niedziela, 20 maja 2012

Ładne kwiatki!

A raczej angielskie ogrody (przynajmniej w większości). Kwiaty, jak to wiosną, dominują w naszej przestrzeni. Nie inaczej w perfumach: popularne i te trochę mniej znane, delikatne oraz nieco mocniejsze, dostępne w każdym sklepie perfumeryjnym oraz wycofane z produkcji. "Memu nosu" zaś - miłe albo i niekoniecznie... ;)
Ładne kwiatki.

Avon, Rare Sapphires

Z moich dzisiejszych propozycji największy rarytas, niedostępny mniej więcej od dekady a i tak będący efektem reformulacji jeszcze wcześniejszego klasyka marki.
Cóż, rzeczywiście od współczesnych avonowców raczej odstający. :) Delikatnie drzewny, cedrowo-mszysty, będący uroczym stelażem dla bukietu z łagodnych białych kwiatów. Nad nimi ułożono apetyczne słodkie owoce, ale prawdziwą niespodziankę Rare Sapphires kryje dopiero w bazie. To.. mydło! :) Znakomitej jakości, naturalne szare mydło. W miarę upływu czasu zdradzające coraz większe podobieństwo do Guerlainowej l'Heure Bleue, ale też - owsianego żelu pod prysznic/mleczka od Yves Rocher. ;D Poważnie.
Zapach miły, na dzisiejsze czasy bardzo, bardzo nietypowy aczkolwiek coś mało oryginalny.

Skład:
owoce cytrusowe, akord o nazwie dewfruit, gardenia, konwalia, drewno cedrowe, wetyweria


Les Exclusifs de Chanel: Beige

...czyli najważniejszy powód, dla którego zdecydowałam się na taki a nie inny tytuł. ;) Beige to pachnidło rzeczywiście sympatyczne, świeże, wbrew pozorom niezbyt słodkie; młodzieńcze oraz pełne optymizmu. Lekkie i znakomicie zestrojone z dziewczęcą skórą. Tak przynajmniej podejrzewam. Ponieważ na mnie pojawia się jako, nie mniej i nie więcej, tylko woda spod kwiatów. Choć nie stara i już stęchła ale zmieniana codziennie; należycie, jak Bóg przykazał. ;)
Trwałość i projekcja takoż nie zachwycają. Cóż począć? Beż po prostu nie jest dla mnie.

Skład:
miód, frezja, frangipani, głóg


Illuminum, Rose Oud

Róża i agar, agar i róża: jak chleb i masło, jak grzmot i burza. ;)
Jedno z najbardziej oklepanych perfumiarskich zestawień naszych czasów w wydaniu sygnowanym przez Michaela Boadi szczęśliwie zyskało jakąś oryginalność. Ba! Tylko jaką?
Oud pojawia się we wcieleniu zredukowanym do minimum, wyłącznie jako podpora kompozycji, jej twardy i pewny stelaż. Żadnych mocarzy, żadnych szpitali, gabinetów dentystycznych ni innych "miłych" skojarzeń, zapewniam. Zresztą i róża mocą nie powala. To kwiat herbaciany, spokojniejszy, nieco introwertyczny; dymny, zręcznie obudowany suchą i miękką cielesnością kastoreum oraz przyprawami, z szafranem i gałką muszkatołową na czele.
Całość trzyma się blisko ciała a mimo to pozostaje wyczuwalna przez dobrych kilka godzin.
Zachwytów brak, ale jestem usatysfakcjonowana.
Porządna robota. :)

Skład:
marokańska róża, konwalia, jaśmin, oud, przyprawy, kastoreum, nuty drzewne


Pecksniff's, Oriental Amber

Głęboki, acz spokojny, nienarzucający się Orient. Zamknięty w bogatej woni przypraw, kwiatów, subtelnej śmietanki słodko-drzewno-ambrowej. Tu puchaty sandałowiec gra z delikatną pikanterią szafranu (lub kurkumy); sproszkowany imbir, gałka muszkatołowa i pieprz czynią stonowany duet róży i jaśminu zaskakująco czystym a wspomniana baza daje nam wytchnienie.
Całość jest jednocześnie drzewna, kwiatowa, balsamiczna oraz przypudrowana. Bardzo bliska skórze acz - niczym w przypadku piętro wyżej - całkiem wyraźna.
Spojrzenie na ambrę ciekawe, choć wtórne; oblicze kwiatów ładne ale kompletnie niezapadające w pamięć; interpretacja przypraw poprawna. I tak tworzy się normalne, codzienne pachnidło "do noszenia", niekoniecznie do podziwiania. Zwykłe oraz przydatne. Ładne. :)

Skład:
gałka muszkatołowa, czarny pieprz, szafran, imbir, jaśmin, róża, paczuli, drewno sandałowe, piżmo, ambra


Penhaligon's, Artemisia

Ciąg dalszy przygody z brytyjskim perfumiarstwem. :)
Pachnidło powstałe na cześć jednej z nielicznych znanych z nazwiska malarek doby baroku, Artemizji Gentileschi; nic dziwnego, że po prostu musiałam je poznać. Z czym na szczęście nie było żadnych kłopotów.
Te pojawiły się później, na etapie testów. ;) A właściwie był tylko jeden: dlaczego zapach nie ma w sobie nic z ducha twórczości Artemizji??
Gdzie emocje, gdzie namiętności - niekoniecznie pozytywne i budujące - skryte pod płaszczykiem czystej, perfekcyjnej wręcz formy?
Zamiast nich dostałam coś, co anglojęzyczni zwykli określać mianem "floriental", przykryte kilkoma warstwami korzenno-piżmowego (acz niemęczącego) pudru. Owoce, fiołki, zieleń, pod nimi łagodna egzotyka cedru i sandałowca, z kardamonem, wanilią oraz mchem dębowym na dokładkę. Ładne, choć nudne. Bo już było; i to wiele, naprawdę wiele razy.
Nie pomagają nawet zacna trwałość czy wyczuwalny sillage.

Skład:
nuty zielone, nektarynka, zielone jabłko, konwalia, herbata jaśminowa, fiołek, wanilia, ambra, piżmo, drewno sandałowe, mech dębowy


Thierry Mugler, Alien Aqua Chic

Wakacyjnie wcielenie klasycznego Kosmity na Rok Pański 2012. ;) Udane, nawet bardzo. O jaśminie, który z powodzeniem równoważą nuty lekkie i świetliste, w oczywisty sposób nowoczesne choć przy tym udane - a to prawdziwa sztuka. ;) Dzieło świeże, cytrusowo-imbirowe (tu już wyraźnie czuję ostry sok wypływający z roztartego w moździerzu kłącza), apetycznie ambrowe, na niezmiennej drzewnej podstawie.
Chyba najbardziej wakacyjna ze wszystkich dotychczasowych Sunessences. Chciałabym więcej [kiedy zużyję odlewkę nadejdzie czas na rozważenie zakupu flakonu].

Skład:
imbir, werbena cytrynowa, konwalia, nuty drzewne, ambra (brak jaśminu!!)


A teraz biorę słomkowy kapelusz, napój miętowy, książkę i idę na leżaczek. ;) Miłej niedzieli!
___
Gdzieś spod tego wszystkiego wyłazi czasem użyte rano Mississippi Medicine od D. S. & Durga.

6 komentarzy:

  1. Oriental Amber brzmi całkiem interesująco. I miano, i opis.
    Cena- na Allegro bardzo przystępna. A miałam już w tym miesiącu nic nie kupować...

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda. Choć rzeczywiście nie ma się czym zachwycać. Miało chyba być "ładnie" i "noszalnie", to i jest. ;)
    Cóż... mam próbkę na zbyciu, jakby co. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Beige omal mnie nie zabiło :D to jedno z nielicznych pachnideł po które nie sięgnęłam po raz drugi. Miód był tak ulepnie dusząco migrenogenny, że nie zaryzykowałam drugi raz bólu głowy :P

    Za to Rare Sapphires widywałam często na ebayu i to te starsze i młodsze wersje.

    W sumie z powyższych muszę się rozejrzeć za Pecksniff's, Oriental Amber czuję że mógłby mi się spodobać :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Ulepu nie zazdroszczę, zwłaszcza w tym konkretnym wcieleniu.

    Osobiście nie sprawdzałam dostępności Szafirów, ale to, o czym piszesz, ma sens. Wiele osób mogło porobić zakupy "na zapas" a w międzyczasie kompozycja je znudziła lub też kompletnie zmienił się gust (co bardziej prawdopodobne). No to wyprzedają.

    Ryba pytanie z próbką zignorowała, więc chyba spokojnie mogę powtórzyć je Tobie: chcesz mojego sampla? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję pięknie za próbkę oriental amber na razie znów się skusiłam na testy. Dziwne bo pachnie mi w sporej części smakiem krwi - nie to żebym to jakoś piła ale wiadomo człowiek jak ma przydługi język to zawsze sobie przygryzie :P i te perfumy oprócz całego orientu który w nich czuje to przede wszystkim pachną smakiem krwi. To chyba absurd bo jak coś smakuje to nie koniecznie pachnie ale takie mam odczucia. tak jakbym nos miała w buzi tudzież odwrotnie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma za co. :) Krew brzmi bardzo ciekawie, naprawdę. Sama coś z niej wyczuwam w Ametyście Lalique lecz nie jest to uczucie dojmujące. Więc trochę Ci zazdroszczę. ;)
    Lepiej mieć język przydługi niż nie mieć go wcale (czy zapominać, że się takowe coś w gębie posiada ;] ).
    Nos w buzi za to mnie trochę straszy. Co z tym robić podczas jedzenia? ;) I zębów nie ma jak umyć. :> Na przykład.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )