niedziela, 8 lipca 2012

Spojrzenia zza firanki

Skoro awaria komputera (jak również ogólna niemrawość laptopa zastępczego) wysłała mnie na przymusowe wakacje, to czemu nie wykorzystać tej sytuacji i nie zafundować sobie wakacji prawdziwych? Jak pomyślałam, tak zrobiłam. ;) Dziś na nowo wdrażam się w rytm codzienności; blogowej także. :)
[Właśnie, czy ktoś z Was może wie, dlaczego przypominanie hasła na Wizażu nie działa?]
Czemu więc nie pokusić się o recenzję?
Oto i ona.

* * *

Próbowaliście kiedyś patrzeć na świat przez firankę?


A oddychać przez nią? Szczelnie owinąć twarz, w szczególności nos oraz usta, i na sobie testować przewiewność lekkiego zdawałoby się materiału? Jako dziecko miałam za sobą kilka takich prób. Zresztą i dziś zdarzy się "pooddychać firanką", ilekroć chcę szybko podlać stojące na parapecie rośliny. Choć minęło już dobrych kilka lat, moje wrażenia nie uległy żadnej istotnej zmianie. W dalszym ciągu firanka równa się duszności.
Powietrze niby dociera ale nie do końca, ruchów teoretycznie nie krępuje jakoś strasznie lecz trudno pozbyć się wrażenia, iż jestem młodszą siostrą dumasowskiego Człowieka w żelaznej masce. ;) Świat zza firanki również widać, aczkolwiek jak zza gęstej mgły (i trochę jakby w muszy sposób).
Jest wolność i swoboda a jakoby ich nie było. A skoro odczuwam rzecz w taki sposób znaczy, że ani wolności ani swobody doświadczyć nie było mi dane.

Skąd podobnie absurdalne rozważania?
Skłoniła mnie doń Burqa marki SoOud. Ciekawy zapach o kontrowersyjnej nazwie.

O światopoglądowej żabie, do której połknięcia usiłują skłonić kobiety cywilizacji zachodniej marketingowcy niszowej fabryczki, nie napiszę niczego nowego. Odpowiednie słowa znalazły wcześniej Trzy Ryby, jak i Sabbath. Zresztą nawet problem z Burqą mam identyczny: czuję się rozdarta między wypraną z etycznej wrażliwości fascynacją pachnidłem a moralną niechęcią do związanego z nim kontekstu.
Dla bezpieczeństwa skupię się więc na samym zapachu. :)


Okazuje się przeto Burqa aromatem bardzo dobrym, starannym i przemyślanym. Delikatnym, jakkolwiek z konwencjonalnie rozumianą eterycznością i, wiążącą się zeń, nieporadnością nie ma wiele wspólnego. Chyba nic zgoła.
Trudno mi pisać o nutach omawianej wody (a może przemawia przeze mnie jeszcze wakacyjne rozleniwienie? ;) ). Odnoszę wrażenie, iż takie właśnie były zamiary twórcy mieszaniny: nie głowić się, nie analizować, nie dzielić włosa na czworo tylko brać z dobrodziejstwem inwentarza. Nie powiem, ma to również i dobre strony. ;) Ot, choćby prowokuje do spontaniczności, do zdawania się na zmysły, nie omylny rozum.
Tym razem jednak niemożność rozdzielenia poszczególnych splotów olfaktorycznych tropów potrafi zirytować; przynajmniej wyżej podpisaną. ;) Chciałabym bowiem zrozumieć, co odpowiada za przyjemną aurę słodyczy, starej skóry i palonych żywic, jakie dokładnie składniki przywołują dalekie cienie południowych ogrodów? Skąd ta ciepła, lekka i przyjemna maź, która ni z tego ni z owego ewoluuje w krystaliczną, mirrowo żywą suchość? Ile w tym wszystkim przypraw a ile woni drewnopochodnych, ile składników organicznych a ile skalno-mineralnych, bo i takowe wyczuwam gdzieś w bazie?
Pewna jestem wyłącznie paczuli: delikatnego, pełnego, nienachalnie słodkiego (jak z mniej ostrego Borneo Lutensa), łagodnego, plastycznego kadzidła o bliżej nieznanym składzie - aczkolwiek olibanum, mirry i benzoesu zignorować nie sposób - jak również bogatej acz spokojnej róży w stylu Rose Absolue  od YR z jaśminem pospołu. Gdzieś tam w tle czai się również waniliowa ambra.

Wszystko to ściele się na skórze pięknie i z rozmysłem, zręcznie przeplecione akordem skóry i wspomnianym mineralnym tchnieniem; blisko skóry, może nawet nieco ociężale. Pięknie.
W takim wypadku jestem w stanie wybaczyć nawet celową enigmatyczność konstrukcji omawianego pachnidła. ;) Jednak nie jego nazwę. Ani kryjący się za nią ciężar.
Niestety.

Zapach przekonuje, może nawet zachwyca, jednak własnego flakonu nie sprawię sobie chyba nigdy. I to bynajmniej nie cena Parfum Nektar (bo owo stężenie dane mi było testować) tak mnie odstrasza.
Burka potrafi zauroczyć. Jednak nie jako strój. I właśnie to w moim odczuciu dyskwalifikuje jej olfaktoryczną imienniczkę.


Rok produkcji i nos: 2010, Stéphane Humbert Lucas

Przeznaczenie: zapach typu uniseks; bliski skórze i nienarzucający się. Świetny na okazje Bardzo Formalne, choć nie wyłącznie.

Trwałość: w granicach ośmiu-dziewięciu godzin

Grupa olfaktoryczna:  orientalno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: jaśmin, róża, fiołek, szałwia, kardamon
Nuta serca: benzoes, mirra, czarny atrament, kauczukowiec, skóra
Nuta bazy: czarna ambra (?), drewno tekowe, drewno gwajakowe, paczuli
___
Dziś Garage od Comme des Garçons. :D

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://paranoidandroid-paranoidandroid.blogspot.com/2011/06/swiat-przez-firanke_13.html
2. http://www.trekearth.com/gallery/Asia/Afghanistan/East/Kabul/photo1153046.htm

6 komentarzy:

  1. Przez firanę to pół biedy. Burka jest jak zasłona. I to w tamtym klimacie. Czemu nikt nie wpadł na wyzwalanie kobiet w ten sposób w klimacie chłodniejszym, tylko dokładnie tam, dzie w takim pokrowcu człowiek męczy się straszliwie. Pamiętam te biedne babki siedzące w morzu w tych kilometrach czarnych szmat i usiłujące się odrobinę choć ochłodzić... Masakra.
    Zapach zaiste piękny, ale ja też nie kupię. Nie będę nosić burki. Nawet ładnej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdaję sobie z tego sprawę, szukałam tylko łatwego i (jak przypuszczam) powszechnie znanego porównania. Stąd wspomnienie o podlewaniu kwiatków na przykład. :)
    A Twoje spostrzeżenie słuszne: dlaczego burki 'wylansowano' w miejscu, gdzie ich noszenie wiąże się z nieustannym umartwianiem (a idąc dalej: dlaczego tak permanentnie umartwia się - czy też wyzwala - tylko jedna z płci? ;] )? To chyba u Ciebie ktoś powołał się na fotkę swojego autorstwa, na której grupa kobiet, nie zauważywszy w pobliżu mężczyzn, zadarła burki na głowę i wystawiła swoje ciała na ożywcze podmuchy wiatru. Wiele mówiąca scenka.
    W tym przypadku doprawdy trudno zignorować nazwę perfum. W Twoim czy moim przypadku pewnie pachniałoby to oportunizmem. ;) bez pieniędzy ale zawsze. :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Swoją drogą, wyobrażam sobie sytuację, kiedy ktoś znajomy pyta mnie, cóż też mam na sobie dziś, a ja odpowiadam: dzisiaj noszę burkę. Albo: na jutrzejszą imprezę przyjdę w burce. :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Hihi, aż strach się bać. ;) Ale przynajmniej wszyscy uczestnicy spotkania nie mieliby najmniejszego kłopotu ze zlokalizowaniem Ciebie w tłumie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapach miałam na myśli. :)))
    A ze zlokalizowaniem mnie i tak nikt nie ma kłopotu. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha. Takie małe qui pro quo, szczególik drobny. ;)) Ale wyobraź sobie, jaki szał zrobiłabyś w burce! :D

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )