piątek, 29 listopada 2013

Myśl o Wschodzie

Od chwili, kiedy otrzymałam list z próbkami arabskich zapachów od Perfumerii Yasmeen minęło zaledwie osiem dni a już zdążyłam zaliczyć cztery poważne olfaktoryczne zauroczenia i jedną chyba-miłość. ;) [Kurczę, współpraca perfumerii orientalnej z osobą, która tak kocha tamtejsze pachnidła to chyba nie jest zbyt dobry pomysł. ;) ] Dziś więc opowiem Wam o dwóch przypadkach z pierwszej kategorii. Pachnidłach ciepłych, sprawnie skomponowanych, niezwykłych; no i zwyczajnie-niezwyczajnie pięknych.
Dwóch kompozycjach z kluczem. Którego, nawiasem mówiąc, dotąd nie odnalazłam. ;)

Będą to La Yuqawam Orchid Prairie oraz La Yuqawam Tobacco Blaze marki Rasasi., dwie kompozycje-zagadki, których piękno oraz niezwyczajność dopełniane się przez parę trudnych do zrozumienia kwestii. Trudno bowiem bez odpowiedniego przygotowania praktycznego rozeznać się w semiotyce pachnideł z Półwyspu Arabskiego: skoro oud jest składnikiem stereotypowo męskim, to dlaczego wyraźniejszy, bardziej drapieżny oraz ogólnie silniejszy jest w kompozycji dla kobiet? Czy nie kłóci się to ze zwyczajowym postrzeganiem kobiet w eurazjatyckiej konserwatywnej i patriarchalnej społeczności? A może właśnie nie, skoro oud drapieżny oznacza kobiecą zwierzęcość, przynależność do świata Natury, narowistej jak dziki koń i trudnej do okiełznania ale przecież niepodobna, by zostawić ją samej sobie! I dlaczego pachnidło określane jako męskie jest cieplejsze, subtelniej zarysowane, z bardziej miękkimi krawędziami (choć przecież tworzy je "typowo męska" mieszanina woni)? Dlaczego więcej weń zadumy niż w błogo leniącym się Orchid Prairie? Chociaż nie: akurat ta kwestia świetnie pasuje do wizji ról płci według fundamentalistów kulturowych. ;] Tak czy inaczej: kiedy do tegorocznych elementów serii Nieodpartych przyłożyć najczęściej spotykane rodzime stereotypy męskości i kobiecości, cała ich misterna konstrukcja zaczyna się chwiać.


Dla przykładu posłużę się wspomnianą już dwukrotnie Orchid Prairie, dziełem agresywnym, głośnym oraz drapieżnym, gdzie zwierzęcy oud o wyraźnych serowych konotacjach [mam na myśli wszystkie te cuchnące ale smakujące obłędnie francuskie sery pleśniowe] sąsiaduje ze słodką, seledynową świeżością kwiatowych soków, tworząc kontrast doprawdy szalony - i bardzo odważny.
Gdzież im do stereotypowej polskiej mocy, agresywności oraz silnej projekcji, tak pożądanych przy pachnidłach dla mężczyzn ale krytykowanych, kiedy występują w wodach dla kobiet, szczególnie w nadmiarze. Bo przecież nadmiar to największy wróg kobiety, prawda? ;> [Nie tylko w przypadku BMI :P ] A przecież orchideowa La Yuqawam silna jest nieprzeciętnie, nawet jej "dziwaczność" wykracza daleko poza nasze stereotypowe rozumienie ról społecznych! Można oczywiście stwierdzić, iż na Bliskim Wschodzie generalnie zużywa się o wiele więcej perfum, niż w Europie albo Ameryce Północnej, głównie z powodów religijno-kulturowych, bez różnicy płci ale dla mnie nie wyczerpuje to kwestii. Nie tłumaczy, dlaczego ten drapieżny, animalny oud zestawiono z chłodną kwiatową wodą, z wibrującymi ozonowymi molekułami słodkich kwiatów oraz bambusa, czyniąc z otwarcia omawianego pachnidła dzieło doprawdy absolutne, porażające artyzmem. No i w najmniejszy sposób nie wyjaśnia ciągu dalszego Orchid Prairie, kiedy seledynowa woda znika a agar ogrzewa się, by złączyć się w gorącym, czułym ale niekoniecznie namiętnym uścisku z nutami drzewnymi, szlachetną szarą ambrą o bogatym zapachu, czemu pozwala otoczyć się wibrującym suszkom z kumaryny, z czasem wpadającym w akcenty dymno-słodkie, gęstowaniliowe. Dlaczego miesza się to wszystko w jednolitą chmurę cząsteczek, nawet w głębokiej bazie suchych, zwierzęcych oraz wrzynających się w nozdrza kumarynowo-drzewno-słonymi ostrzami? Przecież to w ogóle nie brzmi, jak opis zapachu dla kobiet!
Nie dla Europejek, rzecz jasna.

Lenistwo i błogość z obrazu zamieszczonego powyżej są oczywiście wyraźne, upalny czas południowej sjesty symbolizują akordy suche i dosadne lecz bez obecnej we wstępie świeżej, ożywczej zieleni krajobraz ów nie wyróżniałby się niczym. Byłby po prostu kolejnym orientalnym uniseksem, ciekawym i interesującym ale bez "tego czegoś", co odróżnia przyjemny obrazek od Sztuki przez duże S. La Yuqawam Orchid Prairie bez wątpienia jest Sztuką. Tylko dla kogo...? ;)

Jeżeli zaś chodzi o męską wersję Nieodpartego, Tobacco Blaze, również daje się zauważyć pewna nieprzystawalność do stereotypu, tym razem jednak mniej jaskrawa. Będąca nie tyle zaprzeczeniem naszego stereotypu, co jego drobnym przedefiniowaniem, może odarciem ze złudzeń. Wszystko dlatego, że przed poznaniem pachnidła spodziewałam się dostać coś takiego:


...a w rzeczywistości odnalazłam na swojej skórze obraz bardziej zbliżony do poniższego:

[Wybaczcie znak wodny. Przez kilkadziesiąt minut szukałam w necie innej reprodukcji obrazu ale wszystkie mają coś napaćkane na wierzchu ].
Czyli zamiast wizji malarza orientalisty, bajkowych wyobrażeń świata na południe i południowy wschód od Morza Śródziemnego spotkałam raczej samego artystę, który z zaciszu swojej bajeranckiej pracowni [być może również nieźle podkolorowanej przez wyobraźnię] tworzy kolejne dzieło na temat krain i ludzi, z którymi styczność miał co najwyżej powierzchowną. Czyli nie Orient mocny i dosłowny ale co najwyżej udanie zasugerowany, unoszący się gdzieś wysoko w  przestrzeni europejskiego domu malarza, przenikający do jego snów oraz marzeń. Ciepły i spokojny, doświadczany zawsze i bez wyjątku "przez coś": aromaty drogich cygar oraz tabaki, pikantno-mleczną, złocistą woń szafranu, miękkość zamszu oraz elastyczność dobrze wyprawionej skóry z podróżnych kufrów, odrobinę słodkich, soczystych owoców oraz ten dziwny, niepokojący wschodni sznyt, te ich kadzidełka oraz drewniane szkatułki po Bóg raczy wiedzieć czym. :) Chyba tak właśnie wrażliwy węchowo artysta mógłby pomyśleć o aromacie oudu, paczuli, bliżej niezidentyfikowanych nut drzewnych oraz kumarynowej suchości Tobacco Blaze. ;)

Myślę, że potrafiłby docenić miękki czar pachnidła, jego kuszące tytoniowo-drzewno-dymno-ambrowe sploty, udanie złagodzone przez zamszową lekkość bergamotki w otwarciu, nienachalną słodycz moreli czy ciepły matowy blask szafranu w sercu, promieniujący także na dymno-słodkie, paczulowo-ambrowe klimaty bazy. Spodobałaby mu się mieszanina, w której oud tak silnie zlewa się a szafranem, ambrą, paczuli oraz skórą (już jakby podwędzaną), iż tworzy całość niemal jednorodną, wyraźna ale spokojną. Gęstą choć znającą umiar w atakowaniu otoczenia. Bardziej europejską aniżeli ekscytująco egzotyczną.

Więc czym może być Tobacco Blaze? Chwytem marketingowym? Uwewnętrznieniem przez Wschód zachodniego spojrzenia na swój świat? Żartem? Reinterpretacją? Grą?
A zresztą... jakie to ma znacznie? Skoro ów zapach jest tak przyjemny, skoro oba są dobrze skonstruowane, zaś ich testowanie było dla mnie zmysłowym, budującym przeżyciem, to przecież nieważne są teorie, przypuszczenia, lawirowanie między tysiącem kontekstów rzeczywistych oraz wymyślonych przeze mnie! Liczy się zapach, podróż w świat olfaktorycznego piękna. :)


La Yuqawam Orchid Prairie

Rok produkcji i nos: 2013, ??

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach, gęsty oraz zamaszysty; o znacznej mocy ze śladem początkowo znacznym, z czasem redukującym się do kilkucentymetrowej aury.
Na każdą okazję... o ile nie przeszkadza Wam jego silna emanacja oraz zwierzęcy sznyt drewna agarowego. :) Reszcie zalecam okazje mniej formalne, może nawet wieczorowe.

Trwałość: w granicach siedmiu-ośmiu godzin śmiałej projekcji oraz następnych kilka bliżej skóry

Grupa olfaktoryczna: orientalno-kwiatowa (oraz drzewna)

Skład:

Nuta głowy: geranium, róża, niebieskie kwiaty
Nuta serca: oud indonezyjski, kaszmeran, kumaryna
Nuta bazy: oud indyjski, wanilia, piżmo, ambra


La Yuqawam Tobacco Blaze

Rok produkcji i nos: 2013, ??

Przeznaczenie: zapach dla mężczyzn, choć w mojej opinii to klasyczny, niszowy uniseks, charakteryzujący się miękką, gęstą aurą, która niespecjalnie lubi atakować otocznie uperfumowanej osoby. ;) W miarę upływu czasu oczywiście słabnie.
Bardzo komfortowy i na wszystkie okazje.

Trwałość: bardzo podobna, jak w przypadku wody dla kobiet; może tylko z czasem po-projekcji skróconym o jakieś dwie lub trzy godziny.

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna (i skórzana)

Skład:

Nuta głowy: szafran, neroli
Nuta serca: kumaryna, morela, fiołek, ambra
Nuta bazy: paczuli, skóra, oud indyjski
___
Dziś noszę właśnie Tobacco Blaze.

P.S.
Źródła ilustracji:
1. To Sjesta autorstwa Brytyjczyka, Johna Fredericka Lewisa, którą zaczerpnęłam STĄD.
2. Autorem W kawiarni jest Pan o nazwisku Carl Friedrich H. Werner; reprodukcję cytuję za Fine Art Library.
3. Ostatni obraz również powstał dzięki talentowi Wernera, nosi tytuł Pracownia artysty, Wenecja, 1855 i na mojego bloga przywędrował STĄD.

5 komentarzy:

  1. O żesz! Że mnie jeszcze nie było w perfumerii z zapachami Rasasi.
    Wspaniale opisałaś te zapachy. Próba zrozumienia przewrotności damskiego oudu również do mnie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są naprawdę warte poznania. Na pewno bardziej, niż część Montalaków czy Amułaży (pierwszych większa, drugich mniejsza ;) ).
      Dziękuję. Wybrałam taki sposób, ponieważ nie po raz pierwszy spotkałam się w ichniejszych perfumach z podobnym zabiegiem, to jest: niby dla kobiet a ostro "daje" zapachem, często trudnym, zaś ich męskie odpowiedniki wydają się stać jakby w cieniu jeżeli chodzi o moc, skomplikowanie czy odwagę kompozycji.
      Niby drobiazg, być może nadinterpretowany ale jednak Europejkę intryguje. ;)

      Usuń
  2. Patrząc na ostatni obraz, mogłabym medytować. Sprawił mi wielką przyjemność. Niesamowite światło! Czy zapach jest tak samo świetlisty? Artysta na płótnie przypomniał mi dawno zapomnianą książkę "Spóźnieni kochankowie".... Czytałaś ją może?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też poczułam coś podobnego. :) Może nie aż tak silnie ale faktycznie trudno oderwać oczy i przestać śledzić szczegóły. Od tej "pracowni artysty..." bije jakiś taki spokój oraz nienachalna pogoda ducha, może przez urocze światło oraz kolorystykę?
      Zapach owszem, jest świetlisty, ale nie całkiem w ten sposób (przynajmniej nie na mojej skórze); zgadzałby się bardziej sam klimat.
      Na "Spóźnionych kochanków" jeszcze się nie natknęłam. :)

      Usuń
  3. Oswajam właśnie na sobie Orchid Prairie. To bardzo dziwne perfumy, mają w sobie coś niezrozumiałego, ale im dłużej je czuję tym bardziej stają się bliskie, stosowne. Są genialnie skrojone, pełne sprzeczności i niesamowicie intrygujące.
    A na Tobacco Blaze zacieram ręce i to całkowicie dzięki Twojemu opisowi :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )