wtorek, 25 września 2012

Pieprz na wodzie

...ognistej. ;D Choć nie tylko.

Dochodzi jeszcze akord pikantny, suchy choć świetlisty, w jakiś dziwny sposób ozonowy, słodki, jednak klasycznej słodyczy pozbawiony. Na wskroś nowoczesny. Młodzieżowy. Radosny.

Tak właśnie widzę Black, czyli najciekawszą (w mojej opinii) część serii Play od Comme des Garçons. :) Kompozycję pozornie spapraną, wybierającą drogę łatwizny. Po co?

Ano dlatego, by przyciągnąć młodzież. :) Tak przypuszczam. W końcu miłośnicy wód lekkich, ozonowo świeżych - i to z obu stron mainstreamowej perfumerii - powinni znaleźć coś dla siebie również w ofercie CdG. Coś, co by ich nie odstraszało. ;) Coś lekkiego, przyjaznego, teoretycznie znanego i udomowionego [dzięki Bang Marca Jacobsa na przykład] a jednak powoli nakierowującego na mniej mdłe za to bardziej ekscentryczne perfumowe obszary.


Nie bez przyczyny powołałam się na pierwszą męską kompozycję sygnowaną przez Jacobsa. Bum okazuje się bliskim krewnym Black: obie kompozycje łączy jednoznaczna pieprzowość ułożona na nutach niby-balsamicznych a podkreślona żywym, radosnym ozonowym wiewem, osadzającym dzieło w odpowiedniej (czyli naszej ;) ) epoce.


W Black jednakże główny składnik pojawia się w otoczeniu suchych, szykownych ziół i przypraw; takich, jak tymianek, z upływem czasu wzbogacony "nowoczesnym" wibrującym w nosie aromatem ostrych papryczek z lekką nutą goździkową, kiedy indziej zjawia się modny wkład z pieprzu różowego, wnoszącego pozbawioną refleksji lekkość. Później, kiedy akord ziołowy cichnie pojawia się mocna, olfaktorycznie jak zawsze wycofana, lekko gorzka czarna herbata. To ona łączy się z pieprzowymi ziarenkami w całość żywą, zrównoważoną; tyleż przemyślaną, co interesowną.
A wszystko przez wymuszony kompromis między radosną twórczością a marketingowymi kalkulacjami: "jeśli ma się sprzedawać, zapach musi być świeży. Szczególnie w dobie kryzysu, kiedy ludzie dwa razy liczą pieniądze, nim je wydadzą, ceniąc przede wszystkim wygodę oraz pewne inwestycje, także we własny imaż. Więc im to dajmy! Ale w takiej formie, by nie zniechęcić fanów naszych dawnych kompozycji. Wszak oni też wydają, przecież oni również oczekują". ;))

Mam wrażenie, iż tak właśnie powstał świeży pieprz herbaciany z Black. :) W dalszej chwili zresztą doprawiony akcentami paliwowego fiołka, świeżych, chłodzących soków z wierzby (które czasem, lecz rzadko, występują jako dziegieć :) ), nasyconej słońcem suchej wetywerii z cyprysem, jak również finalnego mchu dębowego o kumarynowych konotacjach. Do końca wczepionego w świeżość pieprzu z sokami goździkowej papryki oraz chłodną herbatą.

Kompozycja ładna, chociaż nie poruszająca. Daleka od generowania zachwytów, aczkolwiek bardzo przyjemna. Oto Comme des Garçons w kryzysowym wcieleniu. ;)

Rok produkcji i nos: 2012, Antoine Maisondieu

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, o mocy niezbyt małej, choć nad podziw łatwej w pożyciu. Dla osoby uperfumowanej, jak również dla jej/jego bliskich. ;) Sillage raczej nie zachwyca, zapach otacza nas ścisłym woalem.
Na okazje dzienne.

Trwałość: od niecałych czterech do blisko sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: drzewno-przyprawowa

Skład:

Nuta głowy: pieprz czarny, pieprz różowy, drewno pieprzowe (?)
Nuta serca: czarna herbata, tymianek, fiołek
Nuta bazy: kadzidło, drewno brzozowe albo dziegieć, mech
___
Dziś Noir od Toma Forda.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.kobieta.pl/gotowanie/przepisy-kulinarne/napoje/zobacz/artykul/pieprzowka/
2. http://www.freshnessmag.com/2010/07/15/comme-des-garcons-play-x-exi-t-pop-up-shop-hong-kong/

3 komentarze:

  1. Seria Play powstała po to, by zachęcić do marki CdG młodszych pasjonatów (i nie tylko ) perfum - zgadzam się z tym :-) Podobnie robią marki modowe, np. Armani posiada tańszą, bardziej młodzieżową linię Armani Exchange, a Moschino serię Cheap&Chic (która swoją drogą posiada w swojej ofercie również perfumy o takiej właśnie nazwie).

    Dopatrzyłam się tu dwóch błędów, mianowicie:
    - napisałaś Bum zamiast Bang ("Bum okazuje się bliskim krewnym Black")
    - oraz wspomniałaś, że Bang to pierwsze męskie perfumy Marca Jacobsa, a to nieprawda (w 2002 roku powstały przecież perfumy Marc Jacobs for Men - skądinąd bardzo udana kompozycja, tyle że bardzo nietrwała)


    OdpowiedzUsuń
  2. No i oczywiście zapomniałam: jak przebiegły "całocielne" testy Forda? Wspominałaś, że dasz mu szansę i widzę, że to zrobiłaś - dlatego pytam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O proszę, czyli to daje się wyczuć nawet nosem. :) Armani to w ogóle posiada siedemnaście stopni wtajemniczenia - a raczej wsnobowania - w swoje perfumy. ;> Od nieśmiertelnego Acqua di Gió w obojgu postaciach, damskiej i męskiej, przez serie Emporio i Onde po Privé, więc to raczej przypadek skrajny. ;) Normalnie Tajne Bractwo Wąchaczy Perfum Armaniego. ;))

    "Bum" to nie błąd a raczej wyższy stopień abstrakcji w skojarzeniu. ;) Chodziło mi o stare komiksy anglojęzyczne, w których wybuch opisywano wielkim BANG! w jaskrawym kolorze. W Polsce natomiast ten sam wybuch opatrywano pewnie onomatopeją BUM! Ot i cała filozofia. :) Czasem moja głowa dokonuje takich przetasowań automatycznie, nie zakładam nawet, że dla kogoś mogą nie być czytelne. Ale nie powiem, żeby mi to przeszkadzało. :)
    Natomiast poprzednie perfumy Jacobsa umknęły mojej uwadze. Dzięki za poprawkę. Niby w tekście recenzji niczego to nie zmienia, ale rzeczywiście powinnam była sprawdzić wcześniej. Mea culpa. :)

    Noir Forda nosi się fajnie, choć w dalszej części "wyszły" na mnie papierosowe pety. ;] Po fajkach ewidentnie dobrej jakości, ale wciąż cuchnące. Dlatego zamysł twórczy doceniam ale nie wiem, kiedy zweryfikuję wrażenia sprzed dwóch dni. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )