sobota, 2 marca 2013

Pierwszy oddech wiosny


"Omniscjencja, wszechwiedza - pełna wiedza o wszystkich realnych i potencjalnych faktach i relacjach między faktami, tzw. znajomość wszechrzeczy. Gdy mówimy, że ktoś (lub coś) jest wszechwiedzący, mamy na myśli to, że wie o wszystkim: o wszystkich prawach natury oraz o wszystkim, co się wydarzyło, dzieje i wydarzy we wszechświecie od początku do końca czasu.
Jeśli zaś istnieje coś takiego, jak multiświat, wówczas o nim również wie wszystko. W wielu religiach za byt wszechwiedzący uważa się boga.
Podstawowym problemem filozoficznym związanym z wszechwiedzą jest pogodzenie wszechwiedzy boga z wolną wolą człowieka i aniołów". 
Cytat za Wikipedią



Śmiałe założenie, spróbować oddać tę ideę w perfumach.
Chyba nawet niemożliwe. I nie chodzi o jawną  nieporadność językową zacytowanego wyjaśnienia. ;)
Wszechwiedza oraz Jednia zamknięte we flakonie to pomysł zbyt szalony, zbyt groźny, by mógł kojarzyć się z czymś dobrym. Niebezpiecznie jest pragnąć czegoś, czego istoty nie jesteśmy w stanie pojąć [bo nie jesteśmy, jak nikt z żyjących ani umarłych].
Lecz jeszcze gorzej, kiedy nadajemy czemuś nazwę, której nie sposób sprostać. Inaczej niż w przypadku Enchanted Forest, gdzie zdołałam zauważyć nić porozumienia między zapachem a towarzyszącą mu Ideą, Omniscent marki YOSH już na wstępie winduje skojarzenie daleko ponad poziomy.

Co oznacza iż zapach, chociaż niewątpliwie wart uwagi, nigdy nie zdoła dorównać swojemu mianu. W żaden sposób.
Choć prawdę mówiąc, musiałabym cierpieć na nieuleczalną anosmię by zignorować fakt, że naprawdę próbuje. ;) Stara się ogarnąć swoim mocnym, zwartym i sprężystym ciałem jak największą przestrzeń, rozumem objąć tyle tematów, ile się uda. Dlatego w jednym pachnidle można odnaleźć dziesiątki tropów ku odmiennym olfaktorycznym klimatom. I dzięki czemu kompozycja z mało finezyjną acz zabawną grą słów w tytule wydaje się niezwykle energetyczną. Nadzwyczaj silną lecz stosunkowo niegroźną. Jak gwiazda neutronowa obserwowana z oddali, przez teleskop. ;)
Fantastyczne, astronomiczno-perfumowe fraktale. W kolorze - czyżby dzięki skojarzeniu z barwą pachnidła? - intensywnie pomarańczowym. Oddającym otoczeniu nadprodukcję energii, optymistycznym, stawiającym na nogi po mrokach zimowej depresji [tak przypuszczam; mnie samą nastraja depresyjnie raczej brak zimy ;> ].




Pewnie dlatego w chwili nanoszenia na skórę kompozycja dosłownie eksploduje; jakby tylko czekała na uwolnienie, by ze straszliwą prędkością oraz mocą rozpierzchnąć się po całej otaczającej ją przestrzeni. Kiedy nic nie stoi na przeszkodzie wiązce przypraw, upojnego kwiecia oraz nowoczesnych (ale tylko w kształcie, nigdy w energii) aldehydów, tak gęstej i świetlistej, że aż drażniącej powonienie.
Silny, jasny, rozgrzewający promień powstał na równi z akordów tuberozy, gardenii, geranium czy goździka co z metalicznego, suchego miksu cynamonu oraz paczuli, obu potraktowanych identycznie co w Lauderowym Cinnabar, z gałką muszkatołową tudzież szczyptą mielonego kminku. A do tego jasne, niewysłowione aldehydy, wypiętrzające aromat ponad niebiosa, przemożne, gęste.
I szybko zwężające się, wysmuklające, nabierające delikatności dzięki nutom słodkim. W kolejnej odsłonie podkreślające piękno kwiatów, wśród których prym wiedzie ciemna, miodowa tuberoza oraz gładka, jasna gardenia do spółki ze słodkim ylang-ylang; zresztą po pewnym czasie słodycz tylko zyskuje na znaczeniu, niemal spychając w cień akcenty przyprawowe. Niemal. ;) Sympatyczna konstrukcja z wanilii, niejadalnych egzotycznych owoców, ni to słodkich, ni to kwaśnych, nie soczystych ale i nie całkiem dojrzałych wspomaganych przez ciemne tony bazyliowych liści zdołała pięknie zestroić się z mocarzami otwarcia, dodając im nawet odrobiny gorzkich, wysuszających żywic oraz balsamów. A pod koniec cichnąc, zbijając się w jednolitą grudkę, już bardziej słodką i kwiatowo mocną niźli orientalno-drzewną. Chociaż... i tu pojawia się wyraźny kontrapunkt w postaci suchego, orientalizującego lecz potraktowanego zgodnie z wymogami stylu vintage drewna sandałowego. Kolejny trop wiodący nas ku Cinnabarowi.

Gdyby bóstwa z Cinnabar spotkały się z Habanitą oraz Truth or Dare Madonny - i gdyby razem postanowiły poprowadzić świat ku odradzającej się wiośnie - być może nam, śmiertelnikom, na dowód ich współpracy pozostałby wątły ślad w postaci właśnie Omniscent 0.96.

Które rzeczywiście stara się obsadzić wszystkie możliwe stołki. ;)

Rok produkcji i nos: ??, Yosh Han

Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach, choć tradycyjnie testy zalecam i mężczyznom - nie powinny zaszkodzić, a mogą uwypuklić orientalne aspekty mieszaniny.
O nielichej mocy choć sillage ograniczonym. Raczej na okazje mniej formalne (lub formalne w sposób wieczorowy :) ).

Trwałość: w okolicach pół doby

Grupa olfaktoryczna: kwiatowo-owocowa (oraz szyprowa i orientalna)



Skład:

Nuta głowy: gardenia, egipska tuberoza, bez, fiołek, figa, bazylia, liść marihuany, tunezyjskie opium
Nuta serca: goździki (przyprawa), geranium, czerwony grejpfrut, ananas, kiwi
Nuta bazy: wanilia, drewno sandałowe
___
Dziś noszę Oud Royal od Armaniego; ale już nie mogę się doczekać aż wskoczę w Carbone od Balmain [bo go z wiosną kojarzę, a tę dziś czuć w podgórskim powietrzu : ) ].

P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://hdwpapers.com/orange_3d_fractal_wallpaper-wallpapers.html
2. http://hdwpapers.com/orange_fractal_wallpaper-wallpapers.html

6 komentarzy:

  1. Amen.
    A szerzej - właściwie... mogę tylko przytaknąć. Miałam podobne odczucia. I podobny pomysł na recenzję. Ba! Nawet porównania mamy podobne.
    Great minds think alike. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już po publikacji powyższych słów zajrzałam do Ciebie; no i rzeczywiście: ekhem, przesadnym entuzjazmem nie wieje. ;) Ale w takim przypadku trudno, żeby przez samą nazwę nie narobić sobie oczekiwań. Więc można powiedzieć, że Yosh sama sobie winna. ;)
      Myślą podobnie czy raczej ducha zapachu daje się celnie przyszpilić, bo sama skłaniałabym się raczej ku drugiej z opcji.

      Usuń
  2. Ponieważ (jeszcze) nie znam tej kompozycji, napiszę tylko tyle, że nuty jakoś nie bardzo kojarzą mi się z wszechwiedzą... Nie wiem też, czego oczekiwałabym po takim zapachu, jakich składników, jakiego rozwoju. Niemniej zafascynowały mnie "Fantastyczne, astronomiczno-perfumowe fraktale" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i w tym sęk, że nuty się nie kojarzą! Bo niemal każda z innej parafii; no to co to jest jeżeli nie próba zgłębiania wszystkich kwestii naraz?? Trochę to przewrotne, ale chyba dobrze przekazałam to, co wyczułam w zapachu? Starania, aspiracje uniwersalistyczne...
      Bo fraktale są, fantastyczne, astronomiczne i perfumowe; a do tego wściekle pomarańczowe. ^^ "Taka to z Omni.. dziwaczka". ;))

      Usuń
  3. :****** Prawda jest , że Omniscent to twór multipotencjalny chcący być wszystkim - ale czyż nie to mówi jego nazwa ;)Owszem , potrafi powalić , nawet mnie zbił nieco z nóg na początku , ale potem - wszystko dobrze znane , nie stąd to zinąd , od Aromatics Elixiru poczynając , a na Edenie kończąc .Niemniej - godzien uwagi , zwłaszcza , kiedy człowiek nie może się zdecydować czym pachnieć , a ma chęć na killera ;) Mnie się podoba .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, cóż za całus! ;)
      No właśnie myślę tak samo: miało być wszystko, all in one, to jest! :] Więc narzekania, że za dużo, zbyt chaotycznie imo nie mają sensu.
      Trafnie zauważyłaś z tym "nie wiem co, ale killer". Na pewno ciekawa woda, warta poznania.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )