie jest, jak twierdzą Jutiubowi mądralińscy, ikoną teatru ale gra diwę operową), to jeszcze zdają się nie pamiętać, że dobra reklama perfum powinna opowiadać o danym zapachu na pomocą obrazów, muzyki, słów, emocji. Dlatego z niemal powszechnym zachwytem spotkały się spoty reklamowe Piątki Chanel, w których udział brały Nicole Kidman oraz Audrey Tautou. Twórcy reklamy No. 1 chcieli jedynie podążyć tą samą drogą; może niezbyt oryginalną ale skuteczną. Tylko tyle i aż tyle].
To by było na tyle, jeśli chodzi o rozbudowaną inwokację. ;] Teraz mogę przejść do rzeczy.
Po latach pustynnej wręcz posuchy Polska powoli wychodzi z perfumowego niebytu. Nie tylko w kwestii kolejnych przybywających w nasze strony marek, lecz przede wszystkim - z racji tworzenia perfum opatrzonych tutejszym logo. Co bardzo, ale to bardzo mnie cieszy. :) Dlatego właśnie postanowiłam zająć się wspomnianym pachnidłem.
No i dlatego, że Loriena była tak uprzejma, że zgodziła się udostępnić mi materiał testowy. ;) Dziękuję, Aniu!
Skoro najważniejszego asa wyciągnęłam z rękawa już na wstępie (a chodzi o podobieństwo Jedynki do Cedru od YR), pozostaje skupić się na konkrecie i opisać porządnie najnowsze rodzime pachnidło.
Które wcale nie jest złe.
A nawet powiedziałabym, że całkiem przyjemne; i to pomimo faktu, iż w jego ramach nie dzieje się zbyt dużo. Ot, w otwarciu uderza nas ciepły, cedrowy puder, będący najwierniejszą z wiernych kopii Cèdre Bleu, po krótkiej chwili zaczynający ogrzewać się oraz rozjaśniać złamanym, pastelowym blaskiem.
Pojawiają się przyprawy; głównie mieszanka pieprzów czarnego, białego i różowego, staranie zmielona na proszek... dosyć dawno temu. ;) Gdyż zdążyła już spłowieć, trochę się przewietrzyć, nasiąknąć cedrowymi drobinami. W miarę upływu czasu pieprz delikatnieje a jego miejsce zajmuje brunatna, muszkatołowa goryczka, zlewająca się z cedrowym pudrem w jeszcze ściślejszą całość. Ta zaś w bazie staje się delikatnie słodka, skoncentrowana wokół doszczętnie już suchego cedru. Może trochę męcząca ale na pewno sympatyczna, ukręcona z małego kawałeczka łykowatej lecz odrobinę dymnej waniliowej laski, z większą ilością piżmowego pudru na dokładkę.
No. 1 nie zachwyca - nie może, skoro znam i mam w kolekcji flakon Cèdre Bleu. Jest jednak jego całkiem przyjemnym, obiecującym zamiennikiem. Czy ma szansę stać się czymś więcej? Mam nadzieję , że tak.
Hmm.. Sale 01 Michała Szulca to kawał świetnej roboty, podobnie jak Qessence rodziny Missala; No. 1 Bohoboco trochę odeń odstaje. Lecz mimo tego okazuje się ciekawą kompozycją, na tle obecnych nowości z półek Sefor i Daglasów wyróżniającą się zdecydowanie na plus.
Rok produkcji i nos: 2012, ??
[tiaa... wiem, że "ktoś z Grasse" ale to informacja o wiele za skąpa. Proszę o nazwiska! ;) ]
Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet, jednak uważam, ze podobnie jak Niebieski Cedr, równie dobrze mógłby być noszony przez mężczyzn. O świetnej projekcji oraz kilkunastocentymetrowym śladzie, z czasem redukującym się do luźnej aury.
Na wszelkie okazje (acz moc aromatu sugerowałaby raczej te wieczorne).
Trwałość: przeszło dwunastogodzinna
Grupa olfaktoryczna: drzewno-przyprawowa
Skład:
gałka muszkatołowa, czarny pieprz, drewno cedrowe, wanilia, białe piżmo
___
W tej chwili przerzuciłam się na Hedonist od Viktorii Minyi.
Co do reklamy - w zasadzie niby wiemy, co się dzieje, i nie wiemy. Kobita czai się za kotarą, jakby obawiała się, że stanie się coś złego ("Carrie" mi się przypomina, kiedy na bohaterkę na scenie wylewa się wiaderko ze świńską krwią), no i psiknięcie tak wygląda, jak nazwa, której użyłam. W warstwie muzycznej to, co najpierw wzięłam za wentylator rodem z Apokalipsy, jest chyba zmodyfikowanymi oklaskami).
OdpowiedzUsuńNa dodatek myślałam, że nazwa to No 1 (no one? niejeden?).
Nie znam zapachu,
Ale reklama mnie nie zachęca.
Nazwanie porównywania danego zapachu z innymi nazywać "polską manią"? Dziwne. Może chodziło o ew. zarzut wtórności, wynikły z zawiści?
A Mama naprawdę lubi Mademoiselle. Niech sobie nim pachnie, ile chce - aczkolwiek coś Jej podetknę.
Nie da się ukryć: reklama może uchodzić za takie trochę "masło maślane" (i to byłby rzeczywiście zrozumiały zarzut), choć ja tego nie widzę; a przynajmniej nie widziałam podczas pierwszego oglądania. Dlatego jednak, że po pierwsze lubię wszelką epickość (o ile nie jest przesadzona) a po drugie, te przygotowania artystki przed występem od razu przypomniały mi o niesławnym torrero ze spotu pierwszego 7 od Loewe. On też przygotowywał się do "występu", fizycznie i psychicznie pospołu - i jemu też pomogły perfumy. :D No i mam za sobą mały epizodzik [epizodeczek właściwie, epizodunio ;> ] aktorski, z nerwowym zaglądaniem zza kotary włącznie; może dlatego łatwiej mi zrozumieć reklamę No. 1. Choć trudno nie przyznać Ci racji, że gdyby w finale na naszą diwę spadło wiadro pełne krwi, reklama od razu sporo by zyskała. ;)) Głównie na oglądalności. :P
UsuńCo do apokaliptycznego wentylatora (kolejne świetne skojarzenie!), to mnie skojarzyło się z aplauzem, który celowo jest tak bełkotliwy, aby każdy mógł odczytać zeń to, co chce. Dla mnie to był trochę jakby okrzyk "Boho-boco! Boho-boco!", ale to interpretacja naciągana na siłę.
Hmm... o zawiści nie pomyślałam. Tzn. przyszła mi na myśl ale nie wpadłam na to, że to ją Lach chciał dać do zrozumienia w zawoalowany sposób. Możliwe. Choć to, że niespecjalnie znają się na perfumach, jest równie prawdopodobne.
W takim razie życzę Ci, żebyś znalazła taki prezent, który przynajmniej od czasu do czasu zdetronizuje Madmłazelę. ;)
Błędów zbyt wielu nie zauważyłam, więc nie ma za co przepraszać. :)
Za błędy i powtórzenia przepraszam - za późno i za wolno pisałam
OdpowiedzUsuńDzięki twojemu blogowi kupiłam w ciemno M.SZulca,bo gdzie inni nie wyarażali zbytnich zachwytów tutaj odnalazłam zachęcający wpis i to jest mój nalepszy zakup w ciemno. Już szukam drugiej butelki na zapas:) W takim układzie No 1 też może mi się spodobać, dziękuję:)
OdpowiedzUsuńHmm... kupowanie Szulca w ciemno to dość ryzykowna zabawa (choć cena bardzo zachęcająca) zważywszy na nietypowość kompozycji, więc cieszę się, że zapach przypadł Ci do gustu. :)
UsuńBohoboco to jednak zupełnie inny kaliber; więcej pudru i takiej "przyprawowej słodyczy"; chyba lepiej będzie najpierw przetestować. Ale to samo powiedziałabym o Sale 01. ;)
Ja również dziękuję za tyle przyjemnych słów. :)