Najpierw było ich dwóch. Kiedy wielu posądzało jednego o bycie sobowtórem drugiego [który którego? wersje są podzielone], dla mnie pozostawali rodzeństwem. Dwóch błękitnokrwistych purpuratów: Cardinal i Avignon. Heeley oraz Comme des Garçons.
W ostatnim czasie dołączył do nich trzeci, spłodzony przez pana Montale, Full Incense.
A ja niczego już nie jestem pewna.
Otwarcie jest identyczne, co w przypadku Jego Eminencji: słodkawe, esencjonalne kościelne kadzidło okolone chmurą szklistych aldehydów. Trudno znaleźć jakiekolwiek różnice.
Dopiero po chwili kompozycja uderza w klimaty Avignonu, nieco bardziej wytrawnego, przyprawowo-rumiankowego. Jest sympatycznie, ale niezbyt wyjątkowo.
Właściwie, to w ogóle nie-wyjątkowo.
Finał kompozycji jest nieco bardziej pudrowy, bliższy skórze. Nietrudno wyczuć dodatek metalopaczuli. :) Także nuty suchego, dostojnego cedru, wziętego w karby labdanum, asfaltowej żywicy elemi. To wszystko 'wychodzi z szafy' dopiero w ostatniej, najgładszej, najbardziej eterycznej fazie kompozycji, kiedy pachnidło miękko otula ludzką sylwetkę, ściele się przed naszymi stopami niczym rozwinięta swobodnie bela szkarłatnego aksamitu. Lecz to dopiero na sam koniec przyjemności. ;)
Wcześniej, jakby do Full Incense nie podejść, wpadnie się zawsze w potężną, zachłanną chmurę kadzidła frankońskiego o mydlanym, ostro-słodkim, rumiankowym wydźwięku. Boże Ciało w jednej z rzymskich bazylik.
Mieszanka jest żywa, bogata, zbytkowna i - czy paradoksalnie? - jawnie hedonistyczna. Piękna; misterna, zachwycająca, bosko dosłowna. Jak Cardinal, jak Avignon.
Czy naprawdę rynek perfumeryjny potrzebował kolejnego ich naśladowcy??
Mimo, że skrojonego równie mistrzowską ręką.
Rok produkcji i nos: 2010, Pierre Montale
Przeznaczenie: zapach typu uniseks, dla miłośników katolickiego kadzidła. O dużym polu rażenia, na wszelkie okazje (choć porą wieczorową wywołuje znacznie mniejsze zdumienie towarzystwa).
Trwałość: ponad dwanaście godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna
Skład:
labdanum, kadzidło frankońskie, elemi, drewno cedrowe, paczuli
___
Dziś noszę Dark Aoud, też od Montale.
P.S.
Ilustracja pierwsza pochodzi z http://flickrhivemind.net/User/lorainedicerbo/Interesting
No ba! Nie wyjątkowo.
OdpowiedzUsuńPamiętasz, co pisałaś pod moją recenzją? :)
Ogólnie nasza opinia jest zbieżna, tylko ja hedonizmu nie czuję. Czuję smutne obżarstwo, głód zaspakajany jak gdyby Twórca karrmił kogoś z ED, a nie konesera.
Pamiętam. :) Ale i tak nie żałuję poznania FI. I nadal bardzo lubię mocarzy Montale. ;)
OdpowiedzUsuńMnie kadzidło zazwyczaj kojarzy się raczej optymistycznie, mistycznie i w ogóle dobrze. A hedonizm.. trochę przekorny. Borgiowie byli hedonistami, nieprawdaż? ;>
W takim razie nie zazdroszczę Ci testów; chwilami musiało być nerwowo (w pewnym sensie oczywiście). Raczej mało miła powinność, takie karmienie anorektyków czy kompulsywnych obżartuchów. To już lepiej dokarmiać wirtuozów makiawelizmu. ;)
Buahaha, Wiedźmo, rozwaliłaś mnie. A kunszt to nie lada, bo wycisnąć ze mnie uśmiech trudno jest ostatnio. Dzięki. :*
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło. Do usług Szanownej Pani. :) [szarmancko a z galanterią zamiatam posadzkę piórami kapelusza]
OdpowiedzUsuńDla mnie to nawet udane kadzidło, mniej wilgotne od Avignon, trwałość też lepsza, jakkolwiek polecam do testów jako ciekawostkę, zakup w ciemno - nie polecam. Moc bardzo przeciętna.
OdpowiedzUsuń