Gdyż niejednokrotnie uderza po oczach podczas podczytywania tutejszych portali, blogów czy forów, perfumowych również.
Jako, że na widok apostrofu latającego po nie-polskich nazwiskach tudzież innych nazwach własnych dosłownie diabli mnie biorą i mam ochotę nabluzgać osobie niezaznajomionej z zasadami ortografii, pozwólcie więc, bym dla lepszego zrozumienia krzyczała kolorami oraz pogrubioną czcionką.
Otóż najlepiej będzie, jeśli sami zajrzycie TUTAJ.
Lecz dla pewności pozwolę sobie zacytować kilka zdań:
"Gdybyśmy chcieli jednak sformułować naprawdę podstawową użyteczną zasadę dotyczącą stosowania apostrofu, to – poza wyjątkami – przy nazwiskach obcych w przypadkach zależnych apostrofu używamy wówczas, gdy końcowe litery danego nazwiska (w mianowniku), które są niezbędne w pisowni, w naszym języku nie są wymawiane. Obrazowo możemy powiedzieć, że apostrof sugeruje właśnie takie przeskoczenie, pominięcie w wymowie części liter. Dodajmy jeszcze, że apostrofu używamy głównie w nazwiskach pochodzenia anglosaskiego i francuskiego. Oto kilka przykładów:
- M: Rabelais (czyt. Rable), D: Rabelais’go (czyt. Rablego), C : Rabelais’mu (czyt. Rablemu);
- M: Voltaire (czyt. Wolter), D: Voltaire’a (czyt. Woltera), C: Voltaire’owi (czyt. Wolterowi);
- M: Locke (czyt. Lok), D: Locke’a (czyt. Loka), C: Locke’owi (czyt. Lokowi).
- M: Standfield, D: Standfielda (nie: Stansfield’a), C: Standfieldowi;
- M: Beckett; D: Becketta; C: Beckettowi".
Tak więc zasada nr 1 brzmi:
Lepiej apostrofu nie postawić wcale, niż ośmieszać się jego niepoprawnym użyciem!
Czy wszyscy pojęli???
Piszemy: Serge'a, ale NIE piszemy: Lutens'a. Jasne?
I ostrzegam, na swoim blogu za podobne wykroczenia będę bić po łapach a komentarze co odporniejszych na wiedzę usuwać. I to bez względu na ich merytoryczną jakość lub ważny głos w dyskusji. Czujcie się ostrzeżeni.
___
Moją wściekłość podkreśla dziś sangwiniczne Kyoto.
Powiem szczerze, że znacznie bardziej drażnią mnie kalki ("epicki" z epic, grrr) oraz błędy ortograficzne (czy ktoś jeszcze w Polsce wie, jaka jest pisownia słowa "ohyda"?), niż rzadko w końcu używany w polskim apostrof, może dlatego, że apostrof jest tak ważną częścią angielszczyzny;-) A, i nowa moda na pisanie z angielskiego "Polski" zamiast "polski", "Angielski" zamiast "angielski", grr.
OdpowiedzUsuńHy hy , Wiedźmo , stawiasz wymagania z zakresu szkoły średniej , a to może być zbyt wiele dla niektórych ;P
OdpowiedzUsuńDo szału doprowadza mnie nadużywanie zaimków osobowych pisanych wielką literą w mowie nieformalnej (blogi, smsy, maile). Taka forma, wg znanych mi zasad jest zarezerwowana tylko dla tradycyjnych, papierowych listów.
OdpowiedzUsuńI używanie niezgodnie z instrukcją obsługi słowa ekskluzywny [devilish grin].
W kupie siła ;) Ruszamy na krucjatę przeciw wtórnemu analfabetyzmowi?
OdpowiedzUsuńAniu - przyznam, że kiedy słyszę słowo "epicki", to moje pierwsze skojarzenia wędrują w stronę Wagnera, Tolkiena, Sienkiewicza... I jakoś nie zauważyłam, że jest nadużywane. Choć oczywiście, kiedy się zastanowię, to trochę jednak "razi", szczególnie jeżeli przedstawiony kontekst z epickością nie ma nic wspólnego. :) A apostrof w złym miejscu denerwuje mnie dlatego właśnie, że w j. pol. jest rzadko stosowany i zwyczajnie rzuca się w oczy. Do tego zaglądam w takie internetowe miejsca, gdzie niepolskie nazwy własne przewijają się właściwie bez ustanku, w stężeniu, jakiego "poważne" portale nie gwarantują (chyba, że w komentarzach, których tam z definicji nie czytuję). Natomiast kiedy widzę wspomniane przez Ciebie wyrazy w rodzaju Angielski czy np. Mickiewiczowski (albo "mickiewiczowski" albo "Mickiewiczowy", kurczę!), to i mnie scyzoryk się w kieszeni otwiera.
OdpowiedzUsuńCzy w Pl ktoś wie, jak poprawnie napisać "ohyda"?
Hyba nje. ;))
Parabelko - niektórym wypadałoby nawet podstawówkę przypomnieć. :>
I żeby nie było, że się czepiam: nie mam nic przeciwko świadomej, konsekwentnej stylizacji językowej, nawet wbrew zasadom ortografii [jak Twoje znaki interpunkcyjne na przykład ;) czy moje egzaltowane wielkie litery bądź nadmiar emotów ;> ]. Bo wiem, że są świadome i wynikają z czyichś przemyśleń. :) Taka konwencja po prostu. Natomiast brak odpowiedniej wiedzy, niechlujstwo i bezmyślność... po prostu rzucają się w oczy, nie sposób niczym ich zamaskować. Niestety.
Michale - kiedy ostatnio wysłałeś lub otrzymałeś prawdziwy, pocztowy list (i nie chodzi mi o "służbową" korespondencję w podłużnych kopertach ;) )? Czyli: kiedy ostatnio miałeś okazję dużą literą podkreślić fakt, iż swojego adresata szanujesz? Jak często z taką korespondencją masz do czynienia? Czyżbyś nie mógł sobie przypomnieć? ;>
OdpowiedzUsuńNie bój się, większość z nas ma tak samo. :) Po prostu - korespondencja prywatna powoli przenosi się na drogi cyfrowe a w zasadzie już się przeniosła, wyłączywszy ponad osiemdziesięcioletnich krewnych, od których jednak czasem to i owo dostajemy pocztą "normalną". ;)
Już ci [zauważ formę; mała litera wyłącznie na twoją cześć ;P ] to kiedyś tłumaczyłam. Wiem, że internet (mała litera również świadomie) dąży do permanentnej demokratyzacji stosunków międzyludzkich, ale mnie jednak przeraża myśl, iż za kilka lat zaimki osobowe pisane dużą literą odejdą do lamusa.. razem z podstawami epistolarnej kindersztuby. :>
Natomiast chciałabym wiedzieć, co to znaczy wg ciebie: "używanie niezgodnie z instrukcją obsługi słowa ekskluzywny"? Dla mnie jest to przede wszystkim antonim wyrazu "inkluzywny".
Jeden "wyłączający", drugi "włączający", jeden wskazujący na zamykanie się, drugi - na otwartość. Elitarność kontra egalitarność. Dla porządku masz definicje ze Słownika Języka Polskiego:
1. http://sjp.pwn.pl/slownik/2456503/ekskluzywny
2. http://sjp.pwn.pl/slownik/3281554/inkluzywny
Więc niepotrzebnie się tu "wydiablasz". :)))
"Ohyda" i "ohydny" to często używane słowa w komentarzach na stronach, z którymi współpracuję, i naprawdę w 90% to "ochyda" i "ochydny".
OdpowiedzUsuńA ten nieszczęsny "epicki" to chyba specyfika polonijna, po angielsku ma nieco inne znaczenie i częściej się pojawia, i widzę tendencję do kalkowania tego słowa.
No, ok. Faktu, że korespondencja się przenisła do sieci nie da się podważyć. Jednak jakoś sms o treści "Kupić Ci bułki" albo szyld "Promocja! Przyjdź do Nas" kłują mnie w oczy.
OdpowiedzUsuńIMO coraz częściej eksluzywny staje się synonimem luksowego. Np. opis na allegro: ekskluzywne perfumy Coco Mademoiselle lub coś innego tego pokroju. Być może posiadając Coco MDM jej właścicielka poczuje się "włączona do wyjątkowego grona pachnących tymi perfumami" (pospolicie i niegustownie IMO). Jednak wg mnie Coco nie jest żadną miarą eksluzywna, bo szczerzy się do ciebie w każdej perfumerii, czy stacjonarnej, czy internetowej. Luksowa owszem, ze względu na sztucznie wywindowaną cenę. Produkt eksluzywny to wg mnie coś rzadkiego, trudnego do uzyskania - taki Black Afgano dla przykładu (tak wiem, naciągana historyjka z haszyszem). Albo inny produkt wypuszczony w krótkiej (ale nie z góry zamierzonej przez marketingowców krótkiej, jak większość limited editions) serii z powodu niedostępności surowców, braku mocy przerobowej producenta (np. Tauer) itp. I hope you get the picture.
Pardon za anglicyzmy, ale dużo łatwiej mi się wysławiać po angielsku niż w oczystej polszczyźnie.
Tak przypuszczałam pamiętając, że współpracujesz z polskimi portalami lajfstajlowymi [zapis fonetyczny to istny koszmarek językowy, ale jednak razi mnie mniej niż lifestyle'owy ;) ]. :) Cóż, szczere wyrazy współczucia dla twoich oczu.
OdpowiedzUsuńI dla ludzi, którzy z lektur wybierają chyba tylko Pudelka, skoro nie potrafią napisać tak prostego słowa.
Ogólnie wiem; epic hero niekoniecznie musi oznaczać Supermana; na przykład. ;) Choć fakt, że słówko powoli przedostaje się do "konwencjonalnej", mówionej polszczyzny i tu, na miejscu.
Michale, pisaliśmy razem. :)
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiście pod tym względem masz rację. choć mnie akurat razi bardziej męska płeć adresata domyślnego (w stylu: "czy widziałEŚ Naszą promocję?") i groteskowe "Naszą" zwyczajnie mi umyka. Bo zazwyczaj mruczę pod nosem: nie, nie widziałEM, kurna! ;) Ale to genderowe skrzywienie. ;)
Dziękuję ci za objaśnienie. W zasadzie sie zgadzam. :) Ekskluzywny to nie to samo, co luksusowy. Lecz co zrobić, skoro tak ładnie brzmi...? ;) Tak światowo? ;P
Wiedźmo przeczytawszy tytuł zdrętwiałam, że pijesz do błędu ortograficznego którym popełniła w komentarzu do Twojego wczorajszego wpisu!
OdpowiedzUsuńUff, co za ulga!
To zrobiłaś jakiś błąd? Nawet nie zauważyłam. :D
OdpowiedzUsuńA poważnie: co innego, kiedy jakiś błąd, literówka czy powtórzenie nam się "wyspnie" a co innego pisać totalnie niechlujnie, całkowicie bezmyślnie i to bez przypadłości, których nazwy zaczynają się na dys-. Zawodowo mam do czynienia z jedną taką osobą. Pisze bez ANI GRAMA namysłu a na delikatne zwrócenie uwagi odpowiada: "no przecież można się domyślić [o co chodzi]!" ;> Kompletny brak samokrytycyzmu.
W naszym przypadku dochodzi jeszcze czynnik nietypowości internetowego tekstu (metatekstu), w dyskusji zwłaszcza. I sprawa robi się skomplikowana.
Lecz nikt i nigdy nie wmówi mi, iż np. "kupiłem Aventus'a od Creed'a" to netspeak! :]
Albo hipertekstu... ;)
OdpowiedzUsuńWiedźmo rozumiem różnicę, o której piszesz. Ale nie masz przypadkiem wrażenia, że język zmienia się, ewoluuje a może właściwie inwoluuje wracając powoli do zapisu obrazkowego, do piktogramów, których główną treścią jest nie przekaz pojęciowy a ładunek emocjonalny?
OdpowiedzUsuńZdaje mi się, że problem apostrofu jest wierzchołkiem góry lodowej albo, dosadniej mówiąc, zagadnieniem abstrakcyjnym, oderwanym od rzeczywistości, w której uczniowie gimnazjum nie potrafią poprawnie złożyć zdania liczącego sobie więcej niż sześć słów i nawet w wypracowaniach stawiają emotikonki- bez nich bowiem przekaz jest niepełny albo wręcz pozbawiony sensu.
Wiem jak wygląda diagnoza dysleksji i innych dys-, wiem jak się ją zdobywa i wiem ile kosztuje.
I wiem też, że są szkoły w których dys- ma co drugi albo co trzeci uczeń. To istna plaga, zaraza albo choroba cywilizacyjna. Za moich szkolnych czasów, a do diabła, nie było to AŻ TAK dawno, nikt o dysleksji nie słyszał a robienie błędów gdzie się da i jak się da nazywano rzeczowo nieuctwem i kwitowano odpowiednią oceną.
I choć było to traumatyczne dla dzieciaków z faktycznymi "specyficznymi trudnościami w nauce" jak ładnie nazywa to inwentarz ICD to motywowało je to do pracy w domu, pisania dyktand, uczęszczania na zajęcia wyrównawcze.
I teraz, dzięki temu, piszą jak trzeba, poprawnie.
Inwoluuje, otóż to. :> Pamiętam, jak w liceum śmiałyśmy się, kiedy nasz informatyk mówił, że przez pisanie esemesów cofniemy się w rozwoju do poziomu szympansów (dzięki kciukowi przeciwstawnemu). Dziś doceniam jego czarnowidztwo. ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście masz rację; nawet pisząc powyższy post zdawałam sobie sprawę, że dotykam tylko małego kawałka problemu. Tylko, że bardziej szczegółowa rozpiska o tym, co i dlaczego we współczesnym języku mnie boli, niechybnie byłaby kilkukrotnie dłuższa. Co najmniej kilku-. :) Rzeczywiście, zdania wielokrotnie złożone także odchodzą do lamusa.
Mam wrażenie, że ktoś tu poważnie pokpił sprawę, następnym pokoleniom pozostawiając gigantyczny problem, na który bardzo trudno będzie cokolwiek zaradzić. Cóż, stara śpiewka: albo radykalnie zmienimy podejście do budowania naszej cywilizacji (a tego nie sposób dokonać bez pewnej rewolucji w naszych głowach) albo nam się to wszystko pięknie rozlezie. I smęty o "końcu cywilizacji" znajdą potwierdzenie. :/ Jak zwykle, wszystko zależy od nas, naszej wrażliwości, refleksu, naszej woli poprawy. Która na dziś jest żadna. ;>
Czy ja nadal piszę o zmianach w języku? ^^
Fakt, coś złego stało się też w przypadku reakcji na "dyski". Przecież to tylko i aż DIAGNOZA! A jakie leczenie kończy się na diagnozie?? To tak, jakby powiedzieć pacjentowi: "ma Pan/Pani stwardnienie rozsiane, więc niech nikt nie waży się zwrócić Panu/Pani uwagi przy kolejnym rozsypaniu cukru w kawiarni. Już niedługo i tak niczego Pan/Pani nie rozsypie, hehe. To wszystko, do widzenia". Wrr!
Pamiętam taki fragment z książki pt. "Bex@. Korespondencja mailowa ze Zdzisławem Beksińskim" (skądinąd słabej). Malarz miał dysleksję, czego oczywiście w jego szkolnych czasach nikt nie wiedział ale grunt, że diagnoza w końcu się zjawiła. I któryś tam list do zaprzyjaźnionej dziennikarki zakończył mniej więcej tak "teraz czeka mnie jeszcze półtorej godziny poprawiania własnych błędów ortograficznych (dobrze, że podkreślają się na czerwono) i będę mógł wysłać Pani ten list". No właśnie. Gdzie współczesna reakcja: niczego nie muszę poprawiać, bo mam dysleksję?
Coś jest bardzo nie tak.
Wiedźmo, dyslektycy mają teraz dodatkowe przywieje szkolne- a zero obowiązków wynikających z posiadanego zaburzenia- to dlatego tak wielu ich jest, diagnozy są po prostu kupowane.
OdpowiedzUsuńNiedługo posiadanie dysleksji stanie się normą statystyczną a wtedy zastanawiać się będzie można czy nauka poprawnej pisowni będzie miała w ogóle jakiś sens.
Jest faktem szeroko znanym, (już nie tylko w środowisku psychologiczno- psychiatryczno-pedagogicznym) że od paru roczników przestał obowiązywać elekt Flynna ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_Flynna )
Myślę, że ciężko sobie zapracowaliśmy na taki stan rzeczy.
:)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=FXDCkz72Koo
polecam- trochę prostacki ale z piękną puentą
:D Hehehe, dobre! ;)
OdpowiedzUsuńTylko czy w takim przypadku okładany książką delikwent, jeżeli zacznie w końcu używać rozumu, to czy nie należałoby potraktować tego jako skutków szoku pourazowego? :P