Z mojego dzisiejszego snu zapamiętałam tylko przedziwną mieszankę historii o starożytnych i współczesnych niewolnikach. Oraz choinkę, malowaną zielonym tuszem na karcie pergaminu. To był pokręcony sen.
Lecz przynajmniej przywiódł mi na myśl zapach gorący, żywiczny, leśny oraz - przerysowany do granic: Pino Silvestre Classico.
Prawdę mówiąc, wyrazu "przerysowany" użyłam w niewłaściwym kontekście. Ponieważ Classico, znany też jako Original, to sosna przemożna, zimno-ciepła, obłędnie aromatyczna; pełna swoistego wdzięku, a jednak niewiarygodna. Gdybym chciała szukać autentycznej woni lasu, musiałabym doznać zawodu. Omawiana woń jest na to zdecydowanie zbyt ciepła, utopiona w rudym proszku korzennym; mimo wszystko powstała w czasach, kiedy naśladowanie natury nie było priorytetem sztuki perfumeryjnej. [Właściwie ideałem byłaby sytuacja, w której to przyroda naśladuje sztukę, pozwalając człowiekowi dowolnie się modyfikować. ;> ]
W Classico dominującą nutą jest oczywiście chłodne, przesycone żywicą, lekko klejące igliwie aczkolwiek przedstawione w sposób ewidentnie syntetyczny, przekornie wystylizowany. Być może z tego powodu nie drażnią mnie akcenty jałowca, ziół, przypraw i geranium. Całość okazuje się przemyślana, choć pozbawiona cienia wirtuozerii, staranna, ale nie-dystansująca. Zwykła, codzienna, do noszenia. :)
Niekonwencjonalna i bezpretensjonalna (jakkolwiek pretensjonalnie to brzmi ;) ).
Zapach jasny choć czuję, że gdzieś tam, tuż pod powierzchnią, czai się komplikująca banał ciemność.
Ujawnia się w głębi suchego cedru, słodko-pikantnych drzewnych igłach, ciemnych przyprawach, z których najważniejsze to cynamon oraz kminek a nawet cichutkie widmo kadzidlanego dymu. Zakłóca je wątły acz wysmakowany, optymistyczny dodatek słonawej, lekko skórzanej bergamotki z geranium i eteryczną lawendą.
Z czasem drzewno-ziołowo-przyprawowej dosłowności ubywa, słonych nut pojawia się coraz więcej jednak daje się wyczuć akord miękkiej, zielonej słodyczy. To bób tonka, zręcznie podparty niecielesną ambrą i - dla kontrastu - ciepłym, przyjaźnie animalnym piżmem. W tle mamy pudrowe zioła, sosnowe gałązki oraz powracające jagody jałowca. Już spokojne, wyważone, optymistyczne w sposób raczej mało konwencjonalny.
Jako miłośniczka nurtu vintage jestem zachwycona. Jako przeciwniczka olfaktorycznego minimalizmu także. :) Jako osoba, dla której "naturalność sama w sobie" nie jest zaletą - tym bardziej. Podsumowując: Pino Silvestre Classico to przyjemna, bardzo życiowa, choć niedoceniana kompozycja. O przyzwoitej trwałości i mocy.
Zaskakuje użytecznością.
Ogólnie duży plus. :)
Rok produkcji i nos: 1955 (!), Lino Vidal
Przeznaczenie: w zasadzie uniseks ;) o nienachalnym sillage, a później bliskoskórny. W sam raz na dzień, choć nie jest to norma.
Trwałość: do ośmiu-dziesięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna
Skład:
Nuta głowy: bergamotka, cytryna, bazylia, lawenda, jagody jałowca
Nuta serca: geranium, szałwia, goździk (kwiat), sosnowe szyszki, kminek
Nuta bazy: drewno cedrowe, mech dębowy, bób tonka, ambra, piżmo
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://matthewsalomon.wordpress.com/category/don-pagis/
2. http://www.treefullcommunities.com/company.html
Opis wielce intrygujący, opakowanie zapachu jest STRASZNE :P
OdpowiedzUsuńPola
Wyprzedziłaś mnie. Też zbieram się do recenzji, ale teraz nie mam po co. Pomijam już zupełnie fakt, że zrobiłbym to dużo gorzej, ale odebrałaś mi wszytskie argumenty i trudno będzie mi nie powtórzyć się... Kolejna nauczka, że trzeba kuć żelazo póki gorące :D
OdpowiedzUsuńSam zapach to dla mnie to iglasta wersja Quorum. Lubię to!
Polu - dziekuję, ale to zapach jest intrygujący. Co do flakonu to trudno się nie zgodzić. ;)
OdpowiedzUsuńDomurst - ee, tam. Czym Ty się chłopie przejmujesz?? Bo ktoś Cię wyprzedził? To nie bieg na sto metrów! Siadaj i pisz, już Ci kiedyś wyłuszczyłam, że i tak masz inny sposób "rozbiórki" recenzji, więc zwyczajnie nasze poletka nie mają wielu punktów wspólnych (poza meritum, rzecz jasna :) ). Z przyjemnością poczytam. :)
Iglaste Quorum? Sama bym na to nie wpadła; świetne porównanie (i tu masz kolejny dowód, że czegoś jeszcze brakuje ;) ). I jakie trafne.
Napisałem to oczywiście z lekkim przymrużeniem oka i figlarnym merdnięciem ogonka :) Mam mało czasu na pisanie i dlatego z regularnością i częstotliwością krucho. A nowe próbki wciąż dochodzą... Ostatnio policzyłem i poza flakonikami, które posiadam ok. 50 sztuk czeka na opisanie - przy moim tempie do końca życia powinno starczyć :)
OdpowiedzUsuńZ tymi poletkami, chyba masz rację. Moje chyba racjonalizm się nazywa :)
Wszystko przez to, że jestem letko wczorajszawa i przymrużenie z merdnięciem do mnie nie dotarły. :)
OdpowiedzUsuńPróbki czekające na opisanie? Bogowie, ich ilość przytłacza! I łudź się, że po drodze nie trafi się coś ciekawszego co przetrzyma kolejkę, łudź. ;)
Racjonalizm? Możliwe.
A fe! ;> :P