poniedziałek, 10 października 2011

Krótko i na temat

To prawda, ja też tak potrafię. ;)
Choćby dlatego, że coraz silniej uświadamiam sobie, iż nigdy nie zrecenzuję wszystkich zapachów, które bym chciała. Ogranicza mnie to, co wszystkich: brak czasu, energii, miejsca na ciele.. Dlatego ten wpis będzie na szybko. Trochę, jak bar typu fast food: wpadasz, mówisz, płacisz, dostajesz, zjadasz coś mniej lub bardziej smacznego i wypadasz dalej w świat. :)
Opinie pisane na kolanie, na chybcika, ale przecież równie "moje", co sążniste dygresyjne recenzje. ;) Zatem do dzieła!

Hermès, Voyage

Spokojny, zdystansowany i dosyć zimny przyprawowiec. Obiektywnie nie jest źle, szkoda tylko, że czuć w Podróży rękę pana Elleny. Z tego, jak wiadomo, nic dobrego wyjść nie może. ;> Przeto na mojej skórze nie słychać ślicznego kardamonu ani jałowca lecz wyłącznie czysty, niezapisany pergamin. I nic ponadto. Słabiutkie, dość nijakie dziwo.
Czym tu się emocjonować?? ;>

Skład:
cytryna Amalfi, kardamon, inne przyprawy, herbata, nuty kwiatowe i zielone, piżmo, nuty drzewne


Juliette Has a Gun, Miss Charming

Bezpieczny, dziewczyński słodziaczek. Proste, niewinne i pudrowe kwiaty zmieszane z owocami. W sam raz dla pań, które nie chcą wyróżniać się zapachowo. Właściwie od zalewu sezonowych Escad różni Miss Charming jedynie wysoki standard wykonania pachnidła oraz pewien upojny, prostolinijny optymizm. Nic dziwnego, wszak wieść niesie, że za zapachem stoi sam Francis Kurkdjian! :)

Skład:
dzikie owoce, marokańska róża, piżmo


Juliette Has a Gun, Lady Vengeance

Nico cięższa, bardziej zmysłowa krewna opisanej wyżej Uroczej Panny. Obłędnie różana i paczulowa, słodka w całkiem nieoczywisty sposób. Miękko oplatająca sylwetkę, bardzo ciepła, nieco pudrowa, bezpieczna w swym konwencjonalnym erotyzmie, jeszcze raz - bardzo kurkdjianowska. :) W sam raz dla osób, które cenią sobie wyszukaną elegancję oraz niezbyt nachalną zmysłowość. Tak, Panią Zemstą warto zainteresować się na dłużej... :)

Skład:
bułgarska róża, wanilia, paczuli


Lalique, Nilang (2011)

Starszej wersji zapachu nie znam, ale wąchając blotter nasączony Nilang pomyślałam: "To są jakieś żarty?!" Litości! Jeszcze jedna ostro-słodka wariacja na temat czekoladowej paczuli, podrasowanej owocową oranżadką. To później, bo na początku mamy do czynienia z bezczelnym zgapialstwem z Czekoladowego tria Il Profumo oraz... Angela Muglerowego. Tak tak! Męcząca jest ta zbieżność i zdecydowanie zbyt oczywista, by być przypadkową. Troszkę szkoda, bo Lalique to marka więcej, niż porządna.

Skład:
mandarynka, brzoskwinia, melon, lotos, borówka, jaśmin, frezja, goździki (przyprawa), paczuli, wanilia, ambra, piżmo


Lalique, White

Napisałam piętro wyżej, że cenię markę Lalique za wysoki poziom kompozycji zapachowych [z małymi wyjątkami, co prawda]. Oto świetny dowód na koncertową wprost jakość perfum marki. White to naprawdę świetne męskie pachnidło: wyraziste, choć nienachalne, wyrafinowane oraz dalekie od sztampy. Niezwykle kuszące, wielce urokliwe, bardzo mmm... ;)
Christine Nagel stworzyła perfumy błyszczące, energetyczne acz nie sportowe (ogromna zaleta!), idealnie wyważone. Dla prawdziwego dwudziestopierwszowiecznego dżentelmena. :)

Skład:
bergamotka, liście cytryny, tamaryndowiec, biały pieprz, gałka muszkatołowa, kardamon, fiołek, drewno cedrowe, ambra, piżmo


Laura Biagiotti, Venezia (2011)

Urocza, słodko-orientalna mikstura o nadzwyczaj kuszących właściwościach. Przed kupieniem flakonu zupełnie w ciemno, po samym tylko teście blotterowym, powstrzymywała mnie jedynie wizja debetu na koncie. :) Podobnie, jak w przypadku Nilang, również Venezię znam tylko z obecnego wcielenia. Rożnicą jest mój jednoznaczny zachwyt nad dziełem sygnowanym przez Biagiotti. Uwielbiam to odzwierciedlenie kręcącej w nosie woni śliwek wyjadanych cichcem z waniliowo-armaniakowej zalewy! :) Śliczne, proste, genialne. W sam raz na jesienne słoty oraz zimową depresję.

Skład:
śliwka, jaśmin, wanilia


Prada, Candy

Powtarzam raz jeszcze: tę kompozycję naprawdę mogli nazwać Infusion de Bensoin! :) Jest podobnie prosta, wyrafinowana, bez mała nobilitująca nosicielkę. Efektowna i wysmakowana niczym stroje wychodzące spod igły Miuccii Prady: znakomitej jakości, lekko cukierkowa, delikatnie oprószona pudrem, cielesna w sposób czysty. Candy jest urocze! :)
Na papierku. Niestety, moja skóra niemal wszystkie Prady zmienia w wody ciche, liche i nijakie; tak transparentne, że aż widmowe. Lub uproszcza to, co i tak jest proste, nawet arcydzieło sprowadzając ad absurdum. Smutne ale prawdziwe.

Skład:
benzoes, piżmo, karmel


Thierry Mugler, Angel Eau de toilette

Cóż mogę napisać? Prostsza, mniej wymagająca wersja oryginału. Wyzuta z jego programowej nieprzewidywalności, układna, w początkach przymilna, choć upojna niczym Eau de parfum, później znacznie bardziej lekka i jakby... krystaliczna? Cukrowo-pieprzowa, słodko-ostra z przewodnią nutą paczuli i kakao. W tle dodatek jakiegoś owocu jagodowego, niezbyt przeze mnie lubianego (dedukcja kieruje ku czerwonej lub białej porzeczce) i owoce laskowe, może nugat. Ładne, ale bez rewelacji. To nie jest TO, raczej się nie polubimy. Nieco mocniejsza Eau de Star i wsio. ;)

Skład:
różowy pieprz, bergamotka, czerwona porzeczka [bingo! ;) ], praliny, wanilia, drewno cedrowe, piżmo, paczuli

I tak to wygląda. :) Po wstępnych oględzinach do dalszych testów kwalifikują się (kolejność przypadkowa): Candy, Venezia i White. Natomiast listę oczekujących otwiera Lady Vengeance. O rozwoju sytuacji będę Was informować! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )