czwartek, 10 maja 2012

Kogo żywi mięsny jeż, czyli recenzja bardzo nietypowa

Przeglądałam niedawno swoje ostatnie posty i zauważyłam, że od dłuższego czasu coś za często się zachwycam. ;) I przez kilka miesięcy niczego porządnie nie zganiłam. :> Takie niedopatrzenie trzeba szybko naprawić. Dlatego dziś mam dla Was zjadliwą recenzję oraz przygnębiającą konstatację, która stała się bezpośrednią inspiracją do napisania poniższego wywodu.
Do dzieła więc!

Wiecie, że nie jestem fanką perfum z dominująca nutą animalnego piżma. W ich przypadku potrzebuję ogromnego samozaparcia, by w ogóle wziąć się za testy. Można więc przyjąć, iż poszłam na łatwiznę. Ale tak nie było; wierzcie, z mojej strony testy dwóch dzisiejszych bohaterów były wszystkim, tylko nie łatwizną. ;>
Panie i Panowie, przed Wami Serge Lutens razy dwa: Clair de Musc i Musc Koublaï Khan, z towarzyszeniem kultowych telewizyjnych Pamiętników z wakacji! ;)

Na pierwszy ogień propozycja teoretycznie łatwiejsza. Czysto teoretycznie, zaznaczam. Czyli Clair de Musc, lżejsza i rzeczywiście czystsza część piżmowego duetu Serża (oraz Christophera :) ).


Możecie wierzyć lub nie, ale do niedawna nie miałam bladego pojęcia o istnieniu mięsnego jeża. O, słodka niewinności! ;) Usłyszałam o nim raz czy dwa, później przeczytałam w jednym z tygodników a podczas ostatnich świąt Wielkanocnych ujawniłam się z niewiedzą. Młodociana część rodziny popatrzyła na mnie jak na Marsjankę po czym zaprosiła przed ekran laptopa (czy czego tam..).
Musze przyznać, że do tej pory niepojętym było dla mnie, jak bezmierne mogą być płycizny ludzkiego umysłu. ;) Po raz kolejny przeraziła mnie (i zabolała fizycznie) świadomość ludzkiej głupoty. Jak, pytam się: jak?, można było stworzyć tak nijaki, tak bardzo "na odwal" wymyślony scenariusz?? Dlaczego Tffurcy Pamiętników traktują swoich widzów, niechby i niezbyt wykształconych tudzież wcale nieinteligentnych, jak ostatnich idiotów? [Naiwne pytanie, wiem.] Myśl, że internauci szybko wyłapali ten niebotyczny, zdawałoby się, absurd, napawała mnie zadowoleniem. Dzieci Neostrady (czy jak się je dzisiaj nazywa) są jakie są, ale szybkości reakcji oraz braku litości dla pysznej głupoty odmówić im nie można. :)
No i jak można talerz z wędliniarskim fastfoodem nazwać "konkretnym posiłkiem"?? Prędzej przystawką, "polskimi tapas", i tak przecież dosyć ubogimi [jakie gusta rodaków, takie tapas ;> ].

Z mięsno-jeżową żenadą skojarzyłam wspomniane Clair de Musc, pachnidło w rzeczy samej słoneczne i jasne. Coż z tego jednak, skoro akcenty optymistyczne utopiono pod zwałami obrzydliwego, rozmoczonego pudru, mydlanego i przepoconego zarazem? Śliskiego i obłego? W takim przypadku nawet jego ciepło i wyzierająca zza obrzydliwości prosta, niezachwiana pogoda ducha nie są w stanie zmienić mojej opinii.
Clair de Musc to dobry zapach; tak, jak dobrymi ludźmi muszą być Pamiętnikowa Beatka z małżonkiem. :) I gdyby nie ten cały przeklęty mięsny jeż, z chęcią napiłabym się z nimi piwa, na hiszpańskiej Riwierze jak i w Łebie. Tylko niech nie katują mnie wędlinami z Biedronki! ;>
Gdyby nie piżmo mogłabym polubić Piżmowe Światło. ;) Tylko, że wtedy nie byłoby sobą.
I dlatego podziękuję. Nie, nie, nie.

Nie inaczej mają się sprawy z moim drugim bohaterem. Choć.. może jednak inaczej?
Na pewno jest dużo bardziej smutno.


Z powyższym filmikiem zetknęłam się za pośrednictwem artykułu na portalu Filmweb. Jego Autor dokonuje zestawienia polsatowskich paradokumentów "z życia zwykłych ludzi" z uznanymi przykładami sztuki filmowej. Kupę w bidecie porównał do pechowej sytuacji, w jakiej znalazł się jeden z bohaterów komedii Sposób na blondynkę:
"(...) Program wygrywa z poprzednikami dopiero dzięki poczuciu  humoru: przedziwnej mieszance kloaki, satyry obyczajowej i poetyki absurdu. Pamiętacie 'Klocek w bidecie'? Serialowy żart wcale nie polegał na tym, że nieobyty w świecie ojciec zrobił kupę w miejscu, w którym nie powinien tego czynić. To było jedynie obrzydliwe. Komedia zaczęła się od momentu, gdy mogliśmy zaobserwować reakcje kolejnych członków familii na tytułowy klocek. Od razu przypomina mi się szalona scena ze Sposobu na blondynkę, gdy Benowi Stillerowi zacina się rozporek w spodniach, w związku z czym mężczyzna potrzebuje natychmiastowej pomocy.  Na miejsce zjeżdżają medycy, strażacy, a wreszcie policjanci. Stillera pali wstyd, mundurowi nie dowierzają, a widz dławi się ze śmiechu".
ŹRÓDŁO CYTATU WYŻEJ

Z całym szacunkiem, podobne zestawienie to bzdura. W sytuacji z hollywoodzkiego filmu świadkami kłopotliwej sceny są osoby postronne, obcy ludzie, którzy w towarzystwie zażenowanego "poszkodowanego" znaleźli się - na dobrą sprawę - przypadkowo. Nie mają więc z pechowcem żadnych powiązań emocjonalnych. Tymczasem rodzime Pamiętniki zaserwowały swoim widzom obrazek, w którym ojciec, popełniwszy rzeczywiście absurdalną i "niepolityczną" pomyłkę, zostaje skonfrontowany z kpiną własnej rodziny. Osób teoretycznie mu najbliższych. Które co prawda nie mogły nie zauważyć przaśnego humoru zdarzenia, lecz w ogóle nie musiały robić z niego tak spektakularnego widowiska. Dającego fatalne świadectwo ich klasie, obyciu, poczuciu tego, co wypada. W pewnym momencie bowiem sytuacja straciła wszelkie znamiona komizmu a zaczęła być smutna oraz wprost żenująca. Zwykłe, rozładowane śmiechem, zdziwienie małym stopniem intelektualnej "lotności" ojca w pewnym momencie zmieniło się w obrzydliwe naigrawania. A czegoś takiego bliskiej osobie się nie robi. Nie wtedy, kiedy czujemy, jak kłopotliwa jest cała sytuacja dla głównego jej sprawcy.
Niesmaczne oraz bez klasy (i nie o głównym powodzie serialowego zamieszania mówię).

Czy naprawdę muszę pisać, co jest główną płaszczyzną powiązań między bidetowym fragmentem Pamiętników Musc Koublaï Khan? ;) I cóż, że kompozycja jest znacznie bardziej zmysłowa, głęboka i ciemniejsza odo poprzedniego spośród Lutensowych Piżm? Obrzydliwa, dusząca pudro-mydlaność, osiemnastowieczni eleganci, którzy ostatnią kąpiel widzieli przed dekadą; zatęchły fetor jak z ulic Paryża w interpretacji Patricka Süskinda potrafi zdominować każdą, dosłownie każdą chwilę rozwoju MKK.
Dosyć przerażające, jak również ekspansywne. A ja, wybaczcie, nie chcę śmierdzieć jak matka Jana Baptysty Grenouille. :)

Kiedy zagłębiałam się w zacytowany artykuł, a przede wszystkim w chwili oglądania załączonych filmików, przyszło mi do głowy jeszcze jedno kulturowe nawiązanie, o którym Autor najwyraźniej zapomniał. Chodzi o gogolowskiego Rewizora, w którym cały absurd i zastraszenie, całą miałkość i małość prowincjonalnej społeczności kwituje bolesne: "No i z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!", skierowane bezpośrednio do, skrytych w bezpiecznym półmroku widowni, odbiorców komedii. Czy liczeni w milionach widzowie Pamiętników z wakacji lub Trudnych spraw (lecz równie dobrze bezlitośni komentatorzy YouTubowi) naprawdę mają świadomość tego, iż nabijają się właśnie z absurdu swych zachowań, z własnych kompleksów i zastraszenia, z miałkości i małości nie kogo innego, jak - swoich?

Nadzieję na to miałabym do tej pory, gdyby nie pewna plotka, powtórzona wczorajszego wieczora na antenie lokalnego radia [uwaga! wiem to z drugiej ręki, więc na 150% nie ręczę]. Jeżeli mieszkacie w Polsce, na pewno zetknęliście się z którymś z elementów szeroko zakrojonej kampanii społecznej "Słowa ranią na całe życie", powstałej na zlecenie fundacji Dzieci Niczyje.



Prawda, że mocne? Dosadne i trafiające w samo sedno problemu. Do niedawna uważałam pomysł kampanii za niewesoły, ale udany. Bo przecież ona jest tak bardzo potrzebna!
Dopóki nie usłyszałam, iż młodzi rodzice (szczególnie matki) słowami przemiłej "kołysanki" naprawdę raczą swoje małe dzieci.
Zwykła niedojrzałość, skrajny brak wyobraźni czy nieuleczalne umysłowe ubóstwo?

No i wiem już, kogo faktycznie żywi mięsny jeż. :/

Wszystko to przygnębia podobnie, jak piżmowe wody Lutensa. Choć wiem, że porównanie jest boleśnie nieadekwatne.
Smutno mi.

 Clair de Musc

Rok produkcji i nos: 2003, Christopher Sheldrake

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, dla zajadłych zwolenników piżma. To wszystko, co mogę napisać bez obrażania kogokolwiek. ;)

Trwałość: b.d.
[nie byłam w stanie sprawdzić ani razu; co może nie jest zbyt profesjonalne ale, kurtka!, nie jestem profesjonalistką! ;) No i nos mam tylko jeden, muszę więc o niego dbać].

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-piżmowa

Skład:

bergamotka, neroli, różne aspekty piżma (w tym syntetyczne białe oraz organiczne nasiona piżmianu), biały irys


Musc Koublaï Khan

Rok produkcji i nos: 1998, Christopher Sheldrake

Przeznaczenie: zapach dla wielbicieli zmysłowych, orientalizujących piżm. Potwornie ekspansywny i - w moim przypadku - migrenogenny oraz działający na układ trawienny. ;) W tym momencie muszę zamilknąć. ;)

Trwałość: b.d. (tłumaczenie wyżej)

Grupa olfaktoryczna: piżmowo-orientalna

Skład:

piżmo, kastoreum, cywet, ambra, nasiona piżmianu, labdanum, kminek, róża, wosk pszczeli, wanilia, nasiona hibiskusa, paczuli
___
Dziś Anaïs Anaïs od Cacharel.

13 komentarzy:

  1. O rety!
    O istnieniu "mięsnego jeża" nie miałam pojęcia jeszcze pięć minut temu, telewizora nie posiadam i telewizji nie oglądam i uważając, że to bardzo pozytywnie wpływa to na funkcjonowanie moich neuronów- po tym co zobaczyłam, cóż, mam co do tego nuż właściwie pewność.
    Tak jak i do tego by trwać w moim wegetarianizmie.

    Związek między takimi "perełkami" popkultury a piżmowymi pachnidłami Lutensa wydaje mi się dość symboliczny (i bynajmniej nie jest to zarzut) choć i ja za recenzowanymi dziś przez Ciebie zapachami nie przepadam. W MKK czuję, jak wielu wąchaczy, krowie wymię a w MC mydło.
    I tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Mięsnego jeża" miałam już nieprzyjemność obejrzeć, drugi filmik oglądałam teraz z niedowierzaniem i rosnącym niesmakiem.
    Gdy odwiedzam tatę, czasami sprawdzam, co serwują rozmaite telewizje (sama odbiornika TV nie mam i mieć nie zamierzam); poza paroma filmami fabularnymi bądź dokumentalnymi (i niektórymi dobranockami) nie znajduję niczego ciekawego. Jest bełkot niby-wielkiego świata, głupawe serialne, przaśne programy rozrywkowe, nachalne reklamy. Przeraża - jak to zgrabnie ujęłaś - płycizna umysłów, którym to się podoba. Ale bardziej przeraża mnie myśl o ludziach, którzy decydują o emisji takich rzeczy. Czy sami są na tyle prymitywni, że uważają to za dobrą rozrywkę? Czy raczej traktują gros telewidzów jak bydełko, które połknie bez refleksji wszystko, co mu się wrzuci "na ekran", byle tylko nie trzeba było przy tym myśleć? Mam wrażenie, że i media - serwując tak "wyrafinowaną" rozrywkę, i szkoła - systematycznie zaniżając poziom nauczania i przystosowując do myślenia testowego, z premedytacją ogłupiają co podatniejsze jednostki. Do tego dochodzi presja otoczenia, chętnie przykrawającego do jedynego słusznego wzorca (nie jesz mięsa? nie chcesz pracować na etacie? nie chcesz mieć samochodu? nie chodzisz do kościoła? to jak Ty żyjesz!?). Koniec końców mam wrażenie, że formuje się stado mniej lub bardziej otępiałych klonów.
    Koniec przydługiego narzeknięcia ;)

    Co do zapachów: Clair... to na mnie mydło, mydło i mydło. I jeszcze trochę mydła. A wspomnień z testów MKK zbyt wyraźnych na szczęście nie mam - mój Miły szybko i bardzo stanowczo poprosił, żebym poszła się wyszorować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aileen ja mam wrażenie, że to samonapędzający się mechanizm: telewizja chcąca sprzedać swój produkt dostosowuje go do coraz to niższych wymagań i gustów widza widz zaś karmiony medialną papką i przez nią kształtowany nie aspiruje do wyższego poziomu, przeciwnie, zadowala się coraz to bardziej prymitywną rozrywką i takiej właśnie pragnie.
    Mam wrażenie, że to doskonała homeostaza ale zarazem zjazd po równi pochyłej zachodniego myślenia o edukacji i stratyfikacji społecznej, która tworzy kasty równie szczelne co te, które krytykujemy u Hindusów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę że nie tylko ja jestem "zapóźniona" :P Treści tego typu produkcji nawet nie chce mi się komentować.
    Clair de Musc nie powaliło mnie na kolana w ogóle jakoś takoś nie mojo.

    Podczytuję Cię dalej w wolnych chwilach których ilość nagle drastycznie mi się skurczyła może jakoś się z tym za jakiś czas ogarnę. puki co macham wirtualnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rany... to się dopiero nazywa poszerzenie horyzontów ;P
    Nazwa "mięsny jeż" obiła mi się chyba o uszy, ale jakiś wewnętrzny głos poradził mi, że lepiej nie zgłębiać tematu ;) Miał rację ;) A w przypadku "inwencji" twórców programów telewizyjnych, chyba nic mnie nie zdziwi. Aczkolwiek czasami się zastanawiam, czy to faktycznie tylko i wyłącznie "wynalazek" naszych czasów; prymitywna rozrywka zawsze była w cenie u części (dużej niestety) społeczeństwa. Chociażby teatr antyczny, który dzisiaj kojarzy się ze starożytnością to jedno, ale równie popularne były uliczne sceny, na których wystawiano farsy z humorem dość... prostackim i fizjologicznym ;) A jak nie przedstawienie, to zawsze można było iść obejrzeć mordobicie albo publiczną egzekucję.
    Świat się zmienił, ludzie - nie.

    Ale mogę się zgodzić, że Musc Koublai Khan to prawdziwy potworek.
    Clair de Musc chyba nie znam i nie boleję nad tym - piżmo w nazwie brzmi wystarczająco złowieszczo ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem szczerze , że mięsny jeż , o którym słyszałam wcześniej , ale nie widziałam i nie wiedziałam o co dokładnie chodzi , specjalnie mnie nie zdumiał - na co dzień mam do czynienia z podobnym poziomem i niewiele rzeczy już mnie dziwi , jeżeli idzie o ludzką głupotę :P
    Natomiast w Kubiłaj Chanie czuję przede wszystkim spalone opony - klasyczne palenie gumy :p

    OdpowiedzUsuń
  7. Rybo - też zauważyłam, że niewiedza świetnie działa na intelekt. :) Choć telewizor mam; służy mi głównie programami w typie Discovery z rodziną oraz jako ekran dla filmów, które jednak lepiej ogląda się na ekranie większym niż komputerowy. :)
    Ale nie-zarzut dla mnie, dla Piżm czy dla paradokumentów? ;))
    Ostatni raz "żywą krowę" z bliska wąchałam tak dawno temu, że nijak nie pamiętam woni wymion. ;)

    Aileenn - jednym z filmów, jakie bardzo chciałabym obejrzeć, jest pewien niemiecki, o jakim słyszałam kilka lat temu (tylko nie pamiętam tytułu :( ). Jego bohater, wkurzony mizerią i beznadziejną miernotą propozycji telewizyjnych fałszuje wyniki wielkich badań statystycznych dotyczących telewizyjnych zainteresowań Niemców. I przedstawia jej zleceniodawcom, czyli zarządom telewizji. Te w szoku zmieniają program, nie chcąc stracić widzów na rzecz internetu i telewizji cyfrowych. Nagle w 'prime time' pojawiają się relacje z koncertów, filmy niskobudżetowe i eksperymentalne, teatry telewizji... :))) Największym zaskoczeniem jest jednak to, że kiedy fałszerstwo zostaje wykryte, fałszerz ukarany a stacje zgodnie wracają do dawnej papki okazuje się, że widzowie naprawdę stęsknili się za niedawną rewolucją telewizyjną i naprawdę zawiodła ich decyzja o jej "stłumieniu"! ^^ Czyż to nie byłoby piękne? ;)
    I gdybym choć pamiętała tytuł tego filmu!

    Trzy Ryby ponownie - jak samonapędzająca się przepowiednia? najgorsze, że - znowu - możesz mieć rację. :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Polu - dałby los, żeby tak "zapóźnionych", i to z własnej woli, było więcej! ;) [Choć w tym przypadku najwyraźniej sama sobie robię wrogą robotę :> ]
    Zastanawiałam się ostatnio, co u Ciebie słychać. Dobrze, że nic strasznego. :) No i świetnie rozumiem, sama też ostatnio narzekam na brak czasu.
    Ogólnie buziaki i moc serdeczności! :)

    Akiyo - tylko, że dosyć niewdzięczne. ;)
    Mam wrażenie, że w scenariuszu (czy nawet wcześniej) początkowo to miało być coś z "prawdziwego" mięsa, pieczonego czy jakoś tak. Ino budżet, może brak czasu czy osoby, na którą można by coś takiego zwalić tudzież lenistwo zredukowały ów "rodowy specjał" do wizji czegoś tak bzdurnego. :> ^^
    Ogólnie prawda, że plebejska rozrywka cieszyła się kolosalną popularnością. W końcu nie każdy mógł i chciał być mecenasem sztuki. ;)) Problem w tym, że nawet ci, którzy wśród wulgarnych teatrzyków wzrastali a mieli większe aspiracje, czuli, że "z nimi coś jest nie tak". Dziś natomiast globalizacja "czarno na białym" wykazuje, że A.) miłośnicy "prostej rozrywki" są w natarciu, do nich należy "rząd dusz" i prawo głosu; ale też B.) można stworzyć taką poprozrywkę, iż nie dręczy ona szarych komórek nieco wybredniejszego widza. W jakiś sposób twórczą, krótko mówiąc. :) Od kabaretów po seriale, najczęściej 'zachodnie', które w jakiś sposób prowokują ruch szarych komórek. Niechby nawet każąc widzowi zastanawiać się, "dlaczego właściwie Zaginieni siedzieli na tej swojej wyspie"? ;))
    A może przesadzam? I po prostu nie potrafię spojrzeć na kwestię z właściwej perspektywy? Nie wiem. :)

    Parabelko - mnie przede wszystkim rozśmieszył, a właściwie to "rozwalił", rozstroił swoją niedorzecznością. :) Zastanowienie, jak zwykle w takich przypadkach, przyszło później.
    Jak miał stwierdzić Einstein: "suma inteligencji na planecie jest stała, ale liczba ludności rośnie". ;)))
    Opony w MKK? Słowo honoru, że chciałabym TAKIEGO Kubilajowego oblicza. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Einstein powiedział jeszcze coś : "Wszechświat i głupota ludzka są nieskończone , chociaż co do tego pierwszego nie mam pewności" :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Lem zaś powiedział: nie miałem pojęcia, że na świecie jest tyle głupoty do chwili gdy nie zajrzałem do Internetu.

    Wiedźmo to nie zarzut ani dla Ciebie ani dla Piżm- a paradokumentom, które zacytowałaś absolutnie nie da się nic zarzucić.
    Zarzut zawiera w sobie pewną potencjalność, niedopowiedzenie, wątpliwość, dyskusyjność- w wypadku tych filmów zaś wszystko jest oczywiste.

    Krowę zaś nauczono mnie nawet kiedyś doić, woń wymienia pamiętam dobrze, taka zwierzęca, brudna, fekalno-urynalna tłustość z sugestią woni świeżego, pysznego mleka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Parabelko - fakt; niezły był gościu, prawda? :)
    Jest też aspekt pesymistyczny: wystarczy, że pożyjemy jeszcze z 50 lat i, przy obecnym wzroście liczby ludzi, będziemy Einsteinami swojej epoki. ;))

    Rybo - Lem też słynął ze świetnych spostrzeżeń. To było super. Choć rzeczywiście przerażające.
    Moje pytanie było żartem. ;) Oczywiste w sposób oczywisty, rzekłabym. :>
    Zapamiętałam tylko zapach obory. I chyba rzeczywiście miał w sobie coś z MKK. ;) Przez nią na jakiś czas zraziłam się do świeżego mleka. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedźmo - w pewnych aspektach JUŻ jesteśmy :/ - moja koleżanka poszła pracować do katedry bardzo ciężkiego i nielubianego przez nas na studiach przedmiotu i trafiła jako asystent prowadzący zajęcia do pary z naszą byłą asystentką , i przypomniała jej się na wstępie słowami , ze dostała u niej kiedyś dwóję na kolokwium . Na co owa pani - "Ho ho , koleżanko , z taką wiedzą jak wtedy na dwóję , dzisiaj by pani czwórkę dostała !"

    OdpowiedzUsuń
  13. ?? :o Ałć.
    Zabolało mnie to.
    Słyszałam o teorii, w myśl której za te 50 lat (o ile historia znowu nie zrobi nam kuku) z punktu widzenia ekonomicznego i cywilizacyjnego Polska będzie bardzo zbliżona do ówczesnych Niemiec, Francji czy UK, ale kulturę wysoką i innowacyjność będziemy w stanie już TYLKO importować zza granicy. Bo przyszłą młodzież będą wychowywać nasze obecne filmy i seriale (jako klasyki) [myślę, że my dwie chłonęłyśmy raczej "Misia" i "Alternatywy 4", którym braku lotności nie można zarzucić], zaś innowatorzy i artyści z Polski wyjadą wcześniej; tam, gdzie ich pomysły będą doceniane.
    I muszę Ci wyznać, że zaczynam coraz bardziej w nią wierzyć. :/

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )