wtorek, 2 grudnia 2014

Zbrodnia w Downton Abbey

Obejrzałam dwie pierwsze serie Downton Abbey (i jeden odcinek świąteczny), przy trzeciej odpadłam po bodaj trzech odcinkach. Zamuliła mnie cukierkowość serialu, tych angielsko-arystokratycznych Forresterów czy innych Carringtonów [kto dziś ich jeszcze pamięta?]; do tego stopnia, że pozwoliłam serii czwartej spokojnie przepłynąć gdzieś obok mnie. Zaległości nadrabiać nie zamierzam.

Skłamałabym jednak twierdząc, że postaci cyklu nie zapadły mi w pamięć, że czasem za nimi nie tęsknię. Bo przecież czym byłaby współczesna telewizja bez hrabiny wdowy o twarzy, głosie i spojrzeniu Maggie Smith? Kiedy indziej natomiast, oglądając jakiś starszy fabularyzowany dokument o najsłynniejszym wybuchu Wezuwiusza, na widok jednego z - jak głosiła narracja z offu - najpotężniejszych pompejańskich patrycjuszy zdumiona krzyknęłam: "Carson!" i taka już zostałam, z nieoczekiwaną frajdą spoglądając w ekran, na którym istotnie rozgościł się Jim Carter. ;)
No i jest jeszcze Thomas, najniegodziwszy lokaj świata seriali, istny mistrz zbrodni na miarę jorkszyrskiej wsi. :] A jednocześnie pechowy gej, który wiecznie lokuje uczucia w niewłaściwych osobach. I to już od pierwszego odcinka cyklu.
Sami powiedzcie, jak go tu nie uwielbiać? :D


Nawiązanie do pierwszych odcinków serii nie jest z mojej strony przypadkowe. Ostatecznie to właśnie wtedy w murach Opactwa D. pojawiła się osoba, której wspomnienie pchnęło mnie do napisania recenzji pewnego pachnidła.

Pamiętacie tureckiego dyplomatę, który przybył do domu naszych bohaterów wiosną roku 1913? Tego, który (UWAGA, SPOJLER!) umarł w łóżku lady Mary (KONIEC SPOJLERU)? Wcześniej nieopatrznie, bo jak inaczej, odrzucając awanse Thomasa? Jestem niemal pewna, że facet ze swoich rodzinnych stron przywiózł perfumy pachnące bardzo ale to bardzo podobne do Black Line marki Mancera. :>
I gdyby tym oto zapachem nie rozzłościł przydzielonego mu lokaja, (SPOJLER!) pewnie żyłby aż po dziś dzień (KONIEC SPOJLERU). ;) Zawsze byłam zdania, że perfumy i namiętności mają na siebie ogromny wpływ - wystarczy ustalić, jaki.

W tym konkretnym przypadku nie ulega wątpliwości, że zirytowany nijakością Black Line Thomas niechybnie uznał, iż za podwójny brak gustu ślicznemu emisariuszowi o wybitnie nietureckiej urodzie należy się kara. ;> Jako doświadczony spiskowiec i łajdak z pewnością umiałby załatwić sprawę skutecznie. Gdybym była sędziną, to w zaprezentowanych okolicznościach uniewinniłabym służącego.

Black Line bowiem nie jest brzydkie. Przeciwnie, to całkiem przyjemne, oudowo-ambrowo-drzewne stworzonko, z różą o ciele niemal ludzkim oraz żywszym twistem ze skóry i pikantnych przypraw gdzieś na styku między głową a sercem. Problem w tym, że jest strasznie, strasznie nudne.
Nudne jak jasny gwint. Przewidywalne jak dylematy sercowe sióstr Crawley. Rozwleczone ponad wszelką przyzwoitość jak wątek Anny i Batesa. A przede wszystkim - tanie; kilka ukręconych bez pomysłu składników zlepia się w całość, za którą mogłabym zapłacić góra sto złotych, nie zaś przeszło sześciokrotność tej kwoty.

Naturalnym środowiskiem omawianego soczku winna być arabska perfumeria z olejkami i attarami na mililitry ale nie super-hiper elitarna nisza. I Thomas musiał o tym wiedzieć. Pytanie tylko, skąd? ;>


Rok produkcji i nos: 2013, mityczny Pierre Mancera

Przeznaczenie: zapach uniseksualny, dla miłośników perfum arabskich, którzy lubią przepłacać. ;P A poważnie to.. trudno powiedzieć mi, dla kogo. Na pewno testy polecałabym osobom, które miały już okazję przetestować co najmniej kilka pachnideł tego typu. Co wiem na pewno, to fakt słabej mocy Black Line, z początku układającego się w gęstą i wąską aurę, później wręcz przyspawanego do ciała nosiciela bądź nosicielki.
Na wszystkie okazje, pory dnia i roku; jak wiele innych przykładów co bardziej spokojnych perfum od Rasasi. Wróć: od Arabian Oud, yyy... Ajmala, tego, eee... Mancery. :D

Trwałość: około pięciu-sześciu godzin wyczuwalnego trwania i dalszych parę na wykończeniu

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna

Skład:

Nuta głowy: przyprawy
Nuta serca: róża, paczuli, skóra, akord ambrowy
Nuta bazy: białe piżmo, drewno gwajakowe, drewno sandałowe
___
Dziś Lys Noir od Isabey.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z http://www.argenteam.net/episode/39780/Downton.Abbey.(2010).S01E03-Episode.Three

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )