wtorek, 18 września 2012

Byłam, wąchałam

Wpadłam dziś na chwil kilka do centrum handlowego, gdzie odwiedziłam pewną francuską ekodrogerię oraz perfumerię mainstreamową o niemieckich korzeniach. Wąchałam, miejsca na przed- i ramionach do testów nie szczędziłam. ;) Wszystko po to, by zauważyć, co następuje:

Lancôme, La vie est belle

Paczulowa oranżadka po raz nie-wiadomo-który-ale-na-pewno-nie-ostatni. :> Słodycz w wysokim stężeniu, o mocy zdolnej zwalić z nóg pociągowego konia [a na pewno usunąć z naszego bezpośredniego sąsiedztwa w poczekalni wszystkich, obok których na nieszczęście usiadłyśmy ;) a to tylko od jednej aplikacji w zgięcie łokcia]. Więc ostrożność wysoce wskazana. :)
Jeśli chodzi o sam zapach, naprawdę trudno jest mi przebić się przez krystaliczną, cukrowo-karmelową słodycz doprawioną syntetycznymi owocami oraz niezbyt silnymi białymi kwiatami.
Kto lubi zwaliste ulepy - nie zawiedzie się. :)

Skład:
czarna porzeczka, gruszka, kwiat pomarańczy, jaśmin, irys, bób tonka, praliny, wanilia, paczuli


Marc Jacobs, Dot

Ach, mój jeżu! ;)
Co mam napisać? Jak, skoro właściwie nie bardzo jest o czym? Ot, marne pachidełko będące popłuczynami po klasycznej damskiej Cool Water Davidoffa. Z tym, że Dot wydaje się jeszcze bardziej świeży, wodny, ozonowo-lekki, nudny; jeszcze bardziej zachowawczy niż Cool Water, macie pojęcie???
Choć jedno kompozycji trzeba przyznać: jest wyrazistsza od Fame Lady Gagi. Tylko co z tego?
Uroczy kampowy flakon poszedł na zmarnowanie (czyli mamy kolejny punkt wspólny z nie-Sławą ;> ).

Skład:
czerwone jagody, pitaja, wiciokrzew, kwiat pomarańczy, jaśmin, dryfujące drewno, piżmo, wanilia, kokos


Roberto Cavalli, Roberto Cavalli eau de parfum

Lżejsza wersja La vie est belle, z wyraźniejszą nutą łagodnego Orientu, widocznego w grze modnego ostatnimi czasy różowego pieprzu, neroli jak również osłodzonego benzoesu. Oranżada jest, chociaż nie przytłacza ani nie męczy dosłownością.
Mimo, że zapach nie jest "mój", narobił mi apetytu na inne olfaktoryczne kreacje sygnowane przez Cavalliego. :)

Skład:
różowy pieprz, kwiat pomarańczy, bób tonka, wanilia, benzoes


Thierry Mugler, Alien Essence Absolue

Mniam! :)
Mniam, mniam, mniam.
Pierre Aulas stworzył bardzo zachęcającą wariację na temat jaśminu z klasycznego Obcego, przesuwając nieco środek ciężkości w stronę ciemniejszych akordów drzewnych, położonych na słodko-ambrowym postumencie. Nieco mniej jaśminowego "gorącego żelazka" ze "słodkim pieczywem" pospołu, więcej łagodnej cielesności oraz pojedynczych, bardzo kobiecych, drzazg. No i Essence Absolue kryje w sobie mniejszą ilość niezobowiązującego światła niźli zeszłoroczna limitowanka, Or d'Ambre, charakterem bardzo zbliżona do omawianej wariacji.
EA zdecydowanie zasługuje na więcej uwagi. :)

Skład:
jaśmin, kłącze irysa, kaszmeran, mirra, kadzidło, biała ambra, wanilia


Tom Ford, Noir

Zapach, w którym jest wszystko, cała zbieranina składników tradycyjnie męskich perfum - a mimo to intryguje.
Już od pierwszego "niucha" wiem co prawda, że Noir kryje w sobie wiele wad, niemniej jednak chętnie poznałabym go bliżej. :) Mieszanka sucha i ostra, z egzotycznymi przyprawami okalającymi ziemistego irysa oraz benzynowe fiołki, zastanawia i kusi. Za grosz mu nie wierzę, jego sztuczki robią na mnie wrażenie raczej średnie, ale i tak dam mu szansę podczas testu całocielnego. Z ciekawości. :)

Skład:
różowy pieprz, kminek, werbena, bergamotka, fiołek, irys, szałwia, czarny pieprz, gałka muszkatołowa, geranium, róża, opoponaks, wanilia, paczuli, wetyweria, cywet, ambra


Yves Rocher, Les Plaisirs Nature Smoothie: Ananas-Noix de Coco

Na tę serię zawsze można liczyć. Chociaż pod jej szyldem powstają wody raz bardziej przyjemne, kiedy indziej znacznie mniej, w ciemno można obstawiać ich pełną zgodność z woniami deklarowanej nazwą substancji. :)
W tym przypadku zaprezentowano nam olfaktoryczne wcielenie jednego z kulinarnych połączeń doskonałych, ananasa z orzechem kokosowym (tak mleczkiem, jak i wiórkami :) ). Całość okazała się naturalistyczna, pełna pogody, radosna jak również prostolinijna. Całkowicie pozbawiona pretensji do bycia Wielkimi Perfumami - i to właśnie największa zaleta Ananasa z Kokosem, jak również dowód na wybitność wody.
Znakomite letnie pachnidło. :)

Skład:
ananas, orzech kokosowy


Poza tym poznałam Coco Noir oraz So Elixir Purple, ale o nich będzie kiedy indziej. :)
___
Dziś, poza wymienionymi, mam na sobie Greyland od Montale. Tak, śmierdzę jak cała perfumeria na raz. ;)

7 komentarzy:

  1. Wiele lat temu prowadziłam zaciekłą dyskusję w odcinkach z moim ówczesnym Mężczyzną na temat: czy ilość książek, które można napisać jest skończona czy nieskończona.
    Twierdziłam, i nadal twierdzę, że ilość możliwych do napisania książek jest skończona, skończona jest bowiem ilość elementarnych znaków, z których książki się składa- LITER. Ilość ich kombinacji również jest zatem skończona choć oczywiście niewyobrażalnie wielka i to bez względu na to, czy za książkę uznamy sensowny (czyli ciąg posiadających znaczenie słów) czy bezsensowny zapis.
    Z perfumami chyba jest podobnie- ilość nut jest skończona skończona jest zatem ilość możliwych ich kombinacji.
    Skończona i mocno ograniczona gustami odbiorców i, co za tym idzie, kalkulacjami zysków producentów.
    O ile zatem dla literatury problem powtarzalności nie jest jeszcze poważny (mówię tu o Literaturze nie makulaturze) tak dla przemysłu perfumeryjnego oraz jego zagorzałych konsumentów naszego pokroju to już problem niebagatelny.
    I męczący.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz... Teoretycznie wydaje się, że powinnaś mieć rację, ale biorąc pod uwagę, że liczba ludności wciąż rośnie - i każda z tych osób teoretycznie może w ciągu życia napisać kilka książek - a i tworzyć mogą je w wielu systemach komunikacji [o kontekstach nieprzetłumaczalnych, np. z pisma piktograficznego na głoskowe. Można oczywiście próbować i wielu tłumaczy podejmuje się tego dzieła. :) Jednak wspomniane ograniczenia sprawiają, że przekład staje się de facto inną książką niż oryginał; tak więc zamiast jednej już mamy dwie, pięć czy sto pięćdziesiąt książek.. Do tego dochodzą języki sztuczne, od esperanto po elficki i klingoński, co jeszcze bardziej poszerza nam zakres zbioru. Matematycy czysto hipotetycznie tworzą liczby, do których nikt nigdy nie doliczy (choćby to było potrzebne), jak gugol, centylion czy gugolplex (czyli gugol do potęgi dziesiątej a potem do setnej).
    A że nawet nie jesteśmy w stanie ogarnąć wyobraźnią takich wielkości, to inna sprawa. ;)

    Co do perfum, to uważam, ze nawet jak dasz określony zestaw olejków trzem osobom, te stworzą trzy różne zapach, różniące się choćby proporcjami. Czy takie perfumy, zupełnie niekomercyjne, znane zaledwie kilku osobom w świecie, warto w ogóle liczyć do zbioru? Moim zdaniem tak, jak najbardziej; ponieważ istnieją. Natomiast czy liczba wariacji jest skończona? Powtórzę to, co powiedziałam na wstępie: teoretycznie wydaje się, że tak ale w praktyce nigdy nie zbliżymy się nawet do połowy skali. Więc nie możemy mieć pewności. No, chyba że nazywamy się Albert Einstein albo Stephen Hawking. ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaintrygowała mnie dyskusja Trzech Ryb o ilości książek :D
    Jeśli by nawet za książke uznać tylko ciąg posiadających znaczenie słów to ten ciąg może być nieskończony, a wiec jedna książka pisana z użyciem tylko jedniego, powtarzanego nieskończenie wiele razy słowa moze być nieskończona. Jesli jednak za ksiązke przyjmiemy skończony ciąg, to ilość książek musi być skończona i bedzie to wariacja równa n^k, gdzie n to ilość słów w jakimś (wszystkich?) językach, a k to ilość słow w ksiązce. Jeśli jednak za słowo uznamy tez bezzensowny ciąg to tez musi być on ciągiem skończonym by liczba książek była skończona. A przynajmniej tak mi sie wydaje, bo kombinatoryka już dawno za mną :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyjęłam, że każdy desygnat pojęcia książka jest skończony- to w sumie zgodne z doświadczeniem, nigdy dotąd nie spotkałam się z nieskończończoną książką (nie mylę z tymi, które zostały niedokończone) choć niektóre z nich zostały zakończone zdecydowanie zbyt późno i za duża ilość stron dzieli kartę tytułową od spisu treści.

    Moje rozumowanie generalnie było takie, jakie przytoczyła Zaczarowany Pierniczek. Oczywiście to dyskusja czysto akademicka ponieważ ilość możliwych do napisania książek jest nie do wyobrażenia nawet jeśli przyjmiemy, że książka jest tylko odpowiednio długi, posiadający sens w jakimś języku naturalnym lub sztucznym ciąg znaków.
    Ale ja lubię prowadzić akademickie dyskusje, są dobrym zajęciem na długie wieczory.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może rzeczywiście, książka winna mieć początek i koniec (o ile, jak napisała Ryba, nie zostawiono jej rozgrzebanej, by już nigdy nie próbować jaj ukończyć). :) I powtórzę jeszcze raz, oczywiście zgadzam się z Wami obiema, że na warunkach przedstawionych przez Pierniczka Zaczarowanego ich liczba po prostu musi być skończona.
    Jednak w mojej głowie pojawia się tyle pytań. Po pierwsze, czy rozmawiamy o książkach sensu stricto czy w ogóle o "ukończonych tekstach, zawierających jakąś myśl przewodnią"? Bo w tym drugim przypadku niebezpiecznie zbliżamy się do nieskończoności, musząc wliczać do zbioru wszelkie gazety, ulotki reklamowe oraz listy zakupów. ;)
    Zresztą, nawet kiedy weźmiemy pod uwagę same tylko książki, to pojawia się pytanie, wg jakiego kodu językowego rozpatrujemy, co jest a co nie jest książką? Chodzi mi o to, że może wypadałoby uwzględnić każdy rodzaj tekstu pisanego, który w językach nie będących polskim nosi nazwę "książka", jak np. handbook albo chequebook (no dobra, o tym mogę podyskutować ;) ). Poza tym zastanawia mnie też przypadek ustrojstwa o nazwie manual? Czy bierzemy pod uwagę inne niż klasyczna brytyjska wersje angielskiego? A to tylko najbardziej oczywisty język z brzegu.
    Bo doprawdy nie wiem czy liczba tego typu zadrukowanych tworów może być skończona. A kiedy do tego dodać rękopisy, pisma typu kipu etc, robi nam się galimatias, że głowa mała. :)
    A przy okazji pretekst do akademickiej dyskusji, to prawda. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja się dołączę i powiem , że liczba książek może być nieskończona , bo zakładając , że każda istota ludzka opisze swoje przeżycia w postaci książki , to póki istoty ludzkie będą istnieć , będą powstawać nowe książki bo każde istnienie jest jednostkowe i niepowtarzalne , więc każda książka będzie inna :P . Ograniczyć liczbę powstających książek może tylko zagłada myślących istot , bo nawet ewoluowanie w inną formę nie zmieni faktu potencjalnej możliwości zapisu przeżyć i udostępnienia go innym w odczytywalnej i powielanej formie . Chyba , że Słońce wybuchnie zanim nasi piszący ksiązki potomkowie zdążą się przenieść do bezpieczniejszego systemu planetarnego ;) .
    Zresztą liczba powstających co roku powieści typu Harlequin jest sygnałem , że z tą skończonością to tak chyba nie bałdzo :)))

    Co do perfum - Lancome La Vie Est Belle jest przyjemnie jadalne ,aczkolwiek idealnie poprawnie nijakie , i ze względu na jadalność skłonna byłabym mieć odrobinę , na takie parszywe pogody jak dziś ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Parabelko, pełna zgoda. :)
    Mnie ono przytłoczyło ale nie wykluczam, ze kiedy się ochłodzi, spojrzę nań łaskawszym okiem. Jednak nie zbyt łaskawym. ;> Nie ma obaw. :]


    Jako ciekawostkę podrzucam link do filmu, na który wczoraj trafiłam. Uznawszy to za znak. ;)
    http://www.youtube.com/watch?v=1vCzB9XMS6U
    Ciekawie się oglądało, choć Ameryki dokumentaliści nie odkrywają. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )