piątek, 13 grudnia 2013

Sprzeczne sygnały


Zazwyczaj są postrzegane jako coś złego, czemu zresztą trudno się dziwić, bo ileż można odgadywać, "co poeta miał na myśli". Lub odwrotnie: niczym bohaterka serialu Downton Abbey [przy okazji.. pamiętacie, jak kiedyś zachwycałam się cyklem? Od około dwóch sezonów to już nieaktualne :] ] z niesmakiem przyglądać się sytuacji, w której przydałoby się choć trochę niejednoznaczności.
Ogólnie sprzeczne sygnały to coś wielce kłopotliwego. Kiedy jednak trafiają do świata sztuki olfaktorycznej, wówczas mamy spore szanse na otrzymanie produktu niezwykłego, zapadającego w pamięć, odważnego. Na przykład Eau de Parfum marki Gucci. :)

Czyli pachnidło z roku 2002, powstałe w czasach, gdy dyrektorem artystycznym marki było Tom Ford, człowiek znany z odważnych decyzji w kwestii marketingowych, często wzbudzających komentarze, raz i drugi wymagających cenzury obyczajowej a w jednym przypadku - reklamy dosłownie obscenicznej a mówiąc wprost - obleśnej. Co jest tym ciekawsze, że pachnidła powstałe wskutek decyzji Forda prezentują bardzo wysoki, ambitny oraz niemal niszowy poziom; czy to w czasach, gdy kierował domem mody Yves Saint Laurent, Gucci czy też własną marką.
Oto pierwszy sprzeczny sygnał, wysyłany do odbiorców przez Gucci Eau de Parfum.


Jego kontynuacją, naturalnym ciągiem dalszym wydaje się dobór akordów tworzących omawiane pachnidło. Frapujące pomieszanie wysokiego z niskim, kontrowersyjnego z popularnym, efektownego z elementem ludyczności złożyło się na całość jednocześnie wyrazistą, odrobinę niezrównoważoną ale bez najmniejszych wątpliwości niemożliwą do zapomnienia. Przy czym muszę zauważyć, że wykorzystane przeze mnie w niniejszym akapicie powiązanie między Gucci EdP a księżną Dianą nie jest dosłowne. Byłoby może pełniejsze, gdyby Diana okazała się inną osobą niż w rzeczywistości: o silniejszym charakterze, bardziej gruboskórną, dojrzalszą w chwili ślubu... Lecz to tylko gdybanie.
Zresztą, czuję się niezręcznie, wygłaszając podobną opinię nie tylko o osobie zmarłej ale też o kimś, o kim wiedzę czerpałam i czerpię z medialnych plotek oraz doniesień; mówiąc krótko: o kim nie mam prawa wydawać sądów.

Jednak prawda jest taka, że to właśnie Diana była pierwszą z nowocześnie rozumianych celebrytek [a na pewno celebry-arystokratek] i to właśnie jej życie, nawet w najdrobniejszych szczegółach, stanowiło spektakl dla społeczności całego świata; od szczegółów poranka aż po tragiczną śmierć przy dosłownym błysku fleszy. Wysokie z niskim, odważne i tchórzliwe, wycofane oraz intensywne. Kontrasty tworzące medialny wizerunek byłej księżnej Walii daje się odnieść także i do omawianej mieszaniny, gdzie słodkie kwiaty rodem z lat 90. XX wieku kontrastują z cielesnym kminkiem, akordami dymnej skóry oraz soli.
Tak przedstawia się drugi ze sprzecznych sygnałów.


Gdzie otwarcie pachnidła zdumiewa suchą świetlistością heliotropu, wspieraną przez kwiat pomarańczy oraz kapkę jaśminu miesza się z ciemną, drapiącą w gardle suchością nasion kminku, za którym jak cień podąża smużka brudnego, osmalonego ciemną skórą dymu - tam nie sposób mówić o harmonii czy tez wyważeniu. Pojawia się, owszem, klasa i blask typowe dla Prawdziwych Dam, jednak bez charakterystycznego dla nich dystansu bądź sztuki umiaru. To szyk tworzony niejako od podstaw, na własnych zasadach.

Moje przypuszczenia zdaje się potwierdzać ciąg dalszy pachnidła, kiedy kwiaty nieco się uspokajają oraz pudrują (dzięki skromnej lecz znaczącej dawce kłącza irysowego), zyskując co nieco waniliowej budyniowej kruchości, zaś do kminku i żywiczno-skórzanego dymu dołącza wyrazisty akcent drewna sandałowego. Coś niezwykłego dzieje się ze strukturą zapachu, z kwiatami oraz nutami łagodnego Orientu, ponieważ dokładnie w tej fazie zaczynają pokrywać się kryształkami soli, których ilość w miarę upływu czasu będzie wzrastać. Co w ogóle przypomina mi rozkład nut znacznie młodszego chociaż równie czarownego El Cielo sobre la Plaza de Oriente marki Loewe [czyli kolejne skojarzenie rojalistyczne ;) ].
Nie znika ono także w bazie, gdy dym znika niemal całkowicie, kminek zlewa się ze skórą oraz kwiatem pomarańczy w jedną, gęstą, nasyconą ludzkim ciepłem całość, zaś drewna zyskują jeszcze bardziej miękki, pastelowy charakter. Trochę więcej tu słodyczy, żywej w waniliowo-labdanowo-ambrowych splotach. Taki układ nie zmienia się już ani razu, aż do ostatecznego rozjaśnienia. Nawet podczas zamierania może poszczycić się silnym charakterem.
Mamy więc sprzeczny sygnał numer trzy. A to wcale nie są wszystkie. :)

Gucci Eau de Parfum to zapach wyjątkowy; stworzony na bazie przeciwieństw, łączący (ówczesną) normę damskich perfum selektywnych z takimi olfaktorycznymi zawijasami, które dziś zwykliśmy spotykać tylko w niszy. Łączący długi okres trwania na skórze ze stosunkowo powściągliwą projekcją, geniusz z prowokacją, zachowawczość z typowo fordowską intuicją, niebezpiecznie ocierającą się o butę. Efekt wszystkich tych mariaży okazał się tyleż fenomenalny, co ożywczy, klasyczny a jednocześnie nowatorski. Dziś podobnych perfum już nie znajdziemy, nie tylko propozycji marki Gucci ale też jakichkolwiek przykładów kobiecego mainstreamu.
Na zakończenie mam jeszcze jedną uwagę: nie ma przesady w stwierdzeniu, że Gucci Eau de Parfum jest dla miłośniczek perfum tym samym, czym Gucci pour Homme dla miłośników.


Rok produkcji i nos: 2002, Daniela Andrier

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach, choć spokojnie mógłby uchodzić za odważny, wirtuozerski uniseks.
Charakteryzuje się on dosyć sporą mocą, tworzy wokół ludzkiego ciała gęstą aurę, która z czasem opada na skórę ale nie traci wiele ze swojego charakteru.
Pachnidło generalnie świetne na każdą okazję, jednak z powodu bycia wycofanym ze sprzedaży, w tej chwili już niestety średnio dostępne. ;) Zatem szczęśliwcy mogący pochwalić się własnym flakonem lepiej niech oszczędzają ów cenny eliksir na prawdziwie wyjątkowe chwile. :) Drobna rada od Dobrej Cioci wiedźmy. ;]

Trwałość: fenomenalna; od siedmiu czy ośmiu godzin zimą do blisko dwudziestu poczas upalnego lata.

Grupa olfaktoryczna: orientalno-przyprawowa (oraz kwiatowa)

Skład:

Nuta głowy: heliotrop, kwiat pomarańczy
Nuta serca: tymianek, kminek, kłącze irysa
Nuta bazy: kadzidło, wanilia, piżmo, skóra, drewno sandałowe, drewno cedrowe
___
Dzięki uprzejmości perfumerii Ambrozja dziś noszę Skiron marki S4P, czyli Science for Peace.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.pinterest.com/pin/486107353499282710/
2. http://www.classicstyleinthecity.com/2011/04/its-final-countdown.html
3. http://twowheelsandalady.com/2013/01/15/bike-porn-for-ladies-5/

7 komentarzy:

  1. Najpierw rozbudzasz moją fantazje do granic możliwości, by za chwilę rąbnąć mnie w głowę zdaniem, że perfumy wycofane ze sprzedaży. I jak tu żyć? Swoją drogą, nie przepadam za zapachami Gucci. Zwłaszcza za tymi, które powstały w ostatnich kilku latach. Jedyne perfumy tego domu mody, jakie mnie zachwycają to Gucci Rush 2. Flakonik stoi pusty od kilku lat, ale nadal można z niego wyczuć nutkę tego zapachu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo mi przykro. Myślałam, że to dosyć popularna wiedza, inaczej na pewno zaznaczyłabym rzecz na samym początku wpisu.
      Guccich z ostatnich lat nie znoszę i ja; po prostu nie-zno-szę, to jakieś toksyczne detergenty albo kompletnie bezjajeczne soczki. Rush 2 już prawie nie pamiętam, choć kojarzę, że był milszy dla nosa niż Rush pierwszy (uch, to był dopiero koszmarek!). Też zachowałam flakon perfum, które kiedyś uwielbiałam (Gloria od Cacharel) i od czasu do czasu lubię sobie poniuchać okolice atomizera [jednak zapach ostatnio strasznie się zmienił; no ale nic dziwnego, skoro te perfumy nie miały zatyczek, tylko psikało się z plastikowej kulki, w którą opakowano atomizer. Dostęp powietrza etc. No i minęło już dziesięć lat, odkąd go opróżniłam :) ]

      Usuń
  2. Wycofywanie zapachów jest straszne. To tak, jakby komuś zabrać ulubioną osobę, albo ulubionego zwierzaka. Zawsze się boję o moje Burberry Women...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, to koszmar. Szczególnie, że współcześnie to nie jest tylko zaprzestanie produkcji (jak robiono jeszcze ze dwadzieścia lat temu) i jeśli ktoś ma szczęście, może perfumy kupić w sklepie nawet kilka lat po tym fakcie, tylko faktyczne i dosłowne wycofanie ze sprzedaży wszystkich dostępnych na rynku flakonów [i choć my świetnie wiemy, jak to naprawdę jest z ty "wszystkie", to dokładnie takie są odgórne wytyczne].
      To jest bardzo niesprawiedliwe i godzi w sztukę perfumeryjną, więc szczerze życzę tej praktyce marketingowej upadku oraz wszelkich plag egipskich.

      Usuń
  3. Och, jak miło, że napisałaś o zapachu, który jest mi tak bliski! Apteczny i erotyczny, gorący i słodki, lecz trzymający na dystans, waniliowy, lecz niejadalny. A przy tym mocny, ogoniasty, charakterny - i...meczący.
    Upajam się zapachem, ale nosić było/by mi go ciężko. Jednak troszkę muszę mieć - do wąchania z nadgarstka. Rzeczywistość staje się barwniejsza, jak dzięki muzyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dłuższą metę Gucci EDP rzeczywiście potrafi zmęczyć - choć tu nie mam pewności, czy nie dzieje się tak dlatego, że nas jako pasjonatki męczy większość perfum stosowanych parę dni pod rząd. Wąchanie z nadgarstka może więc okazać się idealnym wyjściem. :)
      W ogóle trafnie dobrałaś przymiotniki opisujące pachnidło; mnie trzeba było do tego całej recenzji a i tak mam wrażenie, że nie zawarłam w niej wszystkiego.

      Usuń
    2. Nie, to nie tak. I ja nie zawarłam, zapach zawsze wymyka się opisom - nie wiem, czy czytałabym blog, jeśli zamiast wpisu figurowałoby parę słów :)

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )