wtorek, 12 marca 2013
Kiedy kwitną lipy
No dobrze; wiem, że na tym konkretnym zdjęciu lipa zdążyła już przekwitnąć, jednak jest w nim coś takiego... Jakiś rodzaj zielonego cienia, aromatów nasyconego, dojrzałego lata, spokojnej łagodności, że po prostu musiałam je zamieścić w dzisiejszej recenzji. Której przedmiot aż nadto wyraźnie dał mi do zrozumienia dwie rzeczy: to, że naprawdę lubię zapach lipy w perfumach oraz po drugie - jeśli istnieje jakakolwiek stereotypowo letnia woń, która budzi we mnie wyłącznie pozytywne skojarzenia, dzięki której w ogóle jestem w stanie za latem zatęsknić, jest nią właśnie aromat kwitnących lip.
I tego się trzymajmy.
Lipy. Lipy są fajne. ;)
Szczególnie, kiedy towarzyszy im aksamitne, niezdatne do spożycia zielone mleczko, swoista intrygująca roślinno-zwierzęca hybryda oraz ciekawy miks jasnych, delikatnych drzew z nutami ciemniejszymi.
Clemency marki Humięcki & Graef.
Choć kompozycja ma nam przywodzić na myśl pełną dumy i dostojeństwa matkę o królewskiej postawie, po raz kolejny muszę stwierdzić, że wizje twórców marki oraz moja niespecjalnie się pokrywają. Choć podejrzewam, że w tym konkretnym przypadku "winę" ponosi mój mózg, który już dawno temu wyobrażenie takiej właśnie matki splótł z Ambre Sultan Lutensa [czyli kolejną kompozycją, która bezskutecznie doprasza się o zrecenzowanie; ale w końcu się doprosi; :) nie ma innej opcji]. Jeżeli pojawia się matka, to jedynie zwyczajna, jakich są miliony.
A może właśnie niezwykła?
Clemency to tylko i aż rodzinny odpoczynek na łonie natury. Ruch na świeżym powietrzu, może mały meczyk (piłkarski, badmintonowy czy jeszcze inny, bez różnicy) zakończony smakowitym piknikiem z sezonowych dań. W słoneczny dzień, na trawie, w cieniu przekwitającej lipy, z dalekim wspomnieniem akacjowych woni.
W miejscu, gdzie można spokojnie spożyć domowej roboty jogurt zaprawiony miodem - a jakże! - lipowym a później kurczaka pieczonego w płatkach róży; wyjąwszy aromat kurczaka. ;) Skupmy się na samej róży, różowej, wielkokwiatowej, słodkiej. A może róże rosną gdzieś w oddali, na skraju trawnika? Chyba tak właśnie jest [bo co to za kurczak, który nie pachnie kurczakiem?? Szczególnie pieczony. ;) ]. No więc siedzimy sobie pod drzewem, jedząc jogurt i odpoczywając, ciesząc się towarzystwem najbliższych oraz zapachami późnego lata.
Po jakimś czasie na lipa łączy się z akcentami drzewnymi oraz łagodnym tchnieniem bliżej nieokreślonych ziół, dzięki czemu jogurt rozrzedza się, przestaje być słodki oraz jadalny. W tym momencie pojawia się wspomniana na wstępie zielona mleczność; i nie chodzi o białe soki rośliny, lecz o fascynującą mutację chlorofilowych molekuł z pokarmem dla ssaczych dzieci. Ani roślina, ani zwierzę. Cudny, pełen łagodności oraz słońca stwór o sierści pachnącej ostro i drzewnie. Owiany dymem, sandałowcową pikanterią i o skórze pachnącej, jak gotowa galanteria. ;) Gdyż nutę tę ukazano identycznie, jak w pachnidle marki Bottega Veneta, w Cuir Améthyste Armaniego czy Boxeuses z pałacowej linii Serge'a Lutensa. Tylko akcentów takich, jak śliwki czy jaśmin trudno w Clemency poszukiwać. Zamiast nich jest lipa, akacja, daleka słodka róża, mleko oraz łagodny, bajkowy stwór.
Zapach wakacyjnej błogości, czułości oraz prawdziwego szczęścia.
Choć nie 'moje', pachnidło i tak znalazło własny kącik gdzieś w zakamarku mojej duszy. Dzięki wspomnieniu rodzinnych pikników w cieniu starej, rozłożystej lipy.
Rok produkcji i nos(y): 2009, Christophe Laudamiel oraz Christoph Hornetz
Przeznaczenie: zapach stworzony z myślą o kobietach, choć dla mnie to łagodny, bezpretensjonalny uniseks (z niewielkim tylko przechyłem w stronę pań - a i on może wynikać li tylko z "matczynych" sugestii), otaczający uperfumowanego człowieka wąską acz wyrazistą aurą.
Na wszelkie okazje.
Trwałość: w granicach sześciu godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa
Skład:
kwiat lipy, Cassie (destylat z kwiatów rośliny o nazwie akacja Farnesa), róża, mleko, skóra, drewno sandałowe, inne akordy drzewne
___
W tej chwili pachnę Rose Ishtar marki Rania J.
P.S.
Źródła ważniejszych ilustracji:
1. http://pixabay.com/pl/wapna-blossom-infructescence-linde-55863/
2. http://www.wellhome.com/blog/2011/06/planet-friendly-activities-for-the-summer/
Etykiety:
aromatyczne,
Humięcki and Graef,
kwiatowe,
nisza,
perfumy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jesteś Wiedźmo okrutna. Opisywanie lip i zapachów natury gdy za oknem szaleje mi śnieżyca powinno zostać zakazane.
OdpowiedzUsuńTylko ta skóra mnie niepokoi: Bottega Veneta i Cuir Noir to najpaskudniejsze skóry jakie poznałam.
Niby przyjazne i ładne lepią się od cukru i zgrzytają słodyczą w zębach. Tfuj!
Ha. Wiedźmy są znane z okrucieństwa. :>
UsuńKiedy tu nie chodzi o podobieństwo kompozycji jako takich, tylko samego ujęcia skóry: ciemnego, trochę dymnego ale jednocześnie miękkiego, subtelnego. W Clemency nie ma zbyt wiele słodyczy.
A Cuir Noir to rzeczywiście mega-rozczarowanie.
No popatrz! a u mnie kwiat lipy nie ukazał sie wogóle.Straszna lipa:D
OdpowiedzUsuńAromat ten skutecznie zagłuszyły nuty drzewne,a przede wszystkim te skórzane.
A jak ci się nosi Róża Rani Jouaneh?
To już chyba drugi taki przypadek, po jednym z Cognoscenti? Widać Twoja skóra odmawia eksponowania tego akordu; a szkoda.
UsuńCiekawe, że na mnie wyszedł taki subtelny i optymistyczny, bo przecież i ja wyraźnie czuję skórę oraz nuty drzewne. To pewnia przez mleczno-roślinnego potwora. ;) Jest tak bajeczny, że przysłonił mi cały (olfaktoryczny) świat z Clemency. ;)
Róża nosi się podobnie jak Oud. ;) Niby kłuje, gryzie i drapie ale szybko jej się odechciewa, kiedy tylko dajesz do zrozumienia, że i tak niczego tym nie osiągnie. :] Pięknie dziękuję. :*