piątek, 28 czerwca 2013

Igraszka z konwencją

Z modą początków XX wieku oraz z zapachem ciężkich, raczej wieczorowych perfum. Jak świat sprzed kilku dekad rozumie i interpretuje człowiek naszych czasów...

Jedno jest pewne: Denis Durand mistrzem igły nie jest. :> Większość jego projektów mam za przekombinowaną albo zupełnie niestrawną; przynajmniej suknie ślubne oraz wieczorowe.
Jedynymi propozycjami, na które spoglądam z przyjemnością, są dwie poniższe [acz nie bez zastrzeżeń]:


Na szczęście stworzenie perfum zlecił marce swoich znajomych, Martine Micallef i Geoffreya Nejmana. Dzięki temu posunięciu zyskaliśmy przyjemne, gęste, wielopoziomowe pachnidło. :) Prowokujące szczery uśmiech, ponieważ bardzo "moje".

To, co czuję przede wszystkim to rozleniwiająca, arcyprzyjemna mieszanina ciężkich składników. Mięsista, balsamiczna róża miesza się z cielesnym oraz puchnącym kastoreum o kształcie miodowo-labdanowych, efektownych zwojów. Zlewają się w całość ciężką i głęboką, bardzo żywo kojarzącą się z Rose Musc marki Sonoma Scent Studio.
I byłabym zarzuciła dziełu o iście tasiemcowej nazwie Le Parfum Denis Durand Couture pewną niezamierzoną wtórność, gdyby nie jego dalszy rozwój. A mianowicie zestalenie się, stopniowe zasychanie oraz powolne zastępowanie róży pikantnymi nutami drzewnymi (głównie naturalistycznym sandałowcem w stylu Sandalo od Etro, w dużo mniejszym stopniu kapką żywicy agarowej), owiewanymi drobną strużką jakiegoś ciemnego, tłustego kadzidła. Którego jest jednak na tyle mało, że nie jest w stanie zająć jakiegokolwiek wyraźniejszego stanowiska. Trwa sobie po prostu, jako rama, dodatkowo przyprószone szczyptą egzotycznych przypraw (czarnego pieprzu, gałki muszkatołowej, goździków, cynamonu; choć dwa ostatnie składniki występują w ilości dosłownie "na końcu noża" :) ).
Im dłużej omawiana mieszanka przebywa na skórze, tym trudniej chwytać i nazywać poszczególne akordy, ponieważ te dla zachowania ciepła zbijają się w brunatną, woskową kulkę. W bazie wyczuwam już tylko żywice i drzazgi oraz kastoreum, podtrzymywane przy życiu za pomocą miękkiego, ledwie zauważalnie słodkiego czy pudrowego stelażu z jasnego piżma, ambry, odrobiny wanilii. Wszystko to unosi się spokojnie w ciepłej, ciemnej a nieograniczonej przestrzeni wypełnionej pikantnym korzennym powidokiem.

Le Parfum Denis Durand Couture to zapach staranie przemyślany. Mocny ale niezdolny do agresji, jednoznacznie kobiecy choć składają się nań akordy, których większości trudno dziś szukać po damskiej stronie "zwyczajnych" perfumerii [a i po męskiej zdarzają się już coraz rzadziej].
Jak przyjemnie jest zanurzyć się w oparach dzieła, które prowokuje do nieustannego wysiłku umysłowego (i radości zmysłowej)! :) Takie perfumy to prawdziwa gratka dla kogoś, kto kocha złożone, wieloskładnikowe Orientale.
Spróbujcie koniecznie. :)


Rok produkcji i nos: 2013, Jean-Claude Astier

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach lecz, jak pisałam piętro wyżej, duża ilość ciężkich i 'neutralnych dżenderowo' składników umożliwia śmiałe testy także męskiej części populacji. :)
O bajecznej emanacji, aromat zostawia za sobą długi ślad, by dopiero w ostatnich stadiach rozwoju zmienić się w swobodną aurę o intensywnym kolorze. I to nawet w ilości kilku krople wylanych na gołe ciało [aż strach pomyśleć, jaką siłę rażenia zapewnia aplikacja prosto z flakonu! ;) ]. Co jednak daje się znieść nawet podczas cieplejszych dni, gdyż...

Trwałość: LPDDC nie jest dziełem długowiecznym, jak zresztą większość zapachów M. Micallef. Mija pięć lub sześć godzin i po skomplikowanej, wschodniej szacie nie zostaje nawet ślad.

Grupa olfaktoryczna: orientalna

Skład:

Nuta głowy: tangerynka, cynamon
Nuta serca: bułgarska róża, kastoreum, oud i miód ;)
Nuta bazy: paczuli, ambra, białe piżmo, drewno sandałowe
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Dwie pierwsze ilustracje pochodzą z podlinkowanej w tekście internetowej strony projektanta.

2 komentarze:

  1. Testowałam Le Parfum Denis Durand Couture raz, od razu globalnie. Wrażenia: jakbym wytarzała się w gęstym, zepsutym miodzie (a podobno miód nigdy się nie psuje!). Wrażenie ciężkości, lepkości, klockowatości, fizjologicznej kwaśności aż do bólu głowy.
    Przyśpieszyłam prysznic.
    Więcej testów nie planuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, miło to nie brzmi. Współczuję nieprzyjemnych doznań. Ale może ich intensywność wynikała z (bo ja wiem?) testów podczas upałów? Mnie pachnidło wówczas zachwyciło ale wiem, że raczej jestem wyjątkiem, który lubi taplać się w podobnych klimatach, kiedy na zewnątrz temp. przekracza 30 st.C.
      Może testy zimowe albo jesienne byłyby dla perfum Duranda łaskawsze? W końcu wydają się być wymarzonymi na jesienne słoty i zimne zawieje. Mimo wszystko zachęcałabym Cię do testów. Choć oczywiście nic na siłę. :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )