Pamiętacie mój, cokolwiek niedorzeczny (zważywszy na niechęć autorki do sportów motorowych ;) ), cykl? Jeżeli nie, to jego poprzednie części znajdziecie TUTAJ, TUTAJ i TU. Dziś przyszła pora na analizę porównawczą.
No dobrze, nie przesadzajmy z tą analizą. ;)
Chcę napisać tylko kilka słów na temat dwóch podobnych do siebie pachnideł: jednego od Comme des Garçons a drugiego z asortymentu Histoires de Parfums. Pierwsze z nich to Garage z syntetycznej serii.
Od razu zaznaczę, iż tę właśnie kompozycję wybrałabym dla siebie (gdybym naprawdę musiała postawić na którąś z wymienionych). Trudno właściwie powiedzieć, dlaczego. Może chodzi o to, że jest jakby bardziej gładka, cieplejsza, satynowo-słodka; co zresztą w zestawieniu z klimatem Garażu brzmi co najmniej podejrzanie. ;) Muszę przy okazji przyznać się do pewnej słabości - otóż żadnego z wymieniowych aromatów nie jestem w stanie rozebrać na mniejsze fragmenty. Odczuwam je jako niepodzielną całość, różnice odnajdując dopiero w zestawieniu.
Dlatego potrafię odnaleźć w Garage pewną delikatność, wspomniane ciepło, stereotypowo kobiecą rękę. Czyżbym trafiła do świątyni jakiejś zaprzysięgłej fanki automobilizmu? ;) Doprawdy nie mam pojęcia. Doceniam za to grę akordów dymnych, skórzanych oraz paliwowych ze świetlistą jasnością aldehydów (te wyczuwam) oraz łagodnym tchnieniem kwiatów ogrodowych (o nich czytałam ;) ).
Przekonuje mnie również swego rodzaju "dyskretne wszędobylstwo" omawianego zapachu. Fakt, iż nietrudno zlokalizować jego źródło lecz okazuje się łatwo przyswajalny dla najbliższych sąsiadów. Miękko okala sylwetkę, do otoczenia przenika powoli a stopniowo, niezwykle - jak na takowe konotacje - harmonijnie. Bez ryku silników. W spokoju, lecz nie monotonii.
Lubię ten Garaż. :)
Natomiast jeśli chodzi o drugiego z moich dzisiejszych bohaterów, Pétroleum... No cóż.
O ile Garage spokojnie i bez podtekstów głaskał ludzką skórę owo cudo, również bezinteresownie, ją szczypie - a może raczej szarpie? Z pewnością jest mniej skłonne do łagodności, bardziej kanciaste i chropowate. Lecz równie dobrze skonstruowane. Doceniam Pétroleum, po prostu nie chciałabym pachnieć jak pracownica rafinerii tuż po wycieku ropy. ;)
Czyli jak właściwie?
Przede wszystkim głęboko i głośno. Oraz ziemiście. Jest bowiem w omawianej wodzie jakaś głęboko chtoniczna, mineralna nuta, którą w poprzednim aromacie udane równoważyły kwiaty czy słodycz. Po tych w Ropie (Nafcie?) nie ma nawet śladu. Pojawia się również gra aldehydów ze skórą ale i jakiś ciemny, podbarwiony nutami zwierzęcymi dym. Ponoć za tę wariację odpowiada oud; oraz cywet. Czyli cywet z oudem. ;) Jakiś puder, ciekawa krystaliczność o barwie grafitu.
Jakiż to dosłowny aromat!
Nietypowy, łamiący konwencję, odważny. Monsieur Ghislain postawił na oryginalność, jak to on. I tym razem nie zatrzymał się w połowie drogi, co dotąd zdarzało mu się aż nazbyt często. Efekt przeto wyszedł piorunujący.
Oto, moi Drodzy, prawdziwy koncept anty-perfum. Geza Schoen powinien gdzieś w kątku skręcać się z zazdrości a Christopher Brosius żałować, iż to nie on stworzył Pétroleum. :D
Mimo wszystko jednak: w perfumach dla siebie szukam przede wszystkim.. perfum. ;) I pachnidło, także to porażające dosłownością, po prostu musi mi się podobać. Więc o ile znajduję w zapachu od CdG coś dla siebie, Pétroleum w większych ilościach męczy. Pojawia się nawet migrena, co u mnie nie jest częstą przypadłością. Dlatego polecałabym je raczej zaprzysięgłym fanom motoryzacji; takim, którzy w zaciszu własnego garażu knują, jakby tu dostać się na start najbliższych zawodów F1. ;) Na przykład.
Comme des Garçons, Series 6 Synthetic: Garage
Rok produkcji i nos: 2004, ??
Przeznaczenie: zapach uniseksualny, o dość dużej mocy, choć niedrażniący otoczenia. Nieformalny.
Trwałość: około pięcio- sześciogodzinna
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-aldehydowa
Skład:
Nuta głowy: aldehydy, nafta, nuty kwiatowe
Nuta serca: skóra, akord plastiku
Nuta bazy: drewno cedrowe, wetyweria (a pewniej octan wetiwerolu ;) )
Histoires de Parfums, Édition Rare: Pétroleum
Rok produkcji i nos: 2011, Gérald Ghislain
Przeznaczenie: szalenie dosłowny zapach typu uniseks, o dużej mocy oraz emanacji. Na okazje, hmm... pasjonackie. ;)
Trwałość: nie sprawdzałam. Trudno mi było w Pétroleum wytrzymać dłużej, niż cztery lub pięć godzin [lecz wówczas nic nie zapowiadało, by kompozycja miała rychło zamierać].
Grupa olfaktoryczna: aromatyczna
Skład:
Nuta głowy: aldehydy, bergamotka, oud
Nuta serca: róża, ambra
Nuta bazy: cywet, białe piżmo, paczuli, skóra
___
Dziś noszę Interlude Woman od Amouage.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.cruzine.com/2010/09/23/hdr-photography-vintage-cars/
2. http://rabdecox.skynetblogs.be/archive/2011/02/28/vintage-garage.html
Petroleum zdecydowanie awangardowe i raczej trudne do noszenia nie mniej doceniam i zachwycam sie w domowym zaciszu;-)
OdpowiedzUsuńNatomiast Ambrarem było by dla mnie ambrowym G gdyby nie istniał już Musc Ravageur,gdzie ambra po prostu wymiata.
Pozdrawiam