Właściwie nie wiem, kiedy ani gdzie - na którymś z blogów, na Wizażu czy może na pewnym nieistniejącym już forum? - wyczytałam swego czasu, że Ceremony od Normy Kamali to bezjajeczny tworek, niewart głębszej uwagi [co sugeruje tamto forum ;) ]. Od tamtej pory jakoś nie miałam okazji, by pogląd ów zrewidować; choć chęci oczywiście były, jednak nie na tyle silne bym zabijała się za próbką. Zatem kiedy tylko nadarzyła się sposobność (dzięki, Rybo! :* ), postanowiłam sprawdzić, ki czort ta Ceremonia. :)
Z perspektywy obecnego doświadczenia olfaktorycznego wiem, że nie było się czego bać. Chociaż faktycznie Ceremony ma się do najsławniejszego pachnidła marki, Incense tak, jak zefir do huraganu, trzeba doprawdy niskiego progu tolerancji zapachowej, by widzieć weń tylko popłuczyny. Bo o ile nie da się ukryć, że omawiany zapach to łagodniejsza, bardziej "ludziowa" wersja Kadzidła, i tak zasługuje na uwagę - oraz całkiem sporo sympatii. :) Nawet, jeśli nie zapałaliśmy doń gwałtownym uczuciem.
Ceremony przypomina malarstwo orientalistyczne, te piękne, wydumane wizje życia na wschód od Europy. Przesiane przez sito fantazji dziewiętnastowiecznych zachodnich mężczyzn do tego stopnia, że finalnie od mile odległe od realnego świata; bajkowe. I tu kryje się niewątpliwa artystyczna wartość całego nurtu: krajobrazy i ludzie, zwierzęta i architektura z dzieł orientalistów przypominają światy, jakie zwykliśmy tworzyć marząc, gdzieś na pograniczu jawy i snu. W krainie, po której z największą swobodą poruszają się dzieci oraz artyści. A także innej maści wrażliwcy.
Dzięki wyobrażeniom kadzidła z kilku żywic, złączonego w harmonijną całość z labdanum, mnie Ceremonia przywodzi na myśl wszystkie nasze wizje starożytnego Egiptu, w szczególności Starego Państwa, epoki budowniczych piramid; faraonów, którzy dosłownie byli ziemskim wcieleniem najwyższego boga. Pewnie dlatego, iż obrzędy połączone z paleniem kadzidła w świątyniach starożytnego Egiptu nie należały do rzadkich widoków. I być może chodziło o kadzidło właśnie takie, jak w Ceremony: gęste ale przejrzyste, gorzko-tłuste acz naznaczone słodyczą. Głównie olibanowe, choć niemało weń wstawek z balsamu tolutańkiego czy wiotkiego mastyksu. Jednocześnie strzeliste oraz przestrzenne, zmącone akordami drzewnych drzazg [trochę postarzanego cedru, trochę sandałowca, trochę gwajaku (nie przejmujemy się faktem, że tego ostatniego starożytni Egipcjanie nie mieli prawa znać ;) )]. Z wyraźnym akordem złocistego labdanum; lejącego się, miodowego acz niekoniecznie słodkiego. Bliskiego mojemu czystkowemu ideałowi od Donny Karan (który dziwnym trafem też kojarzę z antycznym Egiptem).
Charakterystyczne też, że kompozycja niespecjalnie zmienia się w czasie. Może słabnie jej emanacja, mieszanka lekko ogrzewa się, podbijając animalne akcenty labdanum oraz żywic, z czasem poczyna dosłownie wlepiać się w ludzkie ciało, jednak trzon pozostaje niezmienny. Drzewno-orientalny, złożony z perfekcyjnie zbilansowanych przeciwności: gęstości i przejrzystości, zwierzęcej słodyczy oraz balsamicznej goryczki, smukłości i rozłożystości, lekkości oraz ciężkości, zmysłowości i transcendencji, światła i cienia, kiczu oraz artyzmu...
Co czyni Ceremony pachnidłem dokładnie takim, jakie lubię. :)
To nie popłuczyny tylko fantazje, niechby i erotyczne. W końcu z jakiegoś powodu orientaliści lubowali się w wizjach codzienności haremowej.
Inne skojarzenia, prócz wymienionych wyżej, to: Oliban Keiko Mecheri, Mystra marki Aesop, Oriental Lunge od The Different Company, L'Air du désert marocain Tauera, Rasha od Rasasi, Ambre Noir Sonoma Scent Studio.
Rok produkcji i nos: nieznane
Przeznaczenie: zapach typu uniseks; o sillage początkowo znacznym (ale bez przesady), później redukującym się do aury a na koniec bliskoskórnym.
Na wszystkie okazje.
Trwałość: w granicach siedmiu-dziesięciu godzin
Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-drzewna (oraz orientalna)
Skład:
tajemniczy :)
P.S.
Pierwsza ilustracja to U brzegów Nilu w Gizie pędzla francuskiego malarza, Charlesa-Théodore'a Frère. Zaczerpnęłam ją STĄD.
Już od kilku miesięcy noszę się z zamiarem opisania Ceremony- i jakoś mi to nie szło. Może i dobrze bowiem Twoja opowieść uświadomiła mi pewne aspekty tego zapachu, które dotąd albo których nie potrafiłam nazwać choć przez skórę wyczuwałam ich obecność.
OdpowiedzUsuńWięc przede wszystkim orientalność.Do tej pory moja wyobraźnia widziała Ceremonię jako obrządek rzymsko-katolicki, w sumie nadal ją tak postrzegam lecz moja wizja nabrała nieco wschodniego, mistycznego sznytu.
Po drugie zaś- zwierzęce aspekty labdanum. Wiem, nie brzmi to jak olfaktoryczne odkrycie dziesięciolecia lecz dzięki Twojej uwadze do mojej mozaiki rozumienia Ceremony dołaczył się kolejny, ważny element.
Moja opowieść zaczyna nabierać kształtu!
Czasem tak jest, ze wiadomo, co o danym zapachu chce się powiedzieć ale nie wiadomo, dlaczego właściwie... Albo brak nawet tego pierwszego. U mnie przypadek Oud Royal, Padparadschy, Tabu, Youth Dew...
UsuńAle bardzo Cię proszę, nie sugeruj się moją opinią.
Kiedy po opublikowaniu powyższych słów zajrzałam do natu w poszukiwaniu innych recenzji, byłam zdziwiona, że sporo jest "katolickich" skojarzeń. Bo gdzie olibanum, tam zaraz musi być ksiądz w ornacie, z trybularzem w ręku? O.o No ale ja to ja. :]
Dla mnie labdanum często jest barrdzo cielesne i zmysłowe. Takie mrrr... :) [Jeśli nie znasz Labdanum od Dony Karan, przypomnij mi o nim przy naszej kolejnej wymianie, dobrze? Podeślę Ci parę kropel.]
A na Twoją opowieść czekam z niecierpliwością! Jak zawsze zresztą.
Znam Labdanum DK i bardzo sobie je cenię - choć wolę tą żywicę w mniej dymnym a bardziej słono-gorzkim wydaniu. Na mnie jednak czystek raczej nie bywa zmysłowy- częściej jest intelektualistą ze skłonnościami do ascezy. I takie oblicze ukazuje mi w Ceremony.
OdpowiedzUsuńSłono-gorzkie też jest piękne. W ogóle tę nutę łatwo daje się lubić, podejrzewam.
UsuńIntelektualizm z ascezą powiadasz? Niesłychane, jak te perfumy potrafią się zmieniać w zależności od tego, kto ich używa!
Ale w takim razie tym bardziej jestem ciekawa Twojego odbioru Ceremony. Skoro u ascety pojawił się wschodni mistycyzm oraz akcenty cielesne, może być, ekhem... ciekawie. :)