Bukiet kwiatów to doskonały prezent na każdą okazję: od setnych urodzin dziadziusia po kajanie się na okoliczność "kotku, to nie tak, jak myślisz!". Dla szkolnej woźnej i dla aktorów po premierze wyczekiwanego spektaklu. Młodej mamie oraz zmarłym w ich ostatnią drogę.
Żaden podarunek nie jest tak uniwersalny, jak naręcza kwiatów.
Przynajmniej w założeniu.
Problem w tym, że to, co popularne szybko zaczyna nudzić. Łatwo okazuje się, iż taki podarek nikogo nie zaskakuje, nie zadziwia, a wręcz traktowany bywa niczym przysłowiowa "miska dla psa", czyli się, kurna!, należy. I już! ;)
Kwiaty są piękne, lecz nazbyt często nie potrafią nas zachwycić, szczególnie ucięte, wygłaskane, opacykowane, związane pastelową rafią i wpakowane w kolorową folię. Dlatego dziś słów kilka o dwóch kompozycjach zapachowych, które - choć ładne - prawdziwego zachwytu nie wzbudzają. Są jak bukiety z kwiaciarni: konwencjonalnie piękne, bogate, estetyczne, ale w większości pozbawione owego tajemniczego "czegoś". Nie budzą pragnienia zagarnięcia na własność choćby małej odlewki.
Troszkę szkoda...
Fleur de Rocaille marki Caron to przykład pierwszy: dziełko porządnie zrobione, uroczo kwiatowe, zmysłowe oraz nienachalnie słodkie. Stworzone ze znawstwem i przeznaczone do stosowania z lubością.
Cały czas daje się wyczuć zaprzeszły charakter kompozycji, która światło dzienne ujrzała pierwotnie w roku 1934. To, co znamy dziś, jest uwspółcześnioną wersją z połowy lat 90. [jakkolwiek "na mój nos" nie obeszło się bez późniejszych pokątnych reformulacji].
Skalniak (gdyż tak można przetłumaczyć nazwę wody)
Niestety serce szybko przestaje bić, a nasz kwiatowo-skalny organizm musi doświadczyć zapaści, po której powrót do zdrowia będzie powolny, ciężki, wyniszczający pokłady cierpliwości. Krótko mówiąc: baza rozczarowuje. ;) Duszne kwiaty stygną, na poły gniją i schną, by z czasem bez najmniejszej litości skwaśnieć na moim ramieniu.
Chyba po raz pierwszy doświadczam sytuacji, gdy jakieś perfumy w zderzeniu z "podłożem" stopniowo zmieniają się w ocet. Winny, w kategoriach "dziwności" nawet interesujący, ale jednak ocet. A tego po konwencjonalnym kwiatowcu się nie spodziewałam.
Więc możecie sobie wyobrazić, jak bardzo ucieszył mnie kolejny zwrot akcji, kiedy ocet wyparował, ustępując miejsca suchemu, nieco ostremu i pudrowemu irysowi, którego zadaniem było przygotować mnie na upojny miks sypkiego, stonowanego, jakby postarzanego cedru z żywym, "nieheblowanym" sandałowcem oraz spokojną, choć zauważalną, mieszanką nut pierwotnie odzwierzęcych. Białe piżmo zmieszane z niezbyt słodką ambrą i czymś w rodzaju kastoreum to jest dokładnie "to". :)
Zaczęło się typowo, przewidywalnie, później dało nadzieję, rozczarowało, by w finale całkowicie się zrehabilitować. Fleur de Rocaille w kontakcie z ludzkim ciałem doprawdy ożywa, dojrzewając, popełniając błędy i naprawiając je z nawiązką.
Perfumy, jak człowiek. ;) Grzeszne, lecz summa summarum dobre.
Żeby było ciekawie, mój drugi dzisiejszy bohater, Demi-Jour marki Houbigant, poczyna streszczać swój życiorys od plotkarskiego opisu przykrego wypadku, który spotkał Fleur de Rocaille. Gdyż otwarcie Półmroku jest, co tu dużo pisać, okropne. :) Zwyczajnie brzydkie. Obleśnie świeże, zupełnie jak kwiatki uporczywie trzymane przy życiu, chyba ze strachu przed oskarżeniem o błąd w sztuce.
To zdecydowanie jedno z najmniej przyjemnych oblicz perfumiarskich aldehydów, jakie dotąd spotkałam. Zimne, dosadne, ostre, męczone przewlekłą nadkwasotą, do tego zaś udające, że wszystko jest tak, jak być powinno, silące się na zakłamaną świeżość. W danej chwili trudno wykrzesać z siebie cokolwiek poza oschłą dezaprobatą.
Na szczęście po dłuższej chwili nasz pokątny plotkarz zmienia taktykę. Im mniej w mieszance żałosnych świeżynek, tym ciekawsza się staje. Suche, słodko-wytrawne kwiaty, okolone wysmakowanym welonem aldehydów w rodzaju znanych z No. 5 Chanel, stają się kompozycją może nie oryginalną, lecz z pewnością niezwykle przyjemną. Elegancką w starym znaczeniu tego słowa; z czasów, kiedy jeszcze logo prestiżowej marki nie zajmowało osiemdziesięciu procent powierzchni modowego produktu.
Bukiet kwiatów z Demi-Jour jest tyleż piękny, co trudny do rozebrania. Mogę Wam jedynie wyznać, że przypomina lżejsze, bardziej "współczesne" oblicze pachnideł spod egidy Grossmith. Wszystko jest suche, zmysłowo-kwiatowe, dogrzane korzennymi przyprawami, uświetnione występem staroświeckich duetów paczuli z wetywerią oraz cedru z sandałowcem, na efektownej podstawie z pudrowego piżma a także mchu dębowego o prawdziwie drenujących właściwościach. :)
Dzieło raczej nie niezapomniane, jakkolwiek niezwykle przyjemne. Gdybyż tylko czasem zechciało wzbić się ponad moją skórę!
Fleur de Rocaille oraz Demi-Jour, oba warte dłuższego spojrzenia, oba zaskakujące: tak dodatnio, jak i ujemnie, oba doprawdy zacne. Tylko, że.
To wszystko już było. Było, jest i - miejmy nadzieję - będzie. Nieśmiertelne, jak klasyczna elegancja [powtarzam: nie mylić z modą!]. Z pewnością przydatne, lecz czemuś nie zachwycające.
Niby mają wszystko, a jednak... Czasami "wszystko" to za dużo. :)
(na wszelki wypadek zastrzegam sobie prawo do zmiany zdania w kwestii obu pachnideł ;) )
Caron, Fleur de Rocaille
Rok produkcji i nos: (1934) 1993, (Ernest Daltroff) ??
Przeznaczenie: ciepły, pełen niespodzianek zapach dla kobiet, choć mężczyznom testy też powinny się opłacić. :) Na wszelkie okazje; niezbyt bliski ciału.
Trwałość: w granicach siedmiu-dziesięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-orientalna
Skład:
Nuta głowy: gardenia, fiołek
Nuta serca: ylang-ylang, mimoza, jaśmin, róża, konwalia, irys
Nuta bazy: drewno cedrowe, drewno sandałowe, piżmo
Houbigant, Demi-Jour
Rok produkcji i nos: 1987, ??
Przeznaczenie: aldehydowo-szyprowy zapach dla kobiet, dosyć konwencjonalny. Do użytku codziennego oraz, jak wspomniałam w recenzji, bardzo bliski skórze (co dziwne przy aldehydach).
Trwałość: od dziesięciu do ponad dwunastu godzin
Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-szyprowa (oraz aldehydowa)
Skład:
Nuta głowy: bergamotka, fiołek, aldehydy
Nuta serca: ylang-ylang, jaśmin, heliotrop, kłącze irysa, konwalia, róża
Nuta bazy: mech dębowy, drewno cedrowe, drewno sandałowe, piżmo
___
Dziś noszę Noir de Reminiscence.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://fr.wikipedia.org/wiki/Fichier:Fleur_rocaille_2.jpg
2. http://feefeern.wordpress.com/2009/05/17/summer-fun/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )