poniedziałek, 14 listopada 2011

W korycie rzeki ;)

W ramach dalszego ciągu kilkuzdaniowych recenzji co nieco głównego nurtu perfumiarskiego. Znów wypada mi pochylić się nad pachnidłami łatwymi oraz powszechnie lubianymi; na ogół. Bo któż nie ceni przyjemnej, „ładnej” świeżości? ;)


Clinique, Happy

Przyjemna, ogólnie odświeżająca pasta. Cytrusy i kwiaty utarte na jednolitą masę. Dzieje się dużo, choć sztucznie: ozonowe soki owoców mieszają się z laboratoryjną odmianą róż, bzu lub konwalii, frezji i orchidei, a to wszystko na delikatnie pudrowej, pozbawionej uroku bazie. Mimo wszystko udało się stworzyć pachnidło całkiem zacne i faktycznie do cna wypełnione prostym (choć nie prostackim), niezobowiązującym optymizmem. :) Na pogodne dni lata.

Skład:

bergamotka, śliwka, jabłko, nuty ozonowe, orchidea, róża, konwalia, frezja, piżmo, ambra


Clinique, Happy Heart

Praktycznie to samo, co w poprzednim punkcie, wzbogacone o aromat ogórka. Bez zbędnej słodyczy, bez udziwniania, bez polotu.
Dla miłośników gatunku.
Podobno szypr, choć nie znajduję powodów do takowej klasyfikacji; ostatnio pisałam o „warunkach szyprowości”, a Happy Heart – na siłę – zaliczyć można tylko jeden: lekką jasność.

Skład:

mandarynka, ogórek, liście porzeczki, marchew, żółty pierwiosnek, hiacynt wodny, jasne drewno, sandałowiec


Dolce & Gabbana, Pour Homme

Dla mężczyzny?
Tak, dla mężczyzny, który nie boi się świata, nie boi się życia, nie boi się wyzwań, nie boi się swojej kobiety; boi się – „co ludzie powiedzą”. ;) Boi się docinających kumpli, niezadowolonego szefa, wydziwiającej teściowej. Boi się tak bardzo, że nawet perfumy dobiera tak, by nikogo nie zdenerwować; byle tylko nie sprowokować tego, iż pachnidło zostaje zauważone. Nienachalnie słodkie, drzewne, typowo aromatyczne jak również – całkowicie przewidywalne. Do tego płoche.
Miło, że D&G Pour Homme powstało, lecz fakt istnienia pachnidła nie zmienia dosłownie niczego. Dziełko ładne, ale to wszystko.

Skład:

cytryna, bergamotka, gorzka pomarańcza, mandarynka, neroli, lawenda, estragon, szałwia, kardamon, pieprz, irys, tytoń, drewno cedrowe, drewno sandałowe, kumaryna, bób tonka, piżmo


Geoffrey Beene, Signature

Czyli Geoffrey Beene od Geoffreya Beene’a. ;) Jedyna, dostępna w powszechnym handlu, kompozycja dla kobiet sygnowana nazwiskiem kreatora mody męskiej.
Bogata, świeża, nieco trudna mieszanka utkana wokół aldehydowo-zielonego, ziemistego geranium podpartego fiołkiem. :) Wyraźna jest również kolendra, sprzężona z akordami suszonych kwiatów, ubrudzonych lekko zwęgloną wetywerią oraz cichutkim cywetem (lub kastoreum).
Niesztampowa całość w starym, dobrym stylu. Interesująca jako dzieło sztuki, lecz jako przedmiot użytkowy – dla kogo?
Ani dla mnie, bo zbyt świeży, ani dla większości użytkowników, ponieważ ewidentnie niedzisiejszy. Miłośnicy vintage’owych świeżaków, mam coś dla Was! ;)

Skład:

bergamotka kolendra, nuty zielone, geranium, róża, fiołek, jaśmin, piżmo, drewno sandałowe, mech dębowy, cywet


Issey Miyake, L’Eau d’Issey

Intrygująca świeżość o mistrzowsko rozpisanej strukturze. Ma zadatki na klasyka.
Z początku miły, świeżo-kwiatowy, lśniący od miękkich promieni słońca, odbijających się w kropelkach porannej rosy. :) Lecz wkrótce poczyna sobie ostro, wpadając w klimaty parne, esencjonalne, w stylu lasu równikowego. Fleur de Liane i Demeterowe New Zealand w jednym. A wszystko – bardzo jasne i kobiece, niezbyt bliskie skórze.
Paradoksalnie, Woda Isseya jest kompozycją zimną. Transparentną niczym hegemonia bieli.
Mieszanina to kompletnie nie-moja, jednak piękna odmówić jej nie potrafię. :)

Skład:

melon, cyklamen, frezja, lotos, konwalia, lilia, goździk (kwiat), piwonia, ambra, piżmo, drewno cedrowe, drewno sandałowe


Laura Biagiotti, Roma Uomo

Najcieplejszy z moich dzisiejszych bohaterów, najbliższy memu sercu oraz – nie licząc L’Eau d’Issey – najlepiej skomponowany. Mamy do czynienia z bezspornie męską, daleką od bezpiecznej przewidywalności słodyczą ziół i przypraw korzennych. Wanilia w otoczeniu listków kolendry i wawrzynu, gwiazd anyżku, jagód jałowca oraz nut żywicznych. Wanilia w otulinie kremowych akordów drzew. Wanilia na fundamencie suchej, czystej cielesności, czułej jak też delikatnej. Gdzieś z oddali daje się wyczuć nawet subtelne wspomnienie pachnących cząsteczek zamszu.
Roma wciąga i kusi ku sobie, a mnie trudno się oprzeć. :) Kompozycja może nie wielka, choć z pewnością zacna, zrobiona przez ludzi dobrych i mądrych. ;)

Skład:

mandarynka, bergamotka, grejpfrut, galbanum, bazylia, liść laurowy, jałowiec, jodła, heliotrop, jaśmin, wanilia, paczuli, ambra, piżmo, drewno cedrowe, drewno sandałowe, drewno massoia, mech dębowy
___
Dziś noszę Palazzo od Fendi, w stężeniu wody toaletowej.

4 komentarze:

  1. lubię te krótkie notki :). Wodę isseyową miałam na ślubie na sobie świetnie mi pasowała na gorąc dnia i do bieli sukni

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. :)
    Czyli utrafiłam z tym pięknem oraz hiper-bielą? I to w sam środek tarczy. ;)
    Wyobrażam sobie, że wśród gości musiałaś wzbudzić należyty zachwyt. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aleś się wyżyła na D&G... Na jego obronę dodam tylko, że zapach nie tak dawno wykastrowano reformulacją. Wcześniej to był wytrawny ziołowiec, i choć faktycznie nie łamiący schematu, to bardzo uniwersalny i ponadczasowy. Tej nowej wersji nie wąchałem, ale, produkowana przez P&G Prestige Beauty (z nadrukiem, stara butelka miała na sobie prostą naklejaną etykietkę), została ponoć kompletnie pozbawiona "jajec"

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem trzeba sobie ulżyć. ;)
    Nie mam pojęcia, którą wersje testowałam. Jakieś pół roku temu dostałam próbkę jako gratis do zakupów. Może faktycznie była już z nowego rzutu?

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )