Oksymoron. Wyrażenie, którego poszczególne człony są sobie przeciwstawne, jak na przykład "suchy deszcz", "słodka sól", "ciemny blask". Bardzo lubię oksymorony; pokazują to samo, co pierwiastki składające się na wodę: przeciwieństwa nie tylko się przyciągają, ale razem tworzą zupełnie nową, genialną jakość. :)
Za oksymoron można też przyjąć popularną nazwę "kamienie organiczne".
No bo jak? Kamienie? i Organiczne??
Owszem, generał SS, tłumiciel powstania w getcie warszawskim oraz likwidator tegoż Jürgen Stroop, wynurzając się w powojennej celi śmierci Kazimierzowi Moczarskiemu zdradził się z przekonaniem, że kamienie żyją, rozmnażają się i poruszają, ale przyparty do muru przez dociekliwego Polaka nie zdołał przedstawić żadnych przekonujących dowodów z kręgów dalekich od nazistowskich akademików. ;)
Gdyby miał na myśli kamienie półszlachetne, trudno byłoby nie przyznać mu przynajmniej części racji. ;) Bo przecież bursztyn, perły, koral czy gagat nie są niczym innym. Ale dajmy już spokój zbrodniarzom wojennym. Także dlatego, iż mojemu dzisiejszemu bohaterowi daleko do nazistowskiego fanatyka i półidioty w jednej osobie. Wręcz przeciwnie, mamy do czynienia z zapachem miłym, kuszącym, słodko-pieprzowym. Oksymoronicznym. ;)
Ambrowo-oksymoronicznym właściwie. Ponieważ, nauczeni doświadczeniem i wątłymi dość zasobami perfumistycznego polskiego internetu, zwykliśmy angielskie słówko "amber" bądź francuskie "ambre" tłumaczyć w kontekście tematu jako "ambra". I zazwyczaj mamy rację. Lecz w tym konkretnym przypadku należałoby wziąć stronę tłumaczeń z zasobu perfumerii internetowych. ;) Ponieważ, kiedy wtykamy nos w ciało uperfumowane Ambre od l'Occitane jasne staje się, iż tym razem "ambre" to nic innego, jak nasz stary, poczciwy "bursztyn".
...w pierwszych chwilach.
Owszem, ma w sobie sporo z tendencyjnie odbieranej ambry, puchatej, słodko-cielesnej, miękkiej i dosłownej, lecz dla mnie pozostanie kolejnym ciekawym odzwierciedleniem bursztynu. Blisko mu do Amber z Biblioteki Demeter bądź Ambra Indiana Tesori d'Oriente, choć innemu bursztynowcowi, swego czasu głośnemu Baltic Amber marki Voluspa nie dorasta do pięt; czy raczej do podstawy... ;)
Otwiera się przyjemnym, suchym i przykurzonym akordem żywicznym, by z czasem pomieszać się z, nieco już zwietrzałym, pieprzem. Wwierca sie w przegrody nosowe, drażni, usiłuje bawić się w berka (zawsze irytowała mnie ta zabawa). Dopiero po pewnym czasie uspokaja swoje niewczesne zapędy i nabiera słodyczy. Balsamiczność zamienia się w ciepłą, pastelową drzewność; jednocześnie kremową oraz nieco przekornie aksamitną. Zawsze zaś - miękką.
Im dalej w las, tym słodziej. :) Pieprz, nuty balsamiczne czy drzewne powoli odchodzą na dalszy plan. Główną rolę zaczyna grać ambra: słodka, umiejętnie podszywająca się pod erotyczną Ambre 114 z cyklu Histoires de Parfums [co jest tym ciekawsze, że obie kompozycje powstały w tym samym roku]. Niestety; ponieważ produkt l'Occitane en Provence mógłby stanowić ekwiwalent droższego zapachu HdP (oczywiście, gdyby nadal był w sprzedaży), lecz na nieszczęście dokładnie w tej samej chwili zaczyna uderzać w struny tanie i tak sztuczne, że aż rażące.
Potem jest coraz gorzej: słodko, nieco drzewnie, z nutką starego sproszkowanego pieprzu, ale coraz bardziej chemicznie. Laboratorium dyktuje zasady jak i przebieg akcji.
Czy mogłabym chodzić po świecie w chmurze słodkiego plastiku? Nie.
Co jest tym boleśniejsze, że początki były tak piękne! Lecz finał nie zachwyca: w tym bursztynie zdecydowanie za mało bursztynu. :) Nie znaczy to jednak, iż cała kompozycja jest do bólu marna. Nie jest; nie w swojej - dawnej! - kategorii cenowej. Martwią mnie najwyżej dzisiejsze absurdalne ceny z serwisów aukcyjnych; ale to nic nowego. Za unikaty powinno się płacić, czyż nie? ;>
Jeśli tak, to poszukajcie czegoś innego. Ambre bowiem przestało być unikatem.
Taki paradoks; a może oksymoron? "Wtórny unikat" ;)
Rok produkcji i nos: 2001, ??
Przeznaczenie: zapach teoretycznie dla kobiet, ale mężczyznom też nie powinien zaszkodzić. :) Bliski skórze i raczej codzienny; choć to, jak zwykle zresztą, kwestia indywidualnego wyboru.
Trwałość: w granicach pięciu godzin; czasem odrobinę dłużej, choć już tylko z nosem wtopionym we własną skórę.
Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna
Skład:
ambra, nuty drzewne, bursztyn (?)
___
Dziś noszę Soir de Lune marki Sisley.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.thevisitor.pl/index.php?id=347
2. http://euchenia.blog.onet.pl/1,AR3_2008-04_2008-04-01_2008-04-30,index.html
znów me serce zabiło mocniej:)a to za sprawą ambry:)
OdpowiedzUsuńL'occitane to pierwszy ładny ambrowiec z jakim miałem styczność:)
początek pamiętam ,rzeczywiście ciekawy,finału za to już nie ,było to tak dawno...
szkoda że obecnie nie produkowany.
z chęcią załapałbym się na 125mL giganta:)choćby tak dla przypomnienia:)
ceny na niektórych aukcjach również mnie martwią:(
no ale co się dziwić ,wszak to unikatowy produkt ,więc...
pozdr
J
Nawet niue zwrócxiłam uwagi, ze go wycofali. Bo że był, pamiętam. Przyjemnny. Nut chemicznych zupełnie nie czułam.
OdpowiedzUsuńZawsze wkurza mnie, żę L'Occttanne nie robi próbek. Nie kupię zapachu bez spokojnego, domowego testu. No nie i basta.
No i widzę, zę odwalasz działkę edukacyjną. Dla mniej rozgarniętych czytelników - definicja. :)))
OdpowiedzUsuńJarku - ładny, zgoda; ale nie niezwykły. Może gdybym miała okazję poznać ją, kiedy jeszcze stała na półkach sklepowych i w efekcie wzbogaciłabym się o flakon, patrzyłabym na Ambre inaczej? Tego nie wiem.
OdpowiedzUsuńWiem, że dziś jej nie chcę; nawet lepiej, bo nie muszę się łapać za portfel. ;) Może i unikatowy, ale tak raczej wtórnie. :)
Sabb - mnie to też irytuje. Douglas też próbek nie robi. Taka taktyka: klient dostanie firmową przy zakupie czegoś innego i niech nie narzeka. ;) Oczywiście, o ile firmowa nie wywędrowała na Allegro. ;P
Mnie marzy się jeszcze poznanie Lawendy od L'Occitane oraz Eau d'Iparie.
Co do definicji.. wiesz, tzw. "wykształcenie klasyczne" jest obecnie w zaniku, a nie każdy musi być humanistą. Boli mnie to, ale cóż? Nikt nie jest doskonały. ;)
Dziewczyno Twoja zabawa slowami jest tak smakowita ze az smieszna. Zarylem kopytami w podloge z okazji Twego 'wtornego unikatu". Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Leszek
Witaj! :) Bardzo dziękuję za miłe słowo. Cieszę się, że udało mi się Ciebie rozbawić. Co znaczy, że cel został osiągnięty. ;)
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam
Wiedźmo, jeśli nadal chcesz poznać Eau d'Iparie, to wyświadczysz mi przysługę, zabierając ode mnie próbkę tegoż (maleństwo, niecały mililitr w samplu) - mnię niestety z lekka mdli od niego :( Ech, kolejna to-miała-być-wielka-zapachowa-miłość-ale-nie-wyszło...
OdpowiedzUsuńByłabym wdzięczna. :) Tylko, czy mogłabyś potrzymać próbkę dla mnie tak z miesiąc? Ostatnio mam już trochę wąchania i testowania, a do tego chciałabym odpocząć. :)
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie jestem ciekawa: nuty wyglądają na grzechu warte, a jak wyjdzie..?
Jasne, mogę ją potrzymać :)
OdpowiedzUsuńSuper. Bardzo Ci dziękuję!
OdpowiedzUsuń