piątek, 6 maja 2011

Z czym do ludzi?

Molochy kosmetycznej sprzedaży bezpośredniej, typu Avon i Oriflame, jako żywo nie kojarzą nam się z perfumami nowatorskimi, oryginalnymi, a czasem nawet nie z tymi wartymi dłuższej uwagi. I jest to pogląd w znacznej mierze zasadny. W końcu trudno powiedzieć coś jednoznacznie pozytywnego o pachnidłach dość sztampowych, niechętnie wychodzących poza utarte schematy tego, co "się sprzedaje" i po najdalej dwóch-trzech godzinach przeistaczających się w badziewną, chemiczną pulpę. [W sumie nic dziwnego, że tłumy miłośników avonowskich - czy może raczej "awonowskich" - perfumek czują dojmującą potrzebę ponownej aplikacji już po godzinie od poprzedniej. ;P ]
Od powyższej normy istnieją na szczęście wyjątki. Jakby nie spojrzeć, ze strony konsorcjum o tak zachowawczej polityce [niech się schowa najnowsza dyrekcja Gucciego! ;) ] naprawdę wielkiej odwagi wymagało stworzenie aromatu opartego na nucie absyntu. I to w wydaniach dla obu płci. Tylko pomyślcie! Absynt. Ab-synt. Piołunówka. Piołun. Mount Everest goryczy i wytrawności.
Zadanie ryzykowne; łatwo o wtopę. Wentylem bezpieczeństwa ziołowej minikolekcji został więc Christian Lacroix. Jak się później okazało, był to początek nie tylko dłuższej współpracy, ale i nowego trendu w pachnących działach wspomnianych firm. Ale o tym kiedy indziej...


Absyntu kobiecego niestety nie znam, za to posiadam niewielką odlewkę męskiej wersji i - dziś nadeszła pora, by ją pochwalić. :)
Oczywiście, nie mamy tu do czynienia z jakimś absolutnie genialnym zapachem, nie będzie ochów i achów ni błysku w oku. Nie, Absynthe for Men to kompozycja miękka, spokojna, bezpieczna, zmieniająca się zgodnie z przewidywaniami. Oraz udana; w swojej klasie wręcz kapitalna.

Jak można było się spodziewać, kłopotliwą nutę tytułową obudowano w klasyczny, jak najmniej inwazyjny sposób. Żadnego jechania po bandzie, odważnego penetrowania kolejnych faz ziołowej goryczki, ani odrobiny schodzenia wgłąb narkotycznych majaczeń dziewiętnastowiecznej bohemy. Nic z tych rzeczy. AfM miał za zadanie przede wszystkim zjednać sobie klientów. Co udało się osiągnąć dzięki konserwatywnemu otwarciu i pudrowo-słodkiemu finałowi mieszanki.

Zatem przygoda z Absyntem dla mężczyzn rozpoczyna się świeżą, soczyście ziołową nutą w stylu poszycia leśnego czy zdziczałego ogrodu oraz kuchennym aromatem przypraw, wśród których prym wiodą kolendra i suchy, zmielony pieprz. Z nimi splecione są łagodne cytrusy oraz zioła, w tym piołun. W tym miejscu żałuję, że zagłuszono ostatnią nutkę, choć doskonale rozumiem motywy podobnego działania. Lecz mały żal zostaje... ;)
Jako, że po chwili nuty świeże znikają, a piołun zaczyna nurzać się w, miłym co prawda, doprawionym korzeniami pudrze. Pojawiają się nuty paczuli i irysa, doskonale przyprószające wszystko wokół: kardamon, kolendrę, pieprz, akcenty mirtu oraz lekkich nut żywicznych a także cichy, ledwie wyczuwalny akcent owocowy (teraz wiem, że to figa; sama, w takim otoczeniu, w życiu bym jej nie rozpoznała). Z czasem aromat staje się coraz trudniejszy do podzielenia na części składowe, wyczuwam przede wszystkim przyprawową, stereotypowo męską pulpę z coraz wyraźniejszymi akcentami słodyczy rodem z lukrecji, wędzonego bobu tonka lub czegoś takiego. To pewnie deklarowana w spisach nut ambra nadająca całości ciepła i miękkiego kolorytu. Podobno w składzie są jeszcze wetyweria oraz jęczmień, ale tego już nie jestem w stanie zweryfikować. W międzyczasie zatarto wszystkie istotne ślady, a ja czuję się jak dziecko, któremu ktoś powierzył rozwiązanie zagadki morderstwa na przyjęciu. ;) Szczerze chcę pomóc, jeno sił, wiedzy i możliwości nie staje. Ot, chemiczna paćka.

Absynt znika niczym reszta swoich braci: na tyle szybko, aby nie zdążyć do reszty się skompromitować. W sumie nie jest to zły pomysł, gdyż dzięki niemu może liczyć nawet na całkiem pochlebną recenzję. ;P
Jeśli szukacie ciekawych perfum absyntowych, a na myśl o wyłożeniu małej fortuny na dzieła Amouage bądź Nasomatto dostajecie drgawek i palpitacji, wówczas spokojnie możecie udać się na herbatkę do znajomej konsultantki Avonu. :) Ona z pewnością pomoże Wam rozwiązać ów palący problem. Co piszę bez cienia złośliwości.


Rok produkcji i nos: 2009, ??

Przeznaczenie: bezpieczny dla otoczenia zapach stworzony z myślą o mężczyznach; dyskretny i ciepły; o dość znacznej emanacji, z czasem przybliża się do skóry. Na wszelkie okazje.

Trwałość: hm.. w porywach do czterech godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-przyprawowa

Skład:

Nuta głowy: czarny pieprz, bazylia, limonka, petit grain
Nuta serca: figa, kardamon, paczuli, korzeń irysa, mirt
Nuta bazy: ambra, jęczmień, piołun, labdanum, wetyweria
___
Dziś noszę to, o czym powyżej. A właściwie to już nie. ;)

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.cafepress.com/+absinthe_bourgeois_chat_noir_mini_poster_print,69473931

12 komentarzy:

  1. Aaaa, męski też fajny, mówisz??

    Babski mam i dobrze jest... Żadne tam arcy-dzieło, ale niesamowicie przyjemno-zawracający w nosie zapach ;)
    Też się podzielę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, tutaj odmówić nie mogę. :) Tylko jeszcze nie teraz, bo wpadnę w amok (czy inny szok insulinowy ;) ).
    W każdym razie zgadzam się, męski jest identyczny. Miły i przydatny. A zrecenzować musiał, bo to już ostatni dzwonek przed paprochami i mętnieniem. :) Zawsze jest coś ciekawszego.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jak już Wiedźmo dojrzejesz ;) - do decyzji, dawaj z adresem na @ :D
    Dorzucę Sui Love i może Vivy Marie byś chciała??

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedźmo mówisz ostatnie chwile na reckę były? Jejuuu to u mnie już tam mnóstwo kisu w pudełkach;D
    Jakoś mnie od Avonów odrzuciło , nie że złe wszystkie, ale liche mi się wydają, musiałabym nauczyć się nie myśleć wcale o zapachu, ale miewałam kiedyś , miewałam, Najmilej wspominam Surrender, miałam też Tomorrow i słynne i oklepane Perceive, a ostatnio będąc w markecie wyczaiłam siedzące na pasażu konsultantki i podreptałam przypomnieć sobie jak też toto pachnie, Perceive znaczy... zanim wyszłam ze sklepu to nie został na łapie nawet cień zapachu. NO i już nie węszę więcej. Natomiast zaczyna mi na nowo rosnąć lista chciejstw po wielu miesiącach względnego zakupowego spokoju. Nie wiem czy to dobrze czy nie... ale myślę że...wracam na łono mega porośniętego kurzem a może i mchem bloga:D
    Buźka:**
    ps.
    I przepraszam za zaniedbanie, poza gadaniem o bzdurach i zagadywaniem głupotami własnych myśli nic mi nie szło ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
  5. Magdulenko - okej i trzymam Cię za słowo. ;) Dzięki!

    Skarbku - W sumie u mnie też coraz więcej, ale cóż poradzić? Moce przerobowe człowiek ma ograniczone, a chcica męczy. :)
    Też miałam. Far Away, moje najpierwsze perfumy (miałam jakieś 10 lat i totalnego bzika na ich punkcie). Ostatnio wpadł mi w ręce katalog Av., a w nim pachnąca strona Perceive. Nadal ładne.. ;) Tylko ciekawe, jak by to było na żywca? No i jest tak, jak piszesz: trwałość skandaliczna. Pytanie tylko, czy zawsze taka była, ale myślmy się wszyscy "wyuczyli" lepszych perfum, czy miało miejsce tradycyjne dla Pl obniżenie jakości?
    A w ogóle to się bardzo cieszę z Twojego komentarza. :D Trzymam kciuki za chciejstwa i odkurzanie Nosa ale, że powtórzę, nic na siłę. Mamy czas, Ty masz czas przede wszystkim; na złapanie oddechu. Buziak! :)
    Czemu przepraszasz? Kontraktu na blogowanie nie podpisałaś. ;) Cóż byśmy zrobili, gdyby nie błahe odskocznie od codzienności? Jeszcze raz przesyłam wirtualne uściski i duużo pozytywnej energii! Oby od teraz było już tylko łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Potwierdzam, że to najlepszy z męskich Avon'ów. Trzymają fason jeszcze Herve Leger i Tomorrow. Reszta to niestety, mniejsza lub większa tragedia i nie pomaga tu posiłkowanie się nazwiskami (fatalne U by Ungaro i jeszcze gorszy Lacroix Noir). Pozdrawiam i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj. Ostatnio jestem do tyłu z zapachami od A. i O., ale rzeczywiście wypadałoby czasem się nad nimi pochylić. Choć faktycznie, jeśli myślę pozytywnie - z takich czy innych względów - o perfumach rzeczonych producentów, to przychodzą mi na myśl twory typowo damskie. Nie wiem, skąd ten brak równowagi w polityce firm..
    Zajrzałam, zapowiada się ciekawie. Więc będę wpadać częściej. :) Pozdrawiam, życząc powodzenia i wytrwałości w blogowaniu!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję pięknie. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej, ale faktycznie damskie zapachy A. są ciekawsze, ale to pewnie kwestia i ich ilości i targetu firmy, dla której przychody z kosmetyków męskich stanowią pewnie niewielki ułamek. Na dniach wrzucę recenzję męskiego U właśnie od Avonu więc tym bardziej zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ma za co. :) Co do reszty, tak być może. Do tego dochodzi fakt, że zazwyczaj męskie męskie pachnidła wspomnianych firm kupują kobiety dla swoich partnerów, więc nie może być mowy o jakichkolwiek eksperymentach; nic, co znacząco odbiegałoby od "kolońskiego" stereotypu. Prosta droga do zanudzenia na śmierć.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. O to to. Chodzi wszak o to, żeby Miś każdej Krysi "zajebiście pachniał" :) Choć zdarzają się zaskoczenia nie przystające do reszty oferty - np Herve Leger - mały "pożar w tartaku".

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie pomyślałam o innych jeszcze kwestiach: Avon i Oriflame były pierwszymi perfumami na "jakimś" poziomie, które w Polsce dostępne były dosłownie dla każdego, taki powiew mitycznego Zachodu. :) Stąd, mimo upływu lat od pierwszego zachłyśnięcia, prestiż marek jest niezagrożony. A o taką pozycję lepiej dbać. ;)
    Poza tym, skoro Wy, drodzy Panowie, zazwyczaj lubicie na kobietach pachnidła typowe, wtórne lub banalne po prostu, przeto nic dziwnego, że i my kochamy wąchać nudę na Was. ;) Transakcja wiązana: flaki z olejem za flaki z olejem.
    ...ale to w sumie dobrze. Dzięki temu, ze swoimi świadomymi wyborami perfum, wyróżniamy się z otoczenia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Eee tam, Adidas - to dopiero był synonim luksusu ;) Każdy szanujący się biznesmen w spranym garniturze i białych cichobiegach zlewał się Active Bodies

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )