
Przyjemna, ogólnie odświeżająca pasta. Cytrusy i kwiaty utarte na jednolitą masę. Dzieje się dużo, choć sztucznie: ozonowe soki owoców mieszają się z laboratoryjną odmianą róż, bzu lub konwalii, frezji i orchidei, a to wszystko na delikatnie pudrowej, pozbawionej uroku bazie. Mimo wszystko udało się stworzyć pachnidło całkiem zacne i faktycznie do cna wypełnione prostym (choć nie prostackim), niezobowiązującym optymizmem. :) Na pogodne dni lata.
Skład:
bergamotka, śliwka, jabłko, nuty ozonowe, orchidea, róża, konwalia, frezja, piżmo, ambra

Praktycznie to samo, co w poprzednim punkcie, wzbogacone o aromat ogórka. Bez zbędnej słodyczy, bez udziwniania, bez polotu.
Dla miłośników gatunku.
Podobno szypr, choć nie znajduję powodów do takowej klasyfikacji; ostatnio pisałam o „warunkach szyprowości”, a Happy Heart – na siłę – zaliczyć można tylko jeden: lekką jasność.
Skład:
mandarynka, ogórek, liście porzeczki, marchew, żółty pierwiosnek, hiacynt wodny, jasne drewno, sandałowiec

Dla mężczyzny?
Tak, dla mężczyzny, który nie boi się świata, nie boi się życia, nie boi się wyzwań, nie boi się swojej kobiety; boi się – „co ludzie powiedzą”. ;) Boi się docinających kumpli, niezadowolonego szefa, wydziwiającej teściowej. Boi się tak bardzo, że nawet perfumy dobiera tak, by nikogo nie zdenerwować; byle tylko nie sprowokować tego, iż pachnidło zostaje zauważone. Nienachalnie słodkie, drzewne, typowo aromatyczne jak również – całkowicie przewidywalne. Do tego płoche.
Miło, że D&G Pour Homme powstało, lecz fakt istnienia pachnidła nie zmienia dosłownie niczego. Dziełko ładne, ale to wszystko.
Skład:
cytryna, bergamotka, gorzka pomarańcza, mandarynka, neroli, lawenda, estragon, szałwia, kardamon, pieprz, irys, tytoń, drewno cedrowe, drewno sandałowe, kumaryna, bób tonka, piżmo

Czyli Geoffrey Beene od Geoffreya Beene’a. ;) Jedyna, dostępna w powszechnym handlu, kompozycja dla kobiet sygnowana nazwiskiem kreatora mody męskiej.
Bogata, świeża, nieco trudna mieszanka utkana wokół aldehydowo-zielonego, ziemistego geranium podpartego fiołkiem. :) Wyraźna jest również kolendra, sprzężona z akordami suszonych kwiatów, ubrudzonych lekko zwęgloną wetywerią oraz cichutkim cywetem (lub kastoreum).
Niesztampowa całość w starym, dobrym stylu. Interesująca jako dzieło sztuki, lecz jako przedmiot użytkowy – dla kogo?
Ani dla mnie, bo zbyt świeży, ani dla większości użytkowników, ponieważ ewidentnie niedzisiejszy. Miłośnicy vintage’owych świeżaków, mam coś dla Was! ;)
Skład:
bergamotka kolendra, nuty zielone, geranium, róża, fiołek, jaśmin, piżmo, drewno sandałowe, mech dębowy, cywet

Intrygująca świeżość o mistrzowsko rozpisanej strukturze. Ma zadatki na klasyka.
Z początku miły, świeżo-kwiatowy, lśniący od miękkich promieni słońca, odbijających się w kropelkach porannej rosy. :) Lecz wkrótce poczyna sobie ostro, wpadając w klimaty parne, esencjonalne, w stylu lasu równikowego. Fleur de Liane i Demeterowe New Zealand w jednym. A wszystko – bardzo jasne i kobiece, niezbyt bliskie skórze.
Paradoksalnie, Woda Isseya jest kompozycją zimną. Transparentną niczym hegemonia bieli.
Mieszanina to kompletnie nie-moja, jednak piękna odmówić jej nie potrafię. :)
Skład:
melon, cyklamen, frezja, lotos, konwalia, lilia, goździk (kwiat), piwonia, ambra, piżmo, drewno cedrowe, drewno sandałowe

Najcieplejszy z moich dzisiejszych bohaterów, najbliższy memu sercu oraz – nie licząc L’Eau d’Issey – najlepiej skomponowany. Mamy do czynienia z bezspornie męską, daleką od bezpiecznej przewidywalności słodyczą ziół i przypraw korzennych. Wanilia w otoczeniu listków kolendry i wawrzynu, gwiazd anyżku, jagód jałowca oraz nut żywicznych. Wanilia w otulinie kremowych akordów drzew. Wanilia na fundamencie suchej, czystej cielesności, czułej jak też delikatnej. Gdzieś z oddali daje się wyczuć nawet subtelne wspomnienie pachnących cząsteczek zamszu.
Roma wciąga i kusi ku sobie, a mnie trudno się oprzeć. :) Kompozycja może nie wielka, choć z pewnością zacna, zrobiona przez ludzi dobrych i mądrych. ;)
Skład:
mandarynka, bergamotka, grejpfrut, galbanum, bazylia, liść laurowy, jałowiec, jodła, heliotrop, jaśmin, wanilia, paczuli, ambra, piżmo, drewno cedrowe, drewno sandałowe, drewno massoia, mech dębowy
___
Dziś noszę Palazzo od Fendi, w stężeniu wody toaletowej.
lubię te krótkie notki :). Wodę isseyową miałam na ślubie na sobie świetnie mi pasowała na gorąc dnia i do bieli sukni
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
OdpowiedzUsuńCzyli utrafiłam z tym pięknem oraz hiper-bielą? I to w sam środek tarczy. ;)
Wyobrażam sobie, że wśród gości musiałaś wzbudzić należyty zachwyt. :)
Aleś się wyżyła na D&G... Na jego obronę dodam tylko, że zapach nie tak dawno wykastrowano reformulacją. Wcześniej to był wytrawny ziołowiec, i choć faktycznie nie łamiący schematu, to bardzo uniwersalny i ponadczasowy. Tej nowej wersji nie wąchałem, ale, produkowana przez P&G Prestige Beauty (z nadrukiem, stara butelka miała na sobie prostą naklejaną etykietkę), została ponoć kompletnie pozbawiona "jajec"
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba sobie ulżyć. ;)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, którą wersje testowałam. Jakieś pół roku temu dostałam próbkę jako gratis do zakupów. Może faktycznie była już z nowego rzutu?