środa, 30 maja 2012

Dla rodziców i dla dzieci


Dla tych, którzy za dwa dni koniecznie muszą coś uczcić. ;) Rzutem na taśmę cztery propozycje prezentowe. Dla ich pociech lub dla nich samych, w końcu Wam też się coś od życia należy! :) Niech swoje święto mają nie tylko tylko dzieci.

Na początek jednak małe wyjaśnienie. Jako, że połowę materiału testowego otrzymałam zaledwie dwa dni temu, nie miałam okazji ponosić wód tak, jakbym sobie tego życzyła. Całe testy obu wód Le Petit Prince, bo o nie chodzi, musiałam ograniczyć do jednego pobieżnego "ciapnięcia" na przegub oraz ogrzewania obu pachnideł w okolicach łokci dnia drugiego. Stąd wynikły drastyczne rozbieżności w czasie trwania pachnideł; np.: od śmiesznych kilkudziesięciu minut mikstury bezalkoholowej na przegubie do około sześciu godzin w zgięciu łokcia dzień później. Dlatego nie podejmuję się ocenić trwałości rzeczonych aromatów; i to niekoniecznie dlatego, iż nie są skierowane do mnie. ;)
Po prostu chciałam Was poinformować.

A teraz do dzieła!

Na pierwszy ogień coś ewidentnie dla maluchów. Bezalkoholowa woda rumiankowa Dessine-moi un mouton marki Le Petit Prince. Narysuj mi baranka!, jak prosił Mały Książę. :) Czyli zapach ciepły, delikatny, radosny. Bardzo wyważony, o nienarzucającej się strukturze. Dopiero z bardzo bliska, w przypadku skóry dorosłej osoby,  można wyczuć delikatną woń świeżego, nie gorącego naparu z rumianku, do którego czyjaś troskliwa ręka wrzuciła odrobinę cytrusowej skórki (cytryna lub grejpfrut, na pewno nic słodkiego). Po chwili okazuje się, iż niedawna skórka ewoluowała w przyjemny, nieinwazyjny akord kwiatu pomarańczy wspomaganego aromatem róży białej bądź herbacianej. Delikatność przede wszystkim.
Dopiero po pewnym czasie rumianek schnie, w czym towarzyszy mu dosłownie jeden malutki ususzony płatek róży, delikatnie podkreślający niewinny i pastelowy charakter rumiankowej wersji Dessine-moi un mouton. W bazie pachnidło daje nam możliwość podziwiania, jak delikatne i ażurowe potrafią być akordy drzewne, stylowe niczym biały, rustykalny pokój dla dziecka.
Od tego aromatu bije ciepło i czar. Przypomina mi opowiastki Beatrix Potter.



Kolejne pachnidło z cyklu poświęconego najsłynniejszej powieści Antoine'a de Saint-Exupéry, nazwane po prostu Le Petit Prince i, w odróżnieniu od poprzednika, trwalsze oraz bardziej wyraziste. jest to zasługą rozcieńczenia dziełka w niewielkiej ilości spirytusu.
Dzięki czemu ta świeża a przy tym nienachalna, prostolinijna mieszanka gorzkich cytrusów (raz jeszcze), nut drzewnych, kwiatów oraz ziół układa się w esencję dwustuprocentowego optymizmu. :) Jest jak zastrzyk endorfin. :) Naprawdę. I bardzo mnie to cieszy.
Co więcej, uważam, że gdyby do akordów pomarańczy, grejpfruta czy werbeny cytrynowej z otwarcia, do małej szczypty ususzonych wibrujących ziół i konwalii z serca, do cedru, sosny i cyprysów z bazy dodać akordy w stylu wetyweria, kolendra, lawenda czy piżmo, otrzymalibyśmy zupełnie przyzwoite, konwencjonalnie męskie pachnidło. Paprociowca w najlepszym stylu. Wszak i bez nich Mały Książę stanowi udany miks nut orzeźwiających, energetyzujących, nieco gorzkich ale jednak miękkich, podkreślających grę światła  cienia.
Dlaczegóż by więc nie miał Le Petit Prince zachwycić zarówno Dziecka, jak i jego Taty?


Kolejny na liście jest zapach marki, której podstawowa działalność, moda dziecięca, zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Projekty Oilily, bo o niej mowa, są jednocześnie kolorowe, rustykalne, stylowe a z polskiej perspektywy wręcz odważne. ;> Szkoda, że perfumy Oilily (teoretycznie skierowane do starszych klientek) nie dorastają strojom do pięt. A przynajmniej jedne z nich, zatytułowane po prostu Flowers. Szkoda, że główną rolę graja weń owoce; a właściwie to owocki. Nieśmiertelna, przesłodzona sałatka owocowa, z melona miodowego, z mandarynek, zielonego jabłuszka, z odrobiny ananasa i wielgachnych, pozbawionych smaku zimowych truskawek (malin bowiem we Flowers nie stwierdzam). Do tego cyklamen, drzewno-papierowa pasta oraz mnóstwo akcentów ozonowo-wodnych. Cool Water dla dziesięcio- lub dwunastolatek.
I to chyba powinna być grupa docelowa Kwiatów (ekhem..). Ponieważ takie małe panny nie powinny mieć wobec omawianego zapachu żadnych zastrzeżeń a wręcz rezerwować dlań zachwyty. Jeśli więc znacie niedorosłą osobę, co do której żywicie podejrzenia, iż za rok lub dwa zacznie utożsamiać się z Hannah Montaną oraz skrycie podkochiwać w Justinie Bieberze, w Dniu Dziecka pomyślcie o Flowers od Oilily.


Ostatnim pachnidłem na dziś będzie jeszcze jedna kompozycja, co do której nie ma jasności, dzieciom małym na służyć, ich nastoletnim siostrom czy też matkom. W tym przypadku niczego nie ułatwia nawet nazwa: Petits et Mamans, Maluchy i Mamy od Bulgari. Nasuwa się podejrzenie, że jest to przede wszystkim sprytny zabieg marketingowy, mający odsunąć oskarżenia osób przeciwnych perfumowaniu małych dzieci [kwestia, swoją drogą, rzeczywiście budząca kontrowersje] zaś przy okazji zakupów uspokoić sumienia matek, które przecież te akurat perfumy kupują "dla dziecka, nie dla siebie" (akurat... ;) ). Nie wnikając bardziej w tę gmatwaninę wyznam, że nie zważając na teorie, mnie do zakupu Petits et Mamans nie zmusiłby nikt. Dlaczego?
Ponieważ, choć nie jest wcale zły i rumiankowo-słoneczną aurą przypomina wzmiankowane dzieła od Małego Księcia, nieznośna pudrowa słodycz, podrasowana niby-delikatnym irysem w stylu znienawidzonego przeze mnie Infusion d'Iris Prady zmienia kompozycję w sterylną, słodkawą, przymilną zgniliznę. Horror (dobrze, że tylko senny) pod pozorem sielanki. Ktoś tu ma kłopoty.
Sama woda zaś przywodzi mi na myśl przeczytaną niedawno w tygodniku publicystycznym relację świeżo upieczonej matki, która nie rozumiała, po co komu czas wolny, po co komu odpoczynek, po co partner, rodzina, przyjaciele, po co wyjścia z domu i własne hobby, skoro ma się dziecko!! ;> Od razu pomyślałam, że szamotanina hormonów podczas ciąży rzeczywiście musi obniżać kobiece IQ. No i współczułam, z całego serca, dziecku tej Pani. Z uzależnioną odeń mamuśką nie będzie miało łatwego życia. Oj, nie! :]
Dlatego za Petits et Mamans podziękuję. Za dużo pudru, za dużo lukru, choć chęci były dobre.


Le Petit Prince, Dessine-moi un mouton bezalkoholowa woda rumiankowa

Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: zapach dla dzieci; brak alkoholu i wodna konsystencja czyni go stosownym nawet dla osób poniżej trzeciego roku życia. Oraz dla starszych, którzy chcą uspokoić zszargane nerwy. ;)

Trwałość: jak wyznałam na wstępie - nie oceniam.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa

Skład:

Nuta głowy: drewno różane, róża
Nuta serca: rumianek, jaśmin, kwiat pomarańczy
Nuta bazy: drewno cedrowe


Le Petit Prince, Le Petit Prince eau de toilette

Rok produkcji i nos: 1998, ??

Przeznaczenie: zapach dla dzieci (dziewcząt i chłopców) oraz, jak napisałam wyżej, dla pogodnych i młodych duchem ojców. ;)

Trwałość: nie jestem targetem, więc nie oceniam :)

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-świeża

Skład:

Nuta głowy: pomarańcza, mandarynka, werbena cytrynowa
Nuta serca: estragon, frezja, konwalia
Nuta bazy: drewno cedrowe, mech dębowy


Oilily, Flowers

Rok produkcji i nos: 2006, ??

Przeznaczenie: zapach dla dziewczynek małych i trochę większych. Bliski ciału i nie narzucający się; raczej na dzień.

Trwałość: trudno orzec; na pewno w granicach pięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-owocowa

Skład:

Nuta głowy: mandarynka, cytryna
Nuta serca: cyklamen, jaśmin, kwiat śliwy, malina, melon, zielone jabłko
Nuta bazy: drewno sandałowe, wetyweria, mech dębowy


Bulgari, Petits et Mamans

Rok produkcji i nos: 1997, Nathalie Lorson

Przeznaczenie: trudno napisać, żeby nikogo nie urazić ;) Na pewno dla miłośniczek zapachów łagodnie kwiatowych i bardzo pudrowych.

Trwałość: około siedmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-owocowa

Skład:

Nuta głowy: pomarańcza, bergamotka, brzoskwinia
Nuta serca: słonecznik, rumianek, róża
Nuta bazy: wanilia, drewno różane, irys
___
Dziś Chambre Noire marki Olfactive Studio.


P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. i 5. http://www.webmd.com/parenting/baby/ss/slideshow-top-surprises-of-parenthood
2. http://www.gutenberg.org/files/14838/14838-h/14838-h.htm
3. http://mingkok.buddhistdoor.com/chs/news/d/22820
4. http://dashinfashion.blogspot.com/2011/02/1-day-only-room-seven-oilily-contest.html

22 komentarze:

  1. Obawiam się, że wypowiedź zacytowanej pani nie jest skutkiem naturalnego podobno, nieznacznego spadku wyników uzyskanych w testach inteligencji. Pani bowiem była już po porodzie jak rozumiem, a poza tym ciążowe wahnięcia ilorazu są naprawdę nieznacznie i w żaden sposób nie tłumaczyłoby zacytowanej treści.

    Pachnidła dla dzieci mi się nie podobają, idea perfum dla dzieci budzi we mnie uczucia zdecydowanie negatywne tak samo jak przekuwanie uszu dwulatkom, buty na obcasie dla pięciolatek i konkursy piękności oraz makijaż dwunastolatek.
    Efekty tego typu zjawisk i fenomenów społecznych już są obserwowalne- i wcale nie są pozytywne ani dla krzywdzonych w ten sposób dzieci ani dla nadmiernie ambitnych lub też po prostu niedojrzałych rodziców (zwłaszcza matek), które zamiast dziecka chcą mieć zabawkę-laleczkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, czy gdyby tego typu pachnidła były dostępne za czasów mojego dzieciństwa, to wzbudziłyby moje zainteresowanie - a tak byłam skazana na skryte badanie zbiorów mojej Mamy i Babci ;)
    Jeśli faktycznie nie są zbyt ulepne, to kto wie... Pamiętam, że wszelkie wynalazki typu "truskawkowa pasta do zębów dla dzieci" i wszelkie inne landrynkowe paskudztwa nie wzbudzały mojego entuzjazmu nawet w wieku dziecięcym ^^

    A jeśli chodzi o samą ideę dziecięcych "upiększaczy, to w przypadku perfum specjalnie mnie nie drażni - może to w związku, z tym że od wczesnej podstawówki przejawiałam pierwsze objawy manii w tym kierunku ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do spadku inteligencji zgadzam się bo sama doświadczyłam -szok wywołany porodem i nagłe nie przesypianie ciągiem więcej niż 3 h na dobę zasiało spustoszenie i spowodowało odmóżdżenie :P. Nigdy nie byłam uzależniona od swojego dziecka stąd nieraz mówię żem wyrodna matka. No cóż nie wszystkim jest dane doświadczyć tej euforii w sumie nawet mam nadzieję że mi się jeszcze przytrafi :P.
    Bvlgari pachnie mi chusteczkami do pupy dla dzieci bambino i chyba nie muszę mówić, że nie kręci mnie taki zapach oj nie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupelnie z innej beczki i poza tematem - 'Flowerbomb' Viktor & Rolf.

    Znasz, CO MYSLISZ, lubisz?...

    OdpowiedzUsuń
  5. W momencie , kiedy prawie co drugie dziecko jest alergikiem , produkowanie perfum dla dzieci , substancji potencjalnie silnie alergizujących , zakrawa mi na ciężki debilizm połączony z brakiem rozumu i wyjątkową perfidią i suczyzmem . Poza tym czyste umyte dziecko ładnie pachnie samo z siebie :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Rybo - ale czy on (iloraz inteligencji znaczy) wraca do punktu wyjścia automatycznie tuż po porodzie? No i naiwnie założyłam, że podobne przemyślenia nie są odzwierciedleniem faktycznego stanu intelektualnego ich twórczyni. ;) Już prędzej przemęczenia, jak napisała Pola.
    Co do reszty: kurczę, mówisz jak moi krewni! ;)) I oczywiście zgadzam się z Tobą, że dziecko nie służy do tego, żeby było piękne "po dorosłemu" czy realizowało niespełnione ambicje rodziców. To zbrodnie. A ze strony starszych - przejaw egoizmu.
    Uważam jednak, że nie wolno dać się zwariować. Ani przesadzać w żadną ze stron.

    Akiyo - no skąd ja to znam?? Takie myślenie? ;))
    Rzeczywiście, dzieci zawsze podbierają starszym ich "dorosłe" zabawki. I chyba nie ma w tym niczego niezwykłego. Może byśmy się zakochały w rumiankowych perfumach, kto wie? :)
    Co do "dziecięcych upiększaczy", to sprawa faktycznie jest skomplikowana. Oraz, co widać, kontrowersyjna. Osobiście nie mam nic przeciwko nim, byle stosować z umiarem (inna sprawa, że w dzisiejszych czasach trudno taką "normę" wyczaić).

    OdpowiedzUsuń
  7. Polu - jak napisałam Rybie, taka właśnie reakcję podejrzewałam. I ją rozumiem. [Jeżu, to straszne! Mowy nie ma, żebym skusiła się kiedyś na własne dziecko. ;) ] No i mam nadzieję, że nawet pani której wypowiedź przytoczyłam, otrząśnie się z czasem z endorfinowego haju i zacznie znów być sobą, nie własnym dzieckiem. :] Dlatego uważam, żeś pewno nie matką wyrodną a właśnie zdrową. I zadowoloną (tak w sumie). :)
    Już po recenzji własnej przeczytałam kilak opinii na temat m. in. Bulgari i zauważyłam, że skojarzenia podobne do twojego powtarzały się częściej i raczej nie były przesadnie entuzjastyczne. Czyli co? Stworzyli gadżet dla matki-fetyszystki? ;P

    Anonimie/Anonimko - Flowerbomb to przyjemny pudrowy killer z charakterem. Lubię, choć nie na sobie. Jednak ostatni poważny bezpośredni kontakt z tym zapachem przeżyłam dobrze ponad rok temu, więc trudno będzie mi napisać teraz cokolwiek wiążącego. Potrzebuję trochę czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Parabelko - ale czy dzieci nie są dziś powszechnie alergikami dlatego właśnie, że od kilkudziestu lat rodzice poczęli przesadnie chuchać na nie i dmuchać? I stworzyli zbyt sterylne środowiska? W końcu też jestem efektem podobnych praktyk, jak wielu i wiele z nas zapewne. Może więc czasem warto pozwolić dziecku na coś mniej higienicznego, mniej zdrowego i w ogóle "be"? ;)
    Żeby nie było, że się wymądrzam: zdaję sobie sprawę z ryzyka, zdrowotnego oraz etycznego. Ponadto piszę powyższe słowa z niechęcią, jako osoba, której brak w powyższej dziedzinie własnych doświadczeń (więc zderzenia teorii z praktyką nie przeżyłam. Co więcej, w najbliższym czasie nie planuję ;] ). Jednak znam przypadki, kiedy jednym z powodów rodzinnej harmonii jest kontrolowany dostęp dziecka do "zakazanego owocu" w typie makijażu dla małych dzieci na przykład. Bardzo rzadko i wyłącznie na największe okazje.
    Znam też przypadek dziecka z ostatnich klas podstawówki, którego rodzice są fanatycznymi wręcz zwolennikami zdrowej żywności, którzy na samą myśl o pizzy czy hamburgerze zachowują się jak filmowi opętani na widok krzyża. I ich syn, ich pociecha wychuchana oraz powód do dumy z rodzicielskiego eksperymentu anty-śmieciowego, większość kieszonkowego wydaje w Makdonaldzie czy innym KFC. O czym wiedzą przyjaciele moi (a krewni rodziców dziecka; przyjaciel jest chrzestnym ojcem chłopca), którzy czasem zapraszają małego na domowy obiad z porcją wołowiny lub własnej roboty pizzą; w tajemnicy przed rodzicami. ;) Choć dylemat moralny mają tęgi; ale cóż począć?
    Dlaczego z perfumami nie miałoby być podobnie? W końcu z własnego dziecięctwa wiem, iż kategoryczne i stanowcze "nie!" rodzica często traktowane bywa nie jak zakaz ale jako wyzwanie. ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiedźmo ja też nie mam doświadczeń z rodzicielstwem (i także się do nich nie palę); meandry wychowania znam tylko z teorii, która chyba jednak ma rację głosząc, że dziecko potrzebuje sztywnych granic. Oczywiście, eksperymentuje, stara się je obalić lub obejść ale gdy mu się to nie udaje, gdy rodzice jasno wytyczają co wolno a co nie, co jest dobre a co złe dziecko czuje się bezpieczne.
    Oczywiście, starsze dziecko albo dorosły jest świadom tego że granice między dozwolonym a niedozwolonym, dobrym a złym są płynne, subiektywne, niejasne i nieoczywiste ale dziecko, które nauczyło się czuć jak się bezpiecznie w dzieciństwie może wrócić do tego stanu ( w sensie- wie jak zapewnić sobie doń wewnętrzne i zewnętrzne warunki)do końca życia.

    Dlatego też myślę, że relatywizowanie w wypadku dziecka nie przynosi nic dobrego. Jeśli bowiem można malować się raz na jakiś czas (czyli- albo raz na jakiś czas pozwalać sobie na coś "złego" albo raz na jakiś czas to coś "złego" przestaje być złe--0 bo jeśli dziecięcy makijaż to nic złego to dlaczego nie malować się co dzień?) to czemu raz na jakiś czas, na największe okazje nie dać dziecku alkoholu albo nie zapalić z nim papierosa?
    Wiem, posuwam swoją argumentację ad absurdum (choć można by jeszcze dalej) ale dla dziecka, istoty bardzo naiwnej poznawczo, nie ma różnicy między łamaniem różnych zakazów z wyjątkiem konsekwencji takiego zachowania.


    Jeśli zaś o ciążowe obniżanie się II chodzi- pewnie iloraz nie wraca do punktu wyjściowego sprzed ciąży zaraz po urodzeniu łożyska ale wiadomo, że te wahnięcia są w pełni odwracalne i naturalne. Nie do końca wiadomo dlaczego następuje taka czasowa deterioracja, pierwszym podejrzanym jest progesteron.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak sobie teraz myślę, że poszukiwanie uniwersalnego klucza do wychowania dziecka to jak poszukiwanie uniwersalnego klucza do harmonijnych kontaktów międzyludzkich w ogóle. Wszystko zależy od indywidualnych przypadków.
    Co zaś do relatywizmu i niekonsekwencji - może masz rację, nie przeczę. Tylko, że świat ma to do siebie, że nie jest konsekwentny. Rodzice, dziadkowie, ciocie i wujkowie nie lepsi. Bo jak tu być konsekwentnym i nie zaplątać w zeznaniach, kiedy: "Owszem, nie wolno krzyczeć na starszych ale babcia zapomniała wysłać do urzędu bardzo ważny dokument i teraz będzie miała przez to kłopoty", "bicie się jest złe i niczego nie rozwiązuje ale ci panowie taką mają pracę. To jest boks, taki sport", "kradzież drobiazgu w Wigilię to taki stary przesąd, choć poza tym kraść nie wolno" etc., etc., etc. ;> Jak dla mnie chore i taak niekonsekwentne! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak, zgadzam się całkowicie. To jeden z powodów dla których nie zamierzam rodzić dziecka. Wyrywanie kogoś z niebytu to wielka odpowiedzialność a powoływanie kogoś na świat, którego sama nie rozumiem, nie pojmuję, w którym się gubię jest nie dla mnie. Jestem rybą, która lubi widzieć przed sobą ścianki akwarium.
    W morskich prądach, bezkresach oceanów,plątaninie wodorostów tracę orientację. A na świecie chyba już dość jest niezorientowanych.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hihi wiecie może i zaliczy się dół inteligencji w czasie około- niemowlęcym, za to potem trzeba jej mieć aż nadto żeby przewidzieć co ten młody człowiek zechce wyczynić. Ja z dumą obserwuję wszelkie przejawy inteligencji i bystrości swojego potomka nawet jeśli wiążą się ze szkodami materialnymi lub utratą własnego honoru, że tak to określę ( komentarze przy ludziach bezcenne). Od pewnego momentu dziecko to przygoda. Móc patrzeć jak taki gość rośnie nam pod nosem kształtuje charakter, buntuje się, rozwija to na prawdę fascynujące :) Ogólnie pięknie jest jak nikt od nikogo w tym układzie nie jest uzależniony. Tak żebyśmy mieli oboje trochę własnego życia. Wiadomo, że jako rodzic ja ustalam zasady których się trzymamy bo to ja jestem gwarantem przeżycia i osobą zapewniającą stabilizację. Ogólnie bardzo pilnuję tych zasad. Zostawiam jednak zawsze pole do negocjacji, żeby młody miał świadomość, że może się wyłamać w sposób inteligentny a niekoniecznie tupiąc nogą. Szanuję jego zdanie dlatego zwykle trudniejsze kwestie ustalam przed a nie w trakcie lub po fakcie. Jeżeli nie mam racji -przepraszam. Tak w skrócie po prostu darzę tego młodego człowieka od początku szacunkiem i tyle. W sumie nie uważam żeby to jakieś specjalnie trudne. Wiadomo że posiadanie dziecka zmienia życie i nie ma co się oszukiwać, że wszystko będzie po staremu. Moim zdaniem nie jest gorzej- jest inaczej, coś tracimy a coś zyskujemy.
    To takie tam moje wolne przemyślenia...

    OdpowiedzUsuń
  13. Polu nie chcę Cię martwić ale wcale nie brzmisz jak wyrodna matka.
    Przeciwnie, to co piszesz świadczy żeś matką mądrą i bardzo rozsądną.

    OdpowiedzUsuń
  14. 3Rybko tak się śmiałam tylko, ja ogólnie staram się nie oceniać rodziców bo wiadomo, że różnie różnym osobom ich własne hormony służą, różnie miewają to poukładane rodzinnie i partnersko i suma tego wszystkiego składa się na jakiś obraz. Ja natomiast mam wrażenie, że sporo osób patrzy na mnie krzywo jak pieszczotliwie nazwę młodego "szkodnikiem" lub jak generalnie wyrażam swoje niezadowolenie z faktu konieczności przechodzenia przez takie czy inne "przyjemności" rodzicielskie. Dlatego nazwałam siebie wyrodną matką. Wiesz, to tak jakby nieelegancko było wspominać o tym, że macierzyństwo to nie tylko ochy i achy i błogostan o zapachu ciepłego mleka i zasypki do pupy. A moim zdaniem ten dystans, ta ironia jest potrzebna by przetrwać trudne chwile. Inaczej człowiek czuje się wyobcowany i jakiś taki...ułomny. Podczytuję nieraz z rozbawieniem to:
    http://bachormagazyn.pl/2012/06/03/konkurs-macierzynstwo-bez-fikcji-relacja-12/

    Z resztą mam wrażenie, że mit doskonałego i błogiego rodzicielstwa ma się tak samo świetnie jak mit miłości romantycznej i zakończenie "i żyli długo i szczęśliwie"

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiedźmo - ilość alergii rośnie nie tyle dzięki sterylnemu wychowaniu , które wbrew pozorom wcale nie jest sterylne , tylko dzięki kontaktom z nadmiarem substancji drażniących i uczulających , na przykład lateksem z opon samochodowych rozpylonym w powietrzu , powszechnie stosowanymi konserwantami żywności , nadmiarem chemii pod każdą postacią - oprócz mydła , bo nadużywania tej substancji w narodzie stwierdzić niepodobna ;) . Poza tym alergia jest również uwarunkowana genetycznie .
    Co do perfum i makijażu dla dzieci - pytanie zasadnicze numer jeden - po co jest makijaż i perfumy ? odpowiedź - żeby zwiększyć atrakcyjność seksualną i przyciągnąć samca . Taka jest podstawowa funkcja jednego i drugiego , nie ma się co oszukiwać . Czy dziecku jest potrzebna przedwczesna seksualizacja ? Bo odpowiedź na pytanie "po co się mama maluje - żeby ładnie wyglądać" - jest odpowiedzią niepełną i przez to zafałszowaną - ładnie wyglądać , żeby się podobać tacie (i żeby sobie do jakiejś zdziry nie poszedł) .Zresztą zauważ , że z określeniem zdzira z reguły od razu kojarzy się silny makijaż i wyzywające perfumy .
    Na wszystko w życiu jest odpowiedni czas , na malowanie się i perfumowanie również ,ale czy naprawdę musi się malować pięciolatka ? trzeba pamiętać jeszcze o jednym - nie wszystko czego dziecko chce jest dla niego dobre i nie można kierować się dziecięcymi zachciankami . Dziecięce zabawy naśladowcze są szykowaniem się do dorosłej roli , ale czy to naprawdę musi być dosłowne robienie makijażu ? tego się każda dziewczynka zdąży nauczyć jak dorośnie , nie jest to czynność dziecku niezbędna i kształcąca czy wychowująca . No i większość dostępnych cenowo mazideł dla dzieci jest made in China , ja bym się bała dziecku coś takiego dać .
    Czy z kolei przyzwyczajenie do malowania się nie skutkuje wczesnym sięgnięciem po normalny makijaż i wtedy mamy wymalowane 12-latki wyglądające jak nieletnie prostytutki , dodające sobie makijażem lat ze wszystkimi tego konsekwencjami ? I po co to ? Przeskok z dzieciństwa od razu w dorosłość bez fazy pierzenia z reguły źle się kończy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Polu - mnie chyba pozostaje tylko zgodzić się z Rybką. :) Naprawdę nie sprawiasz wrażenia złe matki.
    A co do oburzenia na twarzach słuchaczy, kiedy nazywasz swą latorośl "szkodnikiem", to myślę, że wszystko rozbija się o niski pułap zrozumienia - i akceptacji - dla ironii czy sarkazmu. Który w Pl jest wyczuwalny tylko pod pewnymi warunkami": jeśli komuś dowalasz, komuś dorosłemu, w necie albo w realu lecz za plecami tej osoby itd. Ironia zmieszana z czułością to czasami dla co niektórych za dużo danych do przetrawienia naraz. ;))
    No i myślę, że docenisz cytat z Antoniego Słonimskiego: "Dzieci zakałą ludzkości!" :)) Twój "Szkodnik" pewno nie raz Wam o tym przypomina. ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Parabelko - wybacz, lecz mam taką zasadę, że nie kłócę się na tematy, na które nie mam wyrobionego zdania ( ;] ) a już zwłaszcza z osobami, dla których jest to kwestia drażliwa. Dlatego wycofuję się rakiem. :)
    Co do perfumowania się czy malowania "żeby przyciągnąć zdobycz seksualną", co do chęci zapobieżenia "odejściu tatusia do jakiejś zdziry", to obawiam się, że mój mózg nie działa w ten sposób.
    To znaczy: ostatnio nie zrozumiałam rasistowskiego dowcipu na temat Obamy; dopiero po kilku chwilach pojęłam, że tym, co miało mnie rozśmieszyć, był kolor skóry prezydenta oraz jego negatywne konotacje w "białym" europejskim folklorze. A zazwyczaj nie mam kłopotów z załapaniem anegdoty, z tymi najbardziej kloacznymi włącznie.
    Kiedyś też zostałam zdradzona przez przyjaciółkę i faceta "za jednym zamachem" i odkryłam, że znacznie bardziej boli mnie zdrada przyjaciółki, choć to nie z nią byłam związana seksualnie i w myśl konwencji to ją powinnam szarpać za włosy. Tymczasem właśnie z nią razem "przepracowałyśmy" tę zdradę. Facet zaś automatycznie poszedł w podwójną odstawkę. Dosyć zaskoczony, dodajmy. ;)
    Bardziej trywialnie: kiedyś zdarzyło mi się myć okna w Memoir Woman od Amouage a łazienkę w Soir de Lune; bez poczucia dysonansu. To ode mnie zależy stosowność czy niestosowność danego zachowania. Cały kontekst zdarzenia oraz fakt, jak je rozegram przed bliźnimi, żeby i oni nie czuli rozdźwięku.
    Dlatego czasem mówię, że pewnie pochodzę od innego boga. ;) Albo wychowywano mnie w komórce pod schodami. :D

    Anonimie/Anonimko - nie ma za co. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiedźmo - Ty nie działasz w "ten" sposób , natomiast znakomita większość ludzi niestety tak , a że od 20 lat pracuję z dziećmi i ich rodzicami , mam obserwacje z życia niestety wzięte . I sporo ciekawych rzeczy widziałam , niestety w bardzo nieciekawym kontekście , stąd moje negatywne nastawienie do robienia z dziewczynek przedwcześnie dorosłych makijażem czy perfumami . Jak powiedziała kiedyś moja znajoma - gdyby człowiek nie wybrał sobie takiego zawodu , nie miałby pojęcia , że takie rzeczy istnieją bo nigdy by się z nimi nie zetknął .
    I niestety u podstaw wszelkiego ozdabiania się leży dobór płciowy , tyle że u człowieka to wyewoluowało w zachowania również czysto estetyczne - na przykład w perfumowanie się dla czystej przyjemności , co też uskuteczniam :P

    OdpowiedzUsuń
  19. Wszystko rozumiem, tylko że to nie "znakomita większość ludzi" jest autorami tego bloga, Parabelko. ;) I siłą rzeczy patrzę na świat oczami własnymi, nie wspomnianej większości.
    Co do "porąbania" sporej części bliźnich nie mam rzecz jasna złudzeń (i mnie obrzydzeniem napawają amerykańskie konkursy małej miss etc.), gdyż nie tak dawno specjalizowałam się głównie w ich najmroczniejszym, najbardziej odpychającym wcieleniu ludobójstw oraz nienawiści rasowej. Być może też - przynajmniej w teorii (bo z praktyką bywa bardzo różnie ;) ) - dlatego właśnie czuję wewnętrzną potrzebę tolerowania cudzych zachowań oraz myśli, które tylko nie unieszczęśliwiają otoczenia danej osoby. Może mnie łatwiej, bo nie mam dzieci [co nie znaczy jednak, że mój zasób odpowiedzialności za innych jest szczątkowy; bo z różnych powodów nie jest], nie wiem. Jestem za to prawie pewna, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby. Czyli wychodzi na to, że się z Tobą zgodziłam. ;)
    Ciekawi mnie jeszcze, jak rozróżnić zachowania czysto estetyczne od przejawów doboru płciowego? I czy aby nie odczuwasz pokusy podziału: "estetyka to ja i ewentualnie grupka osób zbliżonych do mnie a dominanta doboru naturalnego to cała reszta ludzkości"? ;)) Bo tak właśnie zinterpretowałam ostatnie zdanie, choć podejrzewam, że niesłusznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zachowanie czysto estetyczne to dla mnie zrobienie sobie pięknego makijażu i niewychodzenie w nim z domu jak również użycie perfum też bez wychodzenia - podkreślam że przede wszystkim w samotności a nie w obecności towarzysza życia ;) , natomiast w ramach doboru to samo przed wyjściem na imprezę :P
    Co do podejrzewanego przez Ciebie podziału - owszem , taki też jest ale nie do końca w ten sposób - mój podział jest taki : "każda grupa ma swoją estetykę - jedna Boticellego a druga jelonka na rykowisku i tak jest dobrze " . Piękno jest wyłącznie subiektywne , nie da się ukryć , więc gust większości nie pokrywa się z gustem mniejszości i to normalne i tak było i będzie . Ja jestem w mniejszości , ale nie zamierzam toczyć wojny ideologicznej - mogę najwyżej komuś zainteresowanemu pokazać piękno z mojej perspektywy , a on sam zdecyduje czy mu się podoba czy nie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziękuję Ci za wyjaśnienie. Przyznam, że moje domysły i mnie wydawały się odstawać od Twojego charakteru; ale zapytać musiałam.
    Teraz mogę w spokoju się zgodzić. Ze wszystkim. Dodam jeszcze, że takie noszenie perfum, makijażu czy ładnego stroju w samotności ma jeszcze jeden plus; w przypadku perfum: tylko tak mogłam testować np. Incense Kamali. ;)
    Mam jeszcze luźną myśl odnośnie Twego drugiego akapitu: mam wrażenie, że kiedyś kilka odrębnych, może nawet sprzecznych, prądów estetycznym mogło jako tako koegzystować, ponieważ ich "wyznawcy" żyli obok siebie ale nie ze sobą. Więc ryzyko interakcji zmniejszano nieraz do minimum. Dziś "jeleń na rykowisku" włazi do świata każdej osoby, która ma telewizor i/lub konto mejlowe na popularnym portalu internetowym. Stąd może wynikać wrażenie przytłoczenia brzydotą i tandetną bylejakością (rzecz jasna, wyłącznie z Twojej czy mojej perspektywy). A kiedy o tandecie i bylejakości mówisz głośno, posługując się przykładami, możesz liczyć się z natychmiastowym atakiem fanów Twych przykładów. Ot, i cała wojna. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )