sobota, 19 listopada 2011

Jesień, zima i Japonia w Śródziemiu

Powoli robi się poważnie. Dojrzała jesień nie przebiera w środkach, a w powietrzu już można wyczuć czysty, piękny zapach zimy. :)
Chce nam się ciepłego, dosłownie i przenośni. Dlatego dziś postanowiłam pobawić się w słowno-węchowe odzwierciedlenie płynnego przejścia między porami roku, nośnikiem zmian mianując aromat kadzidlanego dymu. Ku chwale obecnej aury!

O jesieni pamiętamy tylko wtedy, gdy daje nam w kość.
Piękna to pora roku, jednak przeciążeni wspomnieniem lata przygotowujemy nasze organizmy na czas, najmniej dla człowieka "naturalnej", pory roku więc nie zawsze mamy chęć lub powód, by docenić jej blade, funeralne, paczulowe piękno.
Dlatego najczęściej jesień w naszej świadomości pojawia się z końcem sezonu wakacyjnego, a potem znika pod śniegową pierzyną. Reszta staje się niewidzialna [chyba, że jesteście rolnikami, nie wielkomiejskimi "zwierzętami Kultury" :) ], mało istotna, nudna.
Spotkania z jesienną aurą ograniczamy do minimum, a szkoda.

Jeżeli jednak jestem w błędzie i weekendowe wypady za miasto celem kontaktu z przyrodą nie są Wam obce, ciąg dalszy może okazać się przydatny. ;)
Ponieważ zapach, który świetnie oddaje klimat późnej jesieni - przedzimia właściwie - senne, lekko niepokojące paczuli złączone z ziołowym kadzidłem oraz odrobiną słodyczy można odnaleźć we flakonie rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Kto jak kto, ale Japończycy o transcendentnej zadumie nad przyrodą przez ostatnie pół tysiąca lat musieli nauczyć się sporo. ;) W dążeniu do wyrafinowanych form jedności z zielonym krajobrazem osiągnęli mistrzostwo, lub też są go bliscy.

Węchowym obrazem takich poszukiwań okazało się limitowane dzieło marki Annayake, czyli słynne Miyako.
Kompozycja inspirowana dwiema ceremoniami, które trudno trudno wyrwać z ich japońskiego kontekstu: sztuką układania kwiatów oraz parzenia herbaty [tu ujawniają się wpływy wielkiego sąsiada Nipponu]. Obie ściśle związane z poszukiwaniem jak najszerszego kontaktu ze stopniowo ograniczaną przyrodą tak, by nie zatracić poczucia równowagi oraz piękna.

Z tym zadaniem Miyako radzi sobie świetnie. Utkana z nut cichych, ciepłych, szlachetnie wyważonych acz dalekich od prób przypochlebiania się popularnym gustom, plecie się wokół ludzkiej sylwetki w sposób nadzwyczaj dyskretny. Mówiąc po ludzku, trzyma się blisko ciała. ;)
Lecz co w tym dziwnego? Wszak dawny izolacjonizm Japonii nie pozostawał bez wpływu na sferę kulturową: najważniejsze to nie krępować innych faktem swojego istnienia. ;)
Dlatego Miyako, choć urodziwa i mająca kolosalny potencjał, woli trzymać się z boku, milczeć, spuszczać wzrok. Rządzi nią nie chorobliwa nieśmiałość, lecz nakaz kulturowy. Miyako otwiera się dopiero przy bliższej znajomości.
Wówczas urzeka dyskretnym czarem, złożoną osobowością, subtelnością przyrodzonej natury. Kompozycję oparto o trzy składniki jawne oraz jeden tajny; najważniejsze akordy to kadzidło, ciemne ale smukłe i wiotkie, dyskretny oleisty sandałowiec, niesłodka ambra w stylu Ambre Sultan Lutensa oraz suche, sypkie, nieco piwniczne paczuli. Cenię i szczerze lubię wszystkie składniki, jednak tym razem nie potrafię stwierdzić, który jest najbardziej istotny, tak doskonałą równowagę udało się osiągnąć.
Urzeka paczuli, które dalekie jest od popularnego dziś przesłodzenia, jak również przyprawowa, kardamonowo-cynamonowo-muszkatowa ambra. Kadzidło miękko ściele się na kwiatach, zaś sandałowiec dodaje uroku onirycznej mirrze. Nad wszystkim czuwa świeżość drewna cedrowego utarta na jednolitą pastę z hinoki i labdanum.

Miękkie, szlachetne, dyskretne i z klasą. Miyako to idealna propozycja na jesienne wieczory i poranki.

Zupełnie inaczej odbieram drugiego z moich dzisiejszych bohaterów.
Ten jest czysty, choć nie przygaszony, krystalicznie jasny, jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwałby go "skromnym" [jakkolwiek do krzykliwości nieco mu jeszcze brakuje ;) ]. Let Me Play the Lion marki LesNez.

Jak Wam się podoba krajobraz? Kiedy tylko znalazłam tę fotografię, przez moją czaszkę przebiegł przymiotnik "tolkienowski". Jak myślicie? Czy tu mogłoby rozłożyć się Minas Ithil, przemianowane później na Minas Morgul? ;)
Baśń zimna, pełna nieogarnionych przestrzeni, jak również przyjazna.

Let Me Play to moje prywatne ucieleśnienie zimy, pory roku jasnej i krystalicznej, czystej w sposób daleki od konwencjonalnych skojarzeń higieniczno-etycznych. Tkwi weń akord ostry i wieloznaczny niczym obsydianowy nóż, zamknięty pod skorupą lodu.
Innymi słowy: jest tym, czym niegdyś Kryształ Górski od Oliviera Durbano. Zanim usłużny jubiler polecił oszlifować kanty swego olfaktorycznego kamyczka [swoją drogą, facet jest w tym mistrzem; chyba za bardzo przejął się polską maksymą "klient nasz pan" ;) ]. A raczej: Let Me Play mógłby zdeklasować Cristal de Roche, gdyby był troszkę silniejszy. Ponieważ, ech ech, żywotnością i mocą nasz Lewek nie grzeszy. Nie jest co prawda tak wyciszony, jak zawsze poprawna Miyako, jednak porządny ryk od czasu do czasu mógłby pomóc.

Mimo wszystko, w oderwaniu od skojarzeń, jawi się Let Me Play the Lion jako mieszanina żywa, wyrazista oraz kadzidlana w sposób "oczywisty", jednoznacznie chrześcijański.
Choć skłamałabym mówić, iż jest to kadzidło bez domieszek. Otóż akordy ziołowe łatwo wychwycić już od pierwszych chwil po aplikacji pachnidła na skórę; żyją wczepione w suche drewno sandałowe (a może znowu hinoki?) oraz sypkie, drenujące nozdrza przyprawy korzenne.
Im dłużej z nią testujemy, tym bardziej oczywiste staje się, jak bardzo mieszanka jest statyczna; z czasem krzepnie, zestala się na skórze, lecz nie zmienia się w sposób, który łatwo zauważyć. Po prostu w pewnym momencie orientujemy się, iż kadzidło spuściło lekko z tonu, przyprawy powoli wietrzeją, zaś drewno pokrywa się kurzem. Wszystko mości się w ludzkim cieple, powoli zapadając w zimowy sen.
I jest piękne. Czyste, jasne, ostre, inne od tego, z czym zwykliśmy kojarzyć zimę (żadnych szyprów i słodkości); wyrafinowane w swej prostolinijności i proste przy całym skomplikowaniu. Mistrzostwo kompozycyjne. A także, last but not least, duch Cristal de Roche sprzed grzeczniutkiej reformulacji.

Kadzidło w perfumach niejedno ma imię, co wiemy nie od wczoraj.
Potrafi pokazać sto różnych oblicz, czasem w ramach tego samego pachnidła. ;) Kojarzone ze sferą duchową tudzież intelektualistami, z ochotą przystaje na dialog z każdym, kto ma odwagę, czas i chęć doń podejść. Przy bliższym poznaniu okazuje się - bardzo egalitarne, bliskie, chętne do rozmów na każdy temat.
Od kultury Japonii po geografię Śródziemia. ;)
Wiele nie trzeba; wystarczy tylko dać mu szansę.
[Tekst dedykowany pewnemu Znudzonemu; już on będzie wiedział, dlaczego to piszę ;) ]


Annayake, Miyako

Rok produkcji i nos:2005, ??

Przeznaczenie: ciepła, szlachetna, nieco pudrowa kompozycja dla kobiet [choć mężczyznom ewentualne testy mogą wyjść tylko na zdrowie]. Bliska skórze, dzięki czemu nadaje się nawet na Bardzo Ważne Okazje zawodowo-szkolne (inaczej byłaby zbyt wymowna).

Trwałość: w granicach pięciu-sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna (oraz przyprawowa)

Skład:

Nuta głowy: cynamon, kardamon, kadzidło frankońskie
Nuta serca: jaśmin, róża, ylang-ylang, paczuli, drewno sandałowe, drewno cedrowe, drewno hinoki
Nuta bazy: piżmo, ambra, benzoes, mirra, labdanum


LesNez, Let Me Play the Lion

Rok produkcji i nos: 2006, Isabelle Doyen

Przeznaczenie: doskonale wyważony uniseks, dla miłośników czystego kadzidła. Początkowo dosyć silny, lecz stopniowo wtulający się w ciało; na wszelkie okazje.

Trwałość: około ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

sekretny. Pewne są: kadzidło frankońskie, przyprawy korzenne, nuty drzewne, ambra (może zamsz?)
___
Dziś nosiłam Miyako. W tej chwili waham się nad pudłem z próbkami. ;)

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.junpierre.net/umbrella.html
2. http://pixdaus.com/single.php?id=192833

5 komentarzy:

  1. Czysty, piękny zapach zimy. Pf!
    Czysty, piękny zapach zimy to ja czuję w mroiźny dzień styczniowy, kiedy śnieg skrzy się na drzewach i chodnikach. teraz to jest cholerny zapach zezonu na skrobanie szyb i wuitanie znajomych słowami "ale zimno!" zamiest "cześć".

    OdpowiedzUsuń
  2. A ogólnie, to najpiękniejszy nawet śnieg nie uczyni zimy piękną. Zima jest zimna. to ją deklasuje we wszelkich pozytywnych kategoriach. :p

    OdpowiedzUsuń
  3. O/T - generalnie nie lubię linkować niczego z Daily Mail, ale ten artykuł pewnie Cię zainteresuje:http://www.dailymail.co.uk/femail/article-2063969/Scent-time-From-rosehips-bluebells-traditional-English-garden-beauty-s-new-inspiration.html?ito=feeds-newsxml

    OdpowiedzUsuń
  4. Sabbath - Toż napisałam, że mamy jesień, a zimę dopiero daje się wyczuć. :) Jesień jest paczulowa i blada, zima ostra i piękna. ;P
    To lato jest wstrętne. :> W lecie nie ma czym oddychać, boli głowa, oczy i serce, a kiedy w upalny dzień jestem zbyt długo poza murami, to z nosa cieknie mi krew. Lato, moja droga, to zło wcielone. ;)

    Aniu - rozumiem, bo też mam kilka tytułów, których polecania wolałabym unikać. :)
    Mimo to dzięki! Całkiem przyjemny artykuł. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )