piątek, 28 grudnia 2012

Przymiarki do sprzątania magazynu

Magazynu próbek, odlewek, miniaturek i innego pachnącego drobiazgu. Tyle tego, że hoho - a opisywać nie ma komu. ;)

Amouage, Lyric Woman

Róża, taka niezbyt duża. Choć i nie mała. :)
Za to na pewno bardzo kobieca. Głęboka, z początku balsamiczno-przyprawowa, bogata, z czasem coraz bardziej zaczyna przypominać pudrowe różane konfitury. Bardzo dobrej jakości, starannie złożone, o ciekawej, satynowej fakturze i dobrze wyczuwalnym śledzie - ale jednak konfitury. Lub woda różana z odrobiną przypraw, delikatnie różowa. Gładka, ciepła. Ale nudna.
W mojej opinii zbyt zachowawcza, za bardzo europejska. Chociaż ładna.

Skład:
bergamotka, kardamon, cynamon, imbir, geranium, ylang-ylang, jaśmin, róża, kłącze irysa, arcydzięgiel, wetyweria, paczuli, piżmo, mech dębowy, drewno sandałowe, inne nuty drzewne, wanilia, bób tonka, kadzidło


Christian Dior, Eau Sauvage Fraîcheur Cuir

Delikatniejsza wersja Diorowego klasyka to najbardziej proste wyjaśnienie. Rzecz jasna prawdziwe, jednak ES Fraîcheur Cuir jest czymś więcej. Przede wszystkim - pachnidłem bardziej prostym, niemal ascetycznym. Będącym interpretacją skóry szorstkiej ale nowoczesnej. lekko drzewne oraz złociste, dosyć suche. Z czasem wytawnieje, promując skórzano-ambrowe akordy.
Bliskie ciału... a może po prostu lepiej testować pachnidło latem? ;)
Bardzo dobre, stworzone z szacunkiem dla tradycji pierwowzoru.

Skład:
cytryna, drewno cedrowe, skóra, ambra


Kilian, Rose Oud

Rozczarowanie. Pachnidło, które początkowo wydaje się być zbudowane na idealnej równowadze między akordami tytułowymi, w miarę upływu czasu przeistacza się w słodkawą, pozbawioną charakteru pulpę, by finalnie skisnąć otoczeniu burego paczulowego pudru (dosyć dziwnego), tłamszącego oud oraz psującego różę.
Mogło być o wiele lepiej.

Skład:
drewno gwajakowe, szafran, tynktura różana, oud


Maison Francis Kurkdjian, Cologne Pour le Soir

Kredytów nie udziela się, Rabat jest stolicą Maroka a "woda kolońska na wieczór" to oksymoron. :D I nic innego. Tak uważam.
Nie ma czegoś takiego, jak cytruskowe orzeźwienie dobre na wieczór, przynajmniej w naszym klimacie. Może w rejonach na południe od Kurkdjiana, gdzie latem temperatura bez kłopotów przekracza czterdzieści stopni Celsjusza, ale nie u nas!
Dlatego choć potrafię docenić kompozycję lekką, pudrowo-słodką, ułożoną wokół akcentów melasy (raczej nie miodu, deklarowanego w spisach nut) oraz róży, z towarzyszeniem ciepłych żywic, jako żywo nie widzę powodu, by toto nazywać "cologne". Nie rozumiem tego.
I dlatego zamierzam bojkotować pachnidło. Kto mi zabroni? ;]
Kadzidła nie stwierdza się.

Skład:
benzoes, biały miód, róża, kadzidło


Rasasi, Esraa

Nazwę pachnidło ma obłędną, przyznajcie. :)
A do tego jest naprawdę porządne, przyjemne. Idealnie pasujące do profilu marki. Złożone koncertowo, w odpowiedni sposób balansujące między łagodnym bogactwem nut "europejsko orientalnych" a ciężką, wytrawną, nieco gorzką i zwierzęcą egzotyką.
Z początku dominują akordy lekko paliwowe, fiołkowo-drzewno-przyprawowe, które w miarę upływu czasu stają się bardziej słodkie; delikatnie przypudrowane, uniseksowe z przechyłem w stronę stereotypowo kobiecą. W finale zaś pojawia się sandałowiec ostry i tak dosłowny, że aż gorzki, tłusty, chwilami subtelny jak Sensuous kiedy indziej skoligacony z piżmowym orientalnym brutalizmem.
Dynamiczne, wyraźnie zmieniające się w czasie, efektowne.
Esraa to kawał dobrej perfumiarskiej roboty.

Skład:
bergamotka, ylang-ylang, szafran, drewno cedrowe, ambra, irys, balsam gurjum, nasiona piżmianu, drewno sandałowe
___
Dziś noszę Kaféïne marki L'Atelier Bohème.

8 komentarzy:

  1. Czytam ten Twój wpis i w sumie mojej szufladzie też by się przydało wietrzenie. W sumie to się zastanawiam, czy po nowym roku jakiegoś wątku "swap" u siebie nie zamieścić.

    A może nawet my się wyminimy, będzie bliżej ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda, to prawda, obrastamy w sample & co. A pomyśleć, że zaczęło się od kilku zaledwie próbek! ;) Które dotarły do mnie dzięki Pewnej Osobie. Ciekawe, jak ta persona czuje się dziś z myślą, że stworzyła potwora? ;)
      A jak było u Ciebie?

      Czemu by nie...? :)

      Usuń
    2. U mnie zaczęło się od przynoszenia do domu pojedynczych próbek z Sephory, czy to takich robionych, o które prosiłem, czy to takich firmowych dodawanych do zakupów. Później odkryłem istnienie perfumerii niszowej i że mamy w Polsce Galilu i Missalę. Zacząłem sam co jakiś czas zamawiać próbki, potem przyszedł czas na pierwszy niszowy flakon z próbkami w prezencie. A potem maszyna ruszyła, zaczęły się wymiany itp. Czasem zdarzało mi się, że dostawałem próbki od różnych osób tylko po to, żebym posłuszyły mi jako materiał do recenzji na blogu. Nawet Missala czasem tak mnie wspiera :D

      Usuń
    3. No tak, Sephora i spółka. Chyba każdy tak zaczynał (jeśli nie liczyć perfum mam/babć/ciotek itp.). Już zapomniałam o tamtym czasie, chodziło mi raczej o niszę. :) Ogólnie straszne, jak szybko nas wciągnęło.
      Ale z drugiej strony - jeśli ziarno trafia na podatny grunt... :D Mam nadzieję, że dopóki nie głodujemy ani nie zapożyczamy się z powodu perfum, jest dobrze. ;]

      Usuń
  2. ja już myślałam że tu jakaś wyprzedaż zbiorów się szykuje i już przydrepatałam co by coś dla siebie wypatrzyć a tu całkiem zgrabne mini recki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę! Tytuł można było zinterpretować i tak, nie pomyślałam. A wietrzenie by się przydało. Tylko, że jakoś nie potrafię wytypować zapachów przeznaczonych do odstrzału; a teoretycznie powinno być prosto - te, których nie używam :/ Tylko, że oznaczałoby to usunięcie niemal całej kolekcji, bo i tak głównie testuję. ;)

      Czy zgrabne, to nie wiem; wiem, że napisały się szybciej, niż zwykle. :) Ale za miłe słowo dziękuję i tak. :)

      Usuń
  3. Nie martw się, ja tych zapachów które najbardziej lubię prawie nie używam z uwagi na ciężki doń obecnie dostęp, zwyczajnie boję się że jak się rozszaleję to osuszę flakon, z drugiej strony nieraz boję się, że się popsują i bądź tu człowieku mądry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, skąd ja to znam. Trzeba rozstrzygnąć pewną istotną kwestię: czy perfumy traktujemy bardziej jak przedmiot użytkowy czy jak dzieło sztuki?

      Bo o ile w dżinsach i ulubionej koszulce najchętniej chodziłoby się codziennie, to raczej nie mogłybyśmy tak często używać wieczorowej kiecki od Diora na przykład... ;) I nie tylko o brak okazji mi chodzi. Przecież nikt nie nosi swojego obrazu van Gogha przy sobie. :) Tylko czasem go popodziwia; może więc unikalne perfumy warto czasem powąchać "z korka", jeszcze rzadziej ubrać na siebie ale głównie - cieszyć się posiadaniem...?

      Wczoraj w nocy oglądałam film dokumentalny o klubie bogatych pań, kupujących (a właściwie to uzależnionych od ;) ) stroje z paryskich wybiegów haute couture. Wszystkie traktowały wydatek jako inwestycję w dzieła sztuki; takie, którymi za życia cieszysz raczej oko niż używasz zgodnie z przeznaczeniem, a na mocy własnego testamentu później przekazujesz muzeum.
      I takie właśnie okołoperfumowe myśli krążyły mi po głowie. :) Pomyślałam o Twoim komentarzu między innymi.

      Usuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )