Moc pierwszego zdania, jeśli jest skonstruowane tak, jak należy, potrafi człowieka obezwładnić bez nadziei na ratunek. Przykład?
A może być taki:
W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit.
Kiedy je przeczytałam, dziecięciem małonastoletnim będąc, wiedziałam, że odtąd nie ma już dla mnie nadziei. Bo w norze, pewnej, mieszkał sobie pewien hobbit. Hobbit! ;)
Bez wątpienia John Ronald Reuel Tolkien nie tylko miał świadomość siły, jaką dysponuje składając pierwsze zdanie opowieści, ale również darzył swych czytelników szczególnie żywą sympatią. Całkowicie odwzajemnioną, co miało okazać się już wkrótce.
Mimo upływu lat Hobbit czy Władca Pierścieni wciąż budzą żywe zainteresowanie kolejnych pokoleń potencjalnych uczestników następnej wielkiej, niebezpiecznej, fascynującej i zuchwałej Przygody. :) Świat stworzony przez Tolkiena zaczął żyć swoim własnym życiem w czasach, gdy o fanfikach nikomu nawet się nie śniło.
Czy można się dziwić, że skojarzeniu idą ku niemu nieraz z bardzo odległych kierunków?
Lub przynajmniej tak nam się zdaje.
Hobbit też człowiek. ;)
Więc lubi sobie czasem wypić kufelek czy wypalić fajeczkę.
Lecz jako przedstawiciel ludu statecznego, prostodusznego i kochającego swoje drobne ekscentryzmy, nie może kopcić pierwszych papierochów z brzegu. O, nie! Wkładem do hobbiciej fai jest niejakie 'fajkowe ziele', czyli roślina występująca w Shire i Gondorze (choć tam pod pseudonimem, którego teraz nie pomnę :) ). Bez różnicy. Grunt, że fajkowe ziele musiało pachnieć i smakować doprawdy niebiańsko. Skoro umożliwiło Merry'emu i Pippinowi osiągnięcie satori tuż pod stołbem Isengardu... ;)
Wyobrażam sobie, że musiało mieć aromat dosyć ostry, wyraźnie tytoniowy, lecz złamany jasną, jakby podskórną słodyczą; tak, aby czas przy nim płynął wartko a kompania z każdą chwilą stawała się coraz przyjaźniejsza. Myślę, iż fajkowe ziele potrafiło przywoływać ducha - umiłowanych przez hobbity - swojskich roślin, ziół rosnących pod oknami kuchni , dodawanych do gulaszu i pieczeni. Lecz, na mój drugi obiad!, nie powinno być ich zbyt dużo. W końcu to ziele służy do palenia, nie do jedzenia. :)
Na ostatek nie mógł aromat fajkowego ziela oddalać hobbitów od ich przytulnych norek, nie powinien straszyć ich opowieściami o dalekich krainach, dziwnych stworzeniach, bohaterskich potyczkach. Winien trzymać się z dala od epatowania awanturnictwem, którego hobbity zazwyczaj nie cenią wysoko. Dlatego, oprócz ziół i słodyczy, fajkowe ziele mogłoby zawierać w sobie cichutkie, bardzo dyskretne przypomnienie o domu, o własnym ciepłym łóżku i ogniu, wesoło tańczącym w salonowym kominku.
Myślę sobie, że fajkowe ziele mogło pachnieć dokładnie tak, jak Wild Tobacco marki Illuminum. Które, dziwnym zrządzeniem losu, również pochodzi z Shire.. to jest: ups! chciałam oczywiście napisać - Wielkiej Brytanii. ;)
Dziki Tytoń, raczej przypadkiem niż celowo, idealnie oddaje ducha Tolkienowej roślinki: jest wyważony, klarowny, eteryczny, ale niekoniecznie spokojny. ;) Właściwie bardziej trzyma stronę pociotków żądnych przygód Tuków, niż statecznych i przewidywalnych Bagginsów z Sackville. :) Można na nim polegać niezależnie od sytuacji, lecz na jałowe przynudzanie z jego strony nie macie co liczyć.
Pierwsze dwa lub trzy takty kompozycji stanowi silne, czysto brzmiące galbanum: jasne, zielone i w balsamiczny sposób słodkie. Wrażenie to trwa dosłownie przez chwilkę, gdyż już po kilku sekundach od wyparowania ze skóry resztek alkoholowego nośnika, dołącza składnik tytułowy. Który jest dokładnie taki, jakim opisałam go kilka akapitów wyżej. Czyli mocny, wiercący się po przegrodach nosowych, zaskakująco świeży, intensywny; wyraźnie bardzo wysokiej jakości. Ujmująco prosty.
Trzeba chwili, by zapach poszerzył spektrum o coś gęstszego, bardziej mrocznego i jednoznacznie dymnego. Przy czym dym nadal pozostaje roślinny, wynikły raczej z właściwości zapachowych konkretnego zioła, niż ze zwyczajnego spalania. Nie wiem tylko, czy "winić" zań szałwię, kolendrę czy raczej skromny powiew listka laurowego. Do czego mam pewność, to pełen uroku duch mieszanki, mylący tropy dodaniem kolejnego składnika. :)
Chodzi mianowicie o wspomnianą słodycz, dopiero teraz pojawiającą się w świetle, trudną do pominięcia, w interesujący sposób ludowo-uroczystą. Opisywana słodkość ma w sobie sporo z nastroju urodzinowego przyjęcia Bilbo Bagginsa, w czasie którego jubilat po prostu zniknął, by wkrótce obrać kurs na elfie siedziby w Rivendell. Jest nienachalna, prosta, niezbyt sucha, ale i ujmująca - czyżby bób tonka? Wkrótce też daje się wyczuć charakterystyczny powiew eugenolu. Właśnie objawił się pod postacią goździków, umiejętnie wplecionych w nuty słodkie, w żywy, starannie ususzony tytoń oraz zioła.
Oczywiście z czasem goździki cichną, tracąc na znaczeniu i całkiem wtapiając się w słodko-tytoniowo-drzewny trzon kompozycji. Wówczas pokazuje się baza właściwa, ów spokojny, tęskny sen o domowym ciepełku i o własnym progu; zstępuje na nas pod postacią labdanum, lekkiego, złoto-zielonego, niezbyt cielesnego [wszak hobbity znane są z wysokiego poziomu higieny; Aragorn mógłby nauczyć się od nich tego i owego w dziedzinie dbania o włosy ;P ]. Czystek jedynie przybliża czułe, błogie marzenia, nigdy zaś nie stawia nas wobec konieczności sprzątania siedziby plutonu orków. ;)
Daje nam nadzieję, nie przytłacza dosadnością. Do spółki ze słodkawym tytoniem oraz lekko dymnymi akcentami jasnego drewna brzmi doprawdy czarodziejsko! :)
- Dzień dobry! – powiedział Bilbo i powiedział to z całym przekonaniem, bo słońce świeciło, a trawa zieleniła się pięknie. Gandalf jednak spojrzał na niego spod bujnych, krzaczastych brwi (…).
- Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał. – Czy życzysz mi dobrego dnia, czy oznajmiasz, że dzień jest dobry, niezależnie od tego, co ja o nim myślę; czy sam dobrze się tego ranka czujesz, czy może uważasz, że dzisiaj należy być dobrym?
- Wszystko naraz – rzekł Bilbo. – A na dodatek, że w taki piękny dzień dobrze jest wypalić fajkę, siądź przy mnie, poczęstuję cię swoim tytoniem. Nie ma co się spieszyć, cały dzień przed nami. – To rzekłszy Bilbo siadł na ławce obok swych drzwi, założył nogę na nogę i dmuchnął pięknym, siwym kółkiem dymu, które nie tracąc kształtu pożeglowało aż nad szczyt Pagórka.
(…)
Wild Tobacco świetnie pasuje nie tylko do powyższego cytatu, lecz i do reszty tej części tolkienowskiego świata, z którą związał swe dzieje choćby jeden hobbit. ;) Ponieważ Dziki Tytoń zdaje się być czystym wcieleniem hobbiciej duszy.
Swoją drogą, zastanawia mnie, jakie gatunki tytoniu preferował wzięty palacz, John Ronald Tolkien? Lecz to już zupełnie inna historia...
Rok produkcji i nos: 2011, ??
Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o idealnym stopniu wyważenia, pozostawiający za sobą duży, choć nie monstrualny, ślad. Świetnie sprawdzi się na osobach, które aromat tytoniu w perfumach cenią, lecz Tobacco Vanille Forda mają za zbyt mocne. I nie tylko. ;) Prawda jest taka, że WT nadaje się dla każdego miłośnika olfaktorycznej nietypowości, na wszelkie możliwe okazje.
Trwałość: doprawdy zacna - zawsze w okolicach 24 godzin [a może i dalej, nie sprawdzałam]
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: goździki (przyprawa), szałwia
Nuta serca: liście tytoniu, drewno cedrowe
Nuta bazy: labdanum
___
Dziś Special Edition Red marki M. Micallef.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.oneil.com.au/tolkien/characters/bilbo.html
2. i 3. sekretne ;)
4. http://www.comicsbeat.com/2010/09/27/theres-never-going-to-be-another-hobbit-movie-is-there/
Obydwa cytaty pochodzą z powieści J. R. R. Tolkiena Hobbit, czyli tam i z powrotem, w przekładzie Marii Skibniewskiej (Wyd. ISKRY, Warszawa 1997), ze stron odpowiednio: 5 i 7.
Tolkienistka? Łomatulu. Ciekawa jestem, jak bardzo. :)
OdpowiedzUsuńDumałam ostatnio nad tytoniem (nawet chyba gdzieś w odpowiedzi na komentarz u siebie pisałam) i zastanawiam się, czy ją lubię. Skojarzenia z występkiem dorosłością, dekadencją są tak silne, że oczywiście "jaram" się tą nutą, jak wszyscy. Ale w sumie zapachy nie lubię. Nie zawsze. Zwykle... :)
Wiedźmo, nie wiem, czy pisałam, ale mam przesyłkę. Dziękuję pięknie! :*
Gdy byłam mała, mój Tato palił fajkę. Uwielbiałam przesypywać resztki tytoniu z kilku torebek do jednej. Do dzisiaj mimowolnie się uśmiecham, gdy poczuję dobry fajkowy tytoń... W tym kontekście sama się sobie dziwię, że nie kosztowałam jeszcze perfum w tytoniem w składzie (z wyjątkiem Tobacco Vanille Voluspy - ale tam tytoniu tyle, co kot napłakał) - Wild Tobacco ląduje na liście "must niuch".
OdpowiedzUsuńCzy pisałam już gdzieś, że uwielbiam znajdować u Ciebie ciepłe słowa o lubianych przeze mnie lekturach/postaciach? Zobaczymy, którą/kogo jeszcze tu zaprosisz ;)
Sabbath - tolkienistka? Umiarkowana; kiedyś było gorzej. ;) Dziś w głowie zostały mi dosłownie odpryski wiedzy. :)
OdpowiedzUsuńCo do tytoniu: ani go lubię, ani nie lubię w perfumach. A rzczej: to zależy od jego otoczenia. :) Na pewno nigdy nie miał dla mnie charakteru owocu zakazanego. Myśl o wdychaniu w płuca dymu z czegoś, co tak przeokropnie cuchnie, napawała mnie obrzydzeniem - odkąd pamiętam. ;) Zresztą też gdzieś o tym wspominałam.
Ależ nie ma za co. :) Jakby co, polecam się na przyszłość.
Aileen - ach, ach! Gdyby fajki i cygara były równie popularne, co papierochy pewnie dziś bym paliła, mając gdzieś zalecenia lekarzy (niczym gros palaczy ;) ). Na szczęście najczęstsze skojarzenie z wyrazem "papierosy" to dla mnie "smród". Mimo że, tak jak Ty, w dzieciństwie nawąchałam się pięknego dymu z tytoniu fajkowego. :)
Naprawdę nie znamsz tytoniu od Parfum d'Empire na przykład? Jeden z najbardziej trudnych - i "typowych" - tytoniowców. Zgadzam się, że ten od Voluspy jest marnawy, za to idealnie nadaje jako "wprowadzenie do tytoniu w perfumach", czyli zaczęłaś możliwie najlepiej. ;)) Wszystko przed Tobą! :)
Na marginesie: ptaszki ćwierkają, że z początkiem roku 2012 Tytoń Illuminum na zawitać w miłe progi Wizażu. Tak tylko wieszczę... ;>
Pamiętam, że pisałaś, a jakże! :) W kontekście Morgany z "Mgieł Avalonu" (czyli Ambre Noir Sonomy). Bardzo dziękuję za miłe słowo; dodam, że i mnie zbieżności bardzo cieszą. :) No i tak samo jestem ciekawa, co jeszcze nam "wyjdzie" przy okazji.
Jeśli pisząc o tytoniu od Parfum d'Empire masz na myśli Fougere Bengale, to muszę odpowiedzieć pokrętnie: zapach znam (i wielbiłam dopóki nie zdystansował go Sables pani Goutal), ale tytoniu w nim nijak nie czuję, więc w sumie tytoniu od PE nie znam...
OdpowiedzUsuńPtaszkom pięknie ode mnie podziękuj - dobrą nowinę wyćwierkały ;)
Tak ten sam. Właśnie zdziwiłam się, bo trudno tego nie znać. :) Jest w Q. prawie "od zawsze" (a przynajmniej odkąd pamiętam ;) ). Przyznam też, że zaskoczył mnie Twój wywód logiczny - rzeczywiście nie znasz, jako żywo! :D Wg mojego nosa FB to rozpasane papierochy, które jednak "coś" w sobie mają. :) Dla kontrastu spytam: tytoń w Sables? Tam jest coś poza kocanką? ;)
OdpowiedzUsuńA podziękuję. :) Może nawet same przeczytają? ;)
Papierochy w Fougere Bengale? Borze zielony... Jak dobrze, że tego mi oszczędzono. A w Sables tytoniu nie ma. Poza kocanką jest podobno pieprz (nie wyczuwam) i (tu już się zgodzę, bo ich cień potrafię na sobie wywęszyć) wanilia i sandałowiec. Inna sprawa, że pomimo odmiennych nut Fougere i Sables IMO faktycznie mają coś wspólnego. Ziołowość? Niekanapowość? Czerstwość? Czort wie, mój nos nie jest niestety na tyle czuły i subtelny, by pomóc to określić.
OdpowiedzUsuńA teraz już się zamykam, bo zaczynam ględzić Ci pod tytoniem zupełnie nietytoniowo ;) Ukłony dla Wiedźmy Gospodyni (wywijam z zapałem kapeluszem - jak młody i niewprawny w tym d'Artagnan - i znikam).
Mówisz że ptaszki ćwierkają :D ? Coś czuję, że rozbierze się na pniu!
OdpowiedzUsuńA w FB też tytoniu nie specjalnie czułam, w Bois Blond więcej, ale ten Illuminiowy bije na głowę wszystko. Cudeńko niedocenione jeszcze...
Czekałam na tą recenzję, ja nietolkienowska w ogóle, Władcę Pierścieni obejrzałam, a jakże, ale do książki bym nie przysiadła, jednak nie moje klimaty. Niemniej jednak z taką łatwością się czyta Twoje opisy, wyobraźnia sama działa bez zmuszania. Zresztą wiesz, że ja Twoją fanką jestem pierwszą (jak coś kiedyś wydasz, to będę twoją groupie :D)
Aileen - jak babcię kocham! ;) Czerstwość i ziołowość są trafne, w każdym razie też je podobnie odbieram. Niekanapowość to świetne słówko. :D Przeurocze i trafne.
OdpowiedzUsuńTy mi tu nie zamiataj podłogi, tylko rozgość się w fotelu a ja Cię zaraz jakąś ładną flaszką ugoszczę. :)
A i takiego ględzenia życzyłabym sobie więcej. ;) Takie to ględzenie, jak z ryby rower. :P
Domi - strasznie rozplotkowane są te ptaszory, nie uważasz? ;P
FB odbieram jako coś skomplikowanego i okropnie pokręconego, ale chyba w dobry sposób. Chyba. ;) Za to z BB jeszcze nie miałam przyjemności, podobnie jak z żadnym z butikowych (?) Parfumerie Generale.
W takim razie nie zachęcę Cię wspominając, że filmy były dużo bardziej dynamiczne od trylogii? Nie szkodzi; ważne, że chwyciłaś haczyk Sherlocka. ;)) [zaniedługo Ci odpiszę, najpóźniej pojutrze]
Dziękuję za pochlebczy tekst ;> Tylko: chcesz gotować mi obiadki, prać bieliznę i.. na tym poprzestańmy?? ;) Nie wiem, co Ty bierzesz, ale - bardzo proszę- skończ z tym! :)))