Czy Wy też miewacie czasem wrażenie, że produkty z linii uzupełniających pachną lepiej od perfum, do których miały być jeno dodatkiem? :) Bo ja tak. Scent Intense pachnie mniej dosłownie od perfumowanego balsamu do ciała, podobnie Casmir od Chopard. Lecz najwyraźniej tendencja owa ujawnia się w przypadku kompozycji marki Yves Rocher. Często staram się w ogóle nie wąchać ich żeli bądź mleczek do ciała powstałych jako dodatek do moich ulubionych wód marki. ;)
Co jednak zrobić, gdy to kosmetyki poznamy przed pachnidłem?
Cóż, pozostaje tylko westchnąć i...
Przykładem podręcznikowym jest trio: mleczko-żel-woda toaletowa z limitowanej linii Fruits de Noël 2010, konkretnie Orange & Chocolat. Najpierw poznałam żel pod prysznic i mleczko, których zapach mnie zachwycił. Obok głębokiej, soczystej, słodkiej pomarańczy unurzanej w lekkiej wytrawnej czekoladzie po prostu nie potrafiłam przejść obojętnie. Zakochałam się zimową porą. ;)
Nic dziwnego, że rozesłałam wici w poszukiwaniu wody toaletowej, której - jak wiadomo - do Polski nie ma sensu sprowadzać. Bo i po co, do kraju brudasów [nieważne, że aby kupić kolejne mleczko z linii, musiałam zapisywać się na specjalnej kolejkowej liście]? ;> Kiedy już stałam się właścicielką własnego flakonika, czym prędzej skierowałam na siebie chmurę pachnących kropel.
Początkowo było tak, jak powinno. Pomarańcza i Czekolada okazały sie dokładnie takie, jak produkty do pielęgnacji. Słodkie, soczyste, nieco wytrawne, sypkie i wysmakowane. Mityczny Duch Bożego Narodzenia w spreju. ;) Może trochę zbyt bliski skórze, ale to nie przeszkoda, by czasem mi towarzyszył.
Niestety, im dłużej miałam zeń do czynienia, tym mniej mi się podobał. Gdzieś zniknęła pomarańczowa świeża słodycz, czekolada straciła resztę swych płynnych, aksamitnych walorów, stając się sypkim, zwietrzałym kakao. W zasadzie to jeszcze nie wada; ot, zderzenie marzeń z rzeczywistością, na które nie mam zwyczaju utyskiwać. :) Lecz później do burego proszku dołącza męcząca, syntetyczna wanilina, zleżały cukier puder, a także coś w rodzaju zimnej kaszki ryżowej na mleku, od rana czekającej na wieczorne mycie naczyń. Teoretycznie w kompozycji nie ma niczego mało przyjemnego, w praktyce całość jest tak bardzo pudrowa, słodko nijaka, że nie potrafię pisać o niej bez zawodu. Gdzie się podziała bezpretensjonalność żelu i mleczka? Kto spieprzył wodę? Smutne to.
Przykre i mdlące. A początek był tak piękny!
Podsumowanie:
żel pod prysznic: 6/6 [pkt]
mleczko do ciała: 4/6 (z racji m. in. zbyt rzadkiej konsystencji)
woda toaletowa: 2/6
Nieco inaczej wygląda sprawa z produktem o teoretycznie słabszej trwałości oraz mocy, mającym za zadanie przede wszystkim odświeżać.
Woda kolońska Cèdre Bleu z serii o niezbyt oryginalnej nazwie Fraîcheur Végétale, czyli Roślinna Świeżość w założeniu miała oddawać aromat narodowego drzewa Libanu.
Także i w tym przypadku swoją pierwszą butelkę kupiłam wyłącznie po blotterowym teście zawartości, skuszona wyłącznie olśniewającym aromatem żelu pod prysznic z analogicznej linii.
Ten zaś pachnie bosko: żywo, drzewnie, świeżo w sposób, który nie jest w stanie zepsuć mi humoru. ;) Nieco pieprzowy, przejrzysty, kryjący w sobie woń północnoafrykańskiego tartaku. Do cna wypełniony niejednoznaczną witalnością; energetyczny, choć daleki od brutalnego ozonowo-cytruskowego potopu iście troglodyckich odświeżaczy powietrza. Cedrowy żel pod prysznic z roślinnej linii YR jest naprawdę zacny! :)
Jak w przypadku Oragne & Chocolat, i Cèdre Bleu w pierwszej fazie pachnie analogicznie do pokrewnych artykułów pielęgnacyjnych. Bardzo podobnie; wówczas bliska jestem olfaktorycznej nirwany. ;) Żałuję, że górne nuty znikają stanowczo zbyt szybko. Ledwie wyparuje alkohol, ledwie zdołam wciągnąć w płuca pachnące powietrze, a tu już następuje dalszy ciąg.
Po ekspresowym odświeżeniu następuje masowa produkcja jasnego, błękitnego pudru. Lecz nie jest to taki sobie, banalny puder. Gdyż wykonano go ze... skóry. A może z zamszu? Chyba jednak to drugie. :) Na ledwie widocznym rusztowaniu z drewna cedrowego rozsiada się upudrowany zamsz, dość wiekowy, ale nadal znać po nim najlepsze z możliwych wykonanie. Jest miękki, delikatny, wręcz subtelny, ale nigdy słodki.
Czasem pudru jest więcej, czasami przeważa zamszowa skóra, ale zawsze cedr pozostaje gdzieś hen, w tyle. Wyczuwalny, lecz nigdy wyraźny. Cóż to za Cèdre bez cedru?
Mimo to woda przypadła mi do gustu. Jest na tyle niesztampowa, przewrotnie ekscentryczna, lekko dziwaczna, że zużywam już drugi flakon. Czy będzie trzeci? Chyba nie, zawartość znika zbyt wolno. ;)
Podsumowanie:
żel pod prysznic: 6/6 [pkt]
antyperspirant: nieklasyfikowany [nie używałam]
woda kolońska: 5/6
Pozostaje tylko westchnąć i... pogodzić sie z losem. ;)
Orange & Chocolat
Rok produkcji i nos: 2010, ??
Przeznaczenie: zapach dla kobiet, miłośniczek hardkorowych pudrów i słodyczy. Bliski skórze.
Trwałość: średnia; w granicach sześciu godzin
Grupa olfaktoryczna: gourmand-świeża
Skład:
petit grain, pomarańcza, kakao
Cèdre Bleu
Rok produkcji i nos: 2003 lub 2008, ??
Przeznaczenie: miły, łatwo układający się zapach typu uniseks, bardzo bliski skórze. Na wszelkie okazje nieformalne, nie tylko latem. :)
Trwałość: jak na eau de cologne bardzo przyzwoita, do pięciu-sześciu godzin.
Grupa olfaktoryczna: drzewno-świeża
Skład:
wymieniono tylko drzewno cedrowe, ale z pewnością jest znacznie bogatszy
___
Dziś noszę Midnight in Paris marki Van Cleef & Arpels.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://ciaoflorentina.com/2010/10/24/chocolate-covered-orange-slices-treats/
2. http://www.pracbrown.co.uk/specimen--semi-mature-trees/gallery
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )