sobota, 5 maja 2012

Kamień wstrzemięźliwości, barwa mordu

Améthystos znaczy "trzeźwy". Kamień zwany ametystem, jeżeli przyozdobić nim kielich do wina, potrafił zwieść zmysły starożytnych Greków i Rzymian, którzy nie byli w stanie ocenić, czy podane im wino jest napitkiem "czystym" czy rozmajonym wodą. Kolor nie mówił im nic a smak.. no cóż. W pewnym stadium upojenia nikt o nim nie myśli. ;) Stąd wstrzemięźliwość. A mord?
Ponoć wszelkie odcienie fioletu towarzyszą dziełu filmowemu w chwili, kiedy zanosi się na zabójstwo. :) Lub też mord jest "tylko" sugerowany albo wspominany. Co to wszystko ma do perfum?
W zasadzie nic... poza kolorem. ;)


W pewien przewrotny sposób do fioletu, purpury czy ametystu właśnie nawiązuje pierwsze pachnidło sygnowane przez markę Bottega Veneta. Lekka, kobieca skóra; gładka, cokolwiek aksamitna, o nienaturalnie jednolitej karnacji (a więc sztucznie piękna), przypudrowana, jaśminowo-fiołkowa, sucha i figlarnie rozwibrowana. Bottega Veneta eau de parfum to dobre pachnidło. Znakomicie wpasowujące się w obecne trendy, konwencjonalnie urodziwe. Nie budzące przesadnych zachwytów ani też mało przyjemnych odruchów fizjologicznych, przynajmniej we mnie. :)
Dobre, zielone i żywe.

Od bergamotkowego otwarcia podkreślonego kilkoma roztartymi w moździerzu ziarnami różowego pieprzu, z charakterystycznym zielonym sercem pudrowo-liściastego fiołka, zmąconego dodatkiem słodkiego jaśminu wielkolistnego rodem z Mon Jasmin Noir od Bulgari czy Loverdose Diesla [muszę w końcu opisać :) ], przez które w dalszym ciągu przebija benzoesowo-bergamotowa skóra. Całości dopełnia suchy, lekko kryształkowy duet musującego paczuli ze srebrzystym mchem dębowym (aczkolwiek w dalszym ciągu naznaczonymi dubletem jaśminowo-fiołkowym). W bazie także najmniej zielonej roślinności, zaś skóra coraz silniej przypomina starannie wystylizowane i uperfumowane wnętrza firmowego butiku. Jest naprawdę przyjemnie.

Brak tylko jednego - oryginalności. Choć na tle współczesnych selektywnych hitów sprzedażowych Bottega Veneta wyróżnia się w sposób oczywisty. I jest to bardzo, bardzo przyzwoita. :)
Nie zawsze liczy się nowatorstwo. Porządna rzemieślnicza robota także zasługuje na szczerą, w pełni zasłużoną pochwałę.


Trochę inaczej mają się sprawy ze starszym rodzeństwem poprzedniego bohatera, czyli Cuir Améthyste z cyklu Armani Privé. Powstała ona kilka lat wcześniej oraz w ramach innego, teoretycznie bardziej swobodnego, wysmakowanego, "artystycznego" kontinuum [podkreślam: to tylko odgórne, marketingowe założenia linii butikowych!]. Mógł więc twórca, Michel Almairac, pozwolić sobie na więcej półcieni, na rodzaj przesady i grę stereotypem, na bardziej swobodne podejście do konwencji damskiego pachnidła.
Udało się.

Skóra Ametystowa jest bowiem mniej zielona i świeża, jakby narysowana większą ilością kresek, utrzymanych w jednej tonacji; grubszych ale bardziej miękkich. Jak w szkicu ołówkiem. ;) Z tym, że fiołkowo-purpurowo-różowym. ;)

W początkach znacznie bardziej głęboka, choć także i słodsza, różano-paczulowo-fiołkowa, o przyjemnym, wirującym we wnętrzu nosa kolendrowym aromacie, który nadaje całości sznytu jakby farmaceutycznego. ;) Lecz nie jest to woń mało przyjemna! Po prostu miażdży nasze wyobrażenia perfum o podobnym charakterze, spychając je nieco w stronę smugi cienia, cokolwiek w opisanym przypadku by znaczyła. :) Równie szybko pojawia się aromat bergamotkowej skóry, potraktowany i okolony niemal identycznie, co w przypadku młodszego z dzieł (a opisanego wcześniej). Nawet tak samo możemy zaobserwować, jak w pewnej chwili skórę cytrusową zastępuje skóra żywiczna, benzoesowa. Kompozycja okazuje się identycznie pudrowa, tak samo paczulowo słodka, otoczona równie apetycznym, konwencjonalnie urodziwym bukietem kwiatów z fiołkiem grającym prawie-pierwsze skrzypce. ;) Tym, co sprawi, że obeznane z młodszą acz popularniejszą Bottegą użytkowniczki w ogóle zechcą zainteresować się Cuir Améthyste jest fakt, iż tu właśnie znajdą jej pogłębienie, wieczorową wersję. [W tym miejscu wypada się zastanowić, czy to przypadkiem B.V. nie jest spłyceniem C.A. ;> ]
Mnie zaś fascynuje wspomniana "farmaceutyczność" kompozycji od Armaniego. Za którą, jak podejrzewam, stoi orzeźwiająca woń brzozowej kory. Tak piękna w wytrawnych duetach ze skórą, dlaczegóż nie miałaby sprawdzić się w otoczeniu pudrowo-kwiecistej słodyczy?
Gdzieś na dnie obserwujemy także bazową skóro-słodycz, fiołki i róże, suchą już brzozę oraz ciepłe, cieliste labdanum. Wyraźne, choć pozbawione pierwiastka erotycznego.

Wszystko jest bardziej dosadne, głębsze, ciemniejsze, nie tak wysublimowane; dosłowne ale nie ciosane grubo. Stworzone na podstawie cynicznych kalkulacji lecz budzące szczere zainteresowanie. Naprawdę ciekawe.

Żadna z wód nie jest w moim stylu, ale niech mnie pająk pokąsa, jeśli będę komukolwiek odradzać bliższą z nimi znajomość! ;)

Bottega Veneta eau de parfum

Rok produkcji i nos: 2011, Michel Almairac

Przeznaczenie: zapach damski; z początku dosyć świeży i ekspansywny, w miarę "pudrowania" przybliżający się ku skórze. Zgodnie z zasugerowaną wcześniej taktyką - raczej dzienny. :)

Trwałość: w granicach siedmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-skórzana

Skład:

Nuta głowy: różowy pieprz, bergamotka, konwalia
Nuta serca: jaśmin wielkolistny (sambac)
Nuta bazy: paczuli, mech dębowy


Armani Privé, Cuir Améthyste

Rok produkcji i nos: 2005, Michel Almairac

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach; konwencjonalny acz przyjemny. Dosyć bogaty i o całkiem pokaźnym sillage, więc polecałabym Skórę raczej na okazje wieczorowo-towarzyskie. :)

Trwałość: około dziesięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-skórzana

Skład:

Nuta głowy: kolendra, bergamotka, róża
Nuta serca: paczuli, fiołek, brzoza srebrzysta
Nuta bazy: burbońska wanilia, benzoes, labdanum

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://weheartit.com/sunnyavenue?page=3
2. http://southalleden.com/2012/01/rustic-amethyst-glamour-2/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )