piątek, 7 października 2011

Para idealna

Dziś dwójeczka, dubeltowa doskonałość; Ona i On. ;)
Obydwoje młodzi, ale znać po nich doświadczenie odziedziczone po dziesiątkach pokoleń przodków, bez wyjątku należących do elity społeczeństw europejskiego kręgu kulturowego. Wykształceni, uprzejmi, dobrze sytuowani acz nauczeni, by dbać o tych, którym w życiu wiedzie się gorzej od nich. A do tego tak piękni, tak wymuskani, pełni blasku zarówno zewnętrznego, jak i płynącego z duszy, że sprawiają wrażenie wymyślonych przez sztab scenarzystów jakiejś opery mydlanej. ;) Może tak właśnie jest...?
Ostatecznie żadne z nich nie próbuje przekraczać granic, jakie narzuca im kultura, szacowne rodziny, nawet społeczeństwo całe.
Rany, jacy oni poprawni!

Śliczni i akuratni; oto jeszcze jedna współczesna historyjka o królewnie i księciu z bajki.


Nasz doskonały dżentelmen nawet nie chciał wziąć pod uwagę, by uczczono go opisem przed damą. ;) Dlatego zaczynam od Niej.
Violet Blonde, tegoroczna ogólnodostępna nowość od Toma Forda, zachwyca już w pierwszej chwili. Lecz nie musującą słodyczą, łagodną dziewczyńskością bądź cytrusowym odświeżeniem, ale czymś innym, znacznie mniej oczywistym. Przynajmniej na półkach mainstreamowych perfumerii, wśród oranżadek, coraz popularniejszych słodkich paczulisk lub niby-lekkich cytruso-kfiatkuf. ;) Nic z tego. Wiedzcie otóż, że Violet Blonde to mała indywidualistka.

Nie buntowniczka, ale właśnie spokojna, stroniąca od szokowania dziewczyna lubiąca chadzać własnymi drogami. W granicach rozsądku, rzecz jasna. ;) W otwarciu dominuje akord przejrzysty, krystalicznie zimny choć o roślinnych genach, utkany z cieni. Głównym bohaterem jest liść fiołka, wibrujący niedosłowną świeżością, nieco mroczny, przygruntowy, zaskakująco twardy. Towarzyszy mu kilka ziarenek różowego pieprzu (mm.. drażnią i kuszą jednocześnie), zaś opisany obrazek obramowano wyzutym ze słodyczy, promiennym akcentem cytrusowym. Gdzieś w tym wszystkim kryje się nawet kilka kropel wetyweriowego absolutu.
Z czasem wyraźniejszy staje się akord wibrującego, lekko ostrego irysa, który łączy się z fiołkiem, umiejętnie nakierowując go na kolejną fazę rozwoju.
Nasza panna, skoro zaraz na wstępie zaznaczyła, że "nie z nią te numery", teraz musi wziąć się w garść i nalewać kawę starym plotkarom, cały czas prezentując im uśmiech nr pięć, jak też - pod żadnym pozorem! - nie wygłaszać kontrowersyjnych opinii. Najlepiej niech nie wypowiada żadnych. ;> Opowieść o Jasnym Fiołku robi się spokojniejsza, znacznie bardziej słodka, niewinna, kobieca. ;) Irys dokonuje przeistoczenia w przemiły, jasny puder, który umiejętnie wciąga w siebie także, zwykle nieskore do uprawiania small talk, fiołkowe liście; te zaś stopniowo tracą cała swoją pierwotną świeżość. Pojawia się bezpieczny, konwencjonalny jaśmin.
W ostatniej fazie puder blednie i - z nasyconej purpury, poprzez pastelowy fiolet staje się rzeczywiście tak jasny, że aż kremowy. Trudno odróżnić irysa od liści oraz tego nad wyraz miękkiego i łagodnego jaśminu. Jednorodnemu akordowi kwiatowemu towarzyszy spokojny, słodkawy benzoes w stylu znanym choćby z Candy Prady oraz nienachalne, łagodnie puchate białe piżmo. Wszystko zaś leży na kolejnej dawce ciepłego i pastelowego pudru, tym razem w postaci zamszu.
Natomiast cichnie powoli, dyskretnie, po kawałku, aż do zaniku poprzedzonego zmianą w mały waniliowy w barwie obłoczek.

Bajka, mówię Wam, bajka! ;)


Historia Jego jest z gruntu podobna. Napisana inną ręką, za pomocą troszkę odmiennych środków, ale w wyrazie identyczna. Budząca zrozumiałe zainteresowanie, nieco intrygująca, kontrowersyjna na tyle, na ile to konieczne. Poza tym - gładkie, wysmakowane Piękno. :) Ponieważ On to Ikar. :) Konkretnie Eau d'Ikar marki Sisley.

Choć nasze pierwsze wrażenie jest odmienne: ponieważ piękny Ikar pragnie budzić zainteresowanie wyłącznie swą klasyczną urodą, nawiązującą do najlepszych tradycji perfumiarstwa męskiego. Toż to czysta rozkosz! Fougère Royale, Green Irish Tweed, Habit Rouge, Eau Sauvage. Typowa nuta aromatyczna: jasna, czysta, słoneczna i skrzypiąca pod naporem zębów. ;) Od reszty kolegów z sephorowo-douglasowych półek różniąca się przede wszystkim ewidentnie wysoką jakością tworzących ją komponentów.
Nie jest tylko pięknie; jest do-sko-na-le. :)
Dziwny to zapach. Utkany tak misternie, że nie potrafię powiedzieć, z jakich nici się składa. Nie potrafię. Jest tam cytryna? Oczywiście. Bergamotka? Pewnie tak. Kolendra? Przypuszczam. Herbata? Najprawdopodobniej. Nasiona marchwi? Skoro tak napisali... ;) Najciekawsze, że - poza oczywistym otwarciem - wyczuwam w Eau d'Ikar trzy charakterystyczne fazy rozwoju, ale nie potrafię ich należycie opisać. Więc czemu to robię? Bo padnę trupem, jeśli nie pochylę się nad perfumową Doskonałością Roku 2011 [a przynajmniej jednym z najpoważniejszych kandydatów do tytułu :) ].
Wracając do tematu zasadniczego: kiedy nasz młody dżentelmen pokazał się rodowej starszyźnie od najlepszej strony uznał, że czas zaszaleć! :) Raptownie, nie wiadomo kiedy, wpadł w klimaty upojnie, cielesne, słodkie. Sporo w nim ambry, labdanum, coś z cywetu, jakieś szlachetne drewno, które w towarzystwie rumu przepłynęło pół świata. Oto idealna, nietajona zmysłowość, z lekka tylko podrasowana przyprawami. Miękko oprószona, ogrzana. Tylko po jakie licho dogrzewać coś, co i tak jest gorące? ;) Mieszanka stała się pełna seksu, chociaż ani na chwilę wulgarna.
Równie gwałtownie, co niezauważenie [nie, to nie jest oksymoron ;) ] Woda Ikara staje się kompozycją ciepłą, cichą, wyważoną. Tak bardzo elegancką, że wręcz pudrową; w męskim stylu, ale pudrową. Nadal wyczuwam dużo ambry, choć już bez cywetowych nutek, w dodatku okolonej ciepłym drewnem sandałowym, kapką wetywerii, czymś delikatnie słonym i morskim oraz łagodnymi, utartymi na jasnozielony puder pistacjami. Dopiero teraz je wyczuwam, szykowne i nęcące łagodnością. Czyżby dżentelmen ustatkował się, oczywiście u boku naszej fiołkowej damy? ;)
Kompozycja zanika niemal identycznie, co w przypadku Jasnego Fiołka.

Prawda, że idealna z nich para? I choć subiektywnie muszę przyznać, iż to On jednak jest piękniejszy, Jej czemuś nie potrafię odmówić swoistego uroku. Poproszę z dziesięć mililitrów Fiołka oraz cały flakon Ikara! :) Może nie "na już", ale całkiem szybko.

Tom Ford, Violet Blonde

Rok produkcji i nos: 2011, ??

Przeznaczenie: łagodny, dosyć bliski skórze zapach dla kobiet. Dla miłośniczek pudrowych delikatności; na wszelkie okazje.

Trwałość: w granicach siedmiu lub ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-aromatyczna (oraz piżmowa)



Skład:

Nuta głowy: czerwony pieprz, mandarynka, liście fiołka
Nuta serca: absolut irysowy, kłącze irysa, jaśmin
Nuta bazy: drewno cedrowe, wetyweria, zamsz, benzoes, piżmo


Sisley, Eau d'Ikar

Rok produkcji i nos: 2011, ??

Przeznaczenie: zapach stworzony dla mężczyzn. Raczej tych z klasą, o złożonej osobowości. :) Charakteryzuje się nieprzesadną emanacją i nadzwyczajnym poskładaniem, więc idealny byłby na okazje Bardzo Ważne (choć wszystkie inne też).

Trwałość: od ośmiu do blisko dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: nasiona marchwi, bergamotka, cytryna Amalfi, gorzka pomarańcza
Nuta serca: absolut pistacjowy, trzcina, irys, jaśmin, herbata pekoe (?)
Nuta bazy: wetyweria, drewno sandałowe, zielony czystek (?), ambra
___
Dziś noszę Loverdose marki Diesel.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. DeviantArt, a konkretnie: Violet Flowers autorstwa użytkowniczki o nicku - nazwisku Malvina-Frolova.
2. Słynny plakat autorstwa Wiesława Wałkuskiego z 1991r., którego reprodukcję można obejrzeć między innymi TUTAJ.

2 komentarze:

  1. Na Violet Blonde się zaczajam licząc że uda się coś upolować na alledrogo...
    Pięknie napisałaś...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie jeszcze trochę poczekasz, bo na razie o okazjach nie ma co marzyć. Ale i tak życzę powodzenia! :)
    Bardzo dziękuję. Czasem się udaje. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )