czwartek, 18 grudnia 2014

Poranek Tuarega

Oj, coś dawno nie pochylałam się tu nad perfumami o arabskim rodowodzie! Cóż, trzeba to jak najszybciej zmienić. ;) Najlepiej czymś ciekawym i typowym dla tamtejszej stylistyki perfumowej [acz nie do końca, o czym za chwilę].
Na przykład pachnidłem o nazwie Hajar, powstałym dzięki bahrańskiej marce Syed Junaid Alam.


To coś jednoznacznie arabskiego, gęstego, mocnego i oczywistego ale jednocześnie naznaczonego lekkością, wyraźnie sugerującą europejsko-kolońskie konotacje mieszanki.
Jednak nie cytrusy są tu na pierwszym miejscu ale oud, obecny też na miejscach drugim i trzecim. ;) Prężny, silny, nieco zwalisty i jednoznacznie cielesny [by nie rzec, że zwierzęcy]. Odważny w europejskich warunkach, w świecie islamskim pewnie raczej noszalny oraz wdzięczny i gładki. Pewnie. Nawet, kiedy pojawia się drzewna miękkość i jasność, agar wciąż utrzymuje się u steru, jednak dzięki niemu uspokaja się i krzepnie.
By wkrótce zacząć krzepnąć jeszcze bardziej. Jakimś tajemniczym sposobem po dobrych kilku godzinach dosłownej ale już oswojonej oudowości, na mojej skórze zachodzi nieoczekiwana wolta, dzięki której główną rolę otrzymują złociste, okrąglutkie, karłowate cytrusy. Po tylu godzinach życia perfum!

Jak to się stało? Dlaczego? Co anonimowy perfumiarz chciał w ten sposób osiągnąć? Mnie nie pytajcie. ;)
Jestem zbyt rozczarowana odkryciem, że nawet w takim towarzystwie, po podobnym silnym otwarciu, moja skóra i tak z cytrusami zrobiła to, co zazwyczaj. Czyli wykoślawiła je i zmniejszyła jeszcze bardziej, odejmując jakikolwiek urok i moc nie tylko im ale też poprzednikom, należącym przecież do olfaktorycznej wagi ciężkiej.
Dawid zabił Goliata? Może. Jednak bez wątpienia tym razem nie było to dobre zakończenie. ;)

Hajar oudowo-sandałowcowy, drzewno-stajenno-korzenny był mi znacznie milszy - choć przewidywalny - niż jasnożółty, blaknący szybko cytrusowy pyłek. Ten poranek na Saharze z radością zostawię komuś innemu.


Rok produkcji i nos: nieznane

Przeznaczenie: jak większość perfum oudowych z Półwyspu Arabskiego, także i te pierwotnie dedykowano mężczyznom [choć do pewnego stopnia w tamtym rejonie świata wszystkie perfumy to uniseksy; zupełnie, jak dla mnie ;) ]. Jednak bezbożne i niemoralne kobiety z Zachodu spokojnie mogą wziąć się za testy, szczególnie jeżeli wcześniej miały już do czynienia ze zwierzęcymi wcieleniami drewna agarowego. :]
Hajar jest arabski także pod względem mocy i projekcji, naprawdę niebawiących się w zbędne ceregiele i atakujących od razu z całą swoją siłą. Zmajstrowany przez nie sillage ciągnie się za uperfumowaną osobą całymi metrami. Później jednak, po przemianie w cytrusowo-pastelowy proszek, zdecydowanie stygnie oraz słabnie. Pytanie: dzieje się tak z powodu typowego zanikania perfum czy bardziej przez nietypowy rozkład nut?

Trwałość: około siedmiu-dziesięciu godzin, z czego cztery piąte dają nadzieję na typowego niezmordowanego długodystansowca, natomiast reszta to już cytruski i ekspresowy zanik.

Grupa olfaktoryczna: drzewno-orientalna

Skład:

Nuta głowy: cytryna, mandarynka
Nuta serca: kardamon
Nuta bazy: drewno sandałowe, oud
___
Dziś noszę to, o czym powyżej.

P.S.
Pierwsza ilustracja pochodzi z: https://www.flickr.com/photos/toffiundkamera/8577353498/in/photostream/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )