piątek, 26 grudnia 2014

Oud na święta, dyptyku część druga

Wczoraj mieliśmy okazję obserwować, jak z tematem drewna agarowego radzi sobie ceniona perfumiarka z szacownego francuskiego rodu. Dziś natomiast udajemy się na północ, na drugą stronę Kanału, przez jednych zwanego la Manche, przez innych zaś Angielskim. ;) Gdzie również zajmiemy się dwoma pachnidłami niesłychanie prestiżowymi i luksusowymi, opartymi o ciemne i nieco drażniące opary oudu.
Odległość to niewielka - zarówno geograficznie, jak i olfaktorycznie - ale różnica w podejściu do tematu okazuje się znaczna. Podobnie ma się rzecz z potencjalnymi odbiorcami wód. :)


W kompozycjach marki Floris, ponieważ to nimi zamierzam się zająć, od pierwszej chwili można wyczuć słynną brytyjską rezerwę wobec świata, ujawniającą się zarówno w fenomenalnym [przynajmniej dopóki nie schodzi do rynsztoka ;P ] poczuciu humoru ale też, całkiem paradoksalnie, w tamtejszej tolerancji, będącej zdaniem niektórych wyrazem całkowitego braku szczerego zainteresowania drugim człowiekiem. Według mnie jednak ów legendarny dystans [oczywiście głównie deklaratywny, kiedy przyjdzie co do czego :] ] pozwala części z nich, przynajmniej powierzchownie, na poziomie czysto marketingowym, wejść w skórę swoich potencjalnych klientów.

Brzmi to cokolwiek enigmatycznie, pozwólcie więc, że wytłumaczę na przykładzie: gdyby nie popularność Londynu jako zakupowej miejscówki krewnych i znajomych pertromiliarderów z Półwyspu Arabskiego, być może nigdy nie poznalibyśmy takich marek, jak Royal Crown, Clive Christian, Grossmith czy Roja Dove Haute Perfumerie. W kogóż innego miałyby celować? W tę część brytyjskiej arystokracji, której chciałoby się jeszcze ruszać mózgiem i poznawać Nowe [jakkolwiek je rozumieć] a która przy okazji wciąż może sobie pozwolić na kupowanie kolejnych zbędnych przedmiotów zbytku? Śmieszny pomysł.
Prawdziwym targetem przynajmniej trzech z wymienionych domów perfumeryjnych są rozkochani w perfumach i obłędnie zamożni arabscy szejkowie tudzież inni, mniej lub bardziej szemrani, milionerzy z Afryki bądź z położonych w Azji dawnych sowieckich republik. Siłą rzeczy również do nich kierowane są najnowsze pachnidła marek starych i tak szacownych, jak Floris, od roku 1820 cieszącej się nieprzerwanym statusem oficjalnego dostawcy brytyjskiego dworu (a będącej w tym gronie jedyną firmą perfumeryjną). Kiedy więc twórcy o podobnych tradycjach biorą się za komponowanie pachnideł dla relatywnie młodej ale już wymagającej klienteli, wtedy spokojnie można spodziewać się dzieł na bardzo wysokim rzemieślniczym poziomie. :)


Takich właśnie, jak Leather Oud, czyli ciemny, drapiący w gardle, lizolowy ale jednocześnie lekki oraz przestrzenny miks oudu ze skórą na ciepłej, paczulowej podstawie. Pełen wdzięku choć chwilami trudny w obejściu, nośny, wyrazisty, śliczny. Z wyraźnym złocistym, szafranowo-kwiatowym promieniem w tle, trzymającym ciemność skórzanej galanterii oraz gorycz oudu w delikatnych, niemal ażurowych, złoconych ramach.
Te perfumy aż chce się nosić, ubierać, cieszyć się nimi - tak są zdecydowane, drzewne i bardzo w moim guście; zawierają w sobie ciemność i blask w idealnie pasujących mi wcieleniach, tężejące mroczne szarości i czernie, wielobarwną lekkość a nawet kryształowy szyk (ambra z wetywerią) w doskonale dobranych proporcjach. Niczego nie brakuje, wszystko jest już na miejscu: złożone w całość gęstą ale przejrzystą, ciężką chociaż niemęczącą, charakterną lecz kojącą. Obok takiej mieszanki nie sposób przejść obojętnie! :)

Gdybyż tylko cieniem na jej cudowności nie kładło się nieomal bliźniacze podobieństwo do Oud Royal z linii Armani Privé! ;) Choć w Leather Oud, jeżeli wierzyć oficjalnej rozpisce, ważniejsze są ciepło-chłodne akordy kwiatowe, natomiast w słynnym agarowcu Armaniego spotykamy srebrzyste, czyste kadzidło, to reszta nut jest zbyt zbieżna, aby można było mówić o przypadku. I jest to bodaj pierwsze skojarzenie, jakie miałam z LO, potwierdzone także przez test porównawczy obu mieszanin.
Przy okazji okazało się nawet, ze jedyne, czym wygrywa mój dzisiejszy bohater, to projekcja, znacznie śmielsza i gęstsza aniżeli w Oud Royal. Poza tym i różą kontra kadzidło - rodzeństwo, podobne do siebie w sposób oczywisty, nie budzący zastrzeżeń. Szkoda.

Skórzany Oud, choć przepiękny oraz inspirujący, okazał się jednak dziełem wtórnym. Jak będzie z jego partnerką z miniserii zapachowej?


Dużo lepiej. :D Jeżeli cokolwiek przypomina, najwyraźniej nie dane mi było mi poznać pierwowzoru. ;)

Honey Oud, choć gra skojarzeniami z mieszankami opartymi o suche ciemne drewna oblepione miodem gęstym od drobin wosku czy pszczelego pyłku, obłędnie słodkiego i krystalizującego na ludzkiej skórze w złocistą skorupkę, w istocie potrafi stworzyć coś oryginalnego i złożonego. Jeżeli jest farbowanym lisem, trudno mieć o to do kogokolwiek pretensje.
Prawda jest bowiem taka, że najwięcej pachnidło wygrywa oryginalnym zestawieniem akordów tytułowych - gorzkiego i niemal żrącego, wiercącego się w nozdrzach i kłującego w duszę oudu (acz doprawionego innymi nutami drzewnymi), oraz miodu: z czasem coraz cieplejszego, lejącego się, przymilniejszego, zabarwionego waniliowo-karmelową miękkością oraz delikatnością. :) Im dłużej pachnidło trwa na skórze, tym ów kontrast staje się wyraźniejszy; przynajmniej aż do nut bazy, kiedy cichnąć i rozjaśniać się zaczyna już konsekwentnie wszystko.
Najpierw jednak pojawia się serce mieszanki a wraz z nim - piżmo jasne ale suche, pierzaste, naelektryzowane ale wystarczająco głębokie, by ujawniać zwierzęce swoje [sugerowane choć przecież nieprawdziwe] animalne korzenie. Duża w tym zasługa labdanum, zjawiającego się w Leather Oud gdzieś na skraju nut głowy i dyskretnie, jakby bocznymi drzwiami, wprowadzającego piżmo, dystansujące gorycz oudu ale uwydatniające jego animalne geny.

Złocistość, pierze, opary środków dezynfekujących szpital ale powoli przechodzące w dalekie wspomnienie końskiej stajni a do tego najgęstsze i najgłębsze z wcieleń miodu: oto dwie pierwsze fazy HO. Później delikatniejące i pokrywające się pastelowa miękkością albo stopniowo erodujące w drzewny pył; słabnące równolegle, w dalszym ciągu w nietypowej ale idealnej harmonii dwóch głównych, pozornie tak niedobranych, myśli przewodnich. Czy można doskonale wtopić się w tłum, w dalszym ciągu pozostając przede wszystkim sobą?
O to już musielibyście spytać ludzi przedstawionych na powyższej fotografii. :D Mieszkającą w Wielkiej Brytanii rodzinę,  podobno przynajmniej w części składającą się z Polaków. ;)



Oba dzieła powstały w roku 2014, jako części prestiżowej Private Collection; nazwiska ich twórcy lub twórczyni nie ujawniono.



Leather Oud

Przeznaczenie: zapach typu uniseks, chociaż w internetowym butiku marki można go znaleźć wyłącznie w kategorii "men" [ale nie warto się tym przesadnie sugerować; ostatecznie drugie z omawianych dziś pachnideł można zakupić, przechodząc do jego podstrony zarówno z zakładki "women", jak i również "men". ;) Czyli, gdybyśmy chcieli rygorystycznie stosować się do sugestii producenta, perfumy dzielą się na męskie i obupłciowe. :> Jakiemuś maczo lub damulce pasi taka specyfikacja? ;P ]. Jak wspominałam w tekście powyżej, cechuje je dosyć duża moc oraz nośność, z czasem redukująca się do wąskiej ale intensywnie pulsującej aury. Świetny na wszelkie okazje, chociaż wyrafinowanie bukietu czyni perfumy idealnymi na okazje wieczorowo-oficjalne, szczególnie z gatunku tych Najbardziej Ważnych. :)

Trwałość: w okolicach pół doby wyraźnej, śmiałej projekcji (wraz z bazą) oraz dalszych kilka stopniowego zamierania.

Grupa olfaktoryczna: orientalno-skórzana (i drzewna)

Skład:

Nuta głowy: bergamotka, skóra
Nuta serca: geranium, goździk (kwiat), oud, paczuli
Nuta bazy: wetyweria, "drzewna ambra", oud


Honey Oud

Przeznaczenie: woń również uniseksualna, o czym wspominam w pomniejszonej uwadze wewnątrz analogicznego podpunktu dotyczącego Leather Oud. :) W odróżnieniu od którego, Oud Miodowy charakteryzuje znacznie słabsza emanacja i moc; nawet na najintensywniejszym etapie swojego rozwoju nigdy nie odstaje od ciała uperfumowanej osoby na więcej, niż pięć do dziesięciu centymetrów a z czasem wręcz opada na skórę, otaczając ją ciężkim i miłym w dotyku woalem.
Na każda okazję, chociaż i tutaj prym mogłyby wieść wszystkie oficjalne, ze spotkaniami biznesowym na czele (nieśmiała projekcja!).

Trwałość: około dziewięciu -dwunastu godzin, może trochę krócej.

Grupa olfaktoryczna: orientalno-drzewna (oraz gourmand)

Skład:

Nuta głowy: miód, bergamotka
Nuta serca: paczuli, róża, oud
Nuta bazy: oud, labdanum, akord ambrowy, wanilia, piżmo
___
Dziś noszę Jasmin Rêvé marki au Pays de la Fleur d'Oranger.


P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://www.pinterest.com/pin/175921929170460997/
2. http://www.ruemag.com/gallery/entertaining?nggpage=2 [Autor: William Brinson]
3. http://www.flickr.com/photos/pennyrene/2153894997/ [Autor/ka: Penny Rene']

4 komentarze:

  1. Ja z firmą Floris zetknęłam się dawno, bo wtedy, kiedy jeszcze ich flakony można było spotkać w Douglasie. Przypadły mi te zapachy do gustu, bo aż "wiało" od nich klasą i doskonałym rzemiosłem. Nie oczekiwałam fajerwerków pomysłowości, dlatego cieszę się bardzo, że na warsztat Floris wziął mój ulubiony składnik (nooo, jeden z ulubionych).
    Szkoda, że nie mogę powąchać - ilekroć czytam recenzje nieznanych mi, a kuszących zapachów, mam ochotę zrobić nalot na Pracownię czy inne miejsce pełne nieznanych woni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A stały kiedyś w Douglasach? Znaczy: w polskich??? O.o Jestem w szoku.
      Klasy i stylu rzeczywiście w dziełach Floris nie brakuje, choć zupełnie nieoficjalnie i na ucho powiem Ci, że dla mnie jest ich aż za dużo. Tak nobliwie, ze aż nudno. No ale ta opinie nie wpływa na bardzo wysoką ocenę rzemiosła.
      Gdybyś jednak chciała poznać oba oudy, to niestety już nie za moim pośrednictwem. :/ Chyba, że po ostatnie krople pachnideł za jakiś czas udasz się do Lorieny, która już zaklepała sobie oba sample. :)
      A za komplement pięknie dziękuję.

      Usuń
  2. Świetna recenzja, najlepsze to zdjęcie :D. Połączenie oudu z miodem hm.. to musi być straszne, jak jakiś wosk do podłóg w szpitalu, prześwietlonym słońcem upiorne, przygnębiające, kojarzące się trochę z moczem ale przez swój żółty wydźwięk wydaje się świetliste słoneczne i ciepłe jak wczesna jesień.
    Chętnie wysłałbym ci próbke Parma Violet do recenzji :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że ostatnie? ;) Chciałam znaleźć jakieś "prawdziwe" niewystylizowane zdjęcie świętujących Brytyjczyków. To trafiło się jako jedne z pierwszych; a kiedy przeczytałam, że przedstawia polską rodzinę, to cała ewentualna reszta od razu poszła w odstawkę. :D
      Oud z miodem wcale nie jest zły. Choc teoretycznie to dwie całkowicie różne bajki, tutaj zestawiono je bardzo zmyślnie. Jednak, co prawda, nie jestem obiektywna, ponieważ od zawsze lubię perfumowe oksymorony; im więcej przeciwieństw, tym lepiej. ;D
      O, dziękuję za propozycję. Będzie mi bardzo miło. :) Zgłosisz się po adres na Fejsie (sama Ciebie nie zaczepię, bo z fanpejdża nie sposób wysłać pierwszej wiadomości do osoby prywatnej (ani innego fanpejdża))?

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )