środa, 25 maja 2011

Trójpodział

Dziś na szybko kilka słów na temat Eau Boisée dość mało znanej, organicznej marki Cattier.Kompozycja reklamowana, jako rozsiewająca wokół siebie "aurę spokoju, miłości i delikatności" została zadedykowana głównie miłośnikom aromaterapii [czyli oddanym sługom szatana, w nawiązaniu do poprzedniego posta ;) ]. Stanowi również niezbity dowód na to, iż "proste" wcale nie musi oznaczać "nudne" oraz, że nawet najpopularniejsze nuty drzewne potrafią pokazać zaskakujące oblicze.

Eau Boisée to liniowa, dosyć prosta woda przywodząca na myśl olejki eteryczne w małych buteleczkach, sprzedawane w mydlarniach, india shopach czy sklepach zielarskich; trochę jak perfumy własnej produkcji. :) To zasługa sandałowca, którego zapach jest identyczny, jak we wspomnianym wyżej przypadku: gładki, typowy, ciężki, a jednak nieprzytłaczający, jednocześnie porcelanowy i mydlany, nienachalnie upojny i jawnie chemiczny [jak to ma się do wizerunku marki organicznej?]. Jednak zanim przyjdzie jego kolej, na skórze gości wyciąg z drewna cedrowego, świeży, jasny i kompletnie obojętny moim zmysłom. To, że w ogóle się pojawia, wyczuwam dzięki początkowemu "odświeżeniu" sandałowca, jakimś lekko kompostowym klimatom. Dobrze, że szybko znikają.
W składzie wymieniane jest również paczuli; wyczuwalne od początku do końca pobytu EB na skórze. Chłodna, zagrzybiona piwnica, której mury gniły przez lata, ale pewnego dnia właściciele posesji zlitowali się i zafundowali budynkowi osuszanie. Na czym szczęśliwie skorzystała suterena: po wilgoci ani śladu, grzyb pozostał, by ciekawie łączyć się z tanim olejkiem sandałowym. Naprawdę ciekawie. Bo zdążyłam polubić to pokraczne dziwadło.
Może nie na tyle, by zaraz kupować cały flakon, ale średniej wielkości odlewką bym nie pogardziła. :)

Eau Boisée to nie tyle perfumy w klasycznym tego słowa znaczeniu [nie chodzi też o zawartość substancji zapachowych], co zaskakująca, rozbrajająco naiwna zabawa konwencją, w której wszak "coś" siedzi i co chwilę kłuje widłami w żebra. ;) Zamiast koić, pobudza ducha i umysł. Całkiem, jak malarstwo prymitywistów.

Rok produkcji i nos: 2008, ??

Przeznaczenie: zapach uniseks dla miłośników natury i prostolinijności. Z początku umiarkowanie ekspansywny, z czasem przybliża się do skóry. Wydaje się być znakomitym pomysłem na okazje nieformalne i dyskretne wizyty, np. w szpitalu [żebyście o innych dyskretnych spotkaniach nie pomyśleli :) ].

Trwałość: do czterech do siedmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewna

Skład:

drewno sandałowe, drewno cedrowe, paczuli
___
Dziś noszę Délice d'Épices?!... od Niny Ricci, który zapiernicza pod niebiosa z szybkością TGV.

P.S.
Ilustracja pierwsza przedstawia obraz francuskiego prymitywisty Henriego Rousseau
Kobieta spacerująca po egzotycznym lesie (1905), wzięty STĄD.

2 komentarze:

  1. Buahaha, szybko się uczysz o szatanizmie. :)
    Eau Boisee mogłoby mi się spodobać.
    Za to ciekawa jestem, jak Ty to robisz, że co innego recenzujesz, a co innego nosisz? Piszesz te recki wcześniej?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba było nie wyjeżdżać z growlującym kolegą. ;)
    Życzy Pani resztę mojej próbki? :)
    Już tłumaczę: "pod kreską" jest zapisane czym pachnę, jak Wy to określacie, "globalnie" czy "dopępkowo". Żeby napisać recenzję po prostu aplikuję sobie nieco pachnidła w okolice łokcia. A że wrażenia z wcześniejszych testów danego zapachu zapisuję w specjalnym notatniku, więc odnoszę się jeszcze do tego, co było kiedyś.
    Gdybym za każdym razem musiała (?) dokładnie spisać, z jakimi perfumami mam akuratnie styczność, wyszłoby za dużo tekstu. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )