wtorek, 13 września 2011

Dzika woda

To wina innego bloga! ;)
Blisko tydzień temu, zaglądając na Perfume Shrine, można było poczytać co nieco o spocie reklamującym Eau Sauvage Diora. Właściwie chodziło o peta, cyfrowo usuniętego z rąk Alaina Delona. Cóż, mnie podobna cenzura nawet odpowiada, choć tak po prawdzie, to mam ją gdzieś.
Przeto zignorowałam mało pochlebny tekst, skupiając się na Delonie. ;)


Skupienie, jak wiadomo, generalnie dobre jest bardzo i procentuje, więc ochoczo zajęłam się zapachem, którego dotyczyła reklama. Wszak jest czym. :)

Eau Sauvage to więcej, niż klasyk choć mniej, niż ikona. Nie jestem zresztą pewna, czy można owo pachnidło ochrzcić mianem "legendy". Czemu?
Prawda jest okrutna, choć prosta. To zapach dla mężczyzn, a więc - jako taki - nie powinien budzić żywszych emocji. Ma być stylowy, może być innowacyjny, lecz nigdy nie ma prawa budzić nieproporcjonalnych do swej (pośledniej) rangi uczuć. Jeśli pomoże swemu użytkownikowi osiągnąć analogiczny efekt, to dobrze. Lecz nigdy, pod żadnym pozorem, nie wypada uczynić zeń fetysza; nie może być doskonały sam w sobie. Tak zapewne myślano w 1966 roku, gdy pachnidło po raz pierwszy ujrzało światło dzienne.
Cóż, seksizm to ma do siebie, iż potrafi uprzykrzyć życie także mężczyznom; przez kontrast, niejako "w negatywie"...

Szczęśliwie czasy się zmieniają i ES może spokojnie uzyskiwać należne sobie miejsce w panteonie olfaktorycznych sław. :)
W dzisiejszych czasach omawiany zapach jest spokojną, sztandarową wonią każdego dżentelmena z prawdziwego zdarzenia, tak wpasowaną w schemat, iż trudno zrozumieć, jak ryzykowna była decyzja o powołaniu go do życia w takim, a nie innym kształcie. Wszak po raz pierwszy od kilku stuleci w wodzie przeznaczonej dla mężczyzn, oprócz znanych akcentów kolońskich i aromatycznych, pojawiły się kwiaty. Najprawdziwsze, wyraźnie wyczuwalne kwiaty! To musiało być COŚ.

Jednak zanim pojawią się kosze pełne płatków goździka i jaśminu, moja skóra wydobywa jeden, zasadniczy składnik: cytrynę. Ogromną, wściekle żółtą, dojrzałą i soczystą; taką, jakiej nad Wisłą nigdy nie znajdziecie. Poza cytryną wyczuwam jeszcze kapkę lekkiej, skórzanej bergamotki, bliżej niezidentyfikowane "jakieś zioła" a także sporą szczyptę kminku.
Wszystko to miesza się na skórze w jedną, niemal niepodzielną pastę w najlepszym vintage'owym stylu. Trudno skupić się nad kolejnym stadium rozwoju, gdy nie wiadomo właściwie, co się czuje. Do głowy przychodzi mi jedynie kolendra, wspomniane zioła oraz spora dawka miłego, dystyngowanego pudru o orientalnym, nęcącym wydźwięku. Dopiero po dłuższej chwili pojawiają się kwiaty: efektowny, stonowany jaśmin oraz wdzięczny goździk, co prawda nie tak upojny jak w kobiecym wydaniu, lecz równie przyjemny dla nosa. :)
Baza Eau Sauvage jest sucha, nieco mydlana, nienachalnie wetyweriowa. Szykowna niczym garnitur z naturalnych tkanin, szyty na miarę. Za ów efekt odpowiada "cywilizujący" zawsze i wszędzie mech dębowy. Mydło zaś pochodzi od piżma które, jak rzadko w kompozycjach z tradycją, zupełnie mi nie przeszkadza. Wyczuwam także sandałowiec oraz puder z serca. Istotne są akcenty przypraw. Całość utrzymuje się dość blisko skóry, za to trwa w całej swej naturalności, zupełnie niewymuszonej Klasie. [O, słodki paradoksie! Wszak nazwa znaczy tyle, co Dzika Woda :) ]
Lubię takie klimaty w męskim perfumiarstwie, oj, lubię! ;)

Rok produkcji i nos: 1966, Edmond Roudnitska
(w roku 2009 miała miejsce znacząca reformulacja)

Przeznaczenie: klasyczny męski zapach; bliskoskórny i na wszelkie okazje, choć idealnie powinien sprawdzać się przy bardziej oficjalnych.

Trwałość: w granicach dwunastu godzin

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-świeża





Skład:

Nuta głowy: bergamotka, cytryna, kminek, bazylia, rozmaryn
Nuta serca: róża, jaśmin, goździk (kwiat), paczuli, kłącze irysa, kolendra
Nuta bazy: mech dębowy, wetyweria, drewno sandałowe, piżmo, ambra

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi ze strony zlinkowanej u samej góry. :)

4 komentarze:

  1. nie zrobił na mnie wrażenia,lecz po twoim jakże wspaniałym opisie zapragnąłem zmierzyć się z nim ponownie:)
    może rzeczywiście reformulacja jest aż nadto wyrażna, wszak testy przeprowadzałem kilka miesięcy temu i to na nowszej wersji.
    pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, choć zapewniam Cię, że to, co w recenzji jest wspaniałe, nie ode mnie pochodzi. ;)
    Gość naprawdę wyglądał wówczas jak milion dolców! :)
    Fakt; reformulacja zmieniła zapach dość znacząco. Nadal jest sobą i nadal sprawia bardzo przyjemne wrażenie, ale to już nie jest całkiem "to".
    Trzymaj się ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przełamywanie barier, zagarnianie coraz nowych obszarów, uzurpowanie sobie praw do wszystkiego co pierwotnie nasze i tego, co nie nasze. czemuż tylko kobiety miałyby to robić? :)
    Niech sobie panowie pachną kwiatkami do woli. Na zdrowie.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy my, ludziowie, lubimy wyznaczać granice, sobie i innym (innym przede wszystkim, mam wrażenie.. ;) ). Bzdura kompletna, ale skutecznie hamuje myśli a wyjścia z Hadesu pilnuje lepiej, niż trzygłowy pies. ;)
    Otóż to! Na zdrowie! :) Podziały istnieją tylko i wyłącznie w naszych głowach.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )