poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozstrój perfumowy

Dziś będzie o zapachu, który budzi we mnie mieszane uczucia. Przez pierwsze chwile trwania na skórze jest piękny, w bazie natomiast - nie do zniesienia. I co mam robić? ;)

Armani Privé, Kolekcja tysiąca i jednej nocy, Cuir Noir.



Tragedii nic nie zapowiadało, w składzie zadeklarowano same cuda.

W zgodzie z czym otwarcie okazuje się dokładnie takie, jakie lubię: mocne, konkretne, prężne. Skomponowane wokół dwugłosu oudu oraz ostrej, lekko wędzonej skóry (która tak mnie zachwyciła w Cuir Mony di Orio), podkreślonych dyskretną choć wyczuwalną szkarłatną, esencjonalną różą (tu pojawia się aluzja do mojego ostatniego perfumowego zauroczenia - Oudu od Maison Dorin), pięknie doprawionych niewielką ilością zamorskich korzeni, głównie ziaren kolendry z odrobinką czarnego pieprzu. Oczarowała mnie ta faza Mrocznej Skóry. :)
Później zresztą też nie jest źle: oud co prawda szybciutko redukuje się do postaci małej, podeschniętej grudki, róża znika, zaś skóra zaczyna zdradzać podejrzanie słodkie, pudrowo-benzoesowe konotacje, ale przecież są jeszcze przyprawy! One właśnie do spółki ze zdegradowanym agarem oraz słodkim acz oleistym gwajakiem stanowią o bezpiecznej, konwencjonalnej urodzie serca kompozycji. Nie ma śladu po mocnym, niszowym otwarciu, lecz nadal mamy do czynienia z pachnidłem, które można nosić z przyjemnością, nawet podczas Bardzo Ważnych Okazji (i to bez różnicy płci uperfumowanej osoby). Jednak mój wredny umysł jak dotąd tę właśnie chwilę wybierał sobie, by aż skwierczącym od sarkazmu głosikiem zapytać: "skoro TAK wygląda rozwinięcie kompozycji, skoro tak szybko poszli na łatwiznę, co musi dziać się w finale?"
No i niestety ma rację, ten mój wewnętrzny gnom. ;) W bazie Cuir Noir okazuje się aromatem bardzo, ale to bardzo selektywnym. :] Ponieważ taka ilość słodkiego, dusząco puszystego, buduarowo-różowego pudru, niewinna i nijaka, w mojej opinii okazuje się druzgocącą klęską mieszanki. Nie wiem, gdzie podział się agar oraz przyprawy, nie rozumiem, dlaczego do słodkiego gwajaku dodano wiąchę kulinarnej wanilii a na dokładkę jasny, śmietankowy sandałowiec (Sensuous skąpane w wanilii ;> ). A żeby było jeszcze bardziej mdło dołożono słodziutki, puchaty "akord ambrowy" z jeszcze większą ilością wanilii, sproszkowanym benzoesem oraz - uwaga, uwaga! - kilkoma kroplami jawnie syntetycznego wcielenia palisandru! Od czasu do czau błyśnie nawet gładki, przyprawiający o konwulsje piżmowy puder [choć nie mam pewności, czy aby jego godnymi zastępcami nie stały się ambra z benzoesem :> ]. Niestey, finał okazuje się tak przesłodzony oraz wykastrowany, że aż odstręczający.

Jak również stanowiący żywy dowód na to, że nie istnieje coś takiego, jak "uniwersalna miara jakości perfum". Ponieważ to, co w przypadku perfum celebryckich albo tych z Avonu czy Oriflame uznałabym za finał zrozumiały, przewidywalny lecz nawet dobry, przy Cuir Noir bez dwóch zdań pogarsza sytuację.
Raju! TO COŚ po TAKIM otwarciu! Tani bajer dla naiwnych. Panie Armani, leci Pan w kulki! Z Panią Lorson pospołu.

Nie. Nie. I jeszcze raz: nie.

Choć Poli za próbkę z całego serca dziękuję! :*



Rok produkcji i nos: 2012, Nathalie Lorson

Przeznaczenie: zapach teoretycznie typu uniseks (i tak jest, choć tylko przez dwie pierwsze fazy ;) ), dla miłośników gęstego oudu, wędzonej skóry oraz cukrowych różowości w jednym, o ile ktoś taki w ogóle istnieje. ;) Całej reszcie nie radzę ryzykować kupna flakonu w ciemno - dwie pierwsze fazy znikają w sumie po kwadransie. Trzyma się raczej blisko ciała.

Trwałość: około siedmiu-dziewięciu godzin

Grupa olfaktoryczna: skórzano-drzewna

Skład:

Nuta głowy: kolendra, gałka muszkatołowa, bułgarska róża
Nuta serca: drewno gwajakowe, wanilia, skóra, oud
Nuta bazy: akord ambrowy, benzoes, drewno sandałowe
___
W tej chwili noszę klasyczne perfumy od Palomy Picasso a wcześniej było Wild Tobacco od Illuminum.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.cafleurebon.com/the-three-winners-of-february-spilled-perfume-favorite-interview-draw/

5 komentarzy:

  1. Hahahaha, tak właśnie myślałam, że dostałaś próbkę tych perfum od Poli, która z kolei otrzymała ją ode mnie (mam cały flakon kupiony właśnie w ciemno). Swojego zakupu nie żałuję - uważam, że to naprawdę piękny zapach w pięknym opakowaniu i flakonie. Jak dla mnie wszystko w nim tu współgra i zastrzeżeń co do bazy nie mam żadnych :P Niemniej jednak bardzo ubolewam nad tym, że Cuir Noir choć piękny, to jednak nie jest zapachem dla mnie- zbyt intensywny, zbyt ciężki, zbyt duszący - męczę się w nim nawet wieczorem :-(

    PS Zdaje się, że odwiedziłyśmy dzisiaj swoje blogi niemal w tym samym czasie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aa faktycznie, wspominała, że ma ją od Ciebie. :) Dobre duszki perfumowe nie próżnują. ;) Dzięki i Tobie zatem!
    Czyli, podsumowując: Tobie nie podoba się dokładnie to, co mnie bardzo; i na odwrót. :) Ale najważniejsze, że Ci pasuje i czasem masz chęć go ponosić. To się liczy bez dwóch zdań. A może minimalne dawki, tak z pół "psika" na raz by Cię nie męczyło?

    Na to wygląda. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedźmo , zadajesz cokolwiek goopie pytanie - po co taki koniec po takim początku - jak to po co ? Żeby się sprzedało :P W dzisiejszych czasach wszystko prawie kończy się pudrowo-różowo ,a co jeszcze się nie kończy , zaraz zacznie :-> . I się pięknie sprzedaje .

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde ja też to zauważyłam, początkowo używając byłam zachwycona, oud wychodził godzinami doprawiając zamszową delikatną skórę. Od niedawna jakoś mnie przydusza, wydaje mi się mdławy i zbyt pudrowy nawet zastanawiałam się czy to nie sprawa pogody. Dobrze, że nie nabyłam flaszki, pod tym względem dobrze mieć te większe dekanty... czasem zanim się je skończy przechodzi obsesja posiadania flaszki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Parabelko - bo w tych kwestiach strasznie naiwna jestem. :D Cud, że jakoś udaje mi się zarabiać na siebie. ;)
    Poza tym strasznie kraczesz, czarnowidzko. ;P Żeby nawet oud i skóra były różowiutkie..!

    Polu - jakbym czytała swoje pierwsze wrażenia, od zachwytu po: "halo, co jest??". ;) Pogoda chyba nie ma tu wielkiego znaczenia, choć.. mnie latem puder zawsze wymęcza. Więc może...? Ale na pewno wpływ aury w tym przypadku nie ma AŻ tak wielkiego znaczenia.
    Z odlewkami święta racja. :)

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )