poniedziałek, 21 listopada 2011

Niszowa masówka

Dziś kilka, konkretnie sześć, impresji na temat zapachów, które - choć pławią się w blasku opromieniającym niszę - spokojnie i bez oporów mogłyby stanąć na półkach najpopularniejszych perfumerii sieciowych.
Nie owijając w bawełnę:

Amouage, Reflection Woman

Silna, wysoce skoncentrowana, soczysta zwrotnikowa flora. Co może uchodzi za piękny sen wśród spragnionych bujnej zieleni Omańczyków, lecz w mojej interpretacji nie prezentuje sobą więcej nad męczącą świeżość; przytłaczającą oraz wulgarną, wrzaskliwą, irytującą.
Kompozycja od refleksji wodno-słonecznych daleka, za to skłaniająca ku przemyśleniom. Niestety, ich efektem często są myśli samobójcze. ;)


Skład:

okrężnica bagienna (fiołek wodny), zielone tropikalne liście, ylang-ylang, magnolia, jaśmin, drewno cedrowe, drewno sandałowe, ambra, piżmo


Comme des Garçons, Woodcoffee

Kolejna część limitowanej serii wód popularnego wśród "wąchaczy" domu.
Miały być słodycze, nawet jeśli mało dosłowne i wymagające. Otrzymałam - brakujące ogniwo między A*Menem Muglera a Cozé od Parfumerie Generale. I nic ponadto.
Od pierwszego z rodziców Woodcoffee wzięło paczulową, trudną gorzką czekoladę, po drugim odziedziczyło piekący, tłusty akord.
Dzięki obojgu kompozycja przytłacza moją skromną osobę. Jest za to trwała oraz ekspansywna, również po ojcach. Krótko mówiąc - wykapana kopia rodziców! ;) Niech więc spada na drzewo.

Skład:

kardamon, imbir, lukrecja, curry, migdały, wanilia, kawa, paczuli, nuty drzewne


Huitième Art Parfums, Vohina

O, a to jest niezłe. :) Doskonały dowód, iż twórca pomienionego Cozé potrafi stworzyć coś przyjemnego. ;) Nie tyle "innego", "niszowego" czy "artystycznego", co po prostu i bez wydziwiania - miłego. Do noszenia, dla każdego, bez złych skojarzeń.
Vohina to zapach pełen nienachalnej słodyczy, miękkiego światła, prostolinijności.
Nadzwyczaj przyjemny i naturalny bez, charakterystycznej dla świeżego nurtu, nuty wiktoriańskiego terroru niewinności.
Prosty, ujmujący i radosny.
Całkiem trwały.

Skład:

kwiaty brzoskwini, miód lawendowy, siano


Illuminum, Scarlet Oud

Ponoć czysty, niezmącony aromat drewna agarowego. Hmm, nie wiem.
Z pewnością kompozycja w początkach przypomina wyciszony akord świeżej skórzanej galanterii. Oczywiście jest i oud, lecz jak na moje potrzeby zdecydowanie zbyt cichy oraz zachowawczy, by nie rzec, że nudny. Pojawiają się nawet ledwie rejestrowalne miodowe nutki.
Nie zachwyca, ale i nie rozczarowuje; przeciętny jak większość głównonurtowych nowości. Na domiar złego po godzinie od aplikacji staje się przy-skórny, zaś po kolejnych dwóch lub trzech - znika bezpowrotnie.

Skład:

oud (i pewnie kilka innych rzeczy)


Les Parfums de Rosine, Rose d'Homme

Właściwie to uniseks, co jednak nie powinno być poczytane pachnidłu za wadę.
Porządny zapach z gatunku paprociowców, wzbogacony o mocny, aczkolwiek wysuszony, aromat herbacianej róży. Całość dosyć przewidywalna, lecz czemuś mnie to nie drażni. ;)
Delikatna słodycz, spokojna, wytarta skóra, widmowa lawenda oraz cedr z wetywerią, choć rzecz jasna nic nie może równać się z tytułową bohaterką. Zaś wszystko konwencjonalnej mocy oraz trwałości.
Drodzy Panowie, jeśli nie boicie się kolców - to coś dla Was! ;)

Skład:

bergamotka, tangerynka, inne cytrusy, skóra, wanilia, lawenda, paczuli, jaśmin, wetyweria, nuty ziołowe, róża


Six Scents, Series One: No. 5

Twórcy chcieliby w nim widzieć odzwierciedlenie nielegalnego seksu. Udanie, o ile mieli na myśli akt nekrofilski, bezpośrednio na rozkwitającej cmentarnej rabatce. Wybaczcie dosadność wizji, w tym wypadku nie umiem inaczej.
Woń wykwitająca na mojej ręce okazała się zimna, trupio blada i odstręczająco, obrzydliwie wręcz świeża. Nowoczesne, lodowate aldehydy ubrano w typowe kfiatuszkowe paskudztwo zupełnie, jakby z klasycznej Dwójki Comme des Garçons wyjęto ogrzewające ją przyprawy, zastąpione popularną zieloną lekkością, pozbawiając mieszankę jakiejkolwiek równowagi. I nikt nie zdoła mnie przekonać, że się mylę, bo "przecież Piątka ma w składzie przyprawy". Może i ma, tylko co z tego, skoro ich nie wyczuwam?

Za to znalazłam z No. 5 jeszcze jedno skojarzenie, takie oto:



Skład:

aldehydy, bergamotka, gałka muszkatołowa, pieprz, róża, benzoes, kadzidło frankońskie, drewno cedrowe, piżmo
___
Dziś noszę Wild Tobacco marki Illuminum.

7 komentarzy:

  1. Szkarłatny Oud kusił mnie mocno. Jak widać, niepotrzebnie. Do marki Illuminium podchodzę z dystansem. Oczywiście przez rojalistyczne skojarzenia. Głupi człek jest, uprzedzenia jednak coś mu z mózgiem robią. Ale jeśli będzie okazja, to oczywiście przetestuję. I może zmienię zdanie. Już tyle razy okazywało się, że coś, na co napalałam się jak szczerbaty na suchary mnie rozczarowało, a coś, po czym nie oczekiwałam wiele okazywało się cudem. Zobaczymy. Kiedyś. Może. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleś celnie zrecenzowała wszystko :) Dokładnie tak samo odbieram te zapachy. Różyczki tylko nie znam. I czekam z niecierpliwością na Illuminiumowy tytoń :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sabbath - a ja właśnie przez rojalistyczne skojarzenia kupiłam. ;) Może nie tyle rojalistyczne, co przez ludyczną ciekawość świata celebrytów. ;)
    W takim razie, jeśli tylko wygrzebię z poczty mejlowej Twój adres a się z papierów, podeślę Ci to, co mnie już zbywa (będzie tego z mililitr).
    rozczarowania zaliczamy wszyscy, ale na szczęście są też i pozytywne. :) I oby takich było więcej.

    Dominiko - ja żem Ci dziemkujem. :) Starałam się. ;)
    Tytoń powoli się klaruje. Ale wiesz, jak to jest z Małym Ludem z Wiadomo-kąd: do wszystkiego zabierają się bez pośpiechu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, no nie przylazłam tu na sępa, tylko dla poczytania.
    Ale nie wiem, czy jestem, w stanie odmówić. :)))

    To prawda, że czasem rozczarowania są pozytywne,. I te chyba robią większe nawet wrażenie, niż zapachy, po których spodziewałyśmy się, że będą fajne.
    Inna kwestia, że ja pozytywnie rozczarowuję się jakby rzadziej, niż kiedyś. Negatywnie chyba też. Jaja mi więdną. W sensie że pazura tracę. :/

    OdpowiedzUsuń
  5. No i co z tego? Dają, to bierz. ;)
    Więc nie odmawiaj. Proste. :)

    Zgadzam się, że wtedy jest lepiej. Choćby nawet zapach jako taki nie miał w sobie nic z cudu, i tak zaliczamy błysk w oku czy, choćby przelotne, "chciejstwo". Jak z miłością. ;)
    Mnie to chyba jeszcze nie grozi. Chyba.
    Jaja więdną, pazura tracisz - anemia czy co? ;P Na wszelki wypadek i bez złośliwości: łykaj witaminy, tych nigdy za wiele. :) Byle do wiosny (z Twego punktu widzenia)!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ano z mojego do wiosny.
    A poważnie, poza pazurami i jajami, mam koszmarny kryzys formy. Nie w sensie rozmemłania ogólnego, tylko rzeczywiście niepokojących sygnałów od organizmu. Choć czy ja wiem, czy to sygnałami jeszcze nazwać można. Sygnały to były dwa, trzy lata temu. :]

    Ano, jak dajesz, to biorę, dziękuję i mam nadzieję, ze uda mi się odwdzięczyć. Idę pogrzebać w komciach, co mogłabyś chcieć poznać.

    Albo... Mam inny pomysł. Jak go połapię, to poproszę o adres. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, to niefajnie. Mam nadzieję, że uważasz na siebie i nie lekceważysz pomocy lekarskiej?
    Jeśli te dwa sygnały to to, o czym myślę [a co ma sens, jeśli wziąć pod uwagę Twój styl życia], tym bardziej nie ma sensu czekać na nie-wiem-co. Proszę, pilnuj siebie!

    To bardzo się cieszę. :) Zresztą, i tak nie miałabyś wyjścia, bo już kupiłam kopertę, więc sorry, maszyna poszła w ruch. ;))

    Odwdzięczać się nie musisz, nie proponowałam Ci próbki w charakterze wymiany [ojj, coś mi tu przypomina argumenty z komentarzy trochę wyżej ;) ]. Ale skoro masz pomysł.. tylko, żeby nie był zbyt szalony.
    Dzięki. :*

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )