czwartek, 26 lipca 2012

One big happy fast food

Użycie języka angielskiego nie jest przypadkowe. ;)

Ciocia Wikipedia twierdzi, że "makdonaldyzacja to proces stopniowego upowszechniania się zasad działania znanych z barów szybkiej obsługi (uosabianych przez sieć McDonald's) we wszystkich dziedzinach życia społecznego w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie".
O tym, jak bardzo wpływa na nasze życie dowiadujemy się niejednokrotnie w nietypowych okolicznościach.


Gmail zjada listy; czasem po prostu tak ma. Blogową pocztę Pracowni założyłam właśnie na jego serwerach. W związku z czym czasami zdarza się, że listy od Czytelników nie docierają lub też nie otrzymują oni moich odpowiedzi. Kiedy ponowią zapytanie, zazwyczaj wyjaśniam sytuację, przepraszam i odpowiadam po raz kolejny.
Mam jednak pewną wadę: nie jestem robotem. ;) I nie siedzę w blogowej poczcie non stop, gotowa, by udzielać odpowiedzi w przeciągu kilkudziesięciu minut.
Zazwyczaj czytelnicy doskonale to rozumieją i przynajmniej starają się cierpliwie czekać (za co Wam ogromne dzięki! :* ). Czasem jednak wydaje się, że fakt, iż nie żyję blogiem osobie tej czy owej zdaje się umykać...

Blisko dwa dni temu otrzymałam od pewnej Pani list, zaczynający się od słów, że pierwszą jej wiadomość zignorowałam. Co nie było prawdą, po prostu jej nie dostałam. Tę już otrzymaną zobaczyłam wczoraj wieczorem za pośrednictwem telefonu komórkowego, byłam jednak zbyt zmęczona by ją przeczytać. Zrobiłam to dziś, kiedy odpowiadałam na kilka listów, w tym na zapytanie wspomnianej osoby.
Możecie więc wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy tuż po wysłaniu wiadomości z adresu zwrotnego przyszła do mnie jeszcze jedna, ponoć wysłana trzy godziny wcześniej. Otworzyłam. I zdębiałam, po raz kolejny w swej blogowej karierze. W kolejnym, teoretycznie trzecim już liście, Pani wyznała, jak to srodze się na mnie zawiodła, gdyż nie odpowiadam na jej mejle. Co jest niegrzeczne a mój blog nie sugerował, że może spotkać się z podobnym zachowaniem. Hmm...
Przypominam, że od pierwszego mejla, która dotarł pod właściwy adres minęło nieco ponad dwadzieścia cztery godziny. Dwadzieścia cztery godziny!
Rzeczywiście, wykazałam daleko idącą ignorancję - oraz zwykłe chamstwo - zwlekając z odpowiedzią tak długo. :]

Cóż, nie da się ukryć, iż tego typu wiadomości odrobinę wytrącają mnie z równowagi. Początkowo tylko bawiły, jednak podobne wirtualne tupanie nóżką zdarza mi się czytać średnio raz na miesiąc. Czyli o dziesięć razy w roku za dużo. ;)
Dlatego postanowiłam oficjalnie poprosić o cierpliwość, wszystkich hurtem: ja naprawdę prowadzę życie pozablogowe. I nie chciałabym tego zmieniać.

Ponadto staram się eliminować ze swojego świata zbędne elementy współczesnego chorobliwego pośpiechu. Cudownie jest się spalać, jeżeli tylko uważamy, by ogniem nie zajęła się przypadkowa osoba.


Zaczęłam słowami od Cioci Wikipedii, zakończę tym, co wyrzucił z siebie Wujek Google:

»„Makdonaldyzacja to proces stopniowego upowszechniania się zasad działania restauracji szybkich dań we wszystkich dziedzinach życia”, pisze socjolog George Ritzer w słynnej pracy Makdonaldyzacja społeczeństwa. I zaraz wyjaśnia, że kariera akurat McDonaldsa nie jest bynajmniej przypadkiem. Bo to właśnie ten bar spopularyzował model usługi idealnie dopasowanej do wymagań kogoś, kto wiecznie nie ma czasu. Do matek niemających czasu dla własnych dzieci, do ojców przemieszczających się z miasta do miasta i z kraju do kraju, bo tak dyktuje pracodawca. Do młodych ludzi, którzy nieustannie podróżują w poszukiwaniu swego miejsca w życiu. Do wszystkich, którym dobrze się żyje w globalnej wiosce. Oni tempo i sprawność cenią ponad wszystko. A właśnie to najbardziej ceni się w McDonaldsie. Klient w najszybszym możliwym czasie przechodzi od punktu, w którym nie ma towaru czy usługi, do punktu, w którym już tę usługę ma. W barze McDonaldsa pokonuje zaledwie kilka kroków, aby dotrzeć od drzwi do kasy, potem kilka kroków do stolika. Krzesło jest niewygodne, siada więc na krótko i po chwili – już najedzony – wraca do swoich spraw. Poza tym klient dostaje dokładnie to, czego się spodziewa, i – co ważne – w każdym barze sieci na kuli ziemskiej dostaje to samo. Zaledwie kilka potraw o nazwach brzmiących jednakowo na całym świecie. Odpada męka wybierania i decydowania. Nawet więcej – odpada konieczność podejmowania zwyczajowej konwersacji z kelnerem. Ten bowiem recytuje zawsze tę samą formułkę powitalną i czeka tylko na nazwę potrawy«.
ŹRÓDŁO

Naprawdę z chęcią odpowiadam na wszystkie Wasze pytania, doradzam czy rozwiewam wątpliwości. Chciałabym jednak dostać na to wszystko trochę więcej czasu.
Nie pali się.
___
Teraz Ouris od SoOud.

P.S.
Ilustracja pierwsza pochodzi z
http://www.businessinsider.com/facts-about-mcdonalds-blow-your-mind-2011-11?op=1
natomiast druga z 
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Conveyor_belt_sushi_overview.JPG&filetimestamp=20120321232838

4 komentarze:

  1. Sporo osób w pracy z braku lepszego zajęcia surfuje po stronach www nudząc się przy tym okrutnie. Czas się dłuży i ciężko wtedy zrozumieć że niektórzy ludzie mają inne proporcje życia w tzw realu do życia wirtualnego. Ja też lubię nieraz się zastanowić i "przetrawić" niektóre rzeczy zanim odpiszę na maila/ list ( tak tak o dziwo takie też czasem piszę). Jestem przez to spóźnialska w korespondencji ale jak już piszę to zwykle dużo i od serca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tej perspektywy rzeczywiście jestem w stanie zrozumieć zniecierpliwienie (coś strasznego, taka konieczność ukrywania poootwornego znudzenia w miejscu pracy). Niemniej jednak powinniśmy wszyscy zdawać sobie sprawę, że to właśnie sytuacja, która prowadzi do podobnych praktyk i, jak to ujęłaś, zachwiania proporcji, nie jest normalna, że to już jest wynaturzenie. Rodzące kolejne nieprawidłowe reakcje na rzeczywistość. Najczęściej pracownicy są do niego odgórnie zmuszani, lecz nie wolno nam z jego powodu zatracać miary!
    Korespondencji "analogowej" niemal nie prowadzę, dlatego pewnie pamiętam, do kogo ostatnio napisałam taki list i czego dotyczył. ;) I też się spóźniam; kolejna choroba naszych czasów. :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja absolutnie nie tłumaczę cudzych wyrzutów pod Twoim adresem, chciałam tylko przybliżyć obraz ludzi "żyjących inaczej" Generalnie wszelkie nowinki techniczne z założenia powinny dawać nam więcej czasu i swobody. W praktyce jest odwrotnie. Też nie rozumiem postawy roszczeniowej zakładającej, że kontakt mailowy ma przebiegać "tu i teraz" niezależnie od pory dnia i nocy. A co jakbyś była na urlopie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak też myślałam.
    Problem w tym, że nawet najbardziej patologiczne sytuacje (w porównaniu do których ww. sprawa to żałosny pikuś), o ile stanowią element naszej codzienności, łatwo uznajemy za normę. A jeżeli dotyczą one wielu osób, wówczas już nie czujemy, jak chore są. Przykład pewnie znasz z własnego życia: korporacyjna doba, która zawsze zdaje się mieć więcej, niż 24h. :> A i tak wszyscy się spieszą i poganiają, głównie podwładnych. ;]
    Na szczęście sytuacja z Panią została już wyjaśniona. A powyższy post będzie mi służył chyba za przestrogę dla innych niecierpliwych.
    Gdybym była na urlopie mogłoby się okazać, że zaspamowano mi pocztę obraźliwymi mejlami, a bloga - komentarzami. Kiedyś otrzymałam już małą próbkę podobnych praktyk. ;)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )