sobota, 1 września 2012

Jak Dziki był Zachód?

Traktując pytanie dosłownie, musiałabym odpowiedzieć: dokładnie tak, jak Ziemia jest płaska. ;) Wszędzie, gdziekolwiek mieszkają ludzie - a mamy to do siebie, że najczęściej żyjemy w grupach - pojawia się i kultura, charakterystyczna dla danego społeczeństwa. Jako, że Dziki Zachód daleki był od bezludności, to... no cóż. Tu już wchodzimy na teren etnocentryzmu białych europejskiech kolonizatorów, ksenofobii, odnoszenia do całego zastanego świata wyłącznie znanych sobie szablonów, upychania w nich na siłę wszystkiego, co choć trochę wydaje nam się "dziwne", "niezrozumiałe" czy "nielogiczne". A to szybka i łatwa metoda nadużyć poznawczych, prostą drogą wiodących ku rasizmowi. Którym się brzydzę.
Dlatego nie mogę potraktować tytułowego pytania poważnie.

Także dlatego, iż sami twórcy omawianych przeze mnie pachnideł bazowali raczej na kulturowych tropach, skojarzeniach czytelnych dla każdego, kto choć trochę orientuje się w kulturze zachodniej. Czyli dla większości użytkowników popularnych perfum. ;) Zadając podobne pytanie godzę się na pewną konwencję.
Chciałam, abyście zdawali sobie z tego sprawę jeszcze zanim przeczytacie dzisiejszą recenzję.


A raczej dwie połączone w całość. Co nie powinno jednak nikogo zdziwić. :)
Wszak dwa lata temu marka Lubin zaprezentowała światu dwa premierowe zapachy, których korzenie chciałaby widzieć właśnie na Dzikim Zachodzie. Ukłon w stronę amerykańskich klientów? Dla mnie to bez różnicy. Liczą się historie, które zapragnęły mi opowiedzieć Bluff oraz Itasca. :)

Hm.. Pierwsza, ta pokerowa, nie mówi właściwie zbyt dużo. ;) Gdyż nie kryje w sobie wielu emocji, ryzyka  ani nawet marzeń o Prawdziwej Przygodzie, które w dziełach kultury masowej tak często okazywały się podstawowym motywem działań bohaterów, zmierzających ku przełęczom Kolorado czy złotonośnym strumieniom Alaski. Nic z tego. Na jakiekolwiek wyraźne historie Bluff jest dla mnie zbyt świeży. :)

Z początku nawet przyjemny, lekki, cedrowo-cytrusowy, z akordem ożywczym choć nie tak kwaśnym jak cytryna, skórzanym jak bergamotka ani gorzkim niczym grejpfrut a jednak zawierających w sobie po cząstce każdego z tych wrażeń. Chyba zaszczyciła mnie limonka. ;) Do spółki z cedrem przyjemnie prosta oraz delikatnie pudrowa.
Szkoda, że później całość staje się coraz bardziej zielona i wilgotna, później dojrzała, przejrzała a ostatecznie - nadgniła. Słodka w sposób mdły, obła i jasna a to w połączeniu z wonią zgniłych roślin dalekie jest od przyjemności. Pojawia się akord ziemisty, który tak mnie sponiewierał w Bois d'Ombie od Eau d'Italie, irysowo-fiołkowy, kompostowo świeży. Jednak nie zimny. Za co odpowiada paczuli, w opisanym świeżym towarzystwie równie mdłego i nadpsutego, co cała reszta składników. Znane mi skądinąd; spotkałam je wcześniej w jednej z wód Green Connection Sephory. Tak więc Bluff okazuje się być połączeniem owej wody z Lasami Umbryjskimi oraz L'Artisanowym Dzingiem! Ogólnie więc okazuje się dla mnie pachnidłem traumatycznym.
Wierzę jednak, ze miłośnikom którejś z powyższych kompozycji może przypaść do gustu. :)


Za to bardziej przyjaznym okiem spoglądam na Itascę, pachnidło nazwane na cześć jeziora, z którego wypływa rzeka Mississippi. Mające kierować nasze myśli ku zamieszkującym owe tereny Algonkinom oraz pierwszym białym traperom, przemierzającym dzisiejszy północnoamerykański stan Minnesota. Czyli ma Itasca być aromatem czysto, do cna amerykańskim.
No i znów okazuje się, że idea rozmija się z rzeczywistością.

Na esencję historycznej amerykańskości owo pachnidło jest zwyczajnie zbyt współczesne. :) Zbyt delikatne, uładzone, ciepłe. Naprawdę bardzo przyjemne ale jednak zbyt mocno osadzone we współczesnych konwencjach męskiego perfumiarstwa, bym mogła uznać je za wiarygodne odzwierciedlenie ducha dawnych czasów czy wspaniałej, nieposkromionej przyrody, z meandrującą rzeką na czele.
Bardzo niedosłowna mieszanina, drzewno-żywiczna, podkreślająca nuty cedru niezbyt oczywistą choć łatwo wyczuwalną żywicą sosnową, jagodami jałowca, szałwią, gorzką i sypką, świeżo startą na proszek gałką muszkatołową. Po chwili wszystko to jeszcze bardziej się pogłębia, zaczyna spalać się spokojnym dymem o bardzie popiołu, przypominającym kadzidło z olibanum, mirry, odrobiny benzoesu czy ziaren wyłuskanych z laski wanilii. Ta faza mnie podoba się najbardziej. :) Nawet po pewnym czasie, kiedy do całości ciepłego, wieloskładnikowego choć konsekwentnego dymu dołącza nuta jednocześnie pudrowa i słodka. W mojej opinii to bób tonka, złączony z lekkością przyjaznej ambry oraz lekko cielesnymi wyjątkami z pomarańczowego kwiecia. Jeszcze później kompozycja zestala się w jednolitą, lotną kurtynę: delikatną i przewiewną, nieznacznie przypudrowaną oraz osuszoną jasnymi piórami trawy wetyweriowej; spokojną a jednak wyraźną, w pewien niezbyt dosłowny sposób pachnącą leśną ściółką.

Zapytacie pewnie: co w tym współczesnego, skoro opis sugeruje jakość odrębną od tego, co obecnie zalega na sephowo-douglasowskich półkach? Przede wszystkim cichość, aurę pachnidła oficjalnego a jednak dyskretnego, niezobowiązującego osób postronnych do ciągłego wytężania uwagi. Szykowną zwięzłością ogółu kompozycji olfaktorycznej przywodzącego na myśl takie pachnidła, jak Terre d'Hermès, Gucci Pour Homme II, Hommage à l'Homme, Equus czy White od Lalique. Czyli wody spokojne, dobrze skonstruowane lecz jak ognia unikające wszelkiej ostentacji. Wierzę, że może to być zaletą.
Sama jednak wolałabym, aby świetne nuty drzewne z Itaski jakaś zdolna dłoń rozrysowała grubszą kreską. :)

Zaś na zakończenie chciałabym zauważyć, że nadmiar "cywilizacji" szkodzi. Zawsze i wszędzie. ;) Kropka.


Bluff

Rok produkcji i nos: 2010, Thomas Fontaine

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, początkowo bardzo silny z czasem coraz bliższy skórze. Dla każdego, kto lubi wyraziste aromaty przyrody. ;)

Trwałość: do sześciu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-świeża

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, limonka, cynamon, gałka muszkatołowa
Nuta serca: orzechy cola, szałwia, irys
Nuta bazy: wetyweria, paczuli, wanilia, drewno sandałowe, drewno cedrowe



Itasca

Rok produkcji i nos: 2010, Lucien Ferrero

Przeznaczenie: sympatyczny, przyjemny dla powonienia uniseks (z przechyłem w męską stronę :) ), dosyć bliski skórze; na wszelkie możliwe okazje.

Trwałość: od pięciu do ośmiu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: jagody jałowca, mandarynka, grejpfrut, nagietek, neroli
Nuta serca: geranium, gałka muszkatołowa, goździk (przyprawa), bób tonka, szałwia
Nuta bazy: wetyweria, kadzidło partak, mirra, drewno sosny czerwonej, drewno cedrowe, żywica świerkowa, ambra
___
Dziś Oud od Maison Dorin.

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.searchamateur.com/Cowboy-Games/Cowboys.htm
2. http://www.irablock.com/keyword/itasca#!i=1384928822&k=ZL3VjBZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )