sobota, 22 października 2011

La belle vie


Suche, dębowe beczki; zakurzone, wiekowe, pokryte szlachetną patyną z zewnątrz i od środka. Implikujące zawartość znakomitą: wyrazistą, aromatyczną, tworzoną przez znawców dla znawców (oraz pasjonatów). Żywiczną oraz – paradoksalnie – przesuszoną do cna.
Związki pomiędzy światem perfum i kulinariów staram się badać nie od dziś. Uwielbiam grać na strunie tego jedynego w swoim rodzaju, charakterystycznie francuskiego la belle vie; sztuki istnienia najpiękniej, jak się da. Świata, w którym czas wolny i umiejętność cieszenia się dniem stanowią wartość niezbywalną. Miejsca, gdzie pracuje się, aby żyć – nigdy odwrotnie. ;)

Dlatego też doceniam alianse pomiędzy światem perfumiarzy oraz wytwórców tego, co sprawia, iż zwykły posiłek może zmienić się w niezapomniane, bez mała artystyczne, przeżycie. Gdy obcowanie ze sztuką raptem przestaje kojarzyć się wyłącznie ze zwiedzaniem Luwru bądź wizytą w Palais Garnier.
Jakoś nie mogę mieć pretensji do, pragnących zarobić na pachnidłach, producentów ciastek czy szlachetnych trunków. Nie do nich.
W końcu są tylko narzędziami w rękach sił większych od nich samych. ;) To piękne życie dopomina się swoich praw, jak również celebracji ludzkiego pędu ku Absolutowi, także zmysłowemu. :)

Z tego też powodu nie znajduję niczego złego w kompozycjach sygnowanych przez Ginestet. Żaden z trzech zapachów stworzonych pod egidą winiarzy z Bordeaux nie zasługuje na ostre słowa; szczególnie ciepło myślę o dwóch z nich: kaszmirowo-słodkim Botrytis oraz nęcącym Le Boisé, esencji suchej drzewności.
Dziś kilka zdań o drugiej z mieszanek.


Jeśli ktoś spodziewa się arii ku czci Bachusa, lepiej niech omija Le Boisé szerokim łukiem. ;) Ponieważ, wbrew pozorom, Ginestet nie widzi swojej roli w zwykłym odzwierciedlaniu woni alkoholu. Prędzej godzi się na wariacje na temat, skupione wokół bogactwa nut, barw i półtonów obecnych w najstaranniejszych trunkach świata. Czuć w tym pokrewieństwo do olfaktorycznej linii produktów Frapin.

W Le Boisé postanowiono zawrzeć woń, wspomnianych na samym początku wpisu, dębowych beczek, w których leżakuje wino. Wiekowych, zadbanych, wręcz hołubionych jako inkubatory dla płynnego szkarłatu, przeznaczonego na stoły miłośników dobrego życia z całego świata.

Tak więc znajdujemy w omawianej woni prężną, bogatą moc Lutensowego Chêne, które przecież także w hołdzie dębinie powstało. :) Tym razem jednak z początku można wyczuć akord ostry i zimny, coś jak trzask bicza w mroźny wieczór; nie jest to dysonans, a szybkie, bezkompromisowe zagajenie. Podejrzewam, iż za taki rozwój wypadków odpowiada świeży, jeszcze nawet nie heblowany cedr. Z czasem kompozycja staje się słodka i dymna [może nawet nie tyle dymna - kadzidlana, co dymna - podwędzona], szalenie zmysłowa. Gdzieś w tle wyczuwam cichy szept przypraw, z których najważniejszymi są kolendra, gałka muszkatołowa i pieprz, dosłownie szczypta na funt perfum. ;)
Choć nie! Najsilniejszą przyprawą nie jest wcale coś wytrawnego i szorstkiego, lecz wanilia. Słodka, wdzięczna, misternie wpleciona w dymy i drzazgi. Okalająca ostre nuty sandałowca, palonego drewna dębu, żywicy olibanowej, może nawet opoponaksu..?
Całość jest głęboka, silna, może nawet nieco transcendentna. Bardzo szlachetna w nienarzucaniu swojej obecności całemu otoczeniu nosiciela a przy tym działająca na wszystkie zmysły. Sugerująca szaleństwo, a przecież wyważona, staranna, daleka od dosłowności.

Jest w Le Boisé coś niepokojącego, chociaż przepełniającego poczuciem bezpieczeństwa.
Wzruszająco, niedosłownie i obezwładniająco wspaniałego.
Czysta moc pięknego, dobrego życia. :)

Rok produkcji i nos: 2008, ??

Przeznaczenie: zapach typu uniseks mimo, że Sieć sugeruje wahnięcie w męską stronę, z czym się nie zgadzam. Dość bliski skórze, choć potrafi "dać po nosie", skomplikowany, bogaty; na wszelkie okazje, kiedy chcemy podkreślić swoją wartość. Oraz, gdy kochamy perfumować się przede wszystkim dla samych siebie. :)

Trwałość: od pięciu do ponad ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

drewno cedrowe, drewno sandałowe, inne nuty drzewne, kadzidło, przyprawy, wanilia
___
Dziś pachnę Hasu-no-Hana marki Grossmith.

P.S.
Dwie pierwsze ilustracje pochodzą z:
http://www.ginestet.fr/bordeaux-wine-trade-bordeaux-trader-en/our-products-ginestet-wine-trade/our-brands-wines.html

2 komentarze:

  1. Piękny to zapach, zaiste, niemniej na mojej skórze płochy jak młode dziewczę :( gdyby był mocniejszy, zakupiłabym butelczynę i zalewała się nią w trupa ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy przeczytałam inne recenzje odkryłam, że jestem szczęściarą (raz jeszcze...), bo na mnie, choć bez rewelacji, le Boisé i tak wytrzymuje dosyć długo.
    Chęć zalewania się często a obficie doskonale rozumiem. ;)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )