poniedziałek, 18 listopada 2013

Kruchość chwili

Cóż jest bardziej ulotnego, wrażliwszego niż chwila? Na przykład dokładnie ta, w której czytacie moje słowa?
I już. Zniknęła. Nigdy nie cofniecie się do momentu tuż sprzed przeczytania dwóch pierwszych zdań niniejszego tekstu. Ten czas już nie wróci. O! I ten także. ;)

Co jednak, gdyby postarać się zamknąć obraz ulotności czasu we flakonie perfum? Nie wspomnienie konkretnej chwili lub wyobrażenie tego czy owego, lecz chwilę jako taką? Samą esencję owej nieostrej, względnej jednostki czasu? Dla mnie olfaktorycznym jej odzwierciedleniem okazało się Jasmine Musk z Piżmowej Kolekcji Toma Forda.


Perfumy piżmowe jeszcze niedawno były dla mnie niemal bez wyjątku gwarancją ciężkich przeżyć olfaktorycznych i dopiero od około roku uczę się ich różnorodności, barw, piękna. Chwile niechęci doń w większości przypadków mam już za sobą. :) Zdążyłam już oswoić się z nimi, poznać kilka najbardziej charakterystycznych przykładów, nauczyć się, czego mogę odeń oczekiwać. Zaczął się czas poznawania. Chwile trwające teraz i w przyszłości. Lekkie, pełne wdzięku ale też ulotne, jak wszystkie inne.

Dokładnie tak pachnie Jasmine Musk, perfumy o nucie piżma tak delikatnej, że początkowo nie sposób ją zauważyć. Co jest zrozumiałe, gdyż w otwarciu dominuje pierwszy człon nazwy pachnidła. :) Jaśmin jednocześnie suchy, słodkawy ale też przesycony charakterystycznym, seledynowym sokiem (tak pięknym w Jasmine Noir marki Bulgari), po jakimś czasie stopniowo wpadający w akordy żelazkowo-kumarynowe. Lecz z perspektywy olfaktorycznej uwertury jest to odległa przyszłość. :) Najpierw czuję słodycz oraz jaśminowość tak gęstą, iż ta konsystencją wydaje się przypominać śmietankę. Żeby jednak nie było zbyt nudno, pojawia się akord jasnego, wyrazistego lecz sztucznie trzymanego w ryzach sandałowca. Wszak to nie on powinien być głównym bohaterem Jasmine Musk. :)
Kiedy do jaśminu dołącza sypka ale wyraźna roślinna słodycz ylang-ylang, szybko podkreślona wanilią, gdzieś od tyłu, nieśmiało, pojawia się piżmo. Zrazu jasne i czyste, nadające wodzie miękkiej białej pudrowości, z czasem pokazuje charakter. Staje się ciemniejsze, ostrzejsze, zbacza gdzieś w orientalne rejony rozgrzanej sierści dzikiego kota. Lecz jednocześnie cały czas pozostaje kwiatowe, rozbielone intensywnym jaśminem [właśnie teraz flirtującym z niby-kumaryną] oraz ogrzanych i wygładzonych ciepłą słodyczą w stylu cukru waniliowego domowej roboty [z duużą ilością waniliowych ziarenek]. Zaś jeszcze później daje się zauważyć, iż Jasmine Musk biegnie w dwóch, pozornie przeciwstawnych, kierunkach: staje się coraz delikatniejsze, ożywione pastelową jasnością czegoś cytrusowego ale jednocześnie wpada w plastyczną, pozłocistą miękkość labdanum z akordem ambrowym pospołu, obu doskonale czystych, o cielesności zrewidowanej do minimum. Za tę odpowiada jaśmin, z kumarynowego usiłujący zmienić się w kwiat indolowy (do czego jednak nigdy nie dochodzi), bliżej niezidentyfikowane nuty drzewne oraz piżmo. A do tego wszystkiego w bonusie dostajemy dość sporo staroświeckiego, sypkiego pudru o chemiczno-kwiatowo-piżmowym zapachu, opadającego bezgłośnie na opisany korowód nut.

Uf! Ależ to zajmujące perfumy. Kto by pomyślał, że coś, co wydaje się pachnidłem niewinnym oraz ulotnym, w istocie będzie ważyć niemało i zaświadczać o wielu rzeczach istotnych dla jakości naszego życia, naszego człowieczeństwa etc.? Lecz tym właśnie są chwile. Małe, niemożliwe do schwytania a przecież takie ważne. Jasmine Musk okazał się świetnym ich uosobieniem.
Znakomite perfumy, warte należytej uwagi.

Dziękuję, Lorieno! :*


Rok produkcji i nos(y): 2009, ludzie z Givaudan

Przeznaczenie: zapach stworzony dla kobiet, układający się wokół ciała jako gęsta, silnie ukorzeniona aura, z czasem oczywiście słabnąca i rozmywająca się. Wówczas tez pachnidło robi się nieśmiałe oraz bliskoskórne.
Na okazje dowolnie wybrane, o ile nie będziecie szaleć z dawką; jednak szczególnie pięknie Jasmine Musk prezentuje się po zmroku, przy okazji wszelki Ważnych Okazji. :) Jednak to subiektywna opinia i same (sami?) musicie sprawdzić, kiedy będzie Wam w nim najlepiej.

Trwałość: najsłabszy punkt JM; około pięciu-sześciu godzin [a przy opisanym bogactwie nut chciałoby się pachnieć co najmniej drugie tyle ;) ]

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-piżmowa (oraz drzewna)

Skład:

jaśmin, ylang-ylang, kłącze irysa, wanilia, drewno sandałowe, paczuli, wetyweria, labdanum, ambra, piżmo
___
Dziś Blue Encens od Comme des Garçons.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.flickr.com/photos/danske/3204601865/sizes/z/in/faves-littlenutbrownhare/

3 komentarze:

  1. Tej kompozycji jeszcze nie znam, ale mam na "warsztacie" kilka innych Fordów. I choć w większości soczki pana Tomasza nie porywają mnie szaleńczo za serce tudzież nos, ten przy najbliższej sposobności wypróbuje. No ale to głównie przez jaśmin ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tu już się stało nudne ale i tak powiem, że poznać zawsze warto. Nie tylko przez jaśmin. ;)

      Usuń
    2. Piżma Forda nie porywają mnie, co nie zmienia mojej opinii, że co nieco mu się udało - Tuscan Leather, White Patchouly z innej bajki. Ale jego piżmom mówię nie. Jasmin Musk jest w miarę przyjemny, za to Urban - straszny.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )